Czołem!
Dziś na pieńku ciosamy Sundered. Metroidvania twórców “Jotuna” budzi mieszane opinie na steamie i wyleczyłem się z chęci zakupu. Chętka wróciła gdy Sundered pojawiło się w godziwej promocji a ja akurat miałem smaka na jakieś platformówkowe RPG. Jeśli w grę nie wchodzi choroba weneryczna to czasem warto zaryzykować…
Się biega, się skacze
Gra jest dość uboga w menusy. Szybko przeskakujemy do new game, bierzemy “Hard” (no raczej) i lecimy. Zaczyna się krótka sekwencja brnięcia naszego bohatera przez burzę piaskową. Trafiamy na podziemne zejście które prowadzi do olbrzymiej kaplicy w której znajdujemy artefakt zwany “trapezydronem”: będzie to nasza główna broń, nasz towarzysz i narrator całej opowieści. Okazuje się także że nasz bohater to w istocie bohaterka – ale jest to informacja kompletnie dla nas nieistotna, co mi zresztą bardzo odpowiada.
Ruszamy w dół, do ziemi. Trafiamy do podziemnej dżungli w której jednak pełno jest elementów metalowych: siatek, poręczy, także militarnej bazy. Tutaj pojawia się okazja żeby sobie wreszcie porządnie poskakać, pobiegać – ruchy i animacje postaci są piękne, płynne, zachowanie responsywne. Tak lubię. Jest obco, dziwnie, klimatycznie i … martwo. Do czasu aż pojawią się pierwsi wrogowie!
Się siecze, się zbiera
Pojawiają się stworzonka, które można trapezydronem przez łeb! I nagle wszystko ożywa, opustoszałe ruiny przestają być takie puste, ściany dosłownie żyją i wszystko wokół nagle chce Cię zabić. Początki może nie są straszne – napada mnie zgraja elektrycznych pijawek wyglądające jak żelazka. Ale szybko pojawiają się kolejne wynalazki, każde kolejne coraz bardziej obce. Spostrzeżenia co do walki:
- poza bossami nie ma walk 1 na 1. Walczysz z hordami.
- Każdy przeciwnik ma bardzo proste AI, do dyspozycji ma jeden, góra dwa ruchy. Czytelne jest to co robi, tylko że na raz możesz mieć i 20 przeciwników.
- Od walk można uciec ale nie wysypie ci się pieniążek…
- Rodzajów przeciwników jest niewiele, ale każdy jest inny. Naprawdę inny.
- Zgraje napadają Cię losowo, w różnych miejscach na mapie i w różnym składzie. Tworzy to często unikalne sytuacje, np. artyleria którą normalnie zmiótłbym w parę sekund porozstawiana jest po półkach skalnych – trzeba do każdej doskoczyć z osobna i zatłuc, podczas gdy reszta strzela…
- Walka to właściwie klepanie pojedynczego przycisku (przynajmniej na początku), ale uwierzcie mi – jest dużo niuansików.
Zginiesz – wracasz do holu głównego. Nie tracisz nic. Za nazbierane punkty możesz tu wzmocnić swoją postać. Poza tłuczeniem wrogów można też znaleźć losowo rozlokowane skrzynki z kupą esencji. A to nam pasuje bo chcemy rozwijać naszą postać. Gra się od jednej śmierci do kolejnej, po której możesz dopakować swoją protagonistkę kupując kolejne węzły drzewka umiejętności.
I tak zdarza się że wyznaczasz sobie miejsce na mapie które chcesz zwiedzić, ale po drodze trafiasz na kapliczkę która ujawnia na mapie wszystkie skrzynki esencji. Nagle Twój cel może ulec zmianie: “a może pójdę tam następnym razem, teraz będę zbierał skrzynki z esencją?”
W ogóle, jeśli o losowość chodzi – świat też jest po części losowy. Mapa pokazuje poszczególne korytarze i pokoje (to jest niezmienne) ale już zawartość, układ półek wewnątrz, rozlokowanie przeszkadzajek – to jest jest losowane po każdej śmierci. Daje to trochę świeżości, nie nauczysz się mapy na pamięć.
W ogóle wielkie brawa za oprawę – stylistyka genialnie uwypukla ciężki klimat gry. Przeciwnicy są świetnie zaprojektowani, tła świetne, oprawa dźwiękowa komplementuje to co widać. Walka z bossem i oczekujesz bębnów, riffów itp? Nic podobnego. Dostaniesz wolne, płaczące skrzypce. Kurna, świetne. A animacja śmierci głównej bohaterki jest kompletnie w cyc, genialna, piękna, z przyjemnością na nią patrzę za każdym razem i na sam widok aż mnie w krzyżu łamie.
Się gra, się ma
Rozwój postaci jest prosty jak drut – jest zakręcone drzewko umiejętności, kolejne gałęzie odblokowują się w miarę postępu fabularnego. Świat jest względnie otwarty i docierasz w miejsca w których momentalnie dostajesz bęcki – i tutaj pojawiają się strasznie fajne uczucia:
- bezradności (bo nie daję sobie z nimi rady)
- przytłoczenia – jak przywali Cię góra dziwnych macek a z daleka jeszcze coś do nas strzela…
- żądza władzy – naprawdę chcę się dopakować, zdobyć nowe skille i zmieść to ścierwo
I naprawdę masz to poczucie! Nie wspominając już o pewnym wyborze fabularnym: po pokonaniu bossów zdobywasz odłamki mocy. Możesz albo przyjąć moc i zdobyć nowe unikalne ulepszenie albo odłamek zniszczyć i odblokować gałęzie drzewka umiejętności. Fajne, fajne, fajne!!
Wszystko to zgrywa się z fabułą oscylującą wokół pewnego zderzenia starożytnych cywilzacji. Naprawdę zacny klimat! Wspomniana wcześniej gadająca broń szepcze w jakimś dziwnym języku, jakby opętany Makłowicz recytował przepis na gulasz po węgiersku… Genialne!
Nie ma macek bez ssawek
Ani róży bez kolców. Gra ma parę wad, ale doprawdy poślednich. Walka z hordami może nie każdemu odpowiadać. Bieganie do bossa za każdym razem bywa nużące. A no i jeszcze problem z poziomem trudności: gram na hardzie i tak sobie myślę że wyższy stopień trudności sprowadza się po prostu do twardszych wrogów i tyle. A to znaczy że żeby z nimi sobie poradzić nie zaczniesz grać duzo lepiej czy skuteczniej, nie znajdziesz specjalnych taktyk – po prostu musisz sfarmić więcej esencji, bardziej się dopakować żeby mieć więcej siły, życia itp. Zwykły stat-check. Sam nie mam co narzekać, ale tak sobie myślę że większą przyjemnością byłoby jednak granie na normalu.
I to chyba tyle! Jeśli ktoś szuka ciekawej metroidvanii i nie przeszkadzają mu klimaty “nie z tego świata” – gorąco polecam. Ocena na steamie jest w mojej opinii nieporozumieniem, zdecydowanie zbyt surowa. Jeśli czujesz że chcesz spróbować zagrać to jak najbardziej powinieneś.
Tak z ciekawości.. gdzieście teraz wszyscy poszli czytać? Rozumiem, że gikzownia już zamknięta na kłódkę.
@Stah-o
http://www.discord.gg/nitek : )
@Nitek
…a tam się czyta czy gada do sitka ?
@Stah-o
co tam chcesz, panie złoty : )