STRAFE – kupa mięcha

Nitek dnia 9 maja, 2017 o 16:03    3 

Pamiętacie ten zjawiskowy zwiastun, którym Strafe swojego czasu (przeszło dwa lata temu) zawojował internet, a przede wszystkim, swojego Kickstartera? Dodajcie do tego późniejsze przygarnięcie tematu przez włodarzy z Devolver Digital i wyjdzie wam, że warto na temat co najmniej spojrzeć.

Okazuje się, że to jeden z najbardziej trafnych zwiastunów jakie przyszło oglądać nam w ostatnim czasie, bo w wielkim skrócie STRAFE potrafi wypalić twarz.

Po kolei jednak. Weźcie pierwszego Quake’a, podnieście mu rozdzielczość i dodajcie szczyptę proceduralnej generacji rodem z mistrzów rogalowych szaleństw jak choćby Spelunky czy inne Gungeony, tempem rozgrywki Dooma 2, czy nawet ostatniego, o dynamizmie starć wyciągniętymi z Bunker Punks, Ziggurat czy Desync, umoczone w osoczu wyciąganym równie sprawnie co w rodzimym Butcher, stanie przed wami STRAFE. Low poly, roguelike, PRO CE DU RAL NIE generowany, gęsty shooter, napędzany krwią niewiernych i żelastwem skorumpowanych.

Jest nawet tło fabularne, ba! Całość zaś podzielona jest na 4 światy, z czego każdy składa się na pięć plansz, co oznacza, że drenaż życiodajnych płynów odbywa się na dwudziestu planszach. Możecie je obskoczyć od kopa, na strzała, możecie odblokować teleporty, by zaczynać poszczególne światy, a nie od nowa. Standard. A wcielać się przyjdzie w złomiarza, którego walające się kawałki zbieramy, by upłynnić je czy to u sprzedawców, gdzie można też kupić permanentne ulepszenia (np. zwiększenie prędkości poruaszania się – tylko co 2 lvl.) czy przerobiwszy go na amunicję bądź pancerz w magazynkach na jakie traficie podczas uprawiania wygrzewu.

strafe1Są oczywiście i inne modyfikatory jak tabletki zwiększające prędkość czy modyfikacje naszej pukawy. Pukawy, bo biegamy zawsze tylko z jedną bronią o dużym zasobniku na amunicje. Wybór ograniczony jest do strzelby, karabinu i railguna, także teoretycznie dla każdego coś miłego. Wybór jest ważny, przeciwników setki, polecam shotgun ze strzałem odłamkowym w alternatywie. Zrywa twarz przy samych stopach. Dosłownie. Do tego podczas biegu można znaleźć też inne środki redukcji szeregów przeciwnika. Karabiny, RPG, magnumy czy miotacze pił.Jest zabawowo i pewnie jeszcze z pół tuzina giwer czeka na odkrycie, ale wiecie jak jest z losowo generowanymi rzeczami. Ni cholery nie wiadomo, kiedy widzieliście już wszystko.

Inaczej wygląda sprawa z pomieszczeniami, bo te lubią się powtórzyć, ale nuda z tego względu wam nie grozi, nie. Wspominałem, że przeciwników ilości są znaczne? Są. A jak radośnie rozpryskują się po okolicy, ło panie drogi. Strafe poszedł ze swoją proceduralną generacją daleko, oferując realistycznie siurkającą wszędzie hemoglobinę. I nic tu nie znika, a przeciwnik zalega w każdym kącie i radość jest, a staropolskie przysłowie po trupach do celu nigdy nie było bardziej celne. Samo strzelanie jest tu FEST miodne i jest celem samym w sobie, bo sama podróż do wyjścia jest tylko środkiem służącym do wyzwolenia tego miodku, który z przyjemnością się sączy.

strafe2Tym bardziej w uszy kole jeden utwór na jeden poziom zabawy. To oznacza, że skądinąd świetny soundtrack mocno się zapętla. Sam charakter zabawy i permdeathu, który odsyła nas na początek generuje sytuacje, w której po raz enty słuchamy tego samego utworu na całej planszy. Szkoda, że nie dorzucono większej ilości utworów, albo jakoś zręcznie ich nie wymieszano, bo jasne, muzyka jest fajowa, ale jak zaczniecie w ciągu kilkunastu minut pierwszy poziom już tak różowo nie jest. Nie znajdziecie tu też rozwoju postaci, którą prowadzicie, co najwyżej dźwignięcie się waszego skilla. Jest dość klasycznie, także w kwestii apteczek, których jest jak na lekarstwo haha, co akurat jest in plus. Śrubuje to poziom trudności mocno. Ale jak po tych godzinach będziesz się ruszać! Flow walki, człeniu, zrywa laczki, ale przy tym trzeba być ostrożnym, bo przybiwszy piątkę kostusze wita nas poziom pierwszy.

Czasem tę prędkość wytraca lekki nieogar po stronie wygenerowanych pomieszczeń i na samym początku łatwo się pogubić. Przykłada się do tego nieczytelność miejscówek przez co łatwo przegapić windy. Ba! Raz kluczyłem po loszku w poszukiwaniu dalszej drogi, kiedy okazało się, że jedno pomieszczenie przeorane filarami było de facto jedną wielką windą. Kwestia przyzwyczajenia, ale mało czytelna mapka dokłada swoje.

Oprawa graficzna Strafe’a to inna para kaloszy. Mocne low poly nie będzie ucztą wizualną dla każdego. Projekty atakujących nas ghouli, którzy lubią okładać nas rurami, czy innymi podłużnymi przedmiotami przypominają twory żywcem wyciągnięte z quake’a. Nie szkodzi. Ułatwia to odesłanie ich skąd przyszli, do roku 1996. Strafe posiada tez najlepszą opcją graficzną ever, a mowa oczywiście o filtrze defraudującym wszelkie wodotryski i puszczającym grę w prawilnym 160p. Jazda bez trzymanki dla ludzi wchłaniających nostalgię z poranną kawą. Plejadę fajnych rzeczy zasilają także sekrety, choć ciężko je wyszperać, ale jak już traficie, gra zamienia się w Devil Daggers chociażby, dosłownie. Kewl.

strafe3A tutorial wystylizowany na gogle VR z lat dziewięćdziesiątych, przerywany scenkami filmowymi, gdzie co rusz mikrofon opada na panią spikerkę? Też jest i jest fantastyczny. Hackerman oglądałby.

Mógłbym tak długo, a tak serio wystarczy sprowadzić Strafe do kilku prostych słów. To symulator smarowania wszystkiego czerwonym dżemorem, gdzie po chwyceniu odpowiednich narzędzi, siadasz przed płótnem i jedziesz z tematem z uśmiechem na twarzy łachotanym przez ogólny wygrzew realizowany na ekranie. Nie ma tu może rewolucji, strzelanek w podobnych barwach jest ostatnio całkiem sporo, ale nie szkodzi. Devolver znowu wyłożył ze swojego portfolio coś wybornego.

Grane dzięki wydawcy.

STRAFE możecie kupić m.in. na GOG.com, gdzie przy użyciu poniższego linku część ceny odkłada trochę pesos na zimne dla mnie.

Dodaj komentarz



3 myśli nt. „STRAFE – kupa mięcha

Powrót do artykułu