Co jest grane – róg obfitości

Nitek dnia 11 grudnia, 2017 o 9:56    27 

jedni krzykną, że powinienem vlogaska robić, być może. tymczasem ja tu sobie klik, klik, bo w ciągu roku, jak się okazuje, poleciało tyle giereczkowych tematów omijając szerokim łukiem gikza, że trochę śmiesznie. Niemniej jednak, niemalże jak Bosman, choć może gusta me się nie zmieniły, tak na bank życie trochę dogoniło i żonglerka czasem trwa.

Utrzymanie wszystkiego na najwyższym priorytecie, z czasem okazuje się być prawie, że niewykonalne. Niemniej jednak staram się, choć moce przerobowe poszły gdzie indziej, co nie umknęło nielicznym (Stah-o!), a pozostali nadal nie przekonali się, by kliknąć w Discorda (hej, tu jest, tam jest woda na młyn na dyskusje www.discord.gg/nitek) to jednak uległem przekonaniu, że jak nie ograłem czegoś od A do Z to jakże mam o tym mówić, skoro już niejednokrotnie giereczki okazały się trzymać za winklem mechanizmy zmieniające je praktycznie nie do poznania, skutecznie dopieszczając rozgrywkę. Było tak wiele razy. Tymczasem z kwiatka na kwiatek, hop sa, skaczę wesoło. Nie wszystko udaje mi się kończyć, bo jest tego zbyt wiele, do innych wracam zaś stanowczo zbyt długo, by wepchnąć coś innego pomiędzy, a innym razem łapie nałóg tak mocny, że tematy spędzają mi sen z powiek.

I tak, listę te otwiera absolutny niszczyciel mojego czasu na granie w cokolwiek, którym oczywiście jest Playerunknown’s Battlegrounds. Ktoś być może pamięta, że nie łapię się MMO, że nie mam gierki, w którą był diehardował, jak mówią teraz internety. Tu natomiast wszystko zagrało od pierwszej zamknietej bety, jeszcze w marcu, kiedy nie wiedziałem co włączyłem, a wiecie, w bety też nie gram. Tymczasem już wtedy sprzeniewierzyłem grze 40 godzin, podbijając stawkę do 470 godzin we wczesnym dostępie i dwudziestu pięciu na serwerze testowym (wcześniejsze patche, dodatkowa mapa). Takie czasy podaje mi Steam. Jestem skłonny mu wierzyć, bo bardzo często wracam do tej gry, choć często ginę po pół godziny podziwiania widoczków strzałem nie wiadomo skąd. taki urok battle royale, gdzie 100 osób próbuje zredukować się do tej jednej słaniającej się na ostatnich nogach, przy użyciu szerokiej gammy uzbrojenia i pojazdów na wielkiej mapce. I no, lubię mimo, że rozgrywka potrafi się toczyć około czterdzieści minut, a tyle minut czasem ze świecą szukać.

pubg

Nie inaczej sprawa ma się z tegoroczną odsłoną Call of Duty WW2. O ile kampania singlowa woła o pomstę do nieba, tak multiplayer, panie złoty, wbiłem już z pięćdziesiąt godzin, co stawia tę odsłonę tuż obok najbardziej przeze mnie łojonych Black Ops 3. Zdaje sobie sprawę, że krapowate otwieranie skrzynek przy ludziach to istny fetysz, nie szkodzi. Otwieram te, które dostaję za jakieś zadania rodem z MMO, nie tracąc nań prawdziwej waluty. Parę dni temu wprowadzili jeszcze rankedy, w Carentan spadł śnieg i jakoś ten czas leci. Niewątpliwą zaletą CODa są krótkie, intensywne sesje, które łatwo jest wcisnąć między kanapkę i herbatę. Defaultowe dziesięciominutowe mecze, nierzadko trwające połowę tego czasu, z dwucyfrowym licznikiem fragów robią robotę jak poranna czarna smoła. I generalnie to multi tym razem jest wyborne (w Inifite Warfare grałem może z pół godziny, łącznie z betą). Bawię się też często i gęsto w Escape from Tarkov, choć to zupełnie inna para kaloszy.

codww23

To te molochy sieciowe, do których wracam jak pies do miski, chapiąc wszystko na bezdechu. Bez żalu. Tyle, że nie tylko. Nadal nie dokończyłem dodatkowej zawartości Dark Souls 3. Został mi jeden dodatek, co mnie cieszy, bo przecież serię uwielbiam, nie jestem specjalnym fanem NG+, a jak przejdę to będzie przecież koniec. Usiłuję dokończyć też Bloodborne, czyli szlachotwanie z tej samej parafii, choć z kolegami z internetu (hai Demonidias, Tomek Gop). No i jest jeszcze pectowy Nioh, który technicznie na blaszaku wyszedł rewelacyjnie. Pewnie, nie było wsparacia dla myszy i klawiatury, za to ogarnięto optymalizację, z czym miałem problem w wersji na PS4, bo tam ograniczenia techniczne dały mocno w kość. Grasuję więc po Japonii obsianej demonami i tnę ponownie. I bawię się przednio. Nie są to Soulsy, jest zupełnie inny klimat, nie do końca jest jak w domu, jak przy włączaniu mroku średniowiecza podsuwanego przez Soulsy jakiekolwiek, ale jest pysznie, z wyzwaniem i relatywnie ładnie, choć nie jest to najpiękniejsza gra ever. Jest super tak czy siak.

niohhh

W tym roku, o wiele częściej, niż w latach poprzednich, siadałem za kółkiem do wirtualnych ścigałek, czego bym jeszcze niedawno o sobie nie pomyślał. Trochę zaniedbałem Dirt Rally na rzecz świetnego Dirt 4. Stosuje go wymiennie z równie świetną F1 2017 oraz turbo odjazdową i przepiękną Forzą Motorsport 7. Doraźnie dobijam się WRC 7. To ostanie na padzie, bo kierownica działa tam tak se. Pozostałe tematy to jak widzicie, każdy z innej parafii. Trochę jazdy w błocie, trochę po torach, każdy w innym klimacie, oprawie, modelu jazdy i innej frajdzie jaką serwuje. Zupełnie jak dodatek Hot Wheels do rewelacyjnej Forzy Horizon 3, którą poznać powinien każdy. Rozgrzebane mam te ścigały jak flaki podczas niedawnej operacji i często do nich wracam. A, i jeszcze Gran Turismo Sports, które nie jest najlepsze, ale jeździ się fest przyjemnie. Wiecie, kiedyś to se lubiłem, na pełnej pani z boku autostrady rypnąć coś w Burnoucie, a teraz wolno wjeżdżam zakręty, by wylecieć na prostej jak strzała i kombinuję, i kręcę te kółka. Sprawdzałem też Prject Cars 2 i Asseto Corsa, ale jakoś nie zagrało między nami i niby kupiłem, acz nie gram. Ciężko wygrać z Forzą, serio. I resztą też.

forza_7_wet

W kwestii RPGów nie bardzo mogę coś pomóc. Niedawno wydane polskie Seven jest fajowe, ale łatają je ładnie, więc dojrzewa. Idea skrytobójcy w izometrii i innych fajnych mechanizmów zabawy, mocno wypaczana jest przez niedoróby techniczne, więc nie ma się co spieszyć. Podobnie jak z Battlefrontem 2, którego zagrałem i w becie, i w calaka, ale jakoś tak czekam na rozwój wydarzeń, by zweryfikować czy czas przyniesie pokorę EA, czy może nadal ktoś będzie nam podsuwał spocone genitalia zawoalowane w skrzyneczkach losowości. Zabrałem się gdzieś po drodze za nadrabianie calaka Divity Original Sin Enhanced Edition i rozgrzebałem, i co jakiś czas wracam i ciągnę historię do przodu. Jestem zachwycony, ale czas, dajcie mi czasu więcej na granie, to kiedyś może przejdę. I chyba tyle polizałem w tym roku RPGów. Nadal Wiedźmina nie skończyłem. Nigdy już tego nie zrobię. Trudno. Mam nadzieję zaś, że tego losu nie podzieli Assassin’s Creed Origins, który jest najlepszym asasynem w ogóle, chyba. Takie mam wrażenie, kiedy włączam go na jedną misję i muszę wyciągać stopą kabel z zasilaniem, żeby się oderwać. Jest nie dość, że ładny, to i grywalny. Czaicie? Gra Ubisoftu, kto by pomyślał. Nie, drugiego South Parka nawet nie mam. A oni w tych asasynach jeszcze dorzucają jakieś darmowe eventy, których nie jestem w stanie zagrać, bo level za niski. Co się porobiło. Nie zapomnijcie też zainteresować się Battle Chasers, Nightwar, dobre. To przy okazji, choć z innej półki. X-COM2: War of the Chosen, jest rewelacyjne, acz nie mam kiedy przycupnąć i szarpać. A szarpałbym jak Reksio szynkę. Cały czas noszę się z tym zamiarem. Piąty raz od początku, fiu, fiu.

battlechasers

Coś mało tu indyków, no. To dlatego, że jest ich tak dużo, i tak wiele wpada w manierę kopi kopii kopiowania kopii czegoś, co było wcześniej, że niewiele z nich sprawiło, żebym tu fapnąl. Pewnie, Devolver znów przyniósł dobro, jak choćby Absolver  czy polski Ruiner. Niedawno wydane A Hat in Time to nostalgiczny trip do czasów świetności platformerów 3D i lekarstwo na brak pecetowego Mario. No, substytut, świetny, ale powoli mi pewnie z nim zejdzie, o ile w ogóle. Nie brakło grania w Enter the Gungeon (18 grudnia nowa darmowa zawartość!) oraz Darkest Dungeon, dobrze robi Bomber Crew.  Nowe indycze wydawnictwa idą w tysiącach w jednym tygodniu, no prawie, więc nie sposób wymienić wszystkiego z czym miałem styczność. Ba, w życiu nie wymienię tego, co jeszcze zostało do zagrania.

I gdzieś tam powoli, ociężale, cisnę z tym. Może kiedyś się odkopie. I nie żebym narzekal, co to, to nie.

Ta, to powinien być vlogasek, hej!

www.discord.gg/nitek

Dodaj komentarz



27 myśli nt. „Co jest grane – róg obfitości

  1. bosman_plama

    Rany, a ja jeszcze żadnego Assassina nie przeszedłem. Nie, żeby mnie nie ciągnęło. Chętnie np. obczaiłbym taki Konstantynopol. Ale w wersji na PC dostałem takiego ataku furii przy oganiania sterowania, że przez dwa lata chyba nie kupowałem żadnej gry ubisoftu z tej złości. No to kupiłem jakieś AC na playa i… odpadłem na ultranudnym chodzeniu po korytarzach współczesności, od którego się gra zaczynała.
    Ale ten Egipt kusi. Da się z niego jakoś wycinać etapy współczesne?

    1. Nitek Autor tekstu De Kuń

      @bosman_plama

      Nie ma ich prawie wcale. Takie obowiązkowe były dwa na te moje 25h+ grania i trwały parę minut.
      Egipt był zabawny, w sensie taki mi się wydawał, ale koniec końców okazał się pięknymi terenami do oglądania i buszowania, a sama gra na tyle zmieniona, że choć czuć, że to dalej asasyn to jednak ogólny feel jest zupełnie inny.
      I jakbyś się brał, warto zastosowac technikę przechodzenia wątku głównego, mieszanego z zadaniami pobocznymi i brania ich tylko jak level nie styka.
      Bo teraz jest tak, że przeciwnicy mają poziomy i wystarczy, że jest 2 lvl wyżej, i lipa jest. Zaś robienie pobocznych zbyt długo może wywrócić bebechy na drugą stronę, bo wiadomo, że kiedyś to jednak zaczyna się powtarzać.
      Sam gram w ten sposób i nie nudzę się w ogóle. Też dlatego, że jaram się mocno widoczkami.

      To taki asasyn, którego nie trzeba się wstydzić polecać, ani polecając.

    2. Daimonion

      @bosman_plama

      Mam dokładnie to samo z Asasynami. Wpadła mi trójka za darmo i myślałem, że kompa przez okno wywalę. Gorszego sterowania to w życiu nie widziałem. Coś słyszałem, że mają Black Flag rozdawać jakoś na dniach. Niby piraci fajna rzecz, ale… Jeśli to znowu jest takie sterownicze barachło, to dziękuję.

  2. larkson

    Nigdy bym sobie nie pozwolił na taką ilość rozgrzebanych tytułów jednocześnie, nie przy mojej ilości czasu. Ja staram się mieć ogrywane maks 2 gry naraz, jedna na konsoli, druga na pececie, w tym momencie są to Persona 5, z której coś może napiszę, bo wreszcie ją kończę (ponad 100 godzin na budziku, Jezusie Świebodziński), a i w kuluarach się gada o ewentualnej wersji PC, więc może kogoś zainteresuje, a druga gra to Prey, jeśli szukacie nowego Bioshocka i do tego w kosmosie to proszę bardzo. No dobra, jest jeszcze trzecia gra, którą sobie odpalam na laptoku, jeśli gaming room jest zajęty co nie za często się zdarza, a jest to Danganronpa 2, visual novela, więc hipsterstwo level medium. Hard byłby gdyby Nitek tego nie miał 😉 Raz na ruski rok odpalę jakiegoś multika na chwilę, PUBG jest spoko do takich sesji bo przeważnie szybko ginę.

    1. Nitek Autor tekstu De Kuń

      @larkson

      Nie wszystkie tematy traktuje jako rozgrzebane. Tylko takie z ciągłością fabularną właściwie. Inne to takie, do których co rusz wracam. Jest tego sporo, fakt, ale to też powinno rozjaśniać niektóre okoliczności przyrody. W jakimś stopniu.
      A przecież dziennie dochodzi gros kolejnych tematów. Seriously.

      1. larkson

        @/mamrotha

        Chyba tak, bo już takie rzeczy się dzieją, że to musi być końcówka. Skąd żeś te ekstra 50 godzin wytrzasnął? 😛 Jestem na etapie dojścia do finałowego bossa, to jest męczarnia dopiero, multum wysoko levelowych mobków (sam mam 68 lvl) plus midbossy. Dobrze, że chociaż da się wrócić i zregenerować SP i HP i zapisać, bo bym się zapłakał na śmierć chyba.

          1. larkson

            @lemon

            Ja nigdy nie czułem potrzeby grindu, to co udawało mi się wylevelować i zdobyć wystarczało, jasne, czasem trzeba nakupić parę potrzebnych rzeczy i sprzętów, a przy walce z bossem należy spiąć poślady. Można co prawda w każdej chwili zejść do loszku tzw. Mementos gdzie robi się sidequesty, tłucze mobki i zdobywa skarby, ale żeby schodzić tam specjalnie po to,żeby nazbierać expa, bo boss sprawia problem to nie. Dotyczy to Persony 5, nie wiem jak w przypadku starszych części, w te nie grałem. Jeszcze.

  3. mr_geo

    Zgodnie z naszą narodową tradycją najpierw będzie narzekanie 🙂

    Ponieważ Starcraft II przeszedł na darmochę, to słuchając mej wewnętrznej cebuli postanowiłem go w końcu ograć dalej niż 50% kampanii WoL na którym to poziomie zakończyłem z nim poprzednio przygodę. I stwierdzam że niewiele straciłem. Wafle kukurydziane w wersji cyfrowej, tzn. nadmuchane coś co zamula ale bez żadnego wyraźnego smaku, zapachu i tekstury. Historia fabularnie na poziomie Zmierzchu, grafika zachwytów nie indukuje (a Zergowie wręcz męczą bo na ciemnym tle creepa czasami ni hu hu nie idzie poznać co to za jednostka), a polskie VO… pomińmy ten temat, nomem omen, milczeniem. Do tego always online, nawet dla singlowego skirmisha z AI. Serio Blizzard? 4/10, multi nawet mi się nie chce oglądać.

    Valkyria: Azure Revolutions – zachęcony VC1 i VC2 (VC3 już mniej) i oczekując na zapowiedziane VC4 nabyłem toto drogą kupna. A mogłem urwa jak człowiek cywilizowany te pieniądze uczciwie przepić… Tragedia jakaś, a nie gra. Jakoś dałem radę z tymi mieczami 4 razy większymi od ich nosiciela i kostiumami jak z salonu masażu bardzo podejrzanej konduity skrzyżowanego z chałupniczą manufakturą armatury hydraulicznej ale reszty już nie zdzierżyłem… Upośledzone intelektualnie dziecko hack’n slash i musou które po urodzeniu ktoś jeszcze upuścił główką w dół na beton. “Biegnij przed siebie i maszuj przycisk ataku aby wygrać” połączone z galerią bohaterów którzy w zamyśle mieli być chyba tragicznymi buntownikami przeciwko niesprawiedliwości walczącymi by pomścić swoje krzywdy ale wyszła grupa płytkich jak kałuża na Kalahari hipsterów odwalających histerię i kryzys osobowości bo ktoś im nalał nie tego co aktualnie modne gatunku mleka sojowego do ich special latte w starbuksie. SEGA, nie idż tą drogą. Produkcja która oficjalnie zdeklasowała Nier: Automata w kategorii “najszybsza deinstalacja z dysku twardego PS4 w 2017”.

    Observer – przyznaje, nie lubie horrorów. Za to lubie cyberpunk i Hauera. I dość lubię symulatory chodzenia, więc postanowiłem spróbować. Hauer świetny. Gra jako całość już nie bardzo, bo po prostu za krótka, a ten kontent który już w niej jest strasznie nierówny. Miałem nadzieję na coś w klimatach Blade Runnera z dodatkowym straszeniem, ale tego nie odstałem. To znaczy klimat jest i Rudger robi robotę, ale to nie wystarcza żeby grę udźwignąć, bo część ze straszeniem zamiast straszyć zbyt często wieje zwyczajną nudą. Przeszedłem, odfajkowałem na liście backlogu ale nie czuję żadnej motywacji żeby do gry wrócić.

    Teraz pozytywy:

    Wspomniane Valkyria Chronicles 2. VC1 mam za grę bardzo dobrą i jeden z najlepiej zrobionych portów jakie widziałem. Do VC 2 podchodziłem trochę zjeżony bo reputacja poprzedniczki reputacją, ale z powodów debilnej polityki importowej żeby zagrać w Europie trzeba albo kombinować z hackowaniem PSP albo babrać się z emulatorami, ściąganiem unoficial patch i innych ISO. Koniec końców sprawa okazała się prostsza niż myślałem bo moje PSP ogarnęło temat bez komplikacji (są czasami pożytki z kupowania sprzetu w Japoni :P) i zostałem bardzo przyjemnie zaskoczony. Świetna gra, co najmniej dorównująca pierwszej części. Aż dziwne że tyle dobra można wygenerować używając PSP które przecież jak na dzisiejsze standardy to specyfikacje i ogólny power ma śmiechu warte. Mój telefon jest chyba mocniejszy. VC3 już nie robiło tak dobrze, ale to głównie za sprawą fabuły która poszła w stronę fan service, a że fan service był nastoletni (i do tego japoński) to wyszło jak wyszło.
    PS. W trybie emulacji na PC gdy przebrnie się rafy konfiguracji gra też jest jak najbardziej grywalna i robi robotę. Sterowanie jest trochę dziwne, ale całkowicie do ogarnięcia.

    Horizon: Zero Dawn z DLC – podstawka gry wzbudziła we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony fantastyczne widoczki, ciekawy lore i zajefajne strzelanie z łuku do robotów ale z drugiej kompletnie położony world building, dość miałka i niechlujnie poprowadzona głowna historia oraz większość przypadłości trapiących open worlds (brak rzeczy do robienia po zakończeniu głównego wątku, dłużyzny, słaba interakcja i powtarzalność). Tym niemniej z przyjemnością powracałem żeby pokręcić się tu i tam po postapo Ameryce, podziwiać landskejpy i wsadzić jakiemuś robodino strzałę w transformator. DLC zostało rozegrane chytrze: właściwie nie naprawiło nic z przypadłości (ale też ich nie pogłębiło), za to dodało więcej tego co było miodne: widoczków, miejscówek, kawałków lore (ciul że nadal niewykorzystanych), nowych łuków i maszyn do odstrzeliwania. Wyszła z tego całość świetna wizualnie, bardzo przyjemna, wybitnie lekka i rozrywkowa (do granic każułalotowości:)) w którą nadal mam ochotę rozrywkowo i każułalowo grać. I nie mam z tym problemu, bo kiedy próbuje się brnąć w jakieś pseudo filozoficzne głębię i niedoważoną aksjologie na poziomie wczesnego gimnazjum jednocześnie gęsto pokazując przy tym majtki i podskakujące pośladki to wychodzi z tego jakiś gniot w rodzaju wspomnianego wcześniej Nier: Automata.

    Opus Magnum – tego się nie da właściwie opowiedzieć. W to trzeba zagrać. Jeśli kiedyś dostanę apopleksji albo szlag mnie trafi przed komputerem to prawdopodobnie powodem będzie jakaś gra Zachtronics. Możliwe że własnie OM 🙂 . I to będzie piękne zejście. Takie puzzle-perełki jak Opus Magnum są kurna zjawiskowe.

    Na koniec tak bez żadnego trybu: do cholery zróbcie coś z ikoną livestream’u na stronie głównej gikza bo ona zwyczajnie nie działa i nie sygnalizuje kiedy powinna że Nitek coś streamuje. Nie wszyscy mają odpaloną parówkę 24/7 i nie śledzą na okrągło nowych powiadomień od wujka gabcia…

    1. lemon

      @mr_geo

      IIRC Nitek tę ikonkę odpala ręcznie i czasem mu się zapomni. Ale poza ikonką daje on znać o strimowaniu chyba na wszystkich możliwych kanałach (e-mail dla followerów na twitchu, powiadomienie w twitchowej apce, event na parówce, pewnie jeszcze przez fejsa, twittera), więc jest trudno przegapić, pod warunkiem, że ma się włączonego kompa/smartfona.

Powrót do artykułu