Dobre gry zapadają nam w pamięć z różnych powodów.
Są takie co pieszczą gałkę oczną pięknymi widoczkami (lub szczeciną na twarzy Aloy), są takie które mają wyrazistych, dobrze napisanych NPC-ów, niektóre przyciągają nas jakimś niestandardowym pomysłem, sycącym gameplayem, wysokim replayability… Ale ile gier zapamiętamy ze względu na muzykę?
Need for Speed, pewnie powiecie. Albo GTA. To ja teraz dorzucam do kupki Wasteland 3.
Wasteland 3 oczywiście zasługuje na osobną recenzję, na którą się na razie nie poważe bo po 37 godzinach gry jestem w jakiejś 1/3. Przy którejś dyskusji o Wasteland 2, powiedziałem ‘przed grą trzeba zamknąć oczy i parę razy sobie głośno powiedzieć – To nie jest Fallout’, i to zdanie podtrzymuję – to nie jest Fallout. Ale to jest gra pokazująca jaki Fallout mógłby byc, jaki Fallout powinien być.
Ale wróćmy do muzyki. Za rekomendację powinno wystarczyć jedno zdanie – Brian Fargo do nadzoru nad ścieżką muzyczną zatrudnił Mary Ramos. Ale pewnie nie kojarzycie pani z nazwiska. Oszczędzając wam guglania – to jest osoba odpowiedzialna za muzykę w filmach Quentina Tarantino. I teraz już pewnie staje się wszystko jasne.
Cieszcie uszy. Gameplay nie mój.
W bonusie macie oryginalniejszą wersję (by Johny Cash) do porównania.
Muzyka często robiła kiedyś grę. Nie wiem, czy zachowuje tę funkcję jeszcze i dziś, kiedy mniej pola pozostawiono dla wyobraźni. Ale czy Planescape: Torment byłby sobą bez tła skomponowanego przez Marka Morgana? Tego samego, który umuzycznił nam Fallouty 1 i2 (a także F:NV i Wasteland 2). Nie jestem pewien.
Jasne, jeszcze (kiedy to było!) przy CoD:MW2 twórcy postanowili zatrudnić, jak przystało na superprodukcję, Hansa Zimmera. Dzięki czemu bieg Soapa przez złomowisko nabrał dodatkowych rumieńców. Muzykę do gier robili tacy obecnie mistrzowie Hollywoodu jak Michael Giacchino (do dziś czasem nucę otwarcie z MoH:AA), po którym pałeczkę we współczesnych Medalach przejął Ramin Djawadi i trzeba przyznać, że machnął do nich kilka klimatycznych kawałków (np. “For Rabbit”, który sobie puszczam, kiedy chcę zabić jakiegoś bohatera w powieści i potrzebuję do tego odpowiedniego klimatu:P. Niemniej, mam wrażenie, że w nowych grach ta muzyka albo ma pomóc sprzedać grę przebojowością (“Skyrim”!) albo stanowi lepsze lub mniej lepsze tło. A niekoniecznie, jak w Falloutacg czy Tormencie, buduje grę.
@bosman_plama
Polecam wywiad z Brianem Fargo https://screenrant.com/wasteland-3-brian-fargo-mary-ramos-interview/ w którym opowiada jak goście od audio przeszli od ‘To nie będzie działać’ do ‘Kurde, to działa’.
BTW podczas pisania tego tekstu przyszedł mi do głowy Planescape i to jeszcze zanim sprawdziłem że to robota Morgana.
Myślałem, myślałem, przeczesałem pamięć i mam. Pierwszą grą, która zaskoczyła mnie jakością i różnorodnością soundtracku był “Shivers”. Było to wieki temu, ale do dziś doskonale pamiętam sporą część motywów muzycznych. Wcześniej bardzo lubiłem “muzyczki” z Dooma (1993), ale to właśnie “Ciarki” z płyty CD pokazały inny poziom udźwiękowienia. Każda lokacja zwiedzanego muzeum miała swoją tematykę i motyw przewodni. Muzyka dość sugestywnie wprowadzała poczucie niepokoju i strachu. Niby zwykła gra logiczna w stylu “Myst”, ale jednak w każdym kącie mógł czaić się przerażający (wtedy) Ixupi. Jeden z pierwszych oryginałów. Tłumaczenie tekstów ze słownikiem na kolanach. Zasrana łamigłówka z kulkami, którą po godzinie walki w końcu przeszedł ojciec. No i ta muzyka. Pamiętam do dziś. 10 – 11 lat miałem i ryła beret.
https://www.youtube.com/watch?v=XVlxq7GUPgk&list=PLyimlgIK7Q0TxWrODvQNrPeEpR-mHbfBZ&ab_channel=TheCrossFoxes
Dziwnie mocno również utkwiła mi w pamięci Fifa 98, w której to usłyszeć można było świetny utwór Blur – Song 2.
Ostatnio (czyli z rok temu) natomiast najlepsze co mnie spotkało, to OST z Doom (2016) – tu muzyka moim zdaniem jest sporą częścią samej gry. Mick Gordon wie co robi i robi to dobrze.
Gałąź muzyki z gier nie jest aż tak rozwinięta jak ta z muzyką filmową, ale radzi sobie nieźle i od wielu lat powstaje sporo dobrego. Dowodem na to jest coraz więcej koncertów orkiestrowych z muzyką, hmm, grową (gamingową?). Będąc na koncercie “Muzyki Filmowej i Epickiej – Visual Concert” główny motyw z “Morrowind” wykorzystał mój zmysł słuchu wyjątkowo przyjemnie. Ogólnie, jeśli się chwilę zastanowić, jest to temat rzeka. Niechaj płynie.
Ja dość rzadko sięgam do soundtracków…ale bardzo lubię muzyczki z gier, gdzie dialogów słuchanych brak i twórcy musieli jednak się napracować aby muzyka przejęła tą rolę – czyli głównie gierki na Nintendo 😉 uwielbiam dźwięki np. z pierwszych generacji pokemonów, ale najbardziej cenię sobie jednak serię Ace Attorney. Tam muzyka to już mega ważna rzecz, gdzie dialogów jest mnóstwo, ale wszystkie tylko pisane i ścieżka dźwiękowa według mnie zastąpiła “barwę głosu” postaci, if you know what I mean 😉 zwłaszcza ucieszyłem się, jak znalazłem na yt wersje Jazz i orkiestrową! Bardzo polecam: https://youtu.be/ew4Qg5aefpI
Myślę, że jakby tak statystycznie rozważać ilość zajebistej muzyki w grach “obecnie” vs “dawniej”, to procentowo wyszłoby pewnie nieco mniej. Tymczasem ilościowo, tendencja jest odmienna. Ponieważ ostatnio otrzymujemy, z roku na rok, coraz więcej gier, to i zasoby świetnej muzyki “growej” rosną coraz szybciej.
Jeśli chodzi o mnie, to rzadko kojarzę dobry soundtrack, jeśli gra była nie najlepsza; z głowy – jedynie “Max Payne 3” przychodzi na myśl.
Znacznie łatwiej docenić i zapamiętać muzykę z gier wspaniałych, typu HoM&M IV, Wiedźmin 3, Cyberpunk 2077, czy Life is Strange. Soundtrack z pierwszej gry to tzw. “oczywista oczywistość”, o dwóch kolejnych już kilka razy pisałem, więc snop światła kieruję na LiS; ta gry (i jej prequel) odkryła dla mnie twórczość zespołu Daughter. Lata minęły od ostatniego kontaktu z LiS, a w playlistach wciąż krążą takie hity jak “How”, czy “The Right Way Around”:
https://youtu.be/63xjiLDRWBI
https://youtu.be/ncfz-HhKyo8
A ja czekam na recenzję gry, W2 zamówiłem w 2 egzemplarzach i spędziłem w niej kilkadziesiąt godzin gry ale jakoś całościowo bardziej mnie rozczarowała a i też nigdy jej nie ukończyłem. Dlatego do W3 podchodzę bardzo ostrożnie mimo coraz to bardziej kuszących cen.
@MHT
No nie wiem, nie wiem…
Ale powiem ci, że miałem z Wasteland tak samo. Też mam dwa egzemplarze dwójki (zakładam, że mówisz o Directors Cut jako drugim) też spędziłem nad nią ponad 100 godzin, nie skończyłem i trójka czekała dobry rok na półeczce wstydu. Ale w końcu włączyłem, ograłem, Skończyłem, co rzadko mi się zdarza, I podobało mi się. Czekam jak mi się trochę uleży i zagram jeszcze raz, bo już wiem, że mam jeszcze kilka miejscówek do odwiedzenia, kilka questów do rozwiązania.
Na wszelki wypadek, gdybym nie napisał recki (ani nikt inny) to powiem, że po prostu polecam. Dobra gra, ulepszona w stosunku do dwójki, z niełatwymi wyborami i odpowiednią dawką moralniaka.
where krypa? 🙁
@jodla
Hm. Jest:). Trafiłeś niemal co do minuty;).