Co jest grane – droga przez mękę

Nitek dnia 23 listopada, 2015 o 8:01    74 

Kiedy dwadzieścia sześć godzin rozgrywki temu pisałem Wam o tym jak bardzo Falutek czwarty boli, nie zdawałem sobie sprawy, że to dopiero początek. Dziś, stoję przed Wami w prawdzie, po zakończonym wątku głównym, starszy o czterdzieści jeden godzin bylejakości i miałkości.

Jeśli pierwsza myśl jaka przyszła Wam do głowy to, cholera Nitka, po co? Nie umiem Wam na to pytanie odpowiedzieć. Bardzo bym chciał, ale nie umiem. Wiem też, że puryści i inne mechozaury, bujające się po okolicach Bostonu, sadzące kwiatki, czy budujące tryskające penisy na wielkich wieżach w dostępnych osadach, krzykną, że nie grałem jak się powinno! Że to nie tak, że nie powinienem mieć w annusie całego tego szału budowania, stawiając tylko to, co jest konieczne. Mild spoiler, bo w pewnym momencie wymagane jest postawienie paru rzeczy i jeśli nie bawiliście się do tego czasu w Boba Budowniczego, będziecie mieli przechlapane szukając potrzebnych materiałów na siłę. Z drugiej strony, jeśli zapytacie, co też takiego się tam działo, że tak bolało, podejrzewam, że odpowiedź wszystko, nie będzie satysfakcjonująca, c’nie?

2015-11-12_00005

Kto nie czytał, zapraszam do podręcznej listy hejtu rzeczy, które mają miejsce w Falloucie cztery, bo nie wymaga ona specjalnej rewitalzacji. To wszystko nadal jest aktualne. Przez całe czterdzieści godzin można czuć się jak śmieciarz, przez cały ten czas nie trzeba z nikim handlować, bo w Bostonie jest urodzaj wszystkiego. od stimpacków przez amunicje na nadmiarze jedzenia kończąc. Marskości wątroby przyprawia beznadziejna fabuła całości, ale o dziwo, pojawił się wcale nie taki ewidentny wybór, który zmienił przebieg mojej rozgrywki, a ja nie poleciałem do końca jak po sznurku. Jeden. Wybór. Wrypałem się tym samym z głównej linii, w wykonywanie fetch questów, przywodzących na myśl grind z pierwszego lepszego jRPG, by popchnąć zabawę dalej, serię identycznych zleceń, dla tych samych osadników, w tych samych wioskach. No i coś pobudować musiałem, dzięki czemu byłem świadkiem jednych z najbardziej kuriozalnych starć NPC w historii gier EVER. Jeśli sam fakt, że pieseł jest nieśmiertelny wzbudził w Was emocjonalny dryg, na pewno ucieszycie się, kiedy będziecie wiedzieć, że tyczy się to WSZYSTKICH towarzyszy. Ba! Nawet NPC, którzy należą do frakcji i zaczepiają innych atakujących. Nie mogą zginąć, nic, nada. Czasem się zdarzy, że ktoś wyzionie ducha, jak wtedy przy Bunker Hill, ale wydaje mi się, że był to efekt rotacji nastrojów naparzających się koło mnie frakcji i tego, że faktycznie temu typowi coś odstrzeliłem. Może.

2015-11-10_00005

Zdarzyło się też tak, że idąc na questa, postać z któą miałem pogadać rozwiązywała waśnie z zakutym łbem z Braterstwa. Oczywiście przegrała, z dwadzieścia razy, tyle bowiem trwało, aż ta trójka sparowanych eventem postaci w trakcie śmierci tej jednej, znajdą się w bezpiecznej odległości i osobie zapomną. Zupełnie jak nasi towarzyszę. Leżą, owszem, możesz im dać stimpacka, jasne, ale poczekaj chwilę, a sami wstaną. Jak już jesteśmy przy kontaktach międzyludzkich, nie możemy zapomnieć o dialogach o wartości miernej. Nie, statystyki nie przekładają się na ich ilość czy złożoność. Nie są porywające, a aktorzy brzmią jakby realizowali swoją robotę za psie pieniądze i pod przymusem. W dodatku kogo to kurna obchodzi, skoro ścigamy się z czasem do napisów końcowych. Nie tak, że nie chciałem się wciągnąć. Chciałem. Panie, czterdzieści godzin na to czekałem. Nie doczekałem się, a same dialogi ogarniałem, byleby się już skończyły. Zwłaszcza, że są takie jak wszyscy mówią. W ogóle miałem wrażenie, że wątek główny realizowany jest wybiórczo, jakby ktoś co jakiś czas wybudzał Cię bez snu, bez jakiegoś efektu ciągłości i płynnej kontynuacji. Beznadzieja.

2015-11-12_00004

Ta metka obowiązuje także w obrębie zadań głównych, które poza jednym, są wszystkie kropka w kropkę takie same, a rodzai ich kilka. Myślałem, że ciągnąc wąteczek przeciągnie mnie po jakichś ciekawszych aktywnościach, ale nie. Każdorazowe zadanie to zapuszczenie żurawia i dokładna penetracji miejscówki X, czy Y, gdzie zazwyczaj będąc na końcu, upragniony item, czy też mega-ważny-ktoś, znajduje się na jego drugim końcu. Zawsze. Nie bawili się tu w półśrodki, nie ma tu zaskoczeń. Po kilku piętrach następuje zwyczajowo przyjazne przywitanie się i liczenie kto więcej wystrzelił. No bo z walki wykpić się nie da, choćbyś bardzo chciał. Power Armor, suko! No, prawie. Miałem w szopach trzy, ani razu żadnego nie użyłem. nawet wtedy, kiedy szedłem w najbardziej napromieniowane miejsce, poleciałem tam w szmatach i przeżyłem. Jak wróciłem? Ło, panie! Fast travel. A dobry miałem, z Braterswa. Bo nie byli mi przychylni w jednym momencie, a starli się z frakcją co sympatią do mnie parała, więc dostali bęcki i zebrałem armor z chłodnej pani, bo gra łaskawie pozwoliła jej wyzionąć ducha. Jakiś absurd, kurczaki. Pewnie, niektóre miejsca mają coś napisane w terminalach. Lore builder, czy coś. Historyjki okolicznościowe. Fajnie, ale wygląda to wtedy, tak jak zwrócili na to uwagę w jednym filmiku Panowie z Tv-Gry zdaje się. Jakby ktoś grał w tę grę przed nami i dobrze się bawił, a my podążamy jego śladem nie mając wpływu na otaczający na świat, czytając co fajnego się tam wydarzyło.

Dość.

https://twitter.com/Wonziu/status/668544993192226818

https://twitter.com/Wonziu/status/668544993192226818

No chyba, że szukasz gry z nijaką fabułą, gdzie możesz postawić se domki i babrać się w lipnych dialogach z ludźmi o mentalności trzylatka. Myślę, że znajdziesz tu coś dla siebie.

Mam nadzieję, że Wasz weekend był lepszy.

Spoiler! Pokaż

Dodaj komentarz



74 myśli nt. „Co jest grane – droga przez mękę

  1. thewhitestar

    Hejtersi, hejtersi wszędzie… 10\10 i tytuł gry roku. Wiedźmin to przy niej kapa, żadnych wyborów, tylko mieczem i znakami walczymy a we Falloucie możemy się podkraść i zabić po cichu, serią z karabinu czy z dystansu za pomocą snajperki. Moc wyborów, rpg co się zowie!

  2. powazny_sam

    A mnie wessało skrytykowane tutaj Remember Me, 90% gry zleciało w parę godzin. Nawet odświeżyłem sobie Nitkową recenzję i co ciekawe zgadzam się co do joty z każdym zarzutem ale… chodzona nawalanka z prymitywną mechaniką walki za dziesięć złociszy , tego akurat potrzebowałem na odmóżdżenie.

    Tylko mogliby darować sobie to przewijanie taśmy ołówkiem, to że tzw. remiksy są tylko cztery to traktuję akurat jako zaletę.

  3. larkson

    Fallout 4 to jest taka gra, w której idziesz z miejsca w miejsce (czy tam od dungeona do dungeona), mimo, ze dobrze wiesz, że nic ciekawego nie znajdziesz. Sam pograłem w to z ponad 20 godzin i też mam powoli dość tej gry. Trochę chce mi się w nią grać, bo fajnie się strzela i trochę też się nie chce bo wszystko inne. frajda z rozbudowania wiosek też się jakaś znajdzie, tylko serio? Naprawdę po to gram w RPGa, żeby chałupy stawiać? I dialogi jak i sam ich system są tak słabe, że ja jebe. Mimo to gry całkowicie nie skreślam, bo mody, może tak będzie jak ze Skyrimem, którego wersję waniliową mógłbym uznać za rodzaj tortur, zaś po modach zamienił się w coś nieziemskiego.

    1. Wyspa

      @larkson

      Skyrima nie przetrwałem… 4h i poszedł drop, dlatego nawet F4 nie kupowałem. Za to w Morrowinda to mogłem godzinami trzaskać… ciekawe.
      Choć jak czytam o F4 to mimo że fallout i rpg z tego słaby to bardziej mnie zachęca od Skyrima. W Morrowinda tyle grałem bo tam olałem wątek główny i zwiedzałem sobie świat, crafciłem i zaglądałem w różne kąty odkrywając jakieś ciekawe motywy i historie (tu morderstwo, tam jakiś artefakt itp). Z tego co czytam F4 duży nacisk kładzie własnie na szukanie sobie samemu zabawy, jest rozbudowany craft (+wioski), ciekawi mnie tylko czy mimo ogólnego braku fabuły są jakieś fajne motywy jak w Morrowindzie własnie (że czytając notatki, idąc za plotkami można odkryć jakieś miejscówki albo przedmioty).
      Jeżeli tak to może mimo wszystko na F4 się skusze… (podczas promo oczywista ;D)

      1. MusialemToPowiedziec

        @Wyspa

        “W Morrowinda tyle grałem bo tam olałem wątek główny i zwiedzałem sobie świat, crafciłem i zaglądałem w różne kąty odkrywając jakieś ciekawe motywy i historie (tu morderstwo, tam jakiś artefakt itp)” – to jak ty grałeś w Skyrima, w którego gra się dokładnie tak samo?
        No, może jakość znajdowanych rzeczy nie ta sama, z tym się mogę zgodzić.

        Fun fact: ostatnio pograłem trochę w Skyrima, polazłem w inne miejsca niż zwykle. Okazało się, że jedna z postaci jakie spotykamy w jednej takiej organizacji, można ją spotkać dużo wcześniej, kiedy potrzebuje naszej pomocy w naprawieniu koła do wozu.

  4. Yanecky

    Ja próbowałem przysiąść do Sword Coast Legends i mam uczucia mieszane. Jest to niezły średniak. Takie odmłodzone Neverwinter Nights, miejscówki z klocków itp. Niestety, mechanika nie jest odzwierciedleniem 5e, jeno nazwy czarów i skilli zostały, a sama walka to cooldowny. Ale. Walki są trudne i nie można lecieć przed siebie i ciachać, jednego trzeba tymi skillami trochę operować. Sama historia na razie bez wybitnych questów, ale jest ciekawe założenie.
    Na osłodę zacząłem oglądać Jessicę Jones. Jest dobrze.

    1. Fantus

      @Yanecky

      Bawiłeś się coś więcej w 5e w wersji pen&paper?

      Ja zęby zjadłem na 3 oraz 3,5, wcześniej co-nieco 2ed. Czwartej wcale nie ruszyłem, bo mnie dorosłe życie dopadło, ale 5 mnie ciekawi. O czwórce sporo czytałem, ale zagrać mi nie było dane, podobnie z 5. Liczę, że wyjdą jakieś crpg żeby chociaż liznąć mechaniki.

      Jak synowie dorosną do odpowiedniego wieku to trzeba będzie ich wdrożyć… choć kto wie, może to już będzie 6ed?

  5. lemon

    Będzie GOTY jak nic.

    Nieśmiertelni towarzysze to jest jednak dla mnie zrozumiała decyzja Bethesdy. W testach wyszło, że ciągle głupio ginęli – jak ten pies wpadający w przepaść albo wchodzący do zaminowanego korytarza – więc wybrali najprostsze wyjście (jak wiemy, Beth lubi najprostsze wyjścia). Poza tym przypominam sobie, że F3 i FNV też miało nieśmiertelnych towarzyszy (ale to chyba można było w specjalnym trybie hard wyłączyć). Wolę tak, niż ciągle się frustrować, że ten głupek znowu się zabił i trzeba wczytywać grę. Może się obada F4 za parę lat, jak już powstanie mrowie modów. Jest już taki, który wyświetla rzeczywistą kwestię dialogową postaci gracza, zamiast Yes/No/Sarcastic/Goodbye.

    W weekend pograłem w Resident Evil Revelations 2 Ep.1 i bawiłem się dobrze. Nie jest to gra idealna (żaden RE nie jest), nadal nie jest to horror, ale zabawa była przednia, zarówno w singlu, jak i kanapowym co-opie. Miejscami widać wyraźne inspiracje Alan Wake (latarka, tartak, serialowość [Alan miał “previously on”, a tu jest “next time in”]) i The Last of Us, a na końcu czeka fajny zwrot fabularny. Dawno mi się tak nie podobało AI towarzyszy (nie są nieśmiertelni, leczą gracza, umiejętnie omijają pułapki, podczas skradania sami gaszą latarkę itp.), ale też irytuje ich bierność w walce – niby można odblokować skill, który sprawia, że walczą, ale jakoś to nie działa. W ogóle jak na jeden epizod to sporo tu zawartości, rzeczy do odblokowania i jest co masterować.

    Poza tym kupiłem na jesieniobraniu Piratów Sida Meyera (okazało się, że jeszcze nie miałem) i Dungeon Siege 3. Tych pierwszych włączyłem “na chwilę” i znów nie mogłem się oderwać. W drugą gra się przyjemnie na padzie (nie dziwota, skoro projektowali ją z myślą o konsolach), szkoda tylko, że głosy głównych bohaterów są takie słabe.

    1. furry

      @creep

      Niom, mini-paragrafówki są świetne aż sobie przypomniałem Kentucky Route Zero i misiałem sprawdzić co tam u twórców (dalej robią sezon 4).

      Kiedy wlazłem do jakiejś kopalni i czytam, że “skręciłeś kostkę”, to potem, już w walce, faktycznie miałem karę do poruszania się.

  6. Epipodiusz

    W piąteczek byłem na akcji Beaujolais Nouveau aby wesprzeć francuzów. A potem na piwku w spelunce z ukraińskim piwkiem i tam wspierałem ukraińców. A w sobotę też jakieś piwko przy F4 i tak po 30 minutach grania wyłączyłem go i poszedłem spać.
    Jakiś taki nijaki ten F4 , Stimpaków mam w pip i ciut ciut , aż słabo. W sumie to sam czuje się nieśmiertelny tak samo jak mój pies 🙂

  7. iago

    Cały weekend grałem w Darkest Dungeon. Od nowa. Wróciłem po naprawdę długiej przerwie i to rozwiązanie wydało mi się najlepsze.
    Jest dużo trudniej, niż było (i bardzo dobrze). Zanim ich jakoś wyszkoliłem najemnicy padali jak muchy, albo odsyłałem ich w cholerę bo nałapali chorób/negatywnych quirksów. Kasy też mniej wpadało (dobrze, że można sprzedawać bezużyteczne trinkety, bo raz bym zbankrutował), za to leczenie (i rozbudowa wiochy) podrożało.
    W tej chwili mam 17 postaci na 3 lvlu (2 główne zespoły i dużo backupów) i zaczynam robić misje veteran. Nowe postacie (Arbalest, Houndmaster, Man-at-Arms) bardzo fajne (mój podstawowy skład w tej chwili to: Man-at-Arms, Houndmaster, Grave Robber i Vestal). A już za tydzień dołączy Abomination.

  8. Fantus

    A ja się “pochwalę”, że mimo wieloletniego stażu nie umiałem reddita.
    Dopiero niedawno wyklikałem sobie własnego multireddita i uczciłem chwilą ciszy swoją wcześniejszą ignorancję.

    Teraz zawsze pod ręką wszystkie pillarsy, prisonarchitecty i inne crusader kingsy 🙂

    1. Sekal

      @creep

      Mnie właśnie chwyciło na Skyrim, ale jako totalny noob w serii tych gier (oblivion i morrowind znudziły mnie już na samiutkim początku, podobnie fallout 3) otworzyłem nexusa i zainstalowałem większość z top100 modów. 😉 Gra się całkiem fajnie o ile ktoś lubi paf paf paf w wersji z mieczami. W świat i fabułę kompletnie nie idzie się wczuć.

          1. MusialemToPowiedziec

            @larkson

            Jakby ci się chciało pisać, to należy zacząć od Inigo. http://www.nexusmods.com/skyrim/mods/40960/

            Ewentualnie Vilja, ale mi się jej głos strasznie nie podoba http://www.nexusmods.com/skyrim/mods/26393/

            Tak czy siak, jak się nie chce grać samotnikiem, to jedno z tej dwójki to must-have (przynajmniej, bo można zmodować grę tak, by mieć oboje).
            Jak ktoś potrzebuje jakiegoś argumentu “dlaczego”: Inigo ma 7000 unikalnych linijek tekstu, Vilja ma ich 9000.
            Skyrim ma 60000 linijek dialogów…

  9. maladict

    Przez weekend trochę poskubałem Age of Decadence. Za prawdę powiadam wam, ta gra ma wszystko czego nie ma F4. Kolejny raz ugrzązłem w pierwszej lokacji, bo zrobiłem złego builda i gdzie nie pójdę to ginę marnie. Jest miodnie i oldskulowo. W czwartek powinienem wycisnąć reckę.

    1. lemon

      @maladict

      zrobiłem złego builda i gdzie nie pójdę to ginę marnie

      Gdybym nie znał AoD, to by mnie taka rekomendacja skutecznie odstraszyła. Bo co to za gra, w której muszę mieć dobry (jedyny słuszny?) build, żeby coś ugrać? 🙂 Mojemu wyszczekanemu człowiekowi znikąd szło nad wyraz dobrze – w pierwszym “mieście” zabili go tylko raz i to w trakcie rozmowy (blef się nie udał). Dobra rzecz, a replayability większe niż chyba w każdym cRPG ostatniej dekady.

      ta gra ma wszystko czego nie ma F4

      Np. świetną grafikę. 😉

Powrót do artykułu