Tiny Guardians – recenzja. Nie Kingdom Rush

Nitek dnia 30 marca, 2016 o 9:39    13 

Nie, ale wciąga prawie, że tak samo. To znaczy to było tak. Włączyłem, skończyłem, wyłączyłem. Dobrze się klikało.

Kingdom Rush nie bez kozery wylądował ww tytule, albowiem stylistyka Tiny Guardians (oficjalne www) jest jednoznaczna. Właściwie to jest taka sama. Podobne pastele, podobna kreska, ba! podobny typ gry, choć trochę inny.

Hero defense, jak przyjęło się mówić o Tiny Guardians to zabawa w budowanie wież z twistem. Budowanie wież ala tower defense z tym, że tutaj zarządzamy ochroną czarodzieja pomykającego po mapach, więc choć naleciałości sporo, bawimy się trochę inaczej. Samo to, że magik jest cały czas ww ruchu powoduje, że wieżyczki byłyby bez sensu. W związku z tym oddano nam szereg jednostek, którymi obstawiamy jego eminencję, a na skompletowaną ekipę zrzucają coraz to bardziej wykręconych przeciwników.

Screenshot_01

Samych jednostek jest dwanaście, z czego cztery dochodzą po uzbieraniu odpowiedniej kwoty złotych moment zdobywanych we wszelkiej maści wyzwaniach podczas których  gra przeciągnie nas po podstawowych mapkach, tych jest szesnaście, dorzucając odpowiednie modyfikatory zabawy jak brak reanimacji poległych, brak ulepszeń czwartego poziomu, brak masła na chlebie i inne takie. Z całej palety i tak na planszę można wziąć tylko piątkę, więc konieczna wydaje się być żonglerka stylem prowadzonej rozgrywki. Wydaje się być, bo normal jest ewidentnie łatwy i po trafieniu w słodki punkt, można całość przejść taką samą kombinacją wojaków nie majstrując zbyt wiele.

A jest w sumie w czym przebierać, bo klas jednostek jest dość sporo, znacznie różniących się od siebie, choć wiele z nich działanie ma podobne do tego, co znane z innych defensów. Łucznicy motają z dystansu, wojacy walą po kolanach ww zwarciu, magowie spowalniają. Ciekawiej jest na wyższych szczeblach, bo tam czają się już strażnicy wypatrujący ukryte jednostki i pułapki na mapie, bersekerzy z młotem napawającym strachem każdego, czyniący stosowny młyn, są medycy klerycy i inni. Wszyscy z nich o czterech poziomach ulepszeń, które poza zwiększeniem obrażeń odblokowują także skille właściwe dla każdej postaci. Pan Miyagi zwykł mówić, że czasem jak już jedną natrzesz, a drugą zetrzesz, lepiej wykoksić obecne jednostki, niż zamawiać nowe, pamiętaj.

Pan czarodziej idzie, ochroniarze w zwartym szyku pilnują jego znakomitości, a całość leci na łeb na szyję, kiedy przeciwnik wyskakuje znienacka. Wtedy to dostajemy obszar po którym jednostki możemy przeciągać i wyznaczać im pozycje, by jednak łucznik korzystał z dobrobytu kołczanu, a wojownik zamiast spać na tyłach, masował przodek. Czasem sytuacja się gmatwa, bo w starciu z większym przeciwnikiem poruszać trzeba wszystkimi z uwagi na obszarowe czary jegomościa. Chaos. Oczywiście za zdobywane kryształki, ładujemy koks i pakujemy bicepy, a za gwiazdki otrzymane po skończonej mapce, ulepszamy i jednostki i czary czarodzieja.

Screenshot_03

W całość klika się dobrze. Wizualia są dobrze znane, ładne, bo styl jest niekiepski. Brakuje jakiejś znacznej wizualizacji ulepszonych jednostek, bo poza gwiazdkami nad głową, fajnie byłoby ujrzeć rosnące miejsca na ciele łuczniczek czy coraz mniej opinający armor bersekera, który nagle stał się ciut mały. Ciężko się momentami przez to połapać kto jest kim i na którym levelu. Nie cieszy też ilość leveli, bo plansz jest zaledwie szesnaście, o czym wspomniałem, tryb nieskończony i garść wyzwań, które potrafią być wymagające, ale dzieją się zwyczajowo w tym samym układzie mapki jak i rozłożeniu nań przeciwników. Ciut brakuje w tym wszystkim większej różnorodności.

To sprawia, że wciągająca zabawa kończy się stanowczo za szybko, ale fani gatunku powinni mieć grę na uwadze. Zwłaszcza w wariancie mobilnym, skąd przyszła na blaszaki. To było dobrze przeklikane pięć godzin.

Grę podesłał producent.

emmanot

Dodaj komentarz



13 myśli nt. „Tiny Guardians – recenzja. Nie Kingdom Rush

  1. Stah-o

    Trailer z iOS & Android. Czy to tak cicho zapowiada Gikza 2.0 rozciągniętego na gry z mobilków? Głosuję za. Jednego czytelnika już byś miał :), a i developerzy mobilkowi pewnie z czasem by dokopsali jakimś stuffem i życie stałoby się lepsze. Czy to jedynie tak się rozmarzyłem, bo prawdziwi mistrzowie mychy i klawiatury nie pozwolą?

          1. aihS Webmajster

            @Toc85

            Taka ciekawostka odnośnie Punch Club – w Polsce wersję na androida kupiło 7 osób a spiraciło chyba ponad 600. Nie wiem skąd twórcy mają te statystyki, ale się chwalili. Nie, nie jestem ani w jednej ani w drugiej grupie 😀

            To są statsy tylko z dnia premiery.

Powrót do artykułu