Dreadnought – starcie tytanów

Nitek dnia 23 czerwca, 2016 o 10:40    17 

Jestem bestią wygłodniałą klasycznego dogfightu, tak dobrze realizowanego niegdyś w Tie Fighterze czy innym X-Wingu. Kosmiczne pew-pew-pew to coś co tak działa, jak na kostkę lodu hutniczy piec. Jak na złość podawane obecnie około tematyczne działają w trybie F2P, a tego zaś lubię unikać. No, ale Dreadnought, zamknięta beta, splendor i bogactwo.

Całkiem fajne, nie? Wielkie kosmiczne kolosy, przywodzące na myśl dryfujące w przestrzeni walenie, ścierające się w przestworzach, ciekawe. Jak się okazuje, istotnie, Drogi Czytelniku, albowiem zabawa jest przednia, a jednocześnie zaskakuje swoją złożonością, czego właściwie się nie spodziewałem. Dostałem obuchem z zaskoczenia i kurde, przy całym swoim uprzedzeniu to już drugi raz, po Crossout, kiedy zabawa w F2P wbrew wszystkiemu, nie przyprószyła włosów mych siwizną, a portfel nie płakał pod naporem wyciąganego zeń hajsu na pierdółki. Kurczaki. A mówią, że starego psa nie nauczysz nowych sztuczek, ale z drugiej strony, trzy lata temu z okładem nie wiedziałem za bardzo też o roguelike’ach.

Dreadnought to nie rogal. To masywne potwory grasujące w przestworzach o ciężarze znacznym, rzutującym na dynamikę zabawy. To nie lekkie i zrywne maszyny, a gigantyczne kolubryny, które niejednego myśliwca zjadły. Trochę się obawiałem czy rozgrywka, nawet w wariancie 5v5, nie będzie przypominać starcia emerytów przy laczkach w Lidlu. Nie do końca, choć tempo nie zrywa grzywy, co poniekąd jest wyróżnikiem na tle innych, szybszych strzelanek w przestworzach. Bliżej zabawie pod względem dynamiki War of Warships, niźli do takiego War Thundera. A to i tak nie wszystko.

Dreadnought (1)Klas okrętów gwiezdnych do wyboru jest pięć.Są statki dla łasych na szybkie zabijanie, wielkie niszczyciele, ale także statki naprawcze pozwalające na przetrwanie kampanii oszołomów chwilę dłużej niż ustawa przewiduje. Wszystkie mają kilka miejsc, w które możmey wpakować wszelkiej maści śmiercionośne gadżety. Dwie bronie podstawowe, cztery zdolności użytkowe, w tym rakiety, te naprowadzane i nie, torpedy, ale też możliwość skorzystania z napędu przenoszącego nas w try miga na inny fragment mapy. Dobór poszczególnych elementów leży w Waszej gestii i dość mocno odbija się na prowadzoną rozgrywkę. Zapominając o działkach antyrakietowych nie zdziwicie się jak odpalona salwa podziurawi Wam dość szybko poszycie, kiedy nie odpalicie osłony w odpowiednim czasie. Zresztą to i tak wyższa sztuka jazdy, a i tak na początku gry paleta wyboru nie jest jakaś specjalnie rozbudowana. Poszczególne zabawki odblokowywane są wraz z levelowaniem naszej postaci i jak to bywa, prawdziwa zabawa zaczyna się po dziesiątce, kiedy magazyn pęka w szwach od odblokowanego dobra. I nie, amunicji się tu nie kupuje, lokując zdobywane punkty w czysto kosmetyczne rzeczy jak malowidła na statek i insze popierdółki. Cała reszta zabawek to mocno wybuchowa sprawa, malującą pola bitwy feerią barw cieszących oczy. Paletę wyboru zamykają dwie zdolności specjalne przypisywane poniekąd do załogantów naszego statku i są to perki wspomagające jak choćby zwiększenie poruszania czy szans na unik, ekwiwalent pasywnych perków z dowolnego RPG.

Dreadnought (2)Kiedy już przebrniecie przez ten swoisty kreator postaci, znajdziecie się na mapkach, bardzo ładnych należy zaznaczyć. Co prawda mapek nie ma zbyt wiele jak na razie, ale nie dość, że ładne, tak o zadziwiających wartościach taktycznych. Wspomniałem już, że sterowane tu maszyny to ogromne krowy, poruszające się majestatycznie, ale niezbyt zrywne. Można co prawda na moment podładować silniki energią, by szybko przemieścić się na z góry upatrzoną pozycję, ale efekt jest krótkotrwały, energii zbyt mało, a ta jest bezcenna. Ta samą energię można skierować do broni wzmacniając ich siłę rażenia, czy też do osłon, by oddalić nieuniknioną eksplozję silników choć o chwilę. Odnowienie się zasobów zajmuje chwilę, więc należy korzystać z tego mądrze, bo podczas totalnego wygrzewu z wszystkich luf na pokładzie można się zagapić i nie mieć jak odpalić osłony na czas. Mocne wartości taktyczne.

To samo tyczy się ukształtowania terenu na mapach. Co może zdziwić, ale skoro statki nie są zbyt mobilne, sprawdza się to znakomicie. Przeorana kanionami powierzchnia planety daje miejsce na zasadzki na flotę przeciwnika w wielu punktach zapalnych rozstawionych na dystansach stosunkowo niewielkich, tak by zawsze coś się działo. Przyczajki między skałami szybko wchodzą w krew, bo wychyl się nad poziom gruntu, a zobaczysz takie fajerwerki synek, że nawet w Rio na sylwestra tyle nie odpalają. Nawet pole bitwy na orbicie, w okół elementów zdezelowanej stacji kosmicznej zdaje się, ma skrzętnie umiejscowione przeszkody i miejsca służące do skrycia naszych niecnych zamiarów przeciwnika. Stalowy pierścień, rdzeń stacji, służy jako naturalna osłona przed salwami przeciwnika, przyjmując na siebie większość wystrzelonych za wysoko pocisków. Za asteroidami przyczaisz się niczym Han Solo w Imperium Kontratakuje, by zaatakować niespodziewających się wrogich pilotów znienacka. Patent służy rozgrywce bardzo dobrze i jest niewątpliwie jej mocną stroną, bo zamiast czystej napieprzanki z czego wlezie w ładnym opakowaniu, dostajemy strzelankę z namaszczeniem taktycznych zachowań, przez co gra się w to ździebka inaczej niż w typowe oranie latających maszyn przeciwnika.

Dreadnought (3)W tym wszystkim równie ważne jest granie zespołowe, bo tak samo jak masywne są nasze wehikuły, tak trwogę wywołują ich paski zdrowia, które dość ciężko się drenuje w pojedynkę, nierzadko kończąc jako kupka prochu. Kluczowym jest działanie wspólne, gdzie jednak ktoś musi się skusić na bywanie mechanikiem, bo bez tego co prawda da się przeciwnikiem rozjaśnić niebo, ale zanim do tego dojdzie odpłacicie za to życiem. Z tym bywa różnie, bo wiadomo jak jest z osobami losowo dobieranymi do zabawy, także granie ze znajomymi może nie jest obligatoryjne, ale na pewno będzie mniej frustrujące niż latanie razem, a jednak osobno.

Nie dostałem dogfightu na jaki wciąż czekam unikając propozycji serwowanych w modelu płatności, którego się lękam. Nie ma tu szalonych przelotów tuż przy ziemi przy prędkościach dławiących sztuczną szczęka, ani gibkich beczek i akrobatyki powietrznej na szeroką skalę, a moje ADHD nie jest specjalnie rozpieszczane. Adrenalina nie rozpycha mi żył jak szpinak u Popeye’a, a jednak wracam od czasu do czasu postrzelać się na relaksie, z zacięciem taktycznym i wykazując się nie lada sprytem dryfując w dolinach ładnych miejscówek, tylko od czasu do czasu kogoś zestrzeliwując plując przy tym po szybie kokpitu z natłoku emocji. I to jest, kurczaki, całkiem fajna sprawa.

Dodaj komentarz



17 myśli nt. „Dreadnought – starcie tytanów

  1. lemon

    A dotąd myślałem (to pewnie przez to “your ship, your team” i brak właściwego gameplayu), że to cały team obsługuje jeden wielki okręt, bo tam tyle różnych systemów, że jeden gracz by nie ogarnął. Taki multi by się przydał.

    PS F2P zawsze zaczyna się płatną “tylko kosmetyką”, a potem będą paczki z XP, premium konta itd.

  2. The_Mister_A

    Czepne się! wielkie niszczyciele mi nie pasują. Niszczyciele są małe 😛 i tyle. Są mniejsze od krążowników, Pancerników i innych ustrojstw pośrednich!

    Dystrybucja on-line i wszystkie te pieprzone kickstartery przywróciły nam rynek gier. Można krytykować niektóre elementy, ale jakby nie to to bysmy mieli tylko Call OF dupy 246.

    Ale żeby nie było, że krytykuje wielkich wydawców. Królem DLC jest Paradox!!!!

  3. larkson

    Z jakiegoś powodu przypomniała mi się gra, która stoi po drugiej stronie skali jeśli chodzi o dynamikę: Strike Vector. Też multiplayer, gdzie miało się samolocik, który mógł latać w dwóch trybach, takim, gdzie latał jak odrzutowiec i takim gdzie był jak helikopter. Rozgrywka była dynamiczna, zwłaszcza, wtedy, gdy trzeba było przed kimś spieprzać, a mapy były tak zaprojektowane, że można było robić różne dzikie akcje. Mechaniki w niej zawarte przypominały Quake’a albo Unreala. To była jedna z naprawdę nie wielu gier, które potrafiły pompować u mnie adrenalinę. Nawet kiedyś coś o niej pisałem (tak, bawiłem się w pisanie tekstów o grach). No i nie była F2P. Była zajebista. Szkoda, że już zdechła…

Powrót do artykułu