Uznałem, że to mój obowiązek wobec Gikza. Wszyscy mówili, pisali: “człowieku, to strata czasu”, “umęczysz się”. Nie znalazłem ani pół pozytywnej recenzji nowego Hellboya. Między innymi dlatego poszedłem. I wiecie co? Nie wiem, co napisać.
Archiwa tagu: Hellboy
Pięć piekielnych zdań na piątek
Och… to jest: Oh Hell…
Jest! Już kiedyś był, ale teraz wraca – czerwony chłopiec z piekła. Na świat, tuż przed Świętami, wypełzł trailer nowego filmu o Helloboyu. Więcej
Pięć kroków rozpędu na piątek
Czuję się, jakbym zaczynał gikzowanie od początku. Tak się uwikłałem w całą masę dedjalnów, że czasu z ledwością starczało mi na oglądanie kreskówek. Przez niemal rok prawie w nic nie grałem (aż zacząłem się bać, że dojrzałem wreszcie), zapuściłem się w oglądaniu seriali… Efekt był taki, że jedyne, o czym mógłbym Wam w tym czasie pisać, było moje własne pisanie. Teraz nareszcie wracam do świata i do tematów. Gram, oglądam, czytam (więcej). Tak więc ten wpis posłuży nadrobieniu zaległości przed piątkiem.
Spode łba – Lech, Czech i Rus
Dawno, dawno temu trzech braci uznało, że dość już tego zasuwania na coraz bardziej zmęczonych wierzchowcach. Przysiedli wiec pod największym drzewem w okolicy i po prostu odpoczywali sobie nie marnując oddechów na słowa. Nikt do końca nie wie skąd jechali, dokąd i po co, jednak wiadomo, że jeden dał początek narodowi marudów, drugi narodowi jowialnych piwożłopów a trzeci narodowi, który miał pecha. Nazywali się: Lech, Czech i Rus i ów wieczór spędzony pod drzewem miał być ostatnim spokojnym wieczorem w życiu ich samych i ich potomków.
Pięć kręgów piekła na piątek
Dawno, dawno temu, bo jakoś w zeszłym roku, cieszyłem się z wydania w Polsce albumu zamykającego zbierane latami wątki przygód Hellboya. Teraz mogę się cieszyć albumem, który rozpoczął nowy rozdział życia (hm) piekielnego chłopca. Album nosi tytuł “Hellboy w piekle” i tytuł ten mówi właściwie wszystko. A w każdym razie tak mogłoby się wydawać.
Na szybko – na barbarzyńsko
Zwykle historia tego typu zaczyna się mniej więcej w taki sposób: "Nadszedł ów człowiek od północnej strony, od wąskiej uliczki, co ją rymarze zajmowali. Stałem ukryty za framugą okna i widziałem z góry, jak nadchodzi, smukły, wysoki, w kaftanie obcisłym; szedł ostrożnie i miękko, jak kot, co się podkrada, szablisko u boku podtrzymywał, żeby pałętając się nie zawadzało". Jeśli komuś się taki początek kojarzy z innym, bardziej obecnie znanym, to proszę bardzo: " Później mówiono, że człowiek ten nadszedł od północy od bramy Powroźniczej. Szedł pieszo, a objuczonego konia prowadził za uzdę. Było późne popołudnie i kramy powroźników i rymarzy były już zamknięte, a uliczka pusta."
Na szybko – nieużytki do wzięcia
Powstaje całkiem sporo filmów na podstawie gier i jeszcze więcej (chyba) gier na podstawie filmów. O ile filmom czasem udaje się odnieść względny sukces, to gry na podstawie dokonań filmowych nie cieszą się zazwyczaj wielkim powodzeniem. Co gorsza, wygląda na to, że światy gier i kinematografii zaczynają kręcić się w kółko. Jak inaczej zrozumieć chęć zekranizowana Mass Effect – gry stanowiącej wariację na temat Gwiezdnych Wojen? Oczywiście, chodzi o kasę. Skoro Mass Effect sprzedał się jako gra, zarobi też na siebie jako film. Niemniej trudno oprzeć się wrażeniu jałowości takich działań. No, chyba, że film zaproponuje wreszcie graczom satysfakcjonujące ich zakończenie.