To mógłby być ciąg dalszy tekstów o ciągach dalszych i o tym, że sami jesteśmy sobie winni, że powstają kolejne Gwiezdne Wojny, Call of Duty i Wiedźmin. Tak się jednak nie stanie. Będzie o dwóch powieściach, które przeczytałem ostatnio i które okazały się… dalszymi ciągami. Proszę Państwa, oto panowie King i Nesbo w najnowszych odsłonach. Takich, na podstawie których nikt raczej nie zrobi gry.
Swoją drogą, czy znacie jakąś grę na podstawie Kinga? Zekranizowano już nawet nie powieści, ale i opowiadania tego mistrza wyciągania z nas kasy. O grach ja przynajmniej nie słyszałem. Może on nie pozwala, a może ewentualnych producentów odstrasza sama myśl o kupowaniu praw do jakiegoś tytułu?
Na podstawie jego ostatniej wydanej w Polsce powieści z pewnością powstanie film albo serial, albo nawet jedno i drugie. Piszę o “Doktorze Sen”, czyli dalszym ciągu “Lśnienia”, które w Polsce ukazało się pierwotnie pod tytułem “Jasność”. Tytuł ten był na tyle bez sensu, że wszyscy, którzy chcieli, już dawno widzieli film (wiecie, PRL nie rozpieszczał nas wydaniami zachodnich powieści, a horror wydawał się socjalistycznym władzom chyba szczególnie kapitalistyczny i reakcyjny; może chodziło o skojarzenie z krwiopijcami bojącymi się krzyża i święconej wody?). Być może na tyle wielu czytelników nie kumało o co chodzi z tą cała jasnością, że książka sprzedała się słabo i prędko machnięto jej drugie wydanie z tytułem “Lśnienie” na okładce. Niemniej samo zjawisko nadal nazywano “jasnością” i tak już zostało także w tłumaczeniu “Doktora Snu”. King popełnił do tej powieści wstęp, żeby wytłumaczyć czemu w ogóle wraca do starej historii, a także by napomknąć, że nadal nie pojmuje co ludzie widzą w filmie Kubricka. Tłumaczenie się Kinga z napisania powieści wydaje mi się, prawdę mówiąc, umiarkowanie potrzebne – wiemy, że nie zrobił tego dla kasy, bo mógłby nurkować w dolarach, gdyby zechciał, ani dla sławy, bo cieszy się takim uwielbieniem fanów, że gdyby zażyczył sobie ofiary z dziewicy do każdego śniadania, czytelniczki ustawiałyby się do ołtarza w kolejce. Tak więc potrzebne chyba to tłumaczenie nie jest, ale w kontekście naszego lokalnego wydarzenia z Sapkowskim może się wydać interesujące. Ciekawe, czy ojciec wiedźmina popełni jakiś wstęp do swojej nowej książki.
No dobra, ale o czym jest “Doktor Sen”? O potworach z hotelu w górach, wśród ruin którego lubiła medytować pewna szurnięta pielęgniarka? O tym, że zło powraca? O tym jak bohater “Lśnienia” przy pomocy swoich mocy bawi się w wiedźmina, albo przynajmniej w Jennifer Love Hewitt z pewnego serialu o głaskaniu duchów po głowach?
Otóż nie. “Doktor Sen” jest o tym, jak samotni możemy się stać, jeśli popadniemy w alkoholizm, ale jak dobrymi możemy się stać, jeśli zaufamy dobrym ludziom i wygrzebiemy się z dna. Poważnie, to powieść obyczajowa o kolesiu wychodzącym z alkoholizmu dzięki przyzwoitym a nawet dobrym ludziom, których spotkał po drodze. Ale przede wszystkim o potrzebie poczucia wspólnoty i o tym, że wspólnota to jest dobra rzecz. Potrzebują jej połamańcy, których kiedyś omal nie pożarł nawiedzony hotel i potrzebują jej nawet potwory. A tak, bo potwory też tu są. Istnieje społeczność ludzi zdolnych zapewniać sobie nieśmiertelność jeśli tylko zdołają wyssać “jasność” z obdarzonych nią dzieci. Nieśmiertelni porywają więc i torturują dzieciaki, wysysają “jasność”, a że także są obdarzeni nadzwyczajnymi mocami i trzymają się razem, wydają się niemal niepokonani. A przy okazji są względem siebie bardzo czuli, autentycznie kochają się nawzajem i odczuwają ból i rozpacz, gdy komuś z nich stanie się coś złego. Bo każdy z nas, nawet potwór, potrzebuje mieć czasem zrobić z kimś misiaczka.
King nie pojmuje popularności tego gościa.
Pisząc w piciu zdaniach: 1. To nie jest horror, chociaż są w nim potwory. 2. Pomysły Kinga, nawet jeśli nie straszą, ciągle są interesujące. 3. “Doktor Sen” nie ma choćby źdźbła klimatu “Lśnienia”, ale ma klimat własny, też niezły.. 4.Lubimy bohaterów i przywiązujemy się do nich. 5. To naprawdę dobra powieść obyczajowa z elementami grozy, robiących raczej za tło i pretekst do wplątania bohaterów w awanturę. 5b (hehe). Finałowe starcie jest do bani, właśnie po nim widać, że nie o nawalankę z potworami chodziło tym razem Kingowi.
No dobra, teraz Nesbo. Jo Nesbo, facet, który olał modę na skandynawskie kryminały, chociaż na niej wypłynął. Podczas gdy Mankell brnął w ponury klimat wszystkoginięcia, a koleś od rozdętej trylogii o facecie niedojdzie i super hakerce tak bardzo kojarzącej się z wcieleniem feministycznych prawackich koszmarów skupiał się na wypisaniu wszystkich cyfr w nazwach komputerów i długopisów, Nesbo nie próbował, tak naprawdę, własnej drogi. Wziął na tapetę czarny kryminał, wzbogacił to doświadczeniem mody na thillery o psychopatach i wpisał to wszystko w klimat współczesnej Norwegii. Wiecie, tego raju na Ziemi (Nesbo zaczynał pisać przed Brevikiem, choć, jak stwierdził kiedyś Ziuta, właściwie go wyprorokował). To jest w ogóle ciekawa sprawa z tymi Skandynawami. Wszyscy wiemy, że osiągnęli niemożliwe – zbudowali socjalistyczny raj. Mniejszości są w nim tak zwyczajnymi, posiadającymi pełnię praw obywatelami, że trudno wręcz nazywać je mniejszościami, kobiety mają tak równe prawa, że zaczęły momentami zwalczać parytety, większość facetów to przystojniacy o których marzą lalki barbie na całym świecie, a takie Szwedki to też symbole ideału dla wielu mężczyzn. Kraje skandynawskie są zamożne aż do przesady, nowoczesnością technologiczną ustępują chyba tylko Japonii. Dba się tam o przyrodę, dzieci mogą zaczytywać się w opowieści o urwisach z Bullerbyn, dzielnej Pipi albo Muminkach. Jakim cudem Nesbo i Mankell oraz ich koleżanki i koledzy po spływającym krwią piórze, opisują ten raj na ziemi jako idealne siedlisko stad morderców? Odbija im wszystkim ze szczęścia i dobrobytu?
Przyszli mordercy, którzy zmienią Skandynawię w piekło?
Brevik udowodnił, że Nesbo nie pisał fantastyki, niestety. Raj okazał się miejscem wręcz stworzonym dla szaleńców. Tych realnych, jak się okazało, niełatwo powstrzymać nim będzie za późno. Tych powieściowych łapie komisarz Harry Hole, bohater cyklu powieści norweskiego pisarza. W moim przekonaniu to jedne z najlepszych powieści kryminalnych dostępnych na naszym rynku. Niestety, najnowsza powieść, “Policja” to ciąg dalszy “Upiorów”, które, to całkiem możliwe, zapoczątkowały nową trylogię w serii. Pierwsza była “Trylogia z Oslo”, bodaj najciekawsza z całej serii i od niej (a nie od wcześniejszego “Człowieka nietoperza” czy od “Karaluchów”) warto zacząć znajomość z Harrym. Po “Trylogii z Oslo” pojawiło się kilka naprawdę dobrych powieści, aż nadszedł czas “Upiorów”, “Policji” i tej trzeciej powieści, która w moim przekonaniu domknie nową trylogię (no, chyba, że całość rozwinie się w coś dłuższego). Tak, jak “Trylogię z Oslo” spinała opowieść o tym, jak to pragnienie rozprawiania się z przestępcami może dogłębnie skorumpować potencjalnie dobrych gliniarzy, tak od “Upiorów” czytamy o gliniarzach i politykach korumpowanych przez ambicję. Motywom Księcia z pierwszej trylogii, można było jeszcze smutno przytaknąć. Nowi łajdacy nie zasługują choćby na to, nawet jeśli tłumaczą się sami przed sobą, że ich metody służą zapewnieniu spokoju społeczeństwu.
No dobra, ale czym jest ta powieść? Otóż w Norwegii jakiś psychol morduje policjantów. Policja nijak nie potrafi sobie z tym poradzić, wobec czego jej przedstawiciele wzdychają co parę stron: “ach, gdyby tu był Harry”. Harrego nie ma, bo ten potwornie maltretowany przez wszystkie tomy policjant – alkoholik, ćpun i co tylko sobie jeszcze chcecie – zniknął. Nesbo z uciechą mordował go z tomu na tom coraz mocniej i w “Upiorach” wspiął się na wyżyny sadyzmu. Norweska policja musi radzić sobie sama. Kumple Harrego powołują więc w tajemnicy przed szefem policji specjalną grupę, której celem jest prowadzenie śledztwa tak, jak robiłby to Harry. I co? I wpadają na trop.
Nesbo we wszystkich powieściach opisuje jak to świat nie radzi sobie ani z potworami, ani z wiedźminami w mundurach, którzy mają te potwory zwalczać. Ludzie bywają dobrzy, albo źli, ale system zawsze jest nieludzki i podatny na korupcję. Norwegia, co? Ale przecież tak samo opisuje świat Mankell. Może więc, z punktu widzenia policjanta świat nie różni się wiele, czy jest to współczesna Norwegia, czy Los Angeles z lat czterdziestych, czy pokomunistyczna Polska? Nie wiem, czy to napawa mnie otuchą, z pewnością jednak pozwala tworzyć dobre kryminały.
Przy czym akurat “Policja” wydaje mi się mniej znakomitym z kryminałów Nesbo. Oczywiście, prasa już powywuje z marketingowego zachwytu, a fani tarzają się w zakupionych egzemplarzach. Mimo to po pierwsze nie warto czytać “Policjantów” jeśli nie czytało się poprzednich części serii, to nie jest autonomiczna powieść. Po drugie składa się z elementów, które fani Nesbo już znają, a przez to bez większego trudu można wytypować przynajmniej jednego z głównych złych, akurat tego, który miał pozostać w ukryciu, odgadnąć kilka fałszywych tropów podrzuconych przez autora. Do tego jest to powieść niespotykanie jak na Nesbo efekciarska. Naładowana wątkami jak żadna chyba wcześniej, pełna zwrotów akcji i technicznych efekciarskich tricków, których Nesbo wcześniej nie stosował w podobny sposób. Czy sprawia, że świetnie się to czyta? Tak. Czy w połowie lektury wysłałem kumplowi sms treści: “Nesbo to kutas”? Tak. Czy przyczynia się do tego, że warto, naprawdę warto przeczytać cały cykl? Jak najbardziej tak. Ale nie jest to najlepsza i najgłębsza powieść tego autora, jak próbują nam wmówić.
A dlaczego na jej podstawie też nie powstanie gra? Bo gry nie radzą sobie z takimi kryminałami. Ku mojemu permanentnemu wnerwieniu kryminały w grach zostały zdominowane przez te irytujące, nieznośne przygodówki zmuszające nas do masochistycznego klikania po pikselach. Trafiają się czasem eksperymenty w typie “Heavy Rain” albo “LA Noir”, ale jakoś nie widzę tłumów następców, którzy chcieliby wzorować się na tych tytułach. Może gry w typie “Żywych trupów” przyniosą zmianę? Może ktoś pokusi się o zrobienie w tym stylu porządnego czarnego kryminału o samotnym, popijającym whisky twardzielu przemierzającym skorumpowany świat, gdzie piękne kobiety trafiają się przede wszystkim draniom, wiecznie pada deszcz a zagadki kryminalne nie polegają na łączeniu cudem wyklikanego kijka z pinezką i kołem od motocykla? Tak, tęsknię, za Maksymilianem Bólem.
dużo spoilerujesz Pana Kinga? Bo jak tu rzucę okiem i będę wiedział za dużo… znajdę Cię!
@Nitek
O! A ja właśnie miałem zapytać o Nesbo bo leży i czeka weekendu 🙂
@brum75
nie przeczytalem. Za dużo Bosman napisał.
Wpisuję na czarną listę, Bosmana, nie Kinga.
@Nitek
Bosmanie, uprzejmie proszę o przeedytowanie tekstu, co może innych uchroni przed spoilerozą, dla mnie za poźno. Właśnie przesunąłem Doktora na 2014r., do czasu aż zapomnę to, co tu przeczytałem.
@furry
mamy takie coś 😉
Po “Pancernym sercu” i finale na szczycie wiadomego miejsca w wiadomej krainie jakoś straciłem zapał do czytania Nesbo. W sumie to dobra część była, ale właśnie końcówka już miała znamiona tego “efekciarstwa” i skręcała w nieco inny klimat. Czy to znaczy, że jest jeszcze gorzej i z kryminału całkiem zdryfował w stronę typowego akcyjniaka?
A pozostając w klimatach około książkowych: http://wolna-polska.pl/wiadomosci/co-sie-stalo-z-tomem-clancy-2013-10 😆
@idomes
Clancy został zabity, bo był zbyt blisko tajemnicy, jakiej oni nie chcieli ujawnić przed światem
ONI!!! Pojawili się w tekście słynni oni!!! Dodaję stronę do ulubionych. Piszą o “onych”!!!
Eeeeee… Ale jakie spoilery? Że będzie finałowe starcie to jest spoiler? Informację, że bohater stara się wyjść z kryzysu też trudno mi nazwać spoilerem, bo o tym, jest co druga powieść Kinga. Że są potwory? To, zaręczam, wiadomo od samego początku. Więc jakie spoilery?
@bosman_plama
Popieram, przecież to delikatny rys, jak na ostatnich stronach książek. Zazwyczaj właśnie takie teksty zachęcają do lektury, gdyż przedstawiają namiastkę klimatu. Mnie zachęciło 🙂