Co jest grane – weekend wszystkich bet

Nitek dnia 20 marca, 2017 o 9:40    23 

Zazwyczaj ni egram zbyt wiele we wszelkie wczesno dostepowe wybryki, do których zaliczam wszelkie bety, pre-alfy i inne hybrydy. A to później czyszczą progres i czas w nich spędzony przepada, a to nie działają, a to lękam się, że temat mi się znudzi zanim ogarnę pełną wersję. Tym razem było inaczej.

Lawbreakers

W tę betę grałem najmniej, ale nitki ADHD oplotły mnie momentalnie tuż po włączeniu najnowszej produkcji Bleszinskiego (Gears of War). Wszystko dlatego, że Cliffy ewidentnie próbuje nadgryźć ciastko Overwatca, oferując zabawę w tym samym tonie. Wiele postaci, skille do nich przypisane i niemalże kalka produktu Blizzarda. Na tyle zbliżona pod tym względem, że gunslinger to męski odpwiednik Tracer, Smugi, z podobną bronią i prawie takim samym modelu strzelania. Pikanterii na mapie dodaje fakt, że są miejsca z wyłączoną grawitacją i tam dzieje się taki wygrzew, że stopi pali bez włączonej farelki. Wygląda to wszytsko ładnie, bo zdaje się, że to Unreal Engine 4. Niestety zagrałem raptem kilka meczyków, nic specjalnego, w jakiejś odmianie Capture the Flag, gdzie zanosiłem bateryjki do ładowania w bazie. Tak to mniej więcej wyglądało, ale jakoś nie zażarło póki co. Tylko jak mówię, grałem naprawdę niewiele. Beta dobiegła końca, ale jakoś niespecjalnie mi z tego powodu przykro. Ot, to już było.

Rising Storm 2: Vietnam

To także już było, prawie, bo przecież to sequel Rising Storma, czy tam Red Orchesstry 2. Niby nie robione przez Tripwire, ale pod śisłym nadzorem tychże nad studiem Antimatter Games. Dziwyn nie jest, że gra toczy się w Wietnamie. Trochę dziwniejszy jest fakt, że w opcjach renderingu można odpalić woodstock experience i grać na głębszym kwasie z pływającym obrazie o dziwnych fraktalach i skwaszonej kolorystyce. Cała reszta to terror w czystej postaci. Jest szybciej aniżeli w poprzedniczkach, dużo tu broni automatycznej, spada napalm, nad polem boju krążą helikoptery siejące śmierć i zniszczenie czy to z gatlingów, czy to orając pola ryżowe serią z rakietnic. Nadal obowiązuje zasada one shot one kill, z małymi wyjątkami, tylko śmierć przychodzi często i gęsto. I zróżnicowanie. Headshot momentalnie wyłącza światło, kiedy strzał w nogę trochę spowalnia, a penetracja jelit powoduje powolne osunięcie się. Niesamowicie straszne, a do tego z nieskrępowanym gore, jakiego nie zobaczycie w telewizji przed 22:00. Samo strzelanie dalej trzyma fason. Balistyka kul jest, lufa poniżej muszki jest, więc trzeba mierzyć wysoko i Vietcong pochowany w gęstej dżungli też jest. Miotacze ognia? Też są. Dodatkowo strona broniąca ma możliwość zasadzania pułapek, potykacze, miny czy kopać tunele będące punktem respawnu dla drużyny. O ile grunt żyzny i jeszcze trochę krwi przyjmie.

Pamiętacie jak mówiłem, że artyleria W Rising Storm to coś niezapomnianego? Tu wszelkie naloty stawiają wszystkie włosy na ciele, a do tego wizualnie zrealizowane jest pięknie. Co prawda coś ta grafika szwankuje, bo po kilku dniach miałem wrażenie, że ktoś wyciął orła o kable w serwerowni i przestawił opcje wizualne, co spowodowało skok jakościowy z biedy do splendoru i bogactwa efektów. No cóż, beta.

Dużo map w znanych trybach, zaś same miejscówki zróżnicowane, wymuszające zmiany w stylu zabawy, gdzie mimo przewagi technologicznej to USA ma zazwyczaj problem. Jak wtedy, kiedy w mapce miejskiej wychodzą na plac między osadzone snajperami budynki. Jak wtedy, kiedy lądując w pola ryżowych starają się forsować dżungle, i dalej, w okopach wypalonego wzgórza. Jak wtedy, kiedy zamiast iść ciasno drogą całe oddziały suną brocząc po kolanach w ryżu, na otwartym polu, wyciągani stopniowo przez snajperów.

KLIMAT!

Przy tym wszystkim jeszcze wysoki próg wejścia i serwery zapełniane w godzinach wieczornych. Tak już się utarło z grami od Tripwire, że mimo, iż nie zdobywają i butnie nie wchodzą na salony, są świetne, dla węższej grupy odbiorców. I trzeba się przestawić z ADHD, bo walka jest często pozycyjna, gdzie wymianę ognia przerywa ostrzał artyleryjski czy inny napalm. Beta nadal trwa, z tygodniową przerwą i poleci kolejny tydzień. Dla dwóch pierwszych osób, które napiszą mi PW na gikzie mam kluczyk do niej. Nie pograłem tak dużo jakbym chciał, ale to akurat beta, która trwa najdłużej.

Playerunknown’s Battlegrounds

Dlatego nie pograłem. Bo ta beta to istny potwór. Zabawa w battle royale takie, jakie chciałbym grać. Wypadkowa realizmu i czystego arcade’u, gdzie sparowani, bądź w czteroosobowym składzie można realizować akcje godne Wildlands. Albo włóczyć się bez celu najeżeni emocjami. Szerzej pisałem o BG tutaj, poniżej filmik z wczorajszych wygibasów. Doczepić się jednak muszę PCMR multiplayer experience, który oczy kole. Chodzi oczywiście o możliwość gmerania w ustawieniach, by więcej widzieć, przez co osoby chcący pieścić przy okazji swoje oczy muszą decydować czy chcą dostać wizualnego orgazmu, czy wygrać, ale w ustawieniach na low. Very low. Zdaje sobie sprawę, że w większości gier się tak robi, ale nie powinno. Zresztą nawet rzuciłem tematem na forum, czego nie mam w zwyczaju robić, by naświetlić problem.

I wiecie co? Wczoraj miałem wrażenie, że nawet na very low trawy jest więcej, dosadzono większą ilością drzew i zadbano o to, żeby ich korony skutecznie zasłaniały widok, nawet w najniższych detalach. Co nie zmienia faktu, że gra wygląda wtedy ohydnie, a ultra nadal odstaje. Nic tylko czekać na wersje konsolową, żeby każdy miał po równo.

BG w opcji wczesnego dostępu będzie na Steamie od 23 marca i najgorsze jest to, że grałbym w niego fest. Mimo wczesnego dostępu. Bo nabiłem 38 godzin. W becie. Z nadchodzącym wipem postępu.

Spoiler! Pokaż

Dodaj komentarz



23 myśli nt. „Co jest grane – weekend wszystkich bet

  1. Probabilistyk

    A ja dalej ogrywam tom clancy’s ghost recon wildlands, które jest typowym UBI game, gdzie ilość ‘znajdziek’ przytłacza a model jazdy/lotu odstrasza. Grę jednak ratuje dobry co-op, gdzie w 3 (a 4 to już w ogóle) gra się wyśmienicie. Dobrze zgrane stealth misje potrafią satysfakcjonować, no i podziwianie widoczków jest tak fajne jak w nowym TR.

  2. PeteScorpio

    Playerunknown’s Battlegrounds ma w sobie potencjał i rzeczywiście to może być takie battle royale o jakie nic nie robiłem. Rozgrywka solo dostarcza emocji i załącza się spinacz gaming, natomiast rozgrywka w party dostarcza mnóstwo nieskrępowanej radochy. Z tej mąki będzie chleb…prawdopodobnie. Trzymam kciuki, żeby gierka nie skończyła jako wieczne EA, a twórca na końcu np nie skasował projektu. Jednak prym w tym segmencie wiedzie H1Z1 King of the kill, które moim zdaniem jest gorsze od PUBG, więc jest z kim przegrać.

  3. larkson

    Teoretycznie Rising Storma 2 mam od samego początku istnienia bety (zazdrość ludzi z Discorda zalewała mi uszy 😛 ), ale pograłem ino raz, bo jakoś nie mogę znaleźć na niego czasu. Wstępnie daję okejkę.

    W ogóle nawalone tych bet ostatnio. Mam Gwinta, do którego kod wisi mi już z miesiąc i nadal go nie użyłem, mam Dawn of War III, w którego nie miałem okazji zagrać, bo nie było z kim, LawBreakers, który mnie nie rajcuje, Total War: Arena, którą odpieli od Steama, bo przeszła do Wargaminga i coś tam jeszcze było, tylko mi się nie chce przypominać. Człowiek by se w coś normalnego chciał pograć, a nie w jakieś testowe barachło, na które albo nie ma czasu, albo to zwykły badziew.

  4. Revant

    Rainbow Six : Siege. Cholera, ale się w to wkręciłem O_o jest ekipa codziennie na discordzie, więc zawsze ktoś do ogrania. W dodatku masochizm w czystej postaci, bo ogólnie system dołączania czy to do grupy czy normalnie gry to ziemniak i do tego zmrożony. Standardem jest “Ja nie mogę do ciebie, ty nie możesz od mnie, ale oboje możemy do trzeciego”. Najgorzej już jak w obrębie 5 osób 2 się nie może połączyć mimo przeróżnych kombinacji zaproszeniowych i ktoś musi czekać na inną ekipę :/ Nadal jednak czeka się tą godzinę, aby zagrać ten upragniony meczyk. Dzięki tej grze również wróciłem do czytania książek – normalnie mam przegrane ponad 60 godzin, podczas których ma za sobą półtorej książki (ok. 800-900 stron) 😀

    Co do RS2 – paczyłem chwilę na streama i jestem trochę zasmucony, że jest bardziej…hmmm Battlefieldowo? to nie jest to, co jakiś czas sobie zapodajemy z chłopakami w Darkest Hour (mod do RO1), czy choćby Squad. Rzeczywiście, jest wolniej niż B1, ale o wiele szybciej niż wcześniej wspomniane gry. Dla osób, które chcą coś bardziej ambitnego niż seria B to spoko, ale w drugą stronę to już gorzej się przekonać.

Powrót do artykułu