Podczas dyskusji na temat ekranizacji kolejnych powieści (ostatnio fantastycznych) powraca wciąż argument: „przecież to adaptacja, nie może być 100% wierna!”. I wydaje się, że takie postawienie sprawy powinno zamknąć usta krytykom, takim jak ja. Bo skoro to „adaptacja”, to hulaj dusza, piekła nie ma! Wolno wszystko! Tylko po co w takim razie brać się za adaptowanie jakiegoś tytułu, skoro jego treść umiarkowanie nas interesuje?
Więcej