Pamiętacie może taki projekt – remaster KotOR-a na silniku UE4? To już nie musicie.
Wspominaliśmy o tym na gikzie tutaj i tutaj. Wieści najwyraźniej dotarły również do Lucasfilm, który uznał remaster za naruszenie jego praw autorskich, mogące wywołać wśród fanów mylne wrażenie, że każdy może sobie używać świata Gwiezdnych Wojen jak chce. W związku z tym wszelkie prace muszą zostać przerwane a kod zniszczony.
Fanom pozostanie zatem oczekiwanie na powrót Luke Skywalkera i jego taty w części dziewiątej sagi, serial o Mandalorianach, kreskówka o Resistance i wszystko co jeszcze Disney wyciśnie z franczyzny.
Szkoda. Prawa autorskie potrafią naprawdę psuć jakąkolwiek zabawę. Rozumiem, że broni się tego co swoje, ale to jak trzymanie wypasionej fury w garażu pod plandeką – ani ja się tym nie przejadę, ani inni nawet nie popatrzą :/
Nie wiem, na co liczyli twórcy Apeirona. Mogli nie reklamować się logiem KotOR-a.
@lemon
Gra wymagała oryginalnego KOTORA do działania, obawiam się, że coby nie robili i tak koniec końców projekt by tak skończył.
@Pryka
Podobno zaczęli dorzucać rzeczy spoza KoTORa, nie koniecznie pasujące myszce miki.
@Pryka
Mapki na Unreal Engine wymagały oryginalnego KotOR-a? Do czego? Jakieś assety audio?
@lemon
Pojęcia nie mam. W opisie projektu stało, że oryginalny KOTOR jest wymagany.
@Pryka
Pewnie to był efekt myślenia życzeniowego jak u tych ludzi co na fejsie udostępniają obrazek z formułką niby nie dającą FB praw do publikowanych zdjęć 😉
Zawsze zastanawia mnie, czemu w takich przypadkach właściciele marki nie reagują na zasadzie: “może nam się przydać oddana społeczność fanów której wyjdziemy trochę naprzeciw.:
Bo przecież na KotORach już raczej wielkiej kasy nie zarabiają (zresztą, skoro projekt wymaga podstawki, to nawet mógłby im napędzić trochę dolarodawców), sami się za to nie wezmą i wątpliwe by taki projekt zrobił konkurencję ich nowym tytułom. Mogli więc przystroić się w szaty niezłego prospołecznościowego PR, być może coś na tym zarobić i jeszcze trzymać pewną kontrolę nad projektem (“dajcie nam do oceny, czy nie ma tam jakichś haseł godzących w nasze dobre imię.”
Zamiast tego w najlepszym wypadku wychodzą na zero. W nieco mniej najlepszym na psa ogrodnika. A w zupełnie nienajlepszym pogłębiają coraz mniej znakomity obraz Disneya w kontekście SW.
@bosman_plama
Dla wielkich firm (Disney taką jest), liczy się hajs, na drugim miejscu jest renoma/marka, a gdzieś tam w połowie 100ki celów nasze zdanie. Ludzie tam pracujący pewnie myślą tak jak ty i ja, ale by zrealizować taki fanowski remaster to trzeba by oddelegować kogoś, kto by pilnował by nowy twór nie naruszył nowej wizji firmy jaką mają dla GW. To wymagałoby uruchomienia prawników, by dopięli wszystko (współpraca obu stron). Tu już trzeba uruchomić budżet, a współpraca z zapaleńcami, którzy nawet nie mają firmy/osobowości prawnej jest dla takiego giganta jest poza orbitą, w której operują (jak od nich egzekwować terminowe wykonanie projektu?). To tylko kilka z aspektów, na które trzeba zwrócić uwagę. Nie wiem jaką wyglądają ich firma od środka, więc może mają jakieś inne regulacje, które taką współpracę wykluczają. Może KoTOR jest na cenzurowanym i nie chcą by przenikał do nowo kreowanego uniwersum?
Tu temat trzeba by ugryźć w zupełnie inny sposób. Zanim zaczęli dłubać przy projekcie, to mogli uderzyć do ludzi tam pracujących, pokazać, że są w stanie zrealizować taki projekt, oszacować koszty, pokazać road map, dogadać się co do LORE, itp. Z takimi argumentami mieliby szanse trafić na kogoś kto ich wysłucha i policzy czy dałoby się z tego coś zarobić. Jak tak, to pewnie dostaliby etat, team i wszystko byłoby zrealizowane w “normalny” sposób.
Wiem, smutne, ale z grubsza w taki sposób funkcjonują amerykańskie korporacje.
@Probabilistyk
Po sieci krążyła wieść, że ponoć uderzali i pierwotnie dostali błogosławieństwo, ale to mogła być plota. No i KotOR to teraz chyba należy do świata Legend. Możliwe więc, że jedyny pozytyw, jaki da się wyciągnąć zamieszania, to przypuszczenie, że ktoś u Myszki zaczął się zastanawiać, czy by czegoś z marki nie wycisnąć.
Jeżeli dobrze pamiętam kwestie związane z amerykańskim prawem autorskim i systemem precedensów w sądownictwie, to właściciel marki nie zachowując się jak pies ogrodnika i nie strzegąc zazdrośnie swojej własności tworzy precedens, na który może powołać się ktoś celowo naruszający prawa autorskie w złej woli: “Wtedy nie zależało im na ochronie, to po co mnie teraz ścigają? Są w tej branży równi i równiejsi, Wysoki Sądzie?”