
Archiwa tagu: Gwiezdne Wojny
Jutro internet wybuchnie

Nerd na Arrakis, dygresje

Uwaga, traumatyczne wyznanie, po którym nic już dla Was nie będzie takie samo: nigdy nie miałem poczucia bycia nerdem. Podejrzewam, że znaczna, jeśli nie większa, część z Was również. Nie, że nie mieliście poczucia, że ja jestem nerdem, ale że sami siebie tak nie postrzegaliście. Choć nasze zainteresowanie literaturą (a jeśli była to fantastyka, to pewnie i nauką), grami i kinem, a i jeszcze komiksami a czasem i “chińskimi bajeczkami”, większa znajomość nazw własnych w świecie Star Wars niż nazw ulic w miejscowościach, w których żyliśmy naprawdę, predestynowała nas do owego miana: nerd.
Dwie szybkie filmowe opowieści na weekend

Dokładnie tak to sobie zaplanowałem: Wiedźmin w piątek i sobotę oraz Gwiezdne Wojny w niedzielę. Na Wiedźmina trochę się napalałem, na Ryż Skajłokerów trochę mniej, bo tu się trochę obawiałem. W obu przypadkach te uczucia okazały się nieuzasadnione. Tak, w tej chwili możecie przestać czytać, bo wszystko już wiecie. Albo też możecie przeczytać następne zdanie, w którym…
Pięć zdań na piątek – dzień dobry, nic nie ma, nic nie było.

Będzie o Gwiezdnych Wojnach znowu i to nawet nie o grze, która ponoć jest (w końcu!) udana. Spróbuję w nią zagrać przez Świę… A nie, muszę kończyć książkę. No to może w styczniu. A nie, wtedy też. No to w lutym. W lutym dam sobie czas. Zatem, nie o grze, ale
Pięć na piątek – smutek miłośnika bajek

W któryś z ostatnich dni odpaliłem telewizor, by zobaczyć, czy Netflix ma mi coś nowego do zaproponowania. Ale że akurat dekoder był ustawiony na HBO, na ekran wskoczyły najpierw napisy początkowe Przebudzenia Mocy. Tak się złożyło, że czułem akurat ochotę na coś gwiezdnowojennego, zostałem więc już z tym filmem. I gdy Rey pojawiła się po raz pierwszy, z przypisanym sobie ładnym motywem muzycznym, coś sobie uświadomiłem. Wiecie co, jeśli przeczytaliście tytuł wpisu. Ale możliwe, że nie wiecie jeszcze jak.
Pięć kosmicznych zdań na piątek. W blasku balsterów.

Tytuł miał być inny, ale jeden z założonych pięciu tematów tak mi się rozrósł, że musiałem go zmienić, a wraz z nim początek wstępu. Ale dalszy ciąg, ciężką psychologiczną rozkminę o piątuniach pozostawiam. Możecie ją pominąć i przejść od razu do kosmicznego sedna tekstu. Swoją drogą, czy oczekiwanie na ostatnią minutę w pracy świadczy dobrze o miejscu wykuwania naszej krwawicy? Gdy praca jest fajna, nie liczymy ziarenek piasku przesypujących się w klepsydrze, tylko robimy swoje, a gdy wybija godzina weekendu kiwamy z satysfakcją głowami i tyle. Ale jeśli godziny jakie dzielą nas od piątkowego popołudnia zaczynamy liczyć w niedzielny wieczór… Uuuuu, panie i panowie… Oczywiście ta poważna konstatacja nie dotyczy gikzowiczów. My jesteśmy usprawiedliwieni. Bo to nie jest tak, że nie kochamy pracy, my jedynie chcemy grać jeszcze więcej.
Po internecie krążą zapisy rozgrywki z nigdy nie ogłoszonej gry z unierwsum Gwiezdnych Wojen

Projekt i tak pewnie dawno leży w piachu Tatooine. Więcej
Spode łba – co dalej?

Napisane jest, że wszystko krąży, odchodzi i wraca. Moda na disco obumiera i odradza się w pełnej chwale, dziki gon na fotorealizm ustępuje modzie na piksele, o których wszyscy zdążyli już zapomnieć, 3D skacze po truchle rzutu izometrycznego, a ono niespodziewanie gryzie go w piętę i powstaje (ale kiedyś znowu padnie). Kobiety noszą legginsy, nie noszą i znowu noszą. Nasz świat jest zbudowany na wirującym bez końca kole i właśnie szczytuje na nim fantastyka. Coś jak w latach osiemdziesiątych. Ale przecież nie będzie tak wiecznie.
Popcorn, cola, film – there has been an awakening…

Have you felt it? Więcej
Co jest grane – oczekiwań Moc

Nie śledzę tematu od jakiegoś miesiąca, co najmniej. W nic nie klikam, nic nie czytam. Ba! Nie przyodziałem na profilowym świetlnego mieczyka na fejsie, przez co wydaje się, że jestem mocna zimna ryba, KF, od kold fisz. Wcale nie. I oczekiwań też żadnych nie mam. Mam jednak prośbę. Więcej