Jeśli zastanawialiście się jak będzie wyglądać kolejny projekt twórców Prison Architecta i innych na wskroś miodnych tytułów jak Uplink czy Defcon, nie musicie więcej czekać. Scanner Sombre.
Oto przed wami symulator chodzenia jak żaden inny. Nie tyle, że pozbawiono go elementów chodzenia, ale całość ubrano w szaty kropek rzucanych przez skaner na okoliczne formacje skalne. Coś jak wizualizacja echolokacji, gdzie grający wciela się w grotołaza, do którego dyspozycji oddano gogle VR i owy skaner. Ot, grasz niemalże w grę w grze i jednocześnie łazisz po jaskiniach niczym z Zejścia. I jest klimat, a obrazy wychodzą z tego przepiękne.
Symulator chodzenia nie byłby sobą, gdyby nie zawierał gdzieś w tle przewijającej się historii. Ta jest dość ciekawa, choć w przypadku Scanner Sombre samo skanowanie i piękne landszafty uzyskane przy użyciu palety RGB ciągnęły mnie do przodu. Historia trochę mniej, choć nie można odmówić jej klimatu, a także tego, że kończy się w momencie kiedy się rozkręca na dobre.
Ciężko opowiedzieć coś więcej, jeśli chodzi o przekazywaną opowiastkę, bo Sombre potrafi zaskoczyć. Niestety wprowadzane mechaniki nie są zbyt mocno eksploatowane, a momenty, kiedy twórcy wychodzą poza ramy sim chodzonki, są bardzo krótkie. Niestety nie oznacza to, że wlepili tu jakieś spektakularne łamigłówki. Pewnie, jest może jeden czy dwa momenty, kiedy trzeba coś pokombinować, ale nie jest to coś, co spędzałoby sen z powiek i właściwie całość Scanner Sombre jest do łyknięcia na raz. W godzinę i pół. Jak każdy inny sim tego typu, niestety, bo zabawa w kropki wciąga.
W trakcie tułaczki w ciemnościach odnajdujemy też elementy ulepszające skaner. Zwiększają promień wystrzeliwanych promieni, a co za tym idzie, także kropek, jego rozdzielczość czy strzał serią ciągłą, generującą chyba najładniejsze widoczki. Same kropy przylepiają się do obiektów zgodnie z kątem padania, co powoduje, że niejednokrotnie kopara opada na kolana, a ekran zdobią malowidła, niczym z książeczek lat dziewięćdziesiątych, gdzie trzeba było strzelić na chwilę zezem, by zobaczyć nań ukryte obrazy. A potem jest jeszcze bardziej magicznie, kiedy postać jest w ruchu i przemyka obok pół widocznych skał czy korytarzy. A jak chcielibyście popatrzeć, można odpalić mapkę, która złożona jest ze wszystkich kropek, 1:1, jakie zostawiliście po sobie podczas wędrówki. Bez kaszelku wydajnościowego. Grubo.
I to właściwie tyle. Scanner Sombre historią być może nie zażre, ale samo kropkowanie, iście relaksujące. Zdecydowanie za krótkie.
Scanner Sombre możecie kupić m.in. na GOG.com, gdzie przy użyciu poniższego linku część ceny odkłada trochę pesos na zimne dla mnie.