Jak było napisał już Nitek. Mogę dodać kilka opowiastek od strony zaganianego między kolejnymi panelami faceta, ale nie jestem pewien czy takie niszowe teksty by tu kogoś zainteresowały. Zamiast tego opiszę co sobie z Pyrkonu przywiozłem. Bo może też będziecie mieli ochotę sięgnąć po te tytuły.
Oczywiście przywiozłem niemal wyłącznie książki. Jak zawsze kusiło mnie by kupić fap-poduchę, ale jak zwykle zwyciężyły drobnomieszczańskie zahamowania i nie kupiłem. Kusiło mnie też by pocieszyć smutnego kolesia na stoisku Pixela i kupić u niego ze dwa numery pisma, ale odłożyłem to na “później” a ono nie nadeszło. Koniec końców nie kupiłem prawie nic, bo tak się złożyło, że wszystko, czego chciałem dostawałem w prezencie.
“Szczury Wrocławia” Roberta Szmidta trafiły do mnie, ponieważ należę do szczęściarzy, którzy zostali w tej książce zabici. A może nawet pożarci? Nie jestem pewien, bo jeszcze tego nie doczytałem. Możecie kojarzyć tę powieść z akcji na fejsie. Autor ogłosił, że każdy, kto chce u niego zginąć, powinien do niego zagadać. Zagadało tyle osób, że wszystkie się nie pomieściły, w związku z czym powstanie tom drugi.
Sama książka traktuje o zombie, ale w ciekawy sposób. W latach sześćdziesiątych we Wrocławiu naprawdę doszło do epidemii, ludzie naprawdę powpadali w panikę i naprawdę nikt nie wiedział co się właściwie dzieje, O ile mi wiadomo nikt wprawdzie nie zamienił się w zombie, ale pewności nie ma. Robert Szmidt napisał więc powieść opartą wyjściowo na faktach, a potem już popuścił wodzy wyobraźni. Mamy więc Wrocław, komunę, ZOMO i zombie trochę inne od tych, jakie są powszechnie znane, na zombie, jakich jeszcze nie widzieliście. Te Roberta zbudowane są na zasadzie: “nie można zabić czegoś, co nie żyje” (ktoś zgadnie, swoją drogą, z jakiego komiksu to cytat?). Jak powiedział Robert Szmidt: “w popkulturze istnieją dwa rodzaje zombie: te powolne od Romero i te szybkie z “28 dni później, ja postanowiłem wymyślić własne”. Jego zombie nie są więc najszybsze, ale za to nie można ich zabić strzałem w głowę. Bo przecież już nie żyją.
Kolekcjonerka “Szczurów Wrocławia”
“Szczury…” są chyba pierwszą w Polsce powieścią wydaną na wzór gier komputerowych. Można więc kupić je sobie ot tak, po prostu – jak zwyczajną książkę, albo można je kupić w edycji kolekcjonerskiej z całą masą dodatków – koszulką, mapą a także… własnym aktem zgonu.
Roberta Szmidta możecie znać jako autora m.in. “Apokalipsy wg Pana Jana”, albo “Samotności Anioła Zagłady”, którego wznowienie ukazało się ostatnio. To też dwie powieści post apo, ale znacznie różniące się od siebie. W “Apokalipse…” mamy Polskę, spiski, walkę o władzę itp. a w “Samotności…” całkowicie wyludnione Stany i wędrującego przez nie samotnego żołnierza.
Druga zdobycz, to “Łzy diabła” Magdy Kozak. Też jeszcze nie przeczytałem, ale mam ochotę zobaczyć, jak Kozak przerobiła literacko swoje doświadczenia z Afganistanu. Wiem, że nie mam co spodziewać się “Cienkiej czerwonej linii”, “Paragrafu 22” ani nawet (chyba) “Wiecznej wojny”. Ale na przykład Glen Cook też wykorzystał swoje doświadczenia z wojny w Wietnamie przy pisaniu “Czarnej Kompanii”. Można więc doświadczyć wojny i sięgnąć do tego doświadczenia tworząc literaturę rozrywkową wysokiej próby.
Magdę Kozak możecie pamiętać – albo nie – z cyklu “Nocarz” o wampirach służących w polskich tajnych służbach (albo walczących z nimi) bądź z powieści “Fiolet” opartej na całkiem fajnym pomyśle zabójczych nasion z kosmosu, które zlikwidować da się tylko gdy przekroczą warstwę ziemskiej atmosfery, ale nim rąbną w ziemię. Z nasionami walczą więc wyłącznie spadochroniarze, którzy mają kilkanaście sekund, by podczepić się pod nasiono, zamontować ładunek, odskoczyć i dopiero po jakimś czasie rozłożyć spadochron. Michael Bay zrobiłby z tego cholernie widowiskową adaptację.
Akcję “Łez Diabła” Kozak umieściła na innej planecie, której spore połacie przypominają nieco krajobrazy afgańskie. Ludzie lądują na niej, spotykają tubylców i zaczyna się jazda, jaką znamy z kontaktów między cywilizacjami. To kolejna powieść, jakiej nie zdążyłem jeszcze przeczytać, dam znać więcej, gdy poznam ją bliżej. Dotychczas Kozak pisała szybkie opowieści sensacyjne, w których czuć było jej fascynację bronią i wojskiem. Akcja goniła akcję, bohaterom zdarzało się zginąć, niemal wszyscy byli twardzielami, ale niektórzy byli nimi bardziej.
Teraz odrobina prywaty. Na Pyrkonie swoją premierę miała antologia opowiadań umieszczonych w świecie Wolsunga. Wolsung to polski system RPG, który odniósł na tyle spory sukces w kraju, że zdecydowano się przetłumaczyć podręcznik do niego na angielski, w związku z czym zaczęli grać weń ludzie na całym świecie. Niektórzy mówią, że jest jednym z najprostszych systemów na świecie i na tę prostotę sarkają, inni, że nawet Wasze babcie byłyby w stanie nauczyć weń grać swoje babcie więc prostota zasad jest zaletą, a jeszcze inni, że wymyślili go szaleńcy na metylowej delirce. My wiemy, że nazywa się Stig, że został umieszczony w steampunkowym świecie wszechpopkulturowych nawiązań, w związku z czym sesja Wolsunga z oblatanym popkulturowo mistrzem gry może zamienić się w jazdę bez trzymanki po przygodach znanych z opowieści o mumiach, przedwiecznych bogach, podróżach ukradzionym balonem, zwiedzaniu bezludnych a tajemniczych wysp i odpierania ataków fanatycznych wampirów z dalekich pustyń. A to wszystko przy użyciu parowych mechów zwartych w śmiertelnych zapasach z kamiennymi mechabogami napędzanymi krwią ofiar.
W takim to świecie zostały osadzone opowiadania z antologii. Ich autorami są laureaci konkursu ogłoszonego przez wydawcę, ale także znani i to nie byle jacy autorzy. I to tacy, których opowiadań próżno szukać w pismach i antologiach, bo ciężko ich namówić, by znaleźli czas na ich napisanie. Pojawił się więc Maciej Guzek, kiedyś ulubieniec krytyków i fanek o ogromnych oczach i sercach, dziś wielki nieobecny polskiej fantastyki. Jest Krzysztof Piskorski, fachura o niepospolitej wyobraźni. Jego opowiadanie już przeczytałem. To przykład fantastycznej, radosnej rozrywki. Strasznie mu zazdroszczę, że jej napisał, bo sam szykowałem się do napisania powieści w podobnym tonie. Teraz będę musiał kombinować. Aha, jest w tomie i moje opowiadanie.
Na koniec zostawiłem tzw. kokosa na torcie, czyli najnowszą powieść Roberta Wegnera, czwarty tom jego cyklu: “Opowieści z meekhańskiego pogranicza”: “Pamięć wszystkich słów“. Robert, oprócz tego, że jest znanym piosenkarzem konwentowym (możliwe, że gdzieś w sieci da się znaleźć jego brawurowe wykonanie znanego polskiego szlagieru), pisze też powieści i opowiadania. Opowiadania są różne, natomiast powieści są fantasy. Robert stworzył własny świat, oryginalny, choć korespondujący z takimi cyklami jak dzieła Kresa, Eriksona czy Cooka. Mamy więc imperium w czasach kryzysu, hordy u bram, spiski na najwyższych szczeblach, bogów rozgrywających swoje gierki i żołnierzy stojących w samym środku tego wszystkiego. Najnowsza powieść “Pamięć wszystkich słów” niespecjalnie rozwija wątki z “Nieba ze stali”. Zamiast tego skupia się na bohaterach, których w tamtym tomie prawie nie było (albo wręcz wcale nie było), a których znamy z części opowiadań o Południu i Zachodzie. Dla mnie był to pewien kłopot, bo za tymi akurat bohaterami nie tęskniłem, wolę chłopaków z Północy. Niemniej Wegner pisze na tyle dobrze (znaczy: porywająco), że szybko wciągnęły mnie przygody trójki bohaterów poniewieranych przez autora wręcz nieludzko. Mnóstwo tu pościgów, napadów, potyczek i pojedynków. Akcja zwalnia czasem, byśmy mogli zapoznać się z kulturą jakiegoś nowego państwa, ale zaraz okazuje się, że wcale nie zwolniła, bo to, co mieliśmy za chwilę oddechu, było tylko przynętą na bohatera i na czytelnika. Tak naprawdę ciągle znajdujemy się w oku cyklonu.
“Pamięć wszystkich słów” to także tom napisany po to, byśmy wreszcie mogli poznać bogów, o których dotąd wiedzieliśmy tylko, że istnieją. Teraz bogowie pojawiają się osobiście – jedni knują, inni są ofiarami knowań; jedni są młodzi i pełni wigoru, inni wręcz umierający. I wszyscy mają tajemnice. Coraz mocniej czuć w powieści klimaty z Eriksona, ale Wegner na szczęście nie mnoży aż tak wątków, więc czytelnik nie gubi się w mrowiu postaci i ich wzajemnych powiązań. Co nie znaczy, że już wiadomo wszystko. Przeciwnie, w czwartym tomie cyklu pojawiło się więcej pytań niż odpowiedzi, a świat stał się jeszcze bardziej tajemniczy. Kto już polubił Wegnera, będzie się przy tym tomie nieźle bawił, nawet jeśli zatęskni za oddziałem z czerwonymi szóstkami na płaszczach (chodzili po Pyrkonie kolesie w takich płaszczach). Kto jeszcze cyklu Wegnera nie polubił, powinien choć spróbować to zrobić, najlepiej zaczynając od pierwszego tomu opowiadań – “Północ – Południe”.
Pisząc o “Szczurach Wrocławia” korzystałem z materiałów z fejstrony powieści.
Stoisko Pixela!
😀
Nigdzie nie ma zdjęcia, ni jednego ; (
@Nitek
Też właśnie nie znalazłem. Powinni byli zrobić sobie zdjęcie z Korwinem, pojawiliby się w prasie.
@bosman_plama
To była taka zielona wyspa. Dookoła harmider, wszędzie gierki, tu CDP, tam Techland, Kinecty, jakieś taneczne… i Pixel… dwa stoliki z rozłożynymi gazetkami, noname za ladą wsuwający kanapki i #NIKOGO.
@Nitek
“Noname za ladą” – teraz na pewno jest mu po prostu przykro.
@iHS
Nie mam bladego pojęcia kto to był. Jeśli mam ekipę legendarną, to takie osoby wysyłam w teren.
Popatrz przecież na bosmana. Powystawiałem go na Pyrkonie gdzie się da. Nie dość, że dwie nagrody wyhaczył, siedział obok Głuchowskiego, to jeszcze zakupy zrobił i autografy rozdał.
@Nitek
No, nagrody wyhaczyli inni, np. Paweł Paliński (super powieść: “Polaroidy z zagłady”). Ale po za tym faktycznie starałem się być wszędzie:).
@Nitek
Przydałaby im się jakaś akcja promocyjna. W sumie, to nie przyglądałem się programowi części o grach, może mieli jakieś prelekcje albo panele? W każdym razie na tle masy kolorowych stoisk wyglądali dość biednie.
@bosman_plama
Pixel na Pyrkonie to takie Urban Legend 😛 . Niby było, ale dowodów nie ma 😀
@Nitek
:-((((((((( upadek SSv3 był tak cichy, że nikt nawet nie zwrócił na to uwagi.
@Probabilistyk
Kiedy ludzie na fejsie zabijają się i zarzekają, że kupią. Czwarty numer dla 14 stron o Monkey Island. To nawet ja, psychofan MI, jakoś nie jestem przekonany. Bo tam wywiady mają być 😀
@Nitek
hmmm… jakieś pdfy muszę ogarnąć bo widzę, że mam braki w tym temacie 🙂
@Nitek
https://scontent-fra.xx.fbcdn.net/hphotos-xfa1/t31.0-8/10397295_1112545625426079_5762293708423793942_o.jpg
Tam nie ma, sami wrzucili na fejsa 😀 Ale bez kanapek neistety.
@brum75
za dychacza i nikt nie brał ?
@Probabilistyk
No i powiedz mi ktoś, kim jest ten w środku?
@Probabilistyk
U mję na dworcu pierwszy numer jest po 4, drugi po 5, na cebule zarobisz
@jarqlo
Z Olsztyna jesteś? Pamiętam że tam na dworcu był taki fajny “kiosk” z prasą z zaprzeszłych czasów. Kupowałbym.
@jarqlo
Rynek zweryfikował zawartość 🙂
@Probabilistyk
Za dychę?! Brałbym! 🙂 Podobno numer z Pillarsami i serią BG jest spoko.
Wolsung, pfffft. “Kryształy czasu” – to jest system. “Pięćdziesiąt miliardów bohaterów (…)”
@iHS
No i z KC zdjęcie zrobił sobie Korwin!
@bosman_plama
Nie wiem, czy przynajmniej do 10 maja nie powinno się pisać KORWiN 😀
@iHS
Po półfiordach i gildii niezrzeszonych…
@Zwirbaum
Nie zapominaj o szlaparach i tarsarach…
Damn, ale się napaliłem na te Szczury Wrocławia O_O gdzie można dorwać tą kolekcjonerkę?
Magdę Kozak zaś lubię właśnie za to lekkie “kino” akcji. Trylogię Nocarz polecam, świetny materiał na filmy, a nawet serial. Fiolet również przeczytałem, ale jakoś tak…niby fajnie, niby inaczej, ale brakowało mi jakby “szlifu” językowego przez co męczyłem się w paru momentach. No i końcówka mało satysfakcjonująca z tego co pamiętam.
@Revant
“Fiolet”, o ile wiem, był jej pierwszą powieścią, tylko wydany został po “Nocarzu”.
Gdzie można nabyć kolekcjonerkę “Szczurów…” nie jestem pewien. Sprawdź na fanpejdżu może (podlinkowałem w tekście).
@bosman_plama
No to mogę jej wybaczyć 😀
Patrzyłem na tego fanpejdża, ale to grupa zamknięta 🙁 wysłałem zapro, zobaczy się później.
@Revant
Pogadałem z Robertem na Twój temat:P. Jak wyhaczysz email na fanpejdżu, napiszesz do niego, to podeśle Ci informacje co i jak. W każdym razie kolekcjonerka jest jeszcze do dostania.
@bosman_plama
Pamiętaj, że hasło klucz to Kocham Konie
@bosman_plama
Dzięki bosmanie za pomoc! Kolekcjonerka zakupiona! 😀
Zaraz, bosmanie, zdążyłeś już przeczytać “Pamięć wszystkich słów”? o_O
@furry
Do Krakowa z Poznania jedzie się pociągiem ok. siedmiu godzin:D. Zaczytałem się tak, że prawie nie patrzyłem na przepiękną dziewczynę siedzącą naprzeciwko.
@bosman_plama
Powinno zostać użyte jako hasło reklamowe 😛
@Probabilistyk
No, jest dobrze, co prawda od piątku przeczytałem trochę ponad 100 stron (takie życie), ale mimo długiej przerwy wchodzi ładnie. Bałem się, że będę musiał sobie odświeżyć przynajmniej “Niebo ze stali”, ale nie, nie trzeba.
@bosman_plama
trzeba było zagadać. Ja jak swego czasu ( na studiach ) podróżowałem pociągiem to zawsze zagadywałem coby miło podróż mijała.
@Epipodiusz
Jakby mi się udało nie mógłbym czytać. Więc nie ryzykowałem;).
@Epipodiusz
Nie ma to jak zagadujący mnie w pociągu/autobusie dziadek/babcia obok, uznający, że skoro nie każę im spadać, to chętnie posłucham, co mają do powiedzenia na wszelkie tematy. 😉
@lemon
nie no z Bosmanem nie jesteśmy tacy starzy.
@lemon
Taaaaaak historia czyjegoś (anonimowego) życia jest zawsze fascynująca 😉
ZOMo i ZOMbie, hmmm…
@brum75
Przypadek? Nie sądzę…
Teraz będę narzekał na ogólnie polską fantastyke. Robiłem kilka podejść do różnych autorów i niestety zwykle jest to nędza niemożebna. Da się oczywiście czytać Sapkowskiego (poza Żmiją), dobry jest Dukaj (poza oczywiście ostatnią książkę) ale reszta to jakaś porażka – tania dydaktyka, zero researchu, pomysły z jelita. Ostatnio spróbowałem szeroko reklamowanego ‘Pana Lodowego Ogrodu”. Dotarłem chyba do 150 strony – to jest książka dla dorosłych ludzi? Jakieś walenie na odlew ideolo – unia europejska jest zła, socjalizm jest zły, bo mu te fretki polować nie chciały jak dostały socjal. No proszę was.
Jak sobie czytam Stephensona albo Wattsa albo Strossa to tam jest research za pomysłami, jest jakaś naukowa podbudowa, są naprawdę rewolucyjne pomysły (a nie tani antropocentryzm). A co jest w polskich książkach? Głównie ideolo (zresztą chyba Dukaj napisał długi artykuł o tym jak to polska fantastyka jest ostro zarażona prawicowością).
Może ktoś poleci jakiegoś polskiego autora który piszę SF na poziomie?
@carstein
Próbowałeś Zbierzchowskiego?
@carstein
O, miałem podobnie z PLO. Całkiem fajny pomysł, ale nic w tej książce nie trzymało. Porzuciłem po pierwszym tomie. Z Achają miałem podobnie, choć tutaj wytrzymałem zdaje się 2 tomy 😀 za to lubię i mogę polecić Rudą Sforę Kossakowskiej, czy jej Zakon Krańca Świata.
@Revant
Nie no szanujmy się, Fabryka Słów to z definicji nie jest poziom, o który carstein pyta 🙂
Bosman ubiegł, trylogia Podrzuckiego bardzo ok.
@idomes
Whatever. Nie interesują mnie wydawnictwa, a bardziej autorzy i ich książki.
@carstein
Dukaj artykuł o ideolo napisał sto lat temu, dziś jego aktualność jest jakby mniejsza.
Jeśli interesuje Cię przede wszystkim SF, a w szczególności to, co dziś jest uznawane za Hard SF, to poczytaj przywołanego już Zbierzchowskiego, trylogię Podrzuckiego, opowiadania i powieści Zimniaka, opowiadania Kuby Nowaka i teksty Kosika dla dorosłych. Przy czym np. Kosik nie ukrywa, że nie podoba mu się przesadne zaangażowanie państwa w życie obywateli oraz wysokie podatki, więc możesz to potraktować jako ideolo.
Z drugiej strony fragmenty ideolo pojawiają się i u autorów zachodnich, np. w Cryptonomiconie Stephensona. Egan to w ogóle bardziej ideolog-naukowiec niż pisarz. Tylko, może, nie są tak nachalne (nie licząc Egana) jak np. u Grzędowicza czy Pilipiuka? Zauważ jednak, że są i to bardzo dużo, czego dowodzi afera sad puppies.
@carstein
Co jest nie tak z ostatnią książką Dukaja i dlaczego to takie oczywiste?
EDIT: Hm, jeśli nie podchodzi ci prawicowe “skrzywienie” polskich fantastów, to może Trylogia Borunia i Trepki?
EDIT: Rebis wydaje nową serię, Horyzonty zdarzeń, ale zastrzegam że nic jeszcze nie czytałem. Za darmo masz minipowieść Szmidta dostępną na stronie autora, choć jest taka se… 😉 Dobrze za to wspominam Toyland, też nie jest to arcydzieło, ale może byłem młodszy i więcej wybaczałem.
@furry
“Prawicowe skrzywienie polskiej fantastyki” to skomplikowana sprawa.
Generalnie autorzy fantastyki – tak w Polsce jak i w innych krajach – często są antysystemowi, albo przynajmniej podejrzliwi wobec systemu. Tyle, że o ile w Usach czy Anglii antysystemowość wiązała się zwykle z lewicowością, tak u nas, w najweselszym obozowym baraku demoludów, antysystemowość ustawiała pisarzy po prawej stronie.
Ta podejrzliwość wobec systemu naszym autorom pozostała (czy nie jest zresztą naszą cechą narodową)? Do tego dochodzi pewna niekompatybilność polskich terminów: ‘lewica” i “prawica” z zachodnimi i lądujemy w niezłym burdelu.
@bosman_plama
Ja bym powiedział, że lewicowość i prawicowość (tak jak i pojęcia lewicy i prawicy) w ogóle nie przystają do rzeczywistości, nie tylko zachodniej i zgadzam się również, że między innymi z tego powodu lądujemy w niezłym burdelu.
@bosman_plama
Ależ ja się nie kłócę o to, że spora część autorów polskiej fantastyki (a w latach 90-tych jeszcze większa, z Dukajem włącznie) była i jest, no powiedzmy że prawicowa (używając polskiej definicji), w sensie kontestowała wiadomoco. A w latach 80-tych pewnie jeszcze bardziej, ale nie interesowała mnie wtedy twórczość Zajdla czy Wnuka-Lipińskiego, tylko “Dzieci z Bullerbyn”.
Z ciekawości: Google mi znalazło, chodzi o te teksty?
http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4639
@furry
Tak to ten. Dukaj tam się dziwi, a ja się dziwię jego zdziwieniu. To oczywiste, że Parowski, Oramus, Jęczmyk byli i są prawicowi, bo oni życie spędzili na zapasach z komuną. A że Ziemkiewicz, Grzędowicz i Pilipiuk też tacy są? Co w tym dziwnego? Każdy z nich jest po czterdziestce, a to znaczy, że oni też pamiętają stanie w kolejkach po papier toaletowy i obowiązkowe zaganianie na marsze pierwszomajowe, urządzanie przedstawień z okazji rocznic rewolucji itp. Więc lewicowość kojarzy im się z opresyjnością i nie mają do niej zaufania.
Jakby nie było, tekst jest sprzed siedmiu lat. W ich trakcie dorośli autorzy i fani fantastyczni, dla których utrapienia dzieciaków (i dorosłych też) urodzonych w latach 60 i 70 to abstrakcja, a “zły system” i opresyjność kojarzą im się raczej z kościołem niż lewicą. Inaczej też patrzą na samo pojęcie. Leszek Miller pewnie ich gniewa i śmieszy, stare waśnie mają gdzieś, są bardziej otwarci na zachodnie idee. Tego może nie widać jeszcze tak mocno w literaturze, ale w dyskusjach i publicystyce już tak.
@bosman_plama
Tylko że teraz tak ogólnie “prawica” jest jakieś milion razy bardziej popularna niż te 7 lat temu. Warto spojrzeć np. na młodych ludzi – wśród nich to wręcz “obciach” mieć chociażby centrowe poglądy. Panuje wszechobecna zasada: kto nie z nami, ten przeciw nam. Kiedy jeszcze czytałem Fabrykę Słów to nie zauważałem tego, ale może po prostu nie zwracałem uwagi? Kilka lat temu dowiedziałem się, że w drugim wydaniu “Przenajświętszej Rzeczpospolitej” Piekara wykreślił jakieś tam fragmenty wątku z biskupem seksoholikiem i to mnie mocno ruszyło. Na półce mam pierwsze wydanie i X lat temu wydawało mi się, że tam autor nikomu nie oszczędził, waląc na odlew w każdą stronę. Widocznie potem zmienił zdanie.
@bosman_plama
Nie wiem, czy da się to tłumaczyć antysystemowością. Polski punk jest lewicowy, hip hop chyba też był początkowo (wnoszę po tym, że Liroy poparł Palikota kiedyś tam).
@carstein
O matko, to jest gdzieś jakaś “prawicowość” w literaturze? Bo oprócz Ayn Rand to samo lewactwo kojarzę 😉
@carstein
Wiesz, ideolo nie jest złe, jeżeli umiejętnie podane – w końcu każdy myślący człowiek powinien mieć jakiś paradygmat myślowy.
Gorzej, jeżeli ideologia jest podana jak walenie cepem, czyli właśnie w przypadkach Grzędowicza czy Pilipiuka. Miałem ten sam odbiór tych książęk, Pana Lodowego Ogrodu jakoś przebrnąłem przez pierwszy tom, drugiego nie dałem rady, już ne pamiętam dokładnie dlaczego, chyba się czytać nie dało.
@borianello
Może to? “Vukko Drakkainen jest outsiderem gardzącym współczesną (bohaterowi – można jednak domniemywać, że za bardzo nie różni się od naszej) kulturą ludzką, w której indywidualizm i samostanowienie blokuje gąszcz praw i kodów zabraniających to tego, to tamtego. Z licznych monologów wewnętrznych, w których bohater prezentuje czytelnikowi swój światopogląd możemy wywnioskować, że Vukko jest korwinistą, co się zowie. Ponadto, zdaje się nie zauważyć pewnego paradoksu – z jednej strony bohater krytykuje współczesną mu cywilizację ludzką, z drugiej – tęskni do luksusów, jakie mu zapewniała. Ponadto w świecie, który przemierza w poszukiwaniu zaginionych naukowców (to tak w skrócie o fabule) przy życiu utrzymują go właśnie zdobycze cywilizacji, którą gardzi – laserowo ostrzony miecz, wczepiona w mózg ameba wyostrzająca zmysły i intelekt i tak dalej.”
http://mistycyzmpopkulturowy.blogspot.com/2013/04/ciec-lodowego-ogrodu.html
@slowman
Nawet nie to, druga część była po prostu słaba sama w sobie 🙂
@slowman
Przy czym zarzut, że postać z powieści potrafi myśleć, działać i czuć niekonsekwentnie może być akurat komplementem. Bo to znaczy, że postać jest prawdziwsza niż jakiś perfekcyjnie konsekwentny bohater. Wszyscy myślimy, czujemy i działamy niekonsekwentnie. Na przykład wsuwamy pizze z podwójnym serem choć tęsknimy do szczupłych sylwetek:D.
Dyskusja zahaczająca o politykę, a wciąż o książkach i autorach. Z podziwu wyjść nie mogę że jeszcze nikt miecza nie wyciągnął. Brawo!
SPAM
Może już było, ostatnio nie śledzę, jakby co to nie bijcie:
http://www.pcgamer.com/gog-gives-all-stalker-owners-a-drm-free-copy/