Spode opalonego łba – podróże kształcą

bosman_plama dnia 4 sierpnia, 2015 o 9:01    42 

– Ty, zabierajmy się stąd jak najszybciej – szturchnąłem kumpla, gdy zabierał się, by w lokalnym kantorze wymienić dolary na leki. – To jakieś Twin Peaks.
Nie zrozumiał mnie, aż pokazałem mu trofeum wiszące a ścianie. Wtedy zaniósł się chichotem. Właściciel kantoru zorientował się w czym rzecz i wybiegł zza pancernego (albo i nie) szkła, by opowiedzieć nam historię niezwykłego zwierzaka. W ten sposób dowiedzieliśmy się czegoś nowego, bo podróże kształcą, przysłowia są mądrością narodu a baba z wozu… A nie, to pewnie już nielegalne przysłowie.

Bosman w podróży nie jest tak twardy, jak Nitek i w nic nie gra, nie licząc może berka z falami. No i podejście albańskich kierowców do przepisów jest takie, że można się poczuć trochę jak w Saints Row, tylko bez penisów biegających po ulicach.  Zupełnie inaczej jeździło się w Macedonii. Tam podróż przypominała jeden z tych modnych ostatnio horrorów, w których jest ciemno jak w zawirowaniach jelit i nie wiadomo co na człowieka z tych ciemności wylezie. Ale to tylko dlatego, że przez Macedonię jechaliśmy nocą, ścieżką wijącą się wśród gór niczym wspomniane jelita. Nie było widać prawie nic, poza okazyjnie wyskakującymi niespodziewanie zza zakrętu autobusami.

DSC_0072

Ohrid to miejsce, a którym można podziwiać wiele pięknych zabytków

widoczek

Ponieważ zdjęcie zabytku wywołało, zdaje się, mylne wrażenie co do stanu Ohridu, wklejam ten oto widoczek na miasto i zaraz drugi, z widokiem na jezioro. Naprawdę chętnie bym się tam przeprowadził i nawet sprawdzałem ceny nieruchomości:).

widoczek2

Lekkie GTA połączone z horrorem odczuliśmy za to w Belgradzie, gdy o poranku okazało się, że samochód nie stoi tam, gdzie stał wieczorem, ani w ogóle nigdzie w zasięgu wzroku. Hostelowa prześliczna recepcjonistka ukazała w związku z tym minę zaszokowania i zażenowania niczym z anime, prawie że z wielką łezką z boku twarzy, gdy rzuciłem, że chyba ktoś rąbnął nam auto. Na szczęście okazało się, że rolę GTA pełni w Serbii policja, która w sobotnie wieczory poluje na samochody w imprezowych okolicach i zwija je masowo, jeśli tylko znajdzie ku temu pretekst. “Mamy kryzys, radzą sobie jak mogą” – wyjaśnił nam sympatyczny kolega recepcjonistki. Może więc to nie było GTA, ale jakaś policyjna gra ekonomiczna?

czlokon

 Belgradzki człowiek-koń

W każdym razie bogatsi w doświadczenie a lżejsi o sto eurasów mogliśmy jechać, uczyć się dalej.

W ten sposób dotarliśmy (po paru dniach, bo wcześniej graliśmy w jazdę labiryntem przez Ohrid) do Orikum i ujrzeliśmy na ścianie królika z rogami.

– To prawdziwe zwierzę! – zapewniał nas właściciel kantoru. – Żyje w Montanie. Nazywa się Dżakalop.

Na dowód pokazał nam kilka wyguglanych zdjęć i obrazków.

Jackalope

Orikum wywołuje u mnie momentami skojarzenia z… tak, zgadliście, z Falloutem. Nie chodzi nawet o wieżyczki schronów wyglądające ciekawsko tu i ówdzie zza stosunkowo nowych bloków (które psują nieco falloutowy klimat), ani o łby zmutowanych królików wiszące na ścianach lokali małego biznesu. Po prostu jak dla mnie Orikum składa się z jednej ulicy z odnogami (naokoło są porozrzucane różne domy, ale przymykam na to oko). Dzieciaki biegają po niej i drą  się dokładnie jak dzieciaki w F1 i F2. Za blokami widać podniszczone parterowe domki otoczone ogródkami i porozrzucane trochę jak domki w F1 i F2.

DSC_0021

Jeszcze jedna nauczka. Meczet na puszce piwa. Trochę mnie zdziwił ten obrazek. Ale piwo naprawdę dobre. W ogóle mają tu dobre piwa (zresztą do macedońskich też się nie przyczepię, a i serbskie były spoko). 

Gdzieniegdzie można wpaść na artefakty minionej cywilizacji, tudzież wspomnienia o tym, że łaził tędy Filip Macedoński, a Julek Cezar nawalał się niedaleko z piratami. Bezpańskie, albo po prostu mające wyluzowany stosunek do prawa własności psy łażą jak chcą (chyba, że są pasterskie, wtedy patrolują okolicę, przyprawiając o gęsia skórkę samotnego spacerowicza, który pamięta swoje doświadczenia z ich kolegami po fachu z Rumunii; na szczęście albańskie psy pasterskie okazały się nieporównanie lepiej wychowane od tych rumuńskich świrów).

P1290013

No, a gdy wejdzie się na wzgórza, na które nikt normalny nie wchodzi… O, wtedy już pełny Fallout – spalona ziemia, żadnych ludzi (o ile nie wespniecie się na o jedno wzgórze za dużo, bo wtedy możecie znaleźć bazę Enklawy wojskową), tylko ruiny, czaszki krów, niepokojąco sporo porzuconych pojedynczych butów, ciekawskie psy i resztki żółwi (żółw był w Wasteland2, zresztą i na możliwość zagrania w “odwróć żółwia” też trafiłem).

P1290082

Tylko ludzie nie z Fallouta. Sami sympatyczni i uczynni. Jak wyjaśnił sprzedawca  w absolutnie świetnej piekarni, w której chleb pieką chyba non stop (w związku z czym zawsze kupujecie cieplutki, przez co kupujecie go w ogromnych ilościach, bo ciepły chleb wchodzi najsmaczniej): “Tu są Bałkany, tu żyją wyjątkowo ciepli ludzie”. Jasne, że ciepli, przy tych temperaturach… Ale gorąco znacznie łatwiej tu znieść, niż jakieś szalone rekordy upałów np. w Krakowie. Pewnie dlatego, że łatwej dotrzeć tu do morza – wystarczy się przespacerować. Dlatego zacząłem sprawdzać tu ceny mieszkań… Pal już sześć morze. Ale wiecie, zamieszkać w Falloucie? Niestety, obawiam się, że za kilka lat rozbudują się, zrobią z Orikum turystyczny raj i wszystko mi zepsują.

ciepelkoCiepły człowiek na ciepłym osiołku. Tak by się podróżowało po bezdrożach a nie jakimiś krążownikami szos.

Zdjęcie tytułowe – w Belgradzie trzeba uważać na koty żyjące w ścianach domów.

 

Dodaj komentarz



42 myśli nt. „Spode opalonego łba – podróże kształcą

    1. bosman_plama Autor tekstu

      @Revant

      E, spokojnie. Ohrid to zabytki + noclegi + mrowie knajp nad jeziorem + plaże. Orikum to plaże + sympatyczni ludzie i piękne krajobrazy (no i bunkry, fakt). Trochę tu biednie ale parę kilometrów stąd jest już spore miasto pełne, naprawdę pełne rozmaitych restauracyjek (Orikum odrobinę tego brakuje, choć przy morzu jest ich sporo, na jednej nawet polska flaga wisi obok albańskiej i szwajcarskiej) a główna ulica wygląda, jak w Miami. Właściwie jest tu jak w Polsce w pierwszej połowie lat 80 ubiegłego wieku i tyle.
      Jasne, nie zapuściliśmy się w te góry, gdzie nie lubią Czechów.

        1. bosman_plama Autor tekstu

          @Revant

          Ceny wysokie nie są. No dobra, w Orikum, które jest tak naprawdę raczej wsią (z blokami) niż z miasteczkiem są niskie. Za pizzę zapłaciłem jakieś osiem zeta, za chleb coś w okolicach złotówki. Na duże, wystarczające na dwa dni zakupy (sery, wody, soki, masło i parę dodatków) płacę w lokalnym spożywczaku jakieś 20 zeta. W tym samym sklepie na półkach z alkoholami ceny są takie, że wolę tam w ogóle nie zaglądać, bo wątroba pewnie by się ode mnie wyprowadziła. Ale jak już raz zaglądnąłem, to za niezłe lokalne wino zapłaciłem jakieś osiem zeta. Czarnogórski Vranac, który drenował mi portfel w Ohridzie (fakt, że zamawiałem po butelce do kolacji w restauracji, więc nie była to sklepowa cena) tu zapłacę ok. 20 złotych. Do tego koncerny i ulepszanie żywności jeszcze tu nie dotarły, więc lokalne produkty są naprawdę smaczne.
          W Tiranie jest pewnie drożej.

            1. brum75 Czytelnik pierwszej klasy

              @Revant

              Możliwe że tak się nie stanie. Kiedyś mieszkałem pod namiotem na chorwackim kempingu. Mieli tam sklepik. Pomny naszych realiów nawet nie planowałem tam wchodzić. Ale kiedyś nabrałem ochoty na zimne i się zdecydowałem. Zaskok pamiętam do dziś bo ceny były absolutnie porównywalne z sieciowym supermarketem w którym wcześniej robiłem zakupy, jakieś groszowe (lipowe) różnice były. Kurs z Euro też mieli ludzki.

  1. Zebulah

    Rzeczywiście z ostatnich zdjęć się klimat Fallouta wylewa 🙂 Aż muzyka z gry sama się w głowie załącza.
    Ja pojutrze do Czarnogóry gdzie cywilizacja stoi szczebel wyżej i poniżej tego akceptowalnego dla mnie poziomu również nie chciałbym schodzić. Tym bardziej, że jadę w góry gdzie inwestuje się raczej w trasy narciarskie niż turystykę pieszą. W zeszłym roku nawet centra informacji turystycznej były w większości pozamykane.

    1. bosman_plama Autor tekstu

      @Zebulah

      Po Serbii, Macedonii i Albanii widać ile dały nam fundusze z UE, które naprawdę pozwoliły naszym miastom i miasteczkom wyskoczyć ku cywilizacji, No dobra, Ohrid to wyjątek – tam tak się rozwija turystyka, że UE tylko wszystko zepsuje. W Nowym Sadzie rozdziawiłem gębę ze zdumienia jak bardzo zaniedbane (poza ścisłym centrum) jest to miasto (stolica Wojwodiny). Belgrad wygląda lepiej i w ogóle chciałbym w tym mieście spędzić z tydzień, ale na pierwszy rzut oka możesz poszarzeć od tamtejszego zalewu betonu z lat 70 i 80. Ale gdy już dojedziesz nad Dunaj, to nie chcesz stamtąd wyjeżdżać – miasto jest wręcz zorganizowane wzdłuż rzeki i można tam znaleźć nie tylko hostele i hoteliki ale też świetne restauracje. Więc warto, choć oczywiście zależy czego kto oczekuje od wakacji.

  2. Tasioros

    Wszystko jasne: Bosman podróżuje po świecie szukając jak najbardziej falloutowego obszaru, aby tam osiąść, pisać, grać, pić i powoli pokrywać się radioaktywnym pyłem.

    Ps. A jackalope to nie jest czasem stworzenie “made in USA”?
    Edit: żyje w Montanie Jak byk napisane. Ale niewyspany dziś jestem.

    1. furry

      @Tasioros

      Ech, ja w tym roku palcem po mapie, dzieci chco nad morze, zawsze można poczytać Stasiuka. Ostatnio polecono mi gościa o nazwisku Daniel Kalder – Szkota, który jeździ głównie do autonomicznych republik na terenie Rosji. Wymyślił ładne określenie, tereny leżące poza “cywylizacją cappucino”, czy jakoś tak. Kałmuckie Miasto szachów w szczerym stepie – żywcem wyjęty z Fallouta.

      @PS: U nas żyje królis, pokazywali w telewizji. No dobra, pokazywali rysunek, ale na podstawie relacji naocznego świadka.

      1. brum75 Czytelnik pierwszej klasy

        @furry

        “Dzieci chcą nad morze”. Współczuję. Bo rok może się poopierasz ale w następny sezon pewnie ulegniesz…
        Sezon ogórkowy, wiadomo, dziennikarze latem nie mają za bardzo co robić to i piszą teksty z, no wiadomo czego. I parę lat temu był taki wywiad z parą z głębi kraju. Coś w ten deseń szło: “no my w tym roku pierwszy raz urlop nad Bałtykiem spędzamy, mąż zaczął lepiej zarabiać więc tu przyjechaliśmy, wcześniej to do Tunezji i Egiptu lataliśmy”.

  3. Mnisio

    A propo czytania, to we Wrocławiu powiesili wieli baner reklamujący kolejną powieść ze świata Metro 2033 – Otchłań, opisującą, jakżeby inaczej wrocław, autorstwa niejakiego Szmidta. Wiecie coś na ten temat? Tzn czy warto przeczytać, jak np. nie przymierzając Dzielnicę Obiecaną, czy też lepiej unikać?

      1. Goblin_Wizard

        @aihS

        Co jest ze mną nie tak? Toczeń? Brak gustu?

        Nie wiem co jest z Tobą, ale jeśli chodzi o Metro to miałem tak samo. Ze 3 rozdziały przeczytałem i zero zainteresowania opisywaną historią. Może tłumaczenie słabe? Nie wiem. Takie to jakieś miałkie, bez polotu zupełnie.

          1. furry

            @Revant

            Ja z kolei wolę 2034 od 2033, za bardzo sugerujecie się chyba grą. Te książki są wrecz… humanistyczne, a autor mocno puszcza oko do czytelnika.

            Nie podeszła mi za to grubaśna FUTU.RE, choć chyba łapię, co autor chciał przekazać, to wszystko już gdzieś było, dodatkowo przyprawił to mocno przemocą i seksem. Mam nadzieję że zachęciłem 😉

            A co do Szmidta: http://www.insignis.pl/news/details/229.html – ja się jakoś nie mogę do gościa przekonać, “Apokalipsę” nawet kiedyś czytałem, ale dla mnie rzecz przeciętna. Z wrocławskich fantastów wolę Ziemiańskiego (z czasów przed Achają).

            1. Garett

              @furry

              Jestem świeżo po FUTU.RE więc i swoje trzy grosze dorzucę. Świat przedstawiony ciekawie, dobry pomysł no i chyba najważniejsze jakoś to wszystko trzyma się kupy, więc okejka mu za to. Zaś postaci i perypetie głównego bohatera były jakieś takie bleh. Momentami przelatywałem wzrokiem większe partie tekstu gdzie jakieś uwywnętrznienia bohatera występowały czy jakieś (beznadziejne) dywagacje prowadził. Zakończenie też in minus, ale nic więcej nie napiszę, coby nie spojlerować.

    1. bosman_plama Autor tekstu

      @Mnisio

      Robert to stary wyjadacz. Dawno już temu napisał “Apokalipsę Pana Jana” o tym, jak po wojnie atomowej ludzie próbują zorganizować sobie imperium w okolicach Wrocławia, machnął też powieść jak po podobnej wojnie samotny kolo wędruje przez opustoszałe Stany (“Samotność anioła zagłady”). Ostatnio zaszalał pisząc powieść o zombiakach zjadających perelowski Wrocław.

  4. slowman

    Cienizna. Moje podróże pokazały mi pierwszego martwego człowieka od 10 lat. Sprostowanie: on był martwy od 1800 lat (i pewnie niewiele krócej zgnieconą czaszkę, bo ktoś pomyślał, że fajnie go pochować w jakiejś ceramice), ja zobaczyłem pierwszego nieboszczyka od 10 lat. I następnego, i następnego. No i byłem w telewizji, ale to opowieść na inną okazję. Prawdopodobnie na tę, co ta, kiedy spotkałem ministra kultury Bawarii. 😉

    E: tl;dr

Powrót do artykułu