Spode łba – Lech, Czech i Rus

bosman_plama dnia 3 listopada, 2015 o 9:16    14 

Dawno, dawno temu trzech braci uznało, że dość już tego zasuwania na coraz bardziej zmęczonych wierzchowcach. Przysiedli wiec pod największym drzewem w okolicy i po prostu odpoczywali sobie nie marnując oddechów na słowa. Nikt do końca nie wie skąd jechali, dokąd i po co, jednak wiadomo, że jeden dał początek narodowi marudów, drugi narodowi jowialnych piwożłopów a trzeci narodowi, który miał pecha. Nazywali się: Lech, Czech i Rus i ów wieczór spędzony pod drzewem miał być ostatnim spokojnym wieczorem w życiu ich samych i ich potomków.

Potem już tylko oddawali się krwawym nawalankom z sąsiadami i między sobą nawzajem i trwa to do dziś. Wszyscy trzej byli Słowianami, co znaczy równocześnie wszystko i nic, ponieważ nie bardzo wiadomo kim są ci cali Słowianie i skąd się wzięli. Oczywiście, trochę teorii by się znalazło. Niektóre związane z językoznawstwem i badaniem wędrówek ludów zdają się mieć nieco więcej sensu, inne, skupiające się na starożytnych kosmicznych cywilizacjach wybierających sobie okolice Ziemi na toczenie bitew mogą brzmieć zabawowo i atrakcyjnie. Niemniej pewności skąd wzięli się Lech, Czech i Rus wciąż nie ma, a badacze genów, ludów i kosmitów wciąż trudzą się nad rozwiązaniem zagadki.

Pozostaje mieć nadzieję, że kiedyś coś udowodnią. Lecz nie naukowcom i kosmitologom poświęcę Wasz czas i uwagę. Tam bowiem, gdzie nie zapuszczają się naukowcy, śmiało wkraczają twórcy – pisarze, malarze, filmowcy, scenarzyści gier. No i, niestety, politycy.

gniazdoWojciech Pszoniak jako Mieszko I w czasach, kiedy do scen batalistycznych zatrudniano u nas po prostu batalion wojska w cenie grochówki. Niestety, film należy raczej do gatunku: “takie se”.

W Polsce kwestia słowiańskiego pochodzenia nie należała do topowych tematów. Owszem, wiedzieliśmy, że kształty naszych szczęk i nosów o oraz barwy włosów i oczu, a przede wszystkim legendarna odporność na wysokoprocentowe alkohole łączą nas w jakąś rodzinę ludów zamieszkujących okolice środkowej Europy. W szkołach jednak przerabialiśmy przede wszystkimi mitologie greckie i rzymskie (a jeśli ktoś urodził się w “minionej epoce”, to jeszcze marksistowsko – leninowską), zapoznawaliśmy się z wyczynami Rolanda i dowiadywaliśmy się, że coś tam na naszych ziemiach kiedyś było, że stał i stoi Biskupin, ale nikt specjalnie się w temat nie zagłębiał (zwłaszcza w “minionej epoce”, gdzie temat był śliski). Dlatego mocno zdziwiłem się, gdy po raz pierwszy odwiedzając Bałkany w celach nieturystycznych usłyszałem od uchodźców z Vukovaru, że przecież wszyscy jesteśmy Słowianami, nie warto więc męczyć się z tym całym angielskim. “Wy mówcie po polsku, my będziemy mówić po chorwacku i na pewno się zrozumiemy” – oświadczył pewien Jan. Miał rację, swoją drogą, choć wypracowanie owego zrozumienia wymagało pewnych ilości czasu i rakiji. Po wypiciu dwóch albo trzech kieliszków podzielił się ze mną jeszcze jedną informacją: “Jak grają drużyny piłkarskie to zawsze kibicuję słowiańskim ( w tle inni Chorwaci pokiwali głowami). No, chyba, że grają Serbowie.”

polanieWorld of Polcraft

Jakiś czas później od Serbów usłyszałem bardzo podobne oświadczenie. Okazało się, że istnieją kraje, dla których kwestia słowiańskości ma znaczenie!

Oczywiście, wiedziałem wcześniej, że istnieje co najmniej jeden taki kraj. Nazywa się Rosja i słowiańskość odmieniają tam przez wszystkie możliwe przypadki. A także czynią z niej swój towar eksportowy, o czym uczyłem się kiedyś w szkole na lekcjach o Mickiewiczu, przy okazji których wspominano też o niejakim Towiańskim. Na żywo zapoznałem się z tematem, gdy natchniony ciekawością tematu po powrocie z Bałkanów poszedłem na spotkanie jakiejś grupy młodzieży słowiańskiej. Ciekawe było to doświadczenie, ale jeszcze ciekawiej było obserwować parę dni później jak ta młodzież protestowała na Rynku w Krakowie przeciw jakimś czynom Amerykanów. Protestowała pod rosyjskimi flagami, co jak dla mnie dowodziło, że od czasów Towiańskiego nic się w temacie panslawizmu nie zmieniło.

kajko_i_kokosz_2011

Możliwe, ze Asteriks z Obeliksem nigdy nie zawędrowali w nasze okolice ze strachu, że Kajko i Kokosz kazaliby im jeść kaszę ze skwarkami

Rosjanie, których pochodzenie od Rusa bywa poddawane w wątpliwość, słowiańskość nie tylko lubią, ale też uczynili z niej własną markę, przez którą ciężko się przebić z własnymi słowiańskimi pomysłami. W efekcie to oni nakręcili najwięcej filmów epatujących słowiańskością i oni ich najwięcej sprzedali. Dorobili do tego filozofię w myśl której Polacy to zdrajcy słowiańszczyzny (bo przeszli na katolicyzm i w ogóle zadają się z zachodem), a ponieważ PRowców mieli zawsze lepszych niż my, to i sprzedawanie cyrylicznej wersji słowiańskości wychodzi im znacznie lepiej. Inna sprawa, że długo nikt u nas specjalnie nie starał się wojować z rosyjsko-słowiańskim marketingiem.

Teraz się to zmienia. Cherezińska machnęła “polską Grę o Tron” podkreślając w niej rodzime obyczaje. Konrad Lewandowski, bardzo promujący ideę rodzimowierców (którym, po doświadczeniach z “prawdziwymi Słowianami” spod rosyjskich flag przypatruję się jednak ze sporą ostrożnością) napisał cykl powieści Diabłu ogarek. Nie odnosi się tam wprawdzie szczególnie mocno do kwestii Słowian, za to wykreowany przezeń świat przeniknięty jest rodzimą magią wyniesioną z podań ludowych i odkryć etnografów i archeologów. Witold Jabłoński zaś rozwija własny cykl rozpoczęty powieścią Słowo i miecz, a traktujący o tym, jak dobrzy poganie stawiają czoła niedobrym chrześcijanom (pod tym względem Jabłońskiemu najbliżej jest do powieści Cornwella, który robi coś podobnego w Anglii, tyle, że Cornwell unika magii i nawet w trylogii arturiańskiej przedstawia ją tak, że równie dobrze możemy w nią nie wierzyć). Wznowiona została Saga o jarlu Broniszu nieźle odnosząca się do popularności Wikingów i traktująca między innymi o tym, że wcale nie byli tak niezwyciężeni, jak pokazuje się to w serialach. Podobny wątek pojawia się zresztą w Dzikowym Skarbie Bunsha, której to powieści nikt ktoś nie kwapi się wznawiać (o ile wiem). A szkoda.

Slowo-i-miecz-No i jest Wiedźmin. Powieść i gra, bo serial umiarkowanie korzystał z wątków słowiańskich. A kto wie, czy gra nie jest nawet bardziej słowiańskawa niż powieść i opowiadania? Sapkowski, owszem, wprowadził nazwy potworów z dzieł zebranych Oskara Kolberga, dorzucił nieco malowniczości folkloru polskiej wsi, jednak nie jestem pewien, czy ów folklor był dla niego najważniejszy. Równocześnie przecież korzystał z pieśni trubadurów, zachodnich i wschodnich podań. A gdy odniósł się do jakiegoś mitu bezpośrednio, był to mit arturiański. Dekoracje powieści Sapkowskiego są więc uniwersalne, a nasza wyobraźnia może je sobie dopowiadać jak chce.

serca z kamieniaGra natomiast podaje nam swojskie klimaty na tacy. Wiejskie domki i zagrody są takie jak u nas, chłopi ubierają się w lniane koszuliny, jakie jeszcze nie tak całkiem dawno można było oglądać na polskich wsiach, baby noszą barwne chusty a panny młode kwietne czepce. W karczmach pija się obok piwa miody i gorzałkę, a lasy i ścieżki wyglądają jak widoki, jakie czasem można jeszcze dostrzec z okien pociągu. Do tego szlachta z tych bardziej swojskich ziem Wiedźmina traci na uniwersalności z każdą odsłoną gry coraz bardziej przypominając pijaków-zakapiorów z Rzeczypospolitej.

niesmiertelny2Gdy więc Naomi Novik (pisarka polskiego pochodzenia, w nowej powieści korzysta właśnie ze słowiańskich dekoracji i słowiańskawej magii) bądź Catherynne M. Valente (ta pisarka nie ma, o ile wiem słowiańskiego pochodzenia, ale też machnęła powieść opartą na podaniach z naszej części świata, przede wszystkim jednak na baśniach “rosyjskich” – ten cudzysłów pojawił się nie przez przypadek, gdybyście pogrzebali np. w dziewiętnastowiecznych zbiorach baśni i podań, moglibyście odkryć, że rozmaite baśnie, które dziś znamy jako rosyjskie, w owych czasach wcale nie były tak traktowane, pochodziły z pogranicza, z ziem ruskich, które wcale nie kojarzyły się wówczas jednoznacznie z Rosją, a wielu wręcz przeciwnie – kojarzyły się przede wszystkim z Rzeczypospolitą Obojga Narodów) są mimo wszystko bardziej znane na świecie nie tylko od Sagi o zbóju Twardokęsku Anny Brzezińskiej ale i od Sapkowskiego, to już gra Wiedźmin stanowi polską – słowiańską markę mocną i rozpoznawalną. I to jeszcze zachowującą właśnie rzeczypospolitawą specyfikę, swoistą przecież i wyraźnie różniącą się do specyfiki rosyjskiej.

twardokesekA piszę o tym wszystkim, bo oglądnąłem sobie najnowszą rosyjską promocję słowiańszczyzny na zachodzie – film Forbidden Empire (Viy), oparty (dość luźno) na Wiju Gogola. Widziałem wersję anglojęzyczną, czemu nie dziwota, bo główną rolę gra Brytyjczyk, Jason Flemyng, aktor może nie z pierwszej ligi, ale rozpoznawalny. Całość zresztą nakręcono pod rynek zachodni. Czy zrobiła tam karierę, tego nie wiem. Ale ma szanse stać się kolejnym krokiem ku promocji słowiańskich klimatów w świecie, który zbyt wiele o nich nie wie i który ich dotąd unikał. Czy na przykład bracia Winchester zabili kiedyś jakiegoś słowiańskiego demona? Wampirów nie liczę, za sprawą Brama Stokera już na zawsze wpisane zostały w krajobraz Rumunii (nawet jeśli u Wernera Herzoga wieśniacy w Siedmiogrodzie mówią w Nosferatu po polsku). Asteriks, który zwiedził nawet Amerykę, też dotąd nie zawitał do krain Słowian (co może być zaskakujące, zważywszy na korzenie Goscinnego).

Tymczasem  w stolicy światowej popkultury, w Usach, zainteresowanie egzotycznymi kulturami rośnie. U Disneya pojawił się zwyczaj osadzania animacji w zróżnicowanych kontekstach kulturowych (co widać np. po strojach bohaterów kolejnych filmów, ale także po architekturze). Wiedźmina na komiksy przerabiają już tamtejsi twórcy. Co ciekawe widać po nich wpływ stylu Mike’a Mignolli (który zresztą jest autorem alternatywnej okładki do pierwszego z zachodnich komiksów o Wiedźminie), czyli autora, który wśród najważniejszych przeciwników Hellboya umieścił Babę Jagę i Rasputina. Możliwe więc, że gra Wiedźmin i film Forbidden Empire to zapowiedzi czegoś więcej?

(Ilustracja tytułowa pochodzi z filmu Andriej Riublow Tarkowskiego, scena ukazująca święto wypierane dziś przez znacznie grzeczniejsze walentynki).

Dodaj komentarz



14 myśli nt. „Spode łba – Lech, Czech i Rus

  1. Yanecky

    W Wieśku 3 jest więcej polskiej kultury przemycone niż sarmacka szlacheckość, całe “Serca z Kamienia” oparte są na pewnej legendzie. Więcej w spoilerach. Dużych.

    Spoiler! Pokaż
  2. Tasioros

    Tag “ani słowa o Falloucie” 🙂 Jak będę ogrywał “dwójkę” to doszukam się czegoś słowiańskiego, choćby na siłę.
    A tak z innej beczki: martwimy się o nowego Prometeusza w obcym raju utraconym, martwiliśmy się o piątego Obcego, teraz do kręgu zmartwień doszedł nie mniej lubiany Predzio:
    https://www.youtube.com/watch?v=G1_RS1xrCQo
    Sam nie wiem czy ten pomysł jest beznadziejny, czy wręcz odwrotnie.

  3. furry

    Bosmanie, zapomniałeś o najbardziej słowiańskim obrazku w internecie:
    http://img.myepicwall.com/2015/08/8a6e5373059666901edd7b2dff5bf0ab.jpg

    A stara, radziecka wersja filmu o Wiju jest tu, niestety nie w FullHD. W ogóle polecam inne opowiadania Gogola, nie tylko “Wija”, czy “Nos” i “Szynel” męczone jako lektury w szkole, bo napisał kilka fajnych rzeczy nawiązujących do słowiańskich wierzeń. Jak tak patrzę, po rosyjsku wyszło jako Wieczory na chutorze w pobliżu Dikańki, u nas w zbiorczych wydaniach w bibliotece, albo darmowe ebooki

  4. maladict

    Jeśli chodzi o słowiańskie tropy to po pierwsze wampir. Znany pod nazwą wąpierz wywodził się ze słowiańskich wierzeń, dopiero Stoker umieścił go w egzotycznej Transylwanii. W jednym z odcinków Grimm pojawia się Kosche z Rosji czyli Kościej (Nieśmiertelny). Warto też wspomnieć o filmie Król Artur (tym z Keirą), gdzie rycerzami Artura byli sarmaccy najemnicy z Rusi. Choć ich typowo sarmackie imiona Lancelot, Galahad czy Dagonet mogą mylić. W Horrorze w Orient Ekspressie (kampanii do Zewu Chtulhu) w jednej z przygód bohaterowie muszą uciekać przed Babą Yagą i jej chatką na kurzej nodze.
    Ponadto polecam Poniedziałek zaczyna się w sobotę Strugackich jako spore kompendium słowiańskiego folkloru.

    1. bosman_plama Autor tekstu

      @maladict

      Zastanawiałem się właśnie, czy w Grimmach nie pojawiło się coś słowiańskiego. Porzuciłem oglądanie serialu, więc nie wiem.
      Wampirów nie brałem pod uwagę właśnie dlatego, że dla popkultury ich temat jest jednoznacznie osadzony i raczej nie ma już przed tym ratunku.
      Artur to ciekawy wątek a sarmackich najemników autor scenariusza nie wziął z powietrza, bo gdzieś jeszcze czytałem o podobnej teorii.
      Nie napisałem też o jugosłowiańskich ekranizacjach ich pieśni bohaterskich, jakie powstawały w dawnych czasach. A oni tam dawali zdrowo czadu i z tego, co pamiętam, Gra o Tron to przy nich kino familijne.

Powrót do artykułu