Ponoć minęło właśnie dziewiętnaście lat od ukazania się Knights of the Old Republic. Trochę szok, prawda? Przecież my wszyscy dopiero co ukończyliśmy dziewiętnaście lat.
Więcej
Ponoć minęło właśnie dziewiętnaście lat od ukazania się Knights of the Old Republic. Trochę szok, prawda? Przecież my wszyscy dopiero co ukończyliśmy dziewiętnaście lat.
WięcejOczywiście, że można. Dowodzą tego… Hm. Animacje! Animacje dowodzą tego bezsprzecznie. Ale czy można nakręcić dobry aktorski serial fantasy, tak aby od pierwszego do ostatniego odcinka wywoływał u widzów pozytywne odczucia, a nie irytację?
WięcejNie mam ochoty porzucać Gikza, ale prawda jest taka, że ostatnio prawie nie gram. Wiecie, te wszystkie masowo rąbane ( 😉 ) powieści nie napiszą się same, a do tego jest tyle książek do przeczytania i seriali do ogarnięcia… Gry są od nich wszystkich bardziej wymagające czasowo. Dopiero dwa tygodnie temu kupiłem w końcu RDR2 i póki co zdołałem pograć w niego jakieś dwie godziny. Tak, ciągle siedzę w górach, choć zebraliśmy się już z bandą, żeby je opuszczać. Ale nie o tym dzisiaj będzie. A o Porcie cieni Glena Cooka. Tak jest, powieściowy odpowiednik Fallouta nareszcie trafił w moje ręce.
Ostatnio nastały te same czasy, co zwykle o tej porze roku. Spadło trochę (troszeczkę) śniegu, temperatura też spadła i zbliża się czas podsumowań. A to oznacza, że trzeba odpalić zardzewiałą krypę, by wypłynąć nią na oceany Waszych spaczonych gustów. Pisząc prościej – plebiscyt na Zardzewiałą Krypę uważam za rozpoczęty. I wiecie co? To już piąty.
Podobno chcą ekranizować Czarną Kompanię! A wiecie, dla mnie CK to jak Fallout.
Termin – antybohater robi ostatnio coraz większą karierę, choć jest przecież stary, starusieńki. Zdaje się jednak przeżywać renesans, jakby ludzie – i twórcy i odbiorcy – byli już znużeni bohaterami. Przyczyny takiego znużenia – jeśli jest – to temat na osobną i poważną rozprawę, pal je więc sześć. Dla nas, tu i teraz, ważne jest, że dostaliśmy cRPGa, w którym raczej nie będziemy dobrzy. Ale to przecież ani nie początek ani nie koniec.
Znaków i cudów było pod dostatkiem, powiada furry. Więcej
Niby książki nie ocenia się po okładce, gry po intrze a piloty bądź pierwsze odcinki seriali potrafią zniechęcać do całkiem interesujących produkcji (na ciebie patrzę, Spartakusie). A jednak początki mają w sobie moc. I często decydują o tym, czy w ogóle sięgniemy dalej w utwór.
Z pewnością słyszeliście, że George Martin to straszny okrutnik, ponieważ każe czekać na kolejne tomy swojego najsłynniejszego cyklu latami. Z pewnością tak jest. Jednak Glen Cook wyciął lepszy numer. Tak się wkurzył z powodu kradzieży rękopisu, że do cyklu Imperium Grozy powrócił dopiero po dwudziestu czterech latach. Ta przerwa, jak sądzę, nikomu nie wyszła na dobre. Co nie znaczy, że poniżej zamierzam zmasakrować powieść.
Tu miał być inny wpis. Napisałem go dziś (znaczy, w poniedziałek) przed południem. Traktował o koniecznościach i chyba był nawet niegłupi. Potem jednak, gdy już zrobiłem raczej mało zdrowy obiad i zasiadłem by nadbudować nim tkankę tłuszczową, puściłem sobie kolejny odcinek jednego z tych seriali, które, pardon my French, rozpieprzają system. Wszyscy go widzieliście, nie może być inaczej. Ale i tak o nim napiszę. No to uwaga, nadlatują helikoptery, a my wszyscy nucimy tak dobrze znaną melodię…