Offca paczy na historie

thesheep dnia 25 czerwca, 2014 o 8:30    165 

A w zasadzie to czyta, no może też trochę słucha. Tak na dobranoc i do obiadu.

Wyrosłam otoczona wieloma historiami, szczególnie tymi w odcinkach. Moja pamięć sięga do Dziadka, który musiał przekonać jakoś tego pięcioletniego niejadka do spożycia czegoś innego poza ciastkami. Wymyślił więc historię pewnej czarownicy, która tak mnie zajmowała, że bez problemu można było wtedy przekonać dziecko do konsumpcji kilku kromek chleba. Pokrojonych na kilkanaście maleńkich kawałeczków oczywiście. Tylko Dziadek miał tyle cierpliwości, żeby codziennie przygotowywać nowy odcinek przygód wiedźmy i kroić ten nieszczęsny chleb. Coś z tego doświadczenia zostało mi do dziś – o wiele lepiej mi się je, kiedy czytam książkę. 🙂 Niegrzecznie, niechlujnie, powiecie, kłaść książkę podczas posiłku na stole. Kiedy jem sama, to nie mam oporów, nawet podczas deseru, dlatego też mój egzemplarz Pokoju Światów jest nieco umazany czekoladą. 😉

Pierwszych książek do poduszki nie czytałam sama, od tego był Tata. Ale wiecie, tu nie chodziło tylko o tekst, raczej o dar opowiadania. Czy to była Biblia dla dzieci, czy fragmenty książek podróżniczych, zawsze czekałam z niecierpliwością na te kilkanaście minut wieczornej magii. Tata ożywiał te teksty, czasami dodawał coś od siebie, angażując moją wyobraźnię, a nawet zapraszając do udziału. Pamiętna stała się wersja dalszych losów Dzieci z Bullerbyn, które to chętnie wysłałam na Borneo. Kiedy umiałam już składać litery wystarczająco szybko, czytałam wszystko, łącznie z antologiami poezji, co dzisiaj wydaje mi się dość dziwne. Nie sięgałam jedynie po książki w jakiś sposób przerażające, bo moja wyobraźnia potrafiła wszystko ożywić. W sumie to nadal potrafi, więc Pan Lodowego Ogrodu nie nadaje się dla mnie do czytania przy nocnej lampce. Spróbowałam w końcu, bo tak zachwalaliście i przyznaję, że się nie zawiodłam, przynajmniej pierwszym tomem. 🙂

Już wolałam sobie wieczorem poczytać bosmana, z kilku wzgledów. Przede wszystkim lubię rozmarzyć się o Krakowie, a teo miasto odgrywa ważną rolę w całej historii. Wiele tam smaczków dla znawców lokalnego folkloru i topografii, ale nie jest to skonstruowane hermentycznie, więc taki Warszawiak nie będzie czuł się wyobcowany. 😉 Urzekła mnie też baśniowość, szeroko pojęta, nie powiem jednak więcej, bo nie chcę Wam zepsuć lektury. Najlepiej rozmawia się już po przeczytaniu i porównuje wytropione nawiązania do rzeczy wielu. Te literackie zainteresowały mnie najbardziej, ale taki historyk też znajdzie coś dla siebie. W każdym razie jestem zadowolona, bo dałam Autorowi przeczytany egzemplarz do podpisania. 😀

Czytanie samodzielne swoją drogą, ale szczerze mówiąc nadal lubię, kiedy to ktoś mi czyta lub opowiada historię, zwłaszcza wieczorem. Ognisko nie jest tu warunkiem koniecznym. A Wy czytacie sami czy komuś? Macie jakieś ulubione wieczorne standardy? Gdzie najczęściej czytacie książki? Jesteście dobrymi czytaczami dla innych? 🙂

Dodaj komentarz



165 myśli nt. „Offca paczy na historie

        1. Stah-o

          @Nitek

          Ale ja im (The Cure) zawdzięczam przetrwanie okresu technikalnego, a że w tamtych czasach nieźle się “trzaskałem”, Robert Smith to był pierwszy dżender, z którego nikt w okolicy się nie śmiał, ba – nawet zainteresowanie było – “a co on się tak fajnie maluje” 🙂 Ech, ta przeszłość…

            1. Stah-o

              @Nitek

              Cały ten album do pierwszego kruka jest niezły. Ja wtedy słuchałem wszystkiego do Wish, Burn to był wyjątkowo dobry utwór na ścieżce ich powolnego upadku (Wild Mood Swings). Teraz szczerze powiem, gdy mam momenty na The Cure – to w zasadzie Faith, Pornography i te ich wszystkie fantastyczne koncerty z tamtych czasów. Łezka w oczodole

              1. Stah-o

                @Nitek

                To teraz wiadomo dlaczego nosisz głowę konia – nie można przecież lubić Wild Mood Swings! 🙂 No dobra, można ale wyjątkowo 🙂

                A tak na poważnie, to przyznam, że nie obserwuję co teraz wydają. Bloodflowers było ostatnią płytą jaką zakupiłem i jaka mi się prawiespodobała. Nie wiem już sam czego od nich dzisiaj wymagam, może takich koncept albumów jak Disintegration, a może po prostu zachowuje w sercu tamto co było i niech tak zostanie. Dzisiaj czas wypełnia mi tzw. prog-rock, który gdzieś zahacza o tamte The Cure jaki pamiętam.

              2. Beti

                @Stah-o

                Ja The Cure słucham od podstawówki 🙂 Pierwszy kawałek, który usłyszałam i przez którego zakochałam się w tym bandzie to The Same Deep Water As You z genialnego albumu Disintegration.
                Lubię ich w stonowanych kawałkach. Nie lubię fikuśnego-dziewczecego wokalu Roberta, którym operuje w niby wesołych utworach. Dlatego uwielbiam tylko Pornography, Disintegration i Bloodflowers 🙂

              3. Beti

                @Stah-o

                Do pierwszego i jedynego słusznego Kruka! Reszta to jakaś pomyłka i deprawacja kultu jedynki. Soundtrack jest mistrzowski. Bardzo lubię do niego wracać 🙂 Ostatnio nawet pomyślałam, że wypadałoby odświeżyć sobie The Crow. Mam oryginalną kasetę wideo, ale że odtwarzacza niet, to trzeba radzić sobie inaczej ;D

              4. sunrrrise Mistrz złotej łopaty

                @true_mayonez

                O fcuk! TO JEST SOUNDTRACK! Prawdopodobnie jeden z najlepszych OST ever.

                The Cure – Burn, Stone Temple Pilots – Big Empty, NIN – Dead Souls, Violent Femmes – Color Me Once, Pantera – The Badge, For Love Not Lisa – Slip Slide Melting, The Jesus and Mary Chain – Snakedriver i cała reszta. Wielkie wow.

                22.03.2004 – pamiętam jak w dzień po Pierwszy Dniu Wiosny wracałem poniedziałkowym porankiem do internatu i słuchałem Burn na zabytkowym walkmanie (o takim, o takim!: http://tnij.org/15gy8s1) i nawet Brzydgoszcz nie wydawała mi się po raz pierwszy w życiu taka brzydka. Wiosna nastrajała tak optymistycznie, że nawet wszechobecna szarość i burość i pochmurność oraz zbliżająca się matura nie była w stanie zmącić tego niesamowitego nastroju. A ten soundtrack jeszcze go podkreślał.

                Minęło 10 lat i prawie wszystko się zmieniło: o maturze dawno zapomniałem, pracuję i robię coś czego bym sobie dziesięć lat temu nie wyobrażał, a muzyki słucham z telefonu szybszego niż mój ówczesny komputer streamowaną przez mobilne łącze kilka-kilkanaście razy razy szybsze od mojego ówczesnego stałego połączenia. I tylko jedna rzecz się nie zmieniła: o ironio!, dalej siędzę w Brzydgoszczy. Choć nie, nawet Brzydgoszcz jest już po prostu Bydgoszczą.

                A 10 lat temu wyobrażałem sobie, że będę wszędzie, ale nie tutaj. Nie wiedziałem czy będę mieszkał w NYC, Pradze czy w Christchurch, ale w życiu, w życiu nie przyszłoby mi do głowy to, że będę pracował gdzie pracuję i mieszkał gdzie mieszkam.

              5. true_mayonez

                @sunrrrise

                mam podobnie. naści piwo. też jestem zaskoczony tym jak się potoczyły moje losy….

                oglądałem kiedyś dokument o kruku, z tego co pamiętam Brandon ginie w jednej z pierwszych scen, w mieszkaniu podczas napadu.
                ale:
                fizycznie scena będąca jedną z pierwszych, była kręcona jako jedna z ostatnich, także dzięki dublerowi oraz sprytnemu montażowi udało się film dokończyć.

                gdzieś w sieci jest strona poświęcona tragicznym wypadkom na planie filmowym i tam sprawa kruka jest dość wiarygodnie opisana.

      1. Stah-o

        @thesheep

        Aaaale jaki! – “Już wolałam sobie wieczorem poczytać bosmana” – a więc wskazanie najlepszego dostępnego obecnie na rynku produktu książkowego, którego każdy, ale to każdy z odrobiną intelektu powinien niezwłocznie i bezwarunkowo zakupić i polecić innym. Ten właśnie akapit jest kluczowy. Ba, można to odczytać nawet jako wskazanie do pierwszego zagajenia, gdyby ktoś chciał zagadać do ciebie w restauracji. Toż to majstersztyk lokowania 🙂

    1. furry

      @Goblin_Wizard

      Nie kupisz bosmana w empiku, książki bosmana też nie. Wydawnictwo jest małe, początkujące i, o ile kojarzę sytuację na rynku wydawniczym, prawdopodobnie nie opłaca się im wstawiać książek do empiku. Zostaje internet, taki kanał dystrybucji wybrało sobie wydawnictwo, jak chcesz pomacać papier, pytaj bezpośrednio w wydawnictwie.

      Jeżeli chodzi o formę fizyczną, to nie wiem, czytałem ebooka. Czyta się dobrze, książka jest raczej przygodowa, świat stworzony przez bosmana oryginalny (a raczej motywy pomieszane są w oryginalny sposób), więc nie bardzo mogę porównać z czymś konkretnym. Jeśli już, to widać lekkie inspiracje grą Arcanum 🙂 Duży plus to bardzo dobra polszczyzna, nie zżymałem się w trakcie czytania, co rzadko mi się zdarza ostatnio 😉

      Tu masz fragment, krótki niestety, program do czytania plików epub sobie znajdziesz (albo wtyczkę do przeglądarki): http://woblink.com/e-book,pokoj-swiatow-pawel-majka,12466

        1. Goblin_Wizard

          @Marcin O

          Cena całkiem spoko. Jakby był darmowy odbiór w Warszawie to już w ogóle by był cud, miód i poziomki.

          Dzięki wszystkim za info. Mimo wszystko zamierzam kupić wersję papierową. Co do kupowania ebooków to mam podobne odczucia jak przy kupowaniu gier. Po prostu czytając lubię mieć coś w dłoni.

      1. aihS Webmajster

        @thesheep

        Ale w co nie mogłaś uwierzyć? To już trzeci (trzeci udokumentowany) raz jak Suarez gryzie rywala. Koleś powinien dostać bana od Fify do końca życia. Może i strzela dużo goli, ale jest najgorszym typem boiskowego cwaniaka. Zalecam wizytę u psychiatry.

        Co do meczu to uważam, że wynik słuszny choć w kwestii czerwonych kartek to nie tylko Marchisio sobie zasłużył. W pierwszej połowie Cavani zaatakował bez piłki Chielliniego, potem Suarez go ugryzł i generalnie gracze obu drużyn cały mecz wchodzili bardzo agresywnie nakładkami. Kartoniki powinny się gęsto posypać.

  1. Goblin_Wizard

    Nie czytam przy posiłkach, natomiast zdarza mi się jeść przy czytaniu. Ubrudzenie książki jedzeniem uważam za profanację, dlatego jak już coś jem to są to rzeczy suche i kruche, takie, które dadzą się wytrzasnąć spomiędzy kartek.

  2. bea

    Snuciem opowieści u mnie zajmował się mój ukochany dziadek. Opowiadał o sobie – o dzieciństwie w polskiej-litewskiej wiosce, o tym, jak jako 18-latek wstąpił do AK, o ucieczce z Syberii. Najlepsza lekcja historii. Zaraził mnie tym samym czytaniem o wojnie, o żołnierzach, o rozstaniach i powrotach. (Ciekawostka: zostawił po sobie ponad 200 stron pamiętników, które są najważniejszą dla mnie pamiątką rodzinną).
    A co do czytania – uwielbiam czytać na głos. Komuś. Mężowi ostatnio w samochodzie czytałam “Powrót na Broad Peak” Hugo-Badera (niebawem pojawi się recenzja). Jeśli ktoś lubi słuchać – zparaszam na czytanie na głos:P Swego czasu też…uczyłam się wierszy i opowiadań na pamięć, chyba, żeby sama sobie imponować, bo raczej nikomu to nie imponowało;p A dziecku opowiadam przy zasypianiu. Zwykle o jakiejś niegrzecznej dziewczynce, która nie chciała spać…. 🙂

    1. thesheep Autor tekstu

      @bea

      Od historii wojennych była u mnie Babcia, więźniarka obozu koncentracyjnego. Na szczęście nie opowiadała mi nic na dobranoc… Kiedy miałam naście lat wyraziłam większe zainteresowanie i wtedy poznałam całą jej historię, o wiele lepiej niż jej dzieci. Chyba dzięki temu dystansowi całego pokolenia łatwiej jej było ze mną rozmawiać.
      Na głos też czytam, ale dzieciom w pracy, z racji braku własnego narybku 🙂

      1. Beti

        @thesheep

        U mnie dziadek opowiadał dużo. Szczególnie o ucieczce z Wołynia. Babcia zawsze wychodziła pokoju jak dziadek opowiadał. Historia brutalna, ale dobrze, że wiemy o niej. Takich rzeczy nie należy zapomnieć. Szczególnie jeśli tyczy to własnej rodziny.

        Co do czytania, to uwielbiam czytać dzieciom i obserwować ich twarze – te wielkie jak 5-cio złotówki oczy, które patrzą gdzieś w dal ,a naprawdę są w innym świecie 🙂

  3. urt_sth

    Przy czytaniu (nie sobie) zdarzają mi się dygresje takie na pół godziny i czas czytania mija…
    W sumie to chyba najwięcej jest kulturo-ekonomicznych. Pamiętam jeszcze w przedszkolu na przykładzie limitowanych edycji zabawek tłumaczyłem wpływ popytu na cenę, albo wyjaśniałem, że więcej się zarabia na gadżetach niż na filmie, stąd tak duży narzut na zabawki brandowane, albo kreskówki, powstające jako dodatek do linii zabawek.

  4. furry

    Właśnie rozpoczynamy w domu lekturę “Dzieci z Bullerbyn”, niestety córka zrezygnowała z moich usług, gdyż, ponieważ przysypiałem podczas czytania poprzednich książek, trylogii Edith Nesbit. Na usprawiedliwienie dodam, że te książki są moim zdaniem takie se i niewiele trzyma się tam kupy. Chociaż mam nadzieję wkrótce wrócić do łask.

    Co do Pana Lodowego Ogrodu, to trochę się zawiodłem, głównie chyba przez nadmierne oczekiwania. Mam też nadzieję że nie będzie czterech tomów “Pokoju światów”, bo na razie historia trzyma się kupy.

    1. thesheep Autor tekstu

      @furry

      Nie przeszłam przez Nesbit, może coś jest nie tak z tłumaczeniem? Za to Lindgren świetna, uwielbiałam jej książki jako dzieciak 🙂
      Po Grzędowiczu spodziewałam się tylko opasłego tomiszcza, które szybko się czyta, bo chciałam wreszcie wrócić do polskich książek. Nie zawiodłam się więc 😀

      1. bosman_plama

        @thesheep

        A ja należę do fanów Nesbit. Może należy zacząć ją czyta w odpowiednim momencie? Ja zacząłem dość wcześnie, miałem chyba sześć lat.

        Ona miała niesamowite zupełnie pomysły, na tle innych książek dziecięcych. Jej bohaterowie nie tylko podróżowali w czasie, ale też potrafili np. odkształcić rzeczywistość tak, że tylko oni zdawali sobie sprawę, że wagi w świecie nabrali sztuczni, stworzeni przy pomocy magii ludzie (tak jest, Dick ze swoimi czującymi, że jest coś nie tak bohaterami był późniejszy:) ). Wędrowali po całych miastach zbudowanych wyłącznie w wyobraźni (tu nawet jest tradycyjny dla fantasy wątek mesjanistyczny), albo odkrywali, że nocą ogrody pełne są życia za sprawą budzących się w nich po zmroku posągów. Wspaniała wyobraźnia!

    2. urt_sth

      @furry

      Ja z kolei pomimo tego, że dobrze się bawiłem miałem uczucie niedosytu przy Pokoju Światów, takie jakieś deja vu mi towarzyszyło, ale i tak czekam na kolejną część i w sumie żałuję że nie zaczekałem na całość (jak zawsze gdy muszę czekać na ciąg dalszy). Zastanawiam się czy kupować tylko pierwszy tom w wersji elektronicznej na prezent czy dopiero za rok od razu dwa.

    3. urt_sth

      @furry

      Ja teraz zabrałem się za Maya (mojego zresztą) i się zdziwiłem ile tego mi w głowie zostało, z tym że psuje zabawę ostrzegając o fikcyjności historii i opowiadając o autorze, wyrodny ze mnie ojciec.
      Co ciekawe ominął mnie zupełnie Tomek, ale chyba będę miał okazję to nadrobić.

      1. furry

        @urt_sth

        No ja tak “Narnię” nadrobiłem. Chociaż córka niewiele pewnie zrozumiała, to ja się zachwyciłem “Podróżą Wędrowca do świtu”, dotąd kojarzyłem tylko serial BBC, z Warwickiem Davisem jako Ryczypiskiem.

        Przygody Tomka fajne bardzo, ale to za chyba młodszemu dopiero, za kilka lat. Chyba że dżender w domu wprowadzę, bo na razie córka przedkłada “Frozen” nad “Toy Story” 🙁

        1. aihS Webmajster

          @mokraTrawa

          Musiałem tak napisać bo nie każdy zdaje sobie z tego sprawę a zdarzają się też “weterynarze” Panie do jutra mu przejdzie 🙂

          Żadne zabezpieczenie nie jest 100%, jeżeli chcesz i cie stać możesz użyć dwóch o różnych substancjach aktywnych. Problem odporności na odstraszacze to jedno, gorzej, że rośnie odporność na Imizol czyli jedyny legalny lek na babeszię w Polsce 🙁

              1. urt_sth

                @aihS

                Ach – maślana buła tzw. biedronka: z rodzynkami, dawno dawno temu wypiekana w określone dni tygodnia w lokalnej piekarni w Rykach, sprzedawana na rogu (i tylko w miarę rano, bo się rozchodziła szybko bardzo). Niestety teraz tam chyba bank jest.

                PS. Nie mylić z nędznymi podróbkami drożdżowymi, to było zupełnie co innego. Cudo, po prostu cudo. Do tego świeże, ale jednak schłodzone mleko…

    1. Garett

      @urt_sth

      Genialne. Role play’owa karcianka. Grałem na Pyrkonie, świetna do piwka, bardzo luźne podejście i masa dobrej zabawy. Bierz.

      Edyta: Polega to na tym, że jedna osoba jest game masterm czyli “Mrocznym Władcą”. Reszta graczy jest goblinami i właśnie skrewiła bardzo ważne zadanie zlecone przez władcę. Polega to na przerzucaniu odpowiedzialności na innych, przy okzaji tworząc w miarę sensowną historię (w praktyce historie są przekombinowane, pokraczne, niesamowite i prześmieszne). Rodzaje kart są dwa: akcji czyli wwalasz się komuś w słowo bądź przerzucasz odpowiedzialność na kogoś, drugi to karty nazwijmy je opowieści, itemy, lokacje i postaci, które trzeba wpleść w tłumaczenie się, ew. rzucić komuś i niech się tłumaczy. Władca przyznaje karne k…., ostrzeżenia za to że ktoś gada bez sensu, nie klei mu się tłumaczenie lub nie umie czegoś sensownie opowiedzieć. Po trzecim ostrzeżeniu przegrywasz. Jeśli grałeś kiedyś w papierowe RPG to gra jest banalna w opanowaniu, a zabawa przednia.

Powrót do artykułu