Tesla Effect: A Tex Murphy Adventure – podróż do lat 90-tych

larkson dnia 7 sierpnia, 2016 o 11:48    10 

Mam 23 lata i wiem kim jest Tex Murphy. Szok, no nie?

Nooo, prawie. Bo nie znaczy to oczywiście, że grałem w jakąkolwiek część przygód prywatnego detektywa, no bo jak? Gdy wychodziła ostania (wtedy) część z podtytułem Overseer w 1998 roku, to miałem wtedy 5 lat, a przygodę z gamingiem zacząłem rok później. Tak naprawdę to lubię się dowiadywać nowych rzeczy z historii gier wideło, więc na Texa musiałem prędzej czy później wpaść, a wpadłem na niego na jutubie u gościa co NRGeek się zowie, który akurat jest jego fanem. No i tak opowiadał o tych grach, opowiadał a tu wtem! Bundle ze wszystkimi Texami, łącznie z najnowszym Tesla Effect*. Gimme dat shit! No tak trochę z głupa kupiłem tego bundla, bo raz, że te gry mają z milion lat, więc odbić się od nich jest niezwykle łatwo zwłaszcza dla mnie**, a dwa, to to, że po raz ostatni w przygodówkę grałem też z milion lat temu, a to był pierwszy Atlantis. Ale to przecież kawał historii psiakrew, nie mogłem tego tak odpuścić! Gdy pojawił się u mnie nadmiar czasu, to postanowiłem odpalić Tesla Effect i zasmakować biedy lat 90-tych. Biedy w standardzie HD, ale jednak.

1

W sumie to powinienem zacząć od tego kim jest Tex Murphy, bo ktoś może nie wiedzieć. Gry z nim to przygodówki FMV (prawie, patrz: obrazek poniżej) ze scenkami z prawdziwymi aktorami w prerenderowanych lokacjach, a gracz wcielający się oczywiście w Texa poruszał się po w pełni trójwymiarowych lokacjach. Sam główny bohater jest prywatnym detektywem mieszkającym w przyszłości, jakiś czas po Trzeciej Wojnie Światowej w Nowym San Francisco, a wszystko to jest utrzymane w klimacie scifi z lekkim postapo oraz noir, więc mamy zarówno latające samochody i mutantów, jak i fedory czy też wewnętrzne monologi. Nie znaczy to od razu, że jest smętnie i ponuro, czasem trafia się domieszka komedii, chociażby Murphy jest dość zabawną postacią potrafiącą rzucić ciętym tekstem i wpadającą niekiedy w tarapaty albo na oszołomów, więc nigdy nie ma tu takiej ilości „mroku”, że trzeba potem dla odreagowania obejrzeć odcinek My Little Pony.

tex mm

Dwie pierwsze odsłony były bardziej standardowymi point ‘n’ clickami, które co prawda miały digitalizowanych aktorów oraz głosy, ale prawdziwe FMV wjechało dopiero przy okazji Under a Killing Moon i ten styl seria utrzymuje do dziś. “Jedynka” co ciekawe miała jeszcze sekwencje strzelane, a nawet latane.

Ale nie mam zamiaru mówić o całej serii, bo póki co grałem tylko w najnowszą odsłonę Tesla Effect z 2014 roku. Produkcja ta ufundowana na Kickstarterze za około 650k dolaresów ma wszystko to co miały poprzedniczki. Dosłownie. Aktorzy na green screenie? Check. Chris Jones jako Tex Murphy? Check. Trójwymiarowe lokacje do zwiedzenia? Check. Zagadki? Check. Jeszcze mógłbym tak wymieniać, goście z Big Finnish Games nie próbowali tworzyć koła na nowo, po prostu zrobili taką samą grę jak 20 lat temu się robiło, nic dodać nic ująć… no może uwspółcześniając parę rzeczy. Czas się wreszcie przyjrzeć samej grze.

Tesla Effect - Wallpaper 2

Tex Murphy budzi się w swoim biurze na Chandler Avenue po strzelaninie z raną na głowie. Szybko dowiaduje się, że z jakiegoś powodu nie pamięta ostatnich siedmiu lat swojego życia. W trakcie swoich poszukiwań nie tylko spróbuje ustalić co się z nim działo przez tyle czasu, ale też jaki ma związek z zaginionymi wynalazkami Nikola Tesli. Taki opis historii musi wam wystarczyć, bo nie chcę spoilować za wiele, a fabuła to mocny punkt tej gry. Stale coś nas zaskakuje, dialogi są porządnie napisane, a niekiedy bywa nawet zabawnie. Należy dodać jeszcze do tego mnogość zakończeń zależnych od naszych wyborów. Ale mam z fabułą dwa problemy. Pierwszy to taki, że trochę za dużo czasu spędzamy na Chandler Avenue, jasne, spoko ludzie tu mieszkają, co z tego, że to banda dziwaków, ale lokacja sama w sobie nie jest zbyt ciekawa, żeby do niej ciągle wracać. A drugi to taki, że Tesla Effect to tak naprawdę bezpośredni sequel do Overseer. Znajomość poprzedniczki nie jest specjalnie wymagane, bo scenariusz próbuje nam w miarę wytłumaczyć wcześniejsze wydarzenia (dostajemy nawet scenki żywcem wzięte z wcześniejszych gier), ale miałem wrażenie po prostu wrażenie, że sporo rzeczy mnie ominęło.

2

Jako, że to klasyczna przygodówka, to trzeba też od czasu do czasu pokombinować. Zbieramy różne przedmioty, by je potem móc połączyć i użyć w odpowiednim miejscu, ale są też zagadki o różnym poziomie trudności, czasem trzeba coś poustawiać, poprzekręcać itp., żeby coś pykło. Nawet jak nie będziemy wiedzieli co zrobić to z pomocą przychodzi nam system podpowiedzi, który powie nam co robić, latarka podświetli wszystkie przedmioty, które da się podnieść, a łamigłówki można po prostu pominąć przy użyciu P.I. punktów, które zdobywamy za dobrze wykonaną detektywistyczną robotę. Ale to tylko, jeśli gramy w trybie Casual (tak jak ja), jeśli jesteście weteranami tego typu gier jest też tryb Gamer, gdzie takich udogodnień nie ma. Ja musiałem ze dwa albo trzy razy pokusić się poradami i skipami, raz też nie mogłem znaleźć tego jednego przedmiotu, ale dla bystrzaków ta gra nie powinna stanowić jakiegoś większego wyzwania. Raczej. tex3

Z wad to wypadałoby wspomnieć o grafice, która jeszcze mocniej pozwala się zanurzyć w latach 90-tych, bo jej poziom jest zbliżony do pierwszego Half-Life’a, a gra jest zbudowana na Unity, a na tym przecież da się coś ładnego zrobić. Taka cena niskiego budżetu. Do minusów można też dorzucić system rozmowy. W normalnych cutscenkach mamy zawsze trzy odpowiedzi do wyboru, ale potem możemy wybrać tematy, na które możemy „pogadać”, a to wygląda tak, że klikamy każdy możliwy temat i słuchamy, nawet jeśli wiemy, że osoba, z którą rozmawiamy nie będzie mieć o zielonego pojęcia o pewnych sprawach, a robimy to dla P.I. punktów, żeby je potem wydać na ewentualne skipy zagadek. No można to było lepiej zrobić.

tex6

Jeśli lubicie przygodówki, to zapewne Tesla Effect już zdążyliście sobie ogarnąć, a jak nie to brać i grać, nie tylko dlatego, że to po prostu kawał dobrego kodu, i, że na promocji można dorwać za półdarmo (jakby co jest nawet demo)-to też niepowtarzalna podróż w przeszłość, podczas której młodzi dowiedzą się w co to grały nerdy 20 lat temu, a starzy wrócą do czasów kiedy to nie byli żonaci, dzieciaci i bezrobotni i tylko gierki im w głowach były. Drugiej takiej wycieczki nie znajdziecie. Tandeta, ale taka urocza. Więc grę szczerze polecam, a ja będę zbierał siły na wcześniejsze przygody Texa Murphy’ego. Sequel też byłby mile widziany..

seal-of-approval2

Grę dostarczyłem sobie ja

Obrazki pochodzą z materiałów prasowych

*Jeszcze w bundlu było 7th Guest i 11th Hour i jakieś inne badziewie, ale tym sobie już nie zawracałem głowy.

**A odbiłem się od pierwszego Fallouta… no może nie do końca, bo go przeszedłem, a raczej wymęczyłem, ale to bajka na inną okazję.

Dodaj komentarz



10 myśli nt. „Tesla Effect: A Tex Murphy Adventure – podróż do lat 90-tych

    1. furry

      @aryman222

      https://www.bundlestars.com/en/bundle/tex-murphy-bundle

      To było faktycznie jakiś czas temu, ale tak naprawdę warto zagrać w tylko dwie z tych gier: Pandora Directive i Under a Killing Moon. Grafika trochę straszy, warto założyć różowe nostalgia-okulary, ale grałem za młodu w UaKM, i choć nie skończyłem, to polecam. Ponoć ta nowa Tesla też jest OK, na Allegro widzę że taniej niż dobre piwo.

      Mój brat, bardziej wkręcony w przygodówki swego czasu, uważa PD i UaKM za absolutny top ten wszechczasów.

      Aha. Ostrzegam, gry były robione w latach 90 i nawet wtedy były uznawane za TRUDNE 😉

          1. aryman222

            @lemon

            Piszę to jako leszcz, który ledwie liznął tematu (a konkretnie AJE, bo w strategię, która rozgrywa się w moim ulubionym okresie historycznym, to będę grał nawet jak mnie deweloperzy biją po twarzy i majty w dół regularnie spuszczają) i cały czas walczy o pierwszą wygraną w jednym ze scenariuszy (Mithridates i wojna z Pontem + poskramianie buntowników w Hiszpanii). 30 częściowy turtorial na YT, 100 stron Manual, a wciąż dostaję po dupie. Trudność wynika z (kolejność przypadkowa):
            a ) interfejs. Nie jest niestety tak dopracowany, czytelny i prosty jak u Paradoxu, trzeba się sporo naklikać i czasem człowiek tak chce zobaczyć co się stanie po naciśnięciu “koniec tury” (wtedy rusza realizacja rozkazów, tzn. twoje jednostki przez 30 dni robią to co im kazałeś i nie masz na to żadnego wpływu), że o czymś zapomni;
            b) stopnia złożoności i wysokich kar. Wszystkie działania trzeba planować z wyprzedzeniem i uważać na kary za brak zapatrzenia, zimowa pogodę itp. Mam wrażenie, że kary są znacznie surowsze niż w grach Paradoxu. Do tego nastawienie na “symulowanie historii” wprowadza szereg utrudnień typu: dowódcy nie są domyślnie aktywni w każdej turze (o tym czy a decyduje jakieś losowanie oparte na wysokości skilla w kategorii: strateg), więc zaplanowana ofensywa może spalić na panewce, bo cipciak, który miał poprowadzić legiony okazał się zbyt leniwy by ruszyć 4 litery; albo np. kary do morale za łączenie w armii jednostek różnej narodowości.
            c) cwane AI. AI radzi sobie bardzo dobrze z kontrowaniem naszych poczynań i chyba nawet nie czituje…
            d) najtrudniejsze jest jednak to, że nie działają żadne (?) chwyty, które można z powodzeniem uskuteczniać w innych strategiach. Nie zrobisz “doomstacku”, bo cię wykończy brak zaopatrzenia. Nie rozbudujesz ekonomii przed wojną bo scenariusz zawsze zaczynasz już w jej trakcie i bardziej dbasz/uzupełniasz to co masz niż budujesz od początku. Nie zatrzymasz wroga na granicy (tzw. mielonka np. na linii rzeki) bo i tak obejdą cię, zdesantują itp. Nie dogonisz wyczerpanego wroga (jak w EU IV), żeby wykończyć go do zera (te słodkie statystyki: “zabito 112333 z 112333 żołnierzy wroga”), bo jak wróg przegrywa to ucieka w głąb swego terytorium, gdzie nie pójdziesz “na pałę”, bo zabraknie zaopatrzenia lub natkniesz się na gotowy i wypoczęty oddział wroga.
            Mam wrażenie, że AGEOD bardzo starał się, żeby jego AI (multi też zresztą jest w tej grze) nie było ogrywane przez klasyczne sztuczki graczy i nawet im to wyszło.

            NA stronie AGEODu jest demo AJE więc możesz zobaczyć z czym to się je.

Powrót do artykułu