Spode łba – komiksowo

bosman_plama dnia 20 września, 2016 o 11:18    16 

Zakupiłem ostatnimi czasy troszkę komiksów, nowych i mniej nowych, więc Was nimi teraz pomęczę. Pomęczę z opóźnieniem, zamiast bowiem machnąć ten tekst na ósmą trzydzieści wyrobię się z nim może na jedenastą. Ale to dlatego, że w okolicach świtu zaczęło mi się śnić, że nawalam do czołgów oraz machin kroczących Imperium z jakiegoś dziwnego karabinu, w którym było absolutnie wszystko: granatnik, wyrzutnia rakiet, lasery, bajery… Ot, skutki grania w gry video. Rodzice, strzeżcie przed nimi swoje dzieci!

Niestety, nie napiszę ani słowa o nowym Kajku i Kokoszu, bo się do niego nie dorwałem. Zamówiłem sobie ten komiks w księgarni internetowej, która podawała datę sprzedaży na kilka dni temu, ale nim zdołałem w dniu przedpremiery kliknąć: KUPUJĘ DO DIABŁA!, komiksu już nie było. Albo jacyś szybsi cwaniacy wykupili go błyskawicznie, albo po prostu the cake is a lie i komiksu przed premierą na Festiwalu Komiksu w Łodzi kupić się nie da, a wszystkie jego recenzje, jakie znajdziecie w sieci są autorstwa szczęśliwców, którzy załapali się na recenzentów. Zanim się niezdrowo napalicie na powrót do dzieciństwa, muszę tylko napisać, że komiks to taki zbiór czterech fanfików. Autorzy machnęli je własnym stylem i tylko okładka jest autorstwa Christy, co może troszkę wprowadzać w błąd.

okladka-200

Teraz o komiksach, które mam. Gotham Central2: Klauni i Szaleńcy, to dalszy ciąg opowieści o gliniarzach z mrocznego miasta, którzy oględnie rzecz biorąc nie przepadają za Batmanem, bo muszą udawać, że go nie ma, a poza tym wychodzą przy nim na cieniarzy. Stają więc na rzęsach, by rozwiązywać sprawy samodzielnie, co czasem im wychodzi, a czasem nie. Interesująco wypadają tu wątki wyjątkowo pokręconych drani, którzy wydają się być swego rodzaju herosami. Gdy tylko pojawia się trop wskazujący na Jokera, najwięksi twardziele zaczynają trząść portkami i lecą włączać wiadomy reflektor. W drugim tomie pojawia się nareszcie Bullock, o którym w pierwszym tomie wspominano tylko półgębkiem. Dostaje swoją własną historię, oczywiście mroczną i mocną. Za scenariusz odpowiadają tu Ed Brubaker, którego ostatnio na naszym rynku całkiem sporo oraz Greg Lucka.

Gotham_Central2jpg

Wszystko w tym komiksie jest trudne, ciężkie i mroczne, takie, jakim Gotham być powinno. A jednak, choć lubię Brubakera, to drugi tom GC podobał mi się mniej niż pierwszy. Może przywykłem do tej narracji i już mnie tak nie oszałamia? To w ogóle pewien problem z Brubakerem – ma on swój styl, i dobrze, że go ma, ale kiedy dostajesz sporo Brubakera w krótkim czasie, zaczyna ci się wydawać, że facet krąży pod zbyt ciasnym okręgu. I jest jeszcze coś. Gothan Central zaczyna mi się wydawać… zbyt grzeczne i poukładane. Zły Porucznik (no, nie taki zły, bo… SPOILER), który jest wściekły, że laska odebrała mu awans na szefa grupy, to oczywiście kutafon o parszywym charakterze, bo przecież seksiści nie mogą być inni, a jeśli ktoś jest zły, że kobieta wyprzedziła go w awansie, to oczywiście seksista. Nawet jego odkupienie jest naznaczone cieniem.

gotham-central

Bullock “facet ze starej szkoły”, który wyleciał z policji za czyn, który wielu gliniarzy uważa ciągle za słuszny (ale już nowi, nowocześni policjanci niekoniecznie) też jest typem niegrzecznym, naśmiewa się z orientacji seksualnej koleżanki, jest więc typem przegrańca i nawet w najważniejszej dla siebie sprawie musi się mylić i spartolić rzecz popisowo. Przy takim rozstawianiu akcentów szorstkość i niejednoznaczność GC staje się pozorna. Ci dobrzy to rycerze z problemami, ale bez skazy, zawsze wyjdą zwycięsko z prób, bo ogólna słuszność jest po ich stronie. Ci “szarzy” muszą przegrać, okazać się nieskuteczni, bo są niesłuszni. Opowieść noir okazuje się być tak naprawdę bajką z przesłaniem. A to oszustwo, bo prawdziwe noir nie tak działa.

bullock

Brubaker maczał też palce w komiksie, który u nas ukazał się jako Catwoman: Na tropie Catwoman. Jest drogi jak jasna cholera i pewnie nie kupiłbym go, gdybym akurat nie miał w kieszeni kilku nadprogramowych Jagiełłów, gdy ot tak zaszedłem do jednej sieciówki na dworcu. Drugim odpowiedzialnym za ten komiks scenarzystą jest Darwyn Cooke. Za rysunki odpowiada aż pięciu autorów, ale to nie przeszkadza. Jak to zwykle u nas bywa, otrzymujemy zbiorcze wydanie kilku -kilkunastu zeszytów, stąd ta rozpiętość stylów graficznych:od takiego nieco w stylu Gotham Central właśnie po rysunki wyglądające jakby żywcem wyjęte z animowanego serialu o Batmanie.

catwoman_

Fabuła jest tu zakręcona, skupiona wokół Catwoman i raczej łotrzykowska. Zresztą pierwszy rozdział to typowa historia o zbieraniu ekipy specjalistów gotowej dokonać wyjątkowo trudnego skoku na kupę kasy. Nikt tu nikomu nie ufa, wszyscy doświadczyli kiedyś zdrady, a jedyne, co ich łączy, to, że nie potrafią oprzeć się tytułowej bohaterce. Catwoman bywa więc w tym komiksie femme fatale, bywa zdradliwą kocicą, oszustką, naciągaczką… Ale i tak wszyscy ją lubimy. Czarny kryminał w tym komiksie bywa schematyczny aż do bólu, ale właśnie takim został napisany. Gdy więc pojawia się prywatny detektyw, to jest samotnym kolesiem zbierającym łomot (ale potrafiącym też łomot spuszczać, prawie jak Batman), trochę skłóconym ze wszystkimi, trochę ze wszystkimi skolegowanym i nastawionym na ratowanie damy w opresji. Miał pecha, że wybrał sobie bardzo niewłaściwą damę. Momentami komiks ociera się o pastisz, ale że to celowy zabieg, to rzecz nie drażni ale bawi dokładnie tam, gdzie powinna. Równocześnie bywa też mrocznie i poważnie, a to wymieszanie klimatów w niczym nie przeszkadza.

cat3

Ostatnia wizyta w świecie DC to kolejne nadrabianie zaległości, czyli Nowa Granica Darwyna Cooke’a (plus ekipa od kolorów itp.). Cooke to nie tylko autor scenariusza, ale i rysownik. W jego autorskim komiksie już na całego trafiamy do pinuppowej rzeczywistości lat czterdziestych i pięćdziesiątych, by kompletnie odjechać w tych złotych czasach komiksów, gdzie w opowieściach o superbohaterach w ogóle nie było światłocieni, bo wszyscy dobrzy musieli być super szlachetni.

dc-the-new-frontier

Cooke wziął całą  masę klasycznych komiksów DC z tamtych czasów, wymieszał je wszystkie, powiązał wątki i troszkę uwspółcześnił (jakieś światłocienie się pojawiają). W efekcie ten komiks to jak podróż w czasie, ale do przeszłości troszkę oswojonej przez współczesność. Sporo w tym humoru, nieco zagmatwania i nieco patosu (ale Lois Lane w jednym kadrze już nie zadziorna i zuchwała, ale wzruszona, wygląda uroczo). Nowa Granica to cudowny komiks, ale lepiej nie brać się za niego, jeśli nie jest się fanem świata DC. To komis dla fanów, od fana. Nie dopowie wam jakichś tajemnic bohaterów, nie będzie stanowił kanwy pod wielkie serie przyszłości, bo to jakby reinterpretacja przeszłości, historia nieco alternatywna. Jeśli nie znacie i nie lubicie herosów DC, komiks może zostawić was obojętnymi, a to spore rozczarowanie, zważywszy, że kosztuje prawie tyle, co cadillac. Ale jeśli jesteście fanami Batmana, Wonder Women, pinupu… Uuuuu….

dc_the_new_frontier

Na koniec zostawiłem perełkę, nowy (na polskim rynku) komiks Loisela. Jak może pamiętacie, jestem fanatykiem tego autora, kiedyś niemal wyłącznie rysownika, tworzącego we własnym, charakterystycznym nieco “brudnym” szalonym stylu o estetyce, która niekoniecznie musiała porywać na pierwszy rzut oka, ale wyrywała wam serce i pożerała je na waszych oczach, jeśli daliście jej szansę. Moje pożarła i wszystko od Loisela kupuję w ciemno.

GrandMort1

Tym razem omal się na tym “w ciemno” nie przejechałem, bo Wielki Martwy okazał się być dziełem Loisela – scenarzysty, nie rysownika. Napisał ten komiks wspólnie z Jean-Blaise Dijan, którego to autora, prawdę mówiąc, nie znam. Na szczęście Vincent Mallie, który całość narysował należy najwyraźniej do uczniów Loisela (pracował wcześniej przy dwóch tomach serii Poszukiwania Ptaka Czasu), toteż graficznie komiks porusza się w znajomej poetyce. Niemniej rysunki Mallie są grzeczniejsze niż Loisela, w mniejszym też stopniu bawią się opowiadaniem niezależnych historii w tle. Loisel uwielbia detale tła (i tu Mallie dotrzymuje mu kroku, niemal), lubi też stwarzać pobocznych bohaterów jednego bądź kilku kadrów (w Składzie Głównym rozrosło mu się to w niezależną od głównej fabuły historię kilku – najpierw trzech, potem czterech – zwierzaków przeżywających w tle swoje własne przygody, z czasem osiągających takie znaczenie, że otrzymały własną okładkę). Ale i tak komiks zasypuje nas lawiną wspaniałych kadrów.

gm2

Historia z początku wydaje się trochę błaha i troszku naciągana, jakby autorzy chcieli szybko wprowadzić bohaterów i wysłać ich na start właściwej opowieści, w której nasza rzeczywistość zderzy się z magią świata równoległego. Wygląda to trochę tak, jakby puszczano do czytelnika oko: wszyscy wiemy, że to i owo musi się stać, więc niech się już stanie, nie traćmy na to zbyt wiele czasu, bo niezwykłe rzeczy czekają za rogiem. Postać, która zdaje się główną bohaterką jest w efekcie schematycznie irytująca, inne zaś schematycznie intrygujące, tajemnicze itp. itd. Kiedy jednak wreszcie zaczynają się dziać rzeczy właściwe, owa schematyczność rozpływa się, rzednie (bo może jednak nie znika do końca), a tajemnice zaczynają otaczać nas ze wszystkich stron. Równoległemu, magicznemu światu łatwo dać się oczarować, łatwo też poczuć niepokój, złapać bakcyla przekonania, że coś jest, kurde nie tak. Tyle, że nie wiemy co, kątem oka łapiemy zagrożenie, ale gdy próbujemy je zobaczyć nic nie ukazuje się naszym oczom.

gm4

A potem jest BUM i nagle rzeczywistość z telewizorów… No tak. Potem jest tajemnica (kolejna) i wkurzająco sprytne poprowadzenie nas tak, byśmy wraz z bohaterem sądzili, że już za chwileczkę, już za momencik nareszcie… I nie. Dostajemy literki: CDN i gdy zamykamy tomik zastanawiamy się, czy sprowadzenie następnego tomu w oryginale i próba przypomnienia sobie z języka francuskiego więcej niż pięciu słów na krzyż zapamiętanych z liceum byłaby takim złym pomysłem…

gm3

Wielki Martwy to komiks niezwyczajny, co oczywiście nie jest niczym niezwykłym w przypadku Loisela, nawet, gdy jest on “tylko” jednym ze współscenarzystów. Pięknie narysowany i pokolorowany rozpala apetyt (ba, apetyt: głód!) i zostawia człowieka z pragnieniem jak najszybszego dorwania się do następnego tomu. Jedna tylko rzecz nieco trzyma na wodzy ciekawość, co będzie dalej: niepokój, który nie chciał mnie opuścić do końca.

I tyle na dziś.

Dodaj komentarz



16 myśli nt. „Spode łba – komiksowo

  1. mr_geo

    “Ale to dlatego, że w okolicach świtu zaczęło mi się śnić, że nawalam do czołgów oraz machin kroczących Imperium z jakiegoś dziwnego karabinu, w którym było absolutnie wszystko: granatnik, wyrzutnia rakiet, lasery, bajery… ”

    Po prostu śnił ci się ZF-1 z “Piątego Elementu”! 😀

    Na “nowego” Kajka i Kokosza też się nahejpowałem ale potem zobaczyłem że jest tam Krzysztof Janicz, autor scenariusza “Pierwszej Brygady”, aka mojego największego komiksowego zawodu i zniesmaczenia dekady – i mi mocno hejp opadł. Poczekam aż pojawią się recenzje inne niż standardowe PR zaganiacze z okazji wypuszczenia zeszytu na rynek.

  2. Revant

    nawalam do czołgów oraz machin kroczących Imperium z jakiegoś dziwnego karabinu, w którym było absolutnie wszystko: granatnik, wyrzutnia rakiet, lasery, bajery

    Raczej Ci się pomieszały strony konfliktu i śniło ci się zakręcone Republic Commando z tym w roli karabinu 😛

  3. Cayden Cailean

    Nowa Granica Darwyna Cooke’a – nie jestem fanem DC… ale prawie nim zostałem po przeczytaniu tego komiksu!
    Jako totalny DC noob nie wiedziałem o wielu faktach z tego uniwersum, a na szczęście coś tam jeszcze pamiętam z historii więc zaprezentowana reinterpretacja historii USA bardzo mi się podobała.

  4. larkson

    To mi przypomina, że mógłbym zamówić sobie kolejną dostawę mang: Berserka z kilka tomów, w którym się zakochałem już od pierwszych stron (pozdro dla kumatych 😉 ) i kolejny One Punch Mana, bo jest zajebisty. Do tego może kolejnego Deadpoola jak się pokaże lub to Gotham Central.

  5. Epipodiusz

    Zagrałem chwilę w the crew ( dane za darmochę w UPLAY ) i jestem trochę zażenowany. Strasznie drewniane sterowanie jak na ścigałkę. Zdecydowanie więcej frajdy daje jazda w GTAV. To prawda, że to jest po jakimś patchu poprawiającym jazdę ?

    1. powazny_sam

      @Epipodiusz

      Sterowanie jeszcze ujdzie jak już skończysz ten “offroadowy” wstępniak. Gorzej sama gra, kupiłem kiedyś w jakiejś wyprzedaży licząc na powtórkę z doskonałego test drive unlimited (cz.1 bo 2 wypieram z pamięci) , ale miałkie to jakieś, nasrane na ekranie jak w jakimś tandetnym MMO, zadania nudne i niejasne to jakieś takie ogólnie.

  6. shani

    Bosmanie co jadłeś na kolację i na ile przed snem? Co oglądałeś przy kolacji? Też chce, żeby mi się coś takiego śniło, a u mnie kompletnie nic :/ Nawet te horrory z przed lat, kiedy to biegałeś po szkole podstawowej zupełnie na waleta o_O Totalnie nic :/

    1. Goblin_Wizard

      @shani

      Powinieneś się cieszyć, ze nie pamiętasz snów. Ja ostatnio śniłem o inteligentnej kanalizacji w Stuttgarcie. Mocno abstrakcyjna sprawa. W innym jeździłem czerwonym, dmuchanym kabrioletem, a ludzie się do mnie modlili jak do boga. To był całkiem przyjemny sen.

Powrót do artykułu