Wygląda na to, że i Polacy sięgają po tematykę rogalowych nawalanek w starym stylu. I choć dopiero to demko współtowarzyszące Kickstarterowi, trochę przy nim osiwiałem, acz zamysł wydaje się całkiem fajny.
Oto jesteśmy my, Valykria, zdolni podnieść poległych wojaków i posłać ich ponownie w bój. Poruszając się jako duch, jestesmy w formie przejściowej, bo sama zabawa zaczyna się dopiero po wskrzeszeniu umarlaków, dość żywotnych, i przejęciu nad nimi kontroli. Die for Valhalla prezentuje zabawę w myśl chodzonych nawalanek spowitych nieprzeciętnie wysokim poziomie trudności, gdzie dobierając pod wyzwanie jedną z kilku dostępnych klas (łucznik, operator miecza i tarczy bądź toporów) ruszamy w bój. Nie brakuje tu permdeathu, który następuje, gdy nieopatrznie zaorają nam gospodarza udostępniającego nam ciało, a następnie naszą duchową formą. Zabawa zaczyna się wtedy od zera, z twistem, bo oto na mapie świata plansze losowane i układane są na niej w tej samej manierze. Fajnie.
Sama obsługa to klasyka zadawania bólu. Cios lekki, mocno, skoki, użytkowanie dopalaczy ciosów czy energii, wybuchowe beczki, ale też zniszczalne otoczenie. Przeciwnicy wysypują się garściami i potrafią nieźle po plecach stalą zaorać. Wyzwanie w DfV to nie ściema i mam nadzieję, że tendencja się utrzyma, aniżeli zejdzie poniżej poziomu, bo gracze uznają temat za trudny.
W udostępnionym buildzie można było podnieść statystyki wojaków, dzięki czemu jest po co łoić zbirów i po co zbierać wypadające zewsząd świecidełka, które w przeciwieństwie do łańcuchów Mr. T tu rzeczywiście na coś się przydają. Stylistyka grafiki wypada znakomicie, a muzyczka to typowy brainworm, który nie puszcza na długo po wyłączeniu. Mhmhmhmmmm hmmm hmmm hhhmmmm mm. Niemniej jednak z axa waliło się miło i choć nie lubię, nawet łucznik dawał radę niesfornie, dziurawiąc oszalałe gnomy gaciokrady panoszące się w okolicy.
Wygląda na to, że jeśli kampania się powiedzie, dostaniemy polską mordoklepkę w stylu Rampage Knights, bądź Lost Castle, kojarzącą się trochę z Domanem, ale przede wszystkim miodny temat do ogrania w co-opie na czterech, choć póki co tylko lokalnie. Multi po sieci wymaga grubego hajsu, ale może i to się uda. Byłoby srogo.