Na placyku pod domem siedziała dziewczyna. Twarz miała miłą, atrakcyjności kuszące a sukienkę w sam raz – ani za bogatą, ani za bylejaką. Przedpołudniowe słonko przyświecało jej uroczo, sprawiając, że temperatura rosła łagodnie, by wreszcie osiągnąć poziom, na którym nikomu nie przeszkadzałoby, gdyby zgraja świrów z wiadrami pełnymi wody przybiegła wykorzystać okazję, jaką stwarza lany poniedziałek. I co? I nic. Nikt nie przybiegł. To właśnie nazywa się upadek cywilizacji.
Na sytuację tę zwrócił mi uwagę brat, wzdychając, jak należy, “za moich czasów…”. Ba, co ja mam powiedzieć? Pamiętajmy, że gdy wykluwały się pierwsze dinozaury ja już narzekałem na łamanie w kościach. Za moich czasów zdarzało się, że w wielkanocny poniedziałek trzaskały mrozy, co nie przeszkadzało piewcom tradycji (a w owych mitycznych czasach i ja się do nich zaliczałem) ganiać z butelkami, garnkami i wiadrami pełnymi wody, by spełniać swój obowiązek. Jeszcze kilka lat temu ostatni rycerze tradycji stanowili w Krakowie zakon tak silny i bezkompromisowy, że gazety przed każdą Wielkanocą biły na alarm i wzywały policję na ratunek. A w tym roku nic. Dziewczyna siedziała sobie smutno a samotnie i nie znalazł się choćby dzieciak, który podbiegłby do niej już nie z wiadrem, a kubkiem pełnym wody.
Tradycja umiera. Kto jest za to odpowiedzialny? Można by długo szukać winowajcy, ale zachowajmy powagę. Kto jak kto, ale my zdajemy sobie sprawę, kto odpowiada za wszystkie nieszczęścia i grozy współczesnej cywilizacji. Oczywiście gry.
To one zatrzymują młodych i coraz mniej młodych mężczyzn przed ekranami każąc poszukiwać skarbów, mordować bliźnich, albo rozwiązywać zagadki i uprawiać piłki noże, tenisy i zapasy przy pomocy padów i myszek. To one nie pozwalają nadobnym dziewczętom i dostojniejącym damom wychodzić na ulice, ale sprawiają, że i one zapominają o żywej rzeczywistości przy tych samych złowróżbnych instrumentach, co ich mężowie i koledzy.
Co jednak gry zepsuły, gry mogłyby naprawić. Nikt już nie będzie nikogo ścigał po ulicach, to sprawa przegrana. Czemu jednak nie przywiązać ludzi do tradycji poprzez gry video? Wystarczyłby mod do Army, czy CoD, żeby gracze zamiast ganiać się z karabinami, w lany poniedziałek ścigali się z pistoletami na wodę, wiadrami (większy kaliber), albo nawet armatkami wodnymi. Zamiast mundurów mieliby na sobie stroje ludowe. Śmigus-Dyngus to nie jedyna tradycja, jaką można uratować poprzez gry. Kto dziś topi Marzannę? Prawie nikt. A przecież to obyczaj niemal stworzony po to, by przerobić go na tryb “capture the flag”. Dwie drużyny starałyby się dorwać Marzannę. Jedna drużyna walczyłaby w obronie zimy i używając śnieżek, kulek lodu i opancerzonych bałwanów (oraz wielkich kul śnieżnych staczanych z góry) starałby się dostarczyć Marzannę na ośnieżony szczyt góry, gdzie wiosna nigdy nie dotrze. Z kolei bojownicy wiosny używający miotaczy ciepła, kul z błota i pancernych chochołów staraliby się Marzannę przechwycić i utopić. Ewentualnie każdy chciałby ja utopić, ale we własnym bajorze, by wiosna zawitała do niego, a nie do przeciwnika. Kto pierwszy utopiłby określoną ilość Marzann, zdobywałby wiosnę.
Nie tylko strzelanki nadawałyby się do wykorzystania tradycji. Gra “Wigilia 1981” należałaby do gier survivalowych. Gracz musiałby przygotować kolacje wigilijną i zapewnić pożywienie dla rodziny na okres od Świąt do Nowego Roku w sytuacji, gdy w sklepach nie ma nic poza sprzedawczyniami, a do tych nielicznych, które mają jakiś strzęp towaru ustawiają się kilometrowe kolejki. Robi się coraz mroczniej, a zapałki zdobyć prawie tak trudno jak papier toaletowy. Skoro zaś jesteśmy przy papierze…
Zamiast mangowych gier randkowych gralibyśmy w Sobótki, cRPG osadzone w świecie tradycyjnej kultury ludowej (która była jednym wielkim zmaganiem kosmosu z chaosem) dysponowałoby gotowym systemem. Tu już nic nie trzeba wymyślać – wystarczy wciąż to, co jest. Zamiast chodzić z turem uciekalibyśmy przed nim w survival horrorze. Pełną grozy przygodówką byłyby Dziady.
Nic, tylko brać się do rzeczy. By uratować wiele świąt wystarczy jedynie kilka modów, w innych przypadkach na ratunek przyjdą gry indie. Zwyciężą wszyscy. Święta zostaną uratowane, a świat oniemieje na widok naszych innowacji i pokładów popkulturowych naszej kultury.
e tam gry 😛 Nagonka w mediach przy udziale “niebieskich” zabiła taką piękną tradycję 🙁 Jeszcze we wczesnych latach 90 sam latałem po osiedlu i wyczekiwałem tego dnia 😀 a potem “niebiescy” zaczęli się kręcić i czepiać to trzeba było przestać 🙁
@mtxx
Czyli mówisz, że to wina siepaczy systemu? No to MY wiemy KTO za tym stoi!;)
@bosman_plama
Że niby reżimowe państwo Tuska?
A propos, co z Goblinem?
@furry
Przepadł bez wieści. Krążyły potem różne plotki…
@furry
gdzie tam Tuska 😛 Wtedy to on nawet nie marzył żeby być premierem 😉 W latach 90 miałem Amigę było w co grać ale żeby polatać z butelką wody / wiaderkiem to byłem pierwszy 😀
Ja wodą wczoraj nie lałem, piwko zasączyłem wieczorkiem jedno. Tradycja zamarła.
Ps. Byłem wczoraj w kinie z synem ( 4 lata ) na “panu Pebody i Schermanie” i lekka załamka była. ponad 30 minut reklam. Gdy w końcu przed właściwym filmem puścili krótki metraż to syn jak zobaczył napisy końcowe po nim tylko cicho i ze smutkiem spytał czy już idziemy do domu. Do końca właściwego filmu już miał problem z wysiedzeniem.
@Marcin O
Część moich znajomych praktykuje zwyczaj wchodzenia na salę kinową z dwudziestominutowym opóźnieniem
@Marcin O
30 minut to i tak nieźle. Skapnęły mi jakiś czas temu wejściówki na druga część Hunger Games, więc z definicji nie powinienem już narzekać, ale bite 45 minut reklam przed filmem to już było przegięcie, wolałbym zapłacić i mieć bez tego chłamu. Sęk w tym że ci co zapłacili za bilety mięli dokładnie to samo.
Sposoby są dwa – spóźniać się na seans albo … przestać chodzić do kina. Może wtedy właściciele się opamiętają.
@powazny_sam
raz mnie multi zaskoczyło. przed Atlasem Chmur nie było reklam. Pewnie ze względy na długość filmu. Tzn. były ale przed rozpoczęciem seansu, który odbył się punktualnie wg. rozkładu
Ps. śmiechowy krótki metraż zapuścili przed wczorajszym filmem
http://www.youtube.com/watch?v=7rJrjqUysP8
Totalnie nie na temat, ale ostatnio pisalismy o dyskach przenosnych i chmurach i tak nie moglem sobie przypomniec jaka ostatnimi czasy proponowal mi znajomy chmurke … juz wiem! Kuaipan! Daja nam 2TB … wlasnie tak, 2 TB miejsca w chmurze. Minusem jest, ze nadal nie maja stronki in inglisz. Na moje pytanie jak znajomy sobie radzi, mowi ze cos tam tlumacz google translatorem i jakos idzie ;P
————————————
o tu —> http://www.kuaipan.cn/
@shani
Chmura? Z Chin? To chyba tylko do warezu.
Mam ogromne problemy z zaufaniem chmurze Google’a czy Microsoftu (i przymierzam się powoli do postawienia własnego NASa) a co dopiero jakiejś nieznanej chmurze z Chin.
@sunrrrise
Zaufanie pod jakim wzgledem? To ze przegladaja nasze pliki? Zaden problem, szyfrujesz pliki i tyle. Ja uzywam dropboxa i do tego stworzylem sobie tam katalog ‘prywatne’, gdzie wrzucajac tam cokolwiek, automatycznie wszystko mi szyfruje.
@shani
Gdybyś nie nazwał tego katalogu “prywatne” to nawet nie musiałbyś szyfrować.
@aihS
Obawiam sie, ze wszystko co w tresci bedzie mialo angielskie slowa bedzie do przejrzenia przez Chinoli 😛
@shani
Jako że Ubuntu wkrótce pokaże mi fucka ze swoją chmurą, Drobbox za mały, a Microsoft uparcie nie udostępnia linuksowej aplikacji dla Skydrive, znalazłem copy.com. Dają na start 15GB, plus można dostać po 5GB z polecenia.
Jak ktoś chce, to mój link, dodatkowe 5GB wpada po zainstalowaniu i podpięciu ichniej aplikacji. #wirtualnezebranie
@furry
Wow, fajna sprawa, czy jakies pomocne indykatory do szybkiego uruchamiania i zarzadzania juz sa?
@shani
Jest aplikacja, podobna do Dropboksa.
Wersji windows nie testowałem, w ubuntu nie ma instalatora czy paczek, tylko trzeba ręcznie ściągnąć archiwum, rozpakować i gdzieś tam sobie skopiować. Potem startuje już sama.
Ja bylem swiadkiem jak chmary dzieciarni biegaly po osiedlach z wiadrami i butelkami lejac sie woda i drzac japy niemilosiernie… tradycja jesli umiera to chyba tylko w mocno zurbanizowanych regionach.
Co do Marzanny to przed utopieniem, koniecznie nalezy skubana podpalic i cisnac z mostu!! Tak nauczyla mnie tradycja od wieku przedszkolnego utrwalona w podstawowce.
Wszystko powyższe już w przyszłym roku w katalogu polskich wydawców. Dyngus Takedown 3, Marzanna Down 2 i Wigilia 1981. Achieved with Cryengine 3
Jak mieszkałam z rodzicami, to w lany poniedziałek wszyscy mieli mokrą pobudkę 😉
Wczoraj akurat siedziałam na poprawinach, kiedy to przyszedł kolega pana młodego kryjąc za rękawem jajko-psikawkę i chlusnął wszystkich jak leci 🙂
W mieście niebiescy stoją na straży suchości, a na wsiach leją się jak trzeba 😉
@Beti
Mandaciki rozdaja pieciuset zlociszowe :] U nas takie awantury czasami byly, ze przeradzaly sie w regularne bijatyki miedzy osiedlami, zenada po calosci. Miastowe bydlo nie potrafi sie bawic. Na wsi to co innego.
@shani
Za młodu w mieście, to rzeczywiście szkoły się lały (wieczny konflikt swoi-obcy). Punkty kluczowe to zawsze były hydranty jako szybkie źródło amunicji.
Pamiętam jeszcze akcje z balonami napełnionymi wodą.
@urt_sth
U mnie podwórka się lały.
Pochwalę się: ja się przebierałem wczoraj dwa razy, w użyciu były: AK, shotgun, jaja, żaby oraz tradycyjne wiadro i miska(szlauch pojawił się tylko epizodycznie i nie odegrał istotnej roli). Nie wiem czy to awaria pieca (a dokładnie systemu) przyczyniła się do takiego obrotu sprawy, bo tradycjonalistą nie jestem.
PS. Wspomniane atrakcje w gronie rodzinnym na zamkniętej imprezie, więc pełna kultura. Strzelanie do tarczy ołowiem napędzanym CO2 też było 🙂
Heh, no też ten problem pojawił się wczoraj przy dyskusji nad stołem…
Twardo stanąłem przy dwóch powodach: komputerze (gry, internet) który zatrzymuje dzieciarnię w domu i wypasionych telefonach które każdy młodzian teraz nosi. A taki telefon z wodą się przecież nie lubią. Więc jak tu się polewać? A z drugiej strony bez telefonu z domu wyjść – no też nie sposób.
Prowadziłem na młodszej siostrze żony (wiek średniostudencki) obserwacje: praktycznie nonstop przy stole była zajęta ekranikiem smartfona. Fizycznie siedziała z rodziną ale mentalnie była rozsiana po całym kraju. SMS/Facebook ją multiplikował i pozwalał spędzać święta w wielu miejscach na raz.
Kiedy ja wracałem po świętach do szkoły to gadało się z kumplami “co tam ciekawego w święta się zdarzyło”. Ona już nie musi, ona ma update na bieżąco. Kto, z kim, co, kiedy i dlaczego.
@brum75
I tak przez całe święta siedziałeś i patrzyłeś na młodszą siostrę żony? Czego się nie robi w imię nauki.
@aihS
Jak coś robię to zawsze na 101% !
@aihS
musi być oględna skoro tak na nią patrzył i patrzył. A żona nie zazdrosna 😛
@brum75
Coś w tym jest.
Ile osób to tym, jak ich super-hiper-phone za over9000 dostałby 10 litrami wody radośnie by się zaśmiało, a ile radośnie wysłałoby wezwanie do sądu?
No i istotny element: dawniej wszyscy wszystkich znali – więc to była zabawa. A to co innego, niż polanie wiadrem wody od kogoś zupełnie nieznajomego.
@MusialemToPowiedziec
Rozwiązanie jest proste – każdy powinien dostać wodoodporny Sony Xperia Z. W ten oto sposób rząd mógłby wspomóc odrodzenie tradycji dyngusa. Z drugiej strony należy zalegalizować posiadanie broni palnej bez zezwolenia, a zastrzelenie każdego palanta lejącego wiadrem w pojazdach komunikacji miejskiej traktować jako obronę konieczną.
@brum75
Haha, też mam taką (młodszą siostrę żony)
Ja wczoraj w gronie rodziny się polewałem delikatnie. Ale moje dzieciaki po południu przyczaiły się przy bramie z wiadrami i kultywowały tradycję z kolegami i koleżankami ze szkoły. Dyngus ‘Non omnis moriar’ 🙂
Wczoraj skonfiskowałem pistolecik mojego bratanka i nieco na bracie wskrzeszałem tradycję.
Bardzo podoba mi się wizja chochołów-drednotów 😀 Czy może bardziej na czasie chochołów-tytanów?
Tekścik miodzio
Czytam zaległe teksty i tak czasami aż korci żeby skomentować… tylko po co wygrzebywać trupa? Odbije sobie przy innej okazji. 😉
P.S.
No dobra – dodam tylko, że ja wlewałam ludziom wodę wiadrem przez okno. Nawet do 2 piętra dawałem radę :D.