Luźne gadki z recenzją – Hammerwatch

Nitek dnia 22 sierpnia, 2013 o 12:57    3 

Prztyk z przeszłości.

Przepis na Hammerwatch jest niesamowicie prosty i przywodzi na myśl Gauntlet. Retro oprawa wywołuje nutę nostalgii potęgując jej brzmienie możliwościami włączenia filtrów symulujących ekran CRT na naszym hiper nowoczesnym monitorze. Do tego wpuścimy bohatera do zamku, do podziemi, na najwyższe piętro wrzućmy wszech-zło całego świata i obietnicę skarbu, niekoniecznie z księżniczką. Zasypmy drogę morzem przeciwników, którzy nieustannie się odnawiają i zacznijmy w końcu tę wycieczkę.2013-08-17_00001Wbrew temu, co może się wydawać Hammerwatch nie jest typowym action RPG. Właściwie mniej tu RPG niż w jakiejkolwiek produkcji tego typu. Do naszej dyspozycji oddano nam cztery postacie- paladyn dzielnie machający swoim mieczykiem, czarodziej motający fireballami tudzież rażący ogniem bardziej obszarowo, łotrzyk naparzający z łuku niczym Legolas, a także czarnoksiężnika (zdaje się, bo nie umiem znaleźć właściwej nazwy dla warlocka) uderzający przeciwników różdżką po łapach niczym zakonnica z Blues Brothers. Mamy zatem dwie postacie walczące w zwarciu i dwie śmigające na dystans. 2013-08-17_00007Nie ma tutaj standardowego farmienia doświadczenia czy drzewek umiejętności. Zastosowano tu coś na modłę dusz z Dark Souls i podobnie jak tam, tutaj złoto pełni funkcję waluty uniwersalnej za którą kupimy czy to potiony, czy to dodatkowe zdolności. Wszystko to w sklepikach rozsianych po obszernych mapach w dodatku nie u każdego sklepikarza kupimy wszelkie potrzebne punkty rozwoju postaci. Mamy więc sklepik ze skillami ofensywnymi, defensywnymi, podnoszący paski zdrowia, a także możemy rozbudować nasze zdolności odpalane po wykonaniu sekwencji odesłań maszkar na tamten świat. Oczywiście jest także standardowy sklepi z potionami czy też dodatkowymi życiami, ale jako że potion możemy mieć ze sobą jeden szaleństw zakupów tam nie ma.

hammer1

Podobnie jak lootu wypadającego z ubijanych potworów, co jest największą bolączką gry. Nie będziecie więc uwiązani do mieczyka z początku gry i zasypywani dylematami czy zbroja pasuje kolorem do tarczy, bo nie ma tu w ogóle ekwipunku, a jedyne co nosimy to jedna sztuka magicznej mikstury. To po co to wszystko zapytacie. Heloł, mówiłem że na najwyższym piętrze zamku jest wszech-zło, nie? No tak, ale kto nam to zleca, jak się dowiedzieliśmy o całym zamieszaniu i po co to robimy. Nie wiem. Nie ma tu fabuły. Jest zamek, są lochy, idź i wyżynaj, a nie pytania mi tu będziesz zadawać.2013-08-17_00004Cała zabawa w redukcji morza przeciwników sprawia początkowo kłopoty. Zaczynałem grę kilkukrotnie, bo liczba moich żyć zadziwiająco zbliżała się do zera w zastraszającym tempie. Jak się okazało wystarczyło chwile posiedzieć i całe to łajdactwo tnie się z prędkością kosiarki pana Stefana z domu obok. Nie jest jakieś skomplikowane, nie jest jakoś wymagające i przez lwią część czasu naparzałem w niesamowitym tempie przycisk ataku nieznacznie poruszając się postacią i była to taktyka wystarczająca. Każdy dziesiąty zabity przeciwnik odpalał koks mode w którym profit skilli upakowanych w zdolności kombo powodował strzelanie laserami we wszystkie strony i jeszcze zdrowie dodawał podnosząc prędkość poruszania się i damage mieczyka. Nie znalazł się mocny, a nawet bossowie klękali przed prędkością naciskanego przeze mnie ataku. Taka finezja, jednak przeciwników jest naprawdę ilość rzadka. Przy pierwszym przejściu posłałem do św. Piotra 20.354 delikwentów. Prędkość naciskania klawiszy zmasterowałem na tyle, że mogę spokojnie wygrywać konkursy na szybkie pisanie. Profit.

hammer 2

W Hammerwatch zaimplementowano tryb multi. Możecie siekać ze znajomymi na jednej kanapie, ale możecie też pozaczepiać randomów w internecie. Całą kampanię można przejść wraz z kompanami, ale możecie się też zdecydować na rozgrywkę na modłę dungeon deffence. Takie Orcs Must Die w retro oprawie i bez pułapek. Kreatury idą labiryntem ścieżek do punktu docelowego, a naszym zadaniem jest niedopuszczenie ich do koryta. Spróbowałem kilka razy i mayhem w cztery osoby był niesamowity. W pojedynkę już nie tak do końca, choć gra swoją prostotą i zalewaniem gracza przeciwnikami w liczbach idących w setki potrafi przykuć do monitora na dziesięć godzin kampanii, a gdyby komuś było mało jest także dostępny edytor poziomów, trochę sekretnych przejść, poziomów oraz dwa zakończenia. Samo szwendanie się po poziomach z kampanii podstawowej nie jest męczące. Czasami zdarzyło mi się utknąć szukając klucza, ale przez większość czasu specjalnie nie ma się czym martwić.

hammer 3

Swoim brakiem skomplikowania Hammerwatch niespodziewanie wciągnął mnie do tego stopnia, że nie nudził nawet przez moment. Okazał się dobrą rozrywką na kilka posiedzeń po której zostawił dobre wspomnienie i odcisk na kciuku. Brak lootu i większego wpływu na rozwój postaci, a także fabuły jako takiej, może jednak zniechęcić. Miejcie to na uwadze rozważając kupno biletu w tę podróż. No, ale skoro jest wszech-zło, trzeba biec światu na ratunek.

Ocena: 7/10

Dodaj komentarz



3 myśli nt. „Luźne gadki z recenzją – Hammerwatch

Powrót do artykułu