Nieświeże. Ha! Wręcz zleżałe! Czekało półtora roku na mojej steamowej wishliście, czyli od daty premiery (jesień 2013). Opinie w większości pozytywne, w sekcji recenzji spora obcinka, cena niezmienne 15€ i brak promocji. Nie zachęca. Za to zrzuty ekranu paluszki lizać – obiecujące wartką dwuwymiarową akcję w stylu beat’em up, wysmakowaną grafikę, klimacik tak dalekowschodni, że aż pachnie kurczakiem pięć smaków.
Wtem! Cena z 14,99€ spadła do 0,99€. Taki upust bez promocji sugeruje grę kompletnie do dupy, której nikt nie chciał kupić, ale skoro tak czekałem… Kupiłem, znaczy nabyłem. Drogą kupna. 1,5GB zassane, odpalamy. Zobaczmy na co przehulałem grubą walutę.
Menu proste: new game, continue, jakieś odtwarzanie filmików i podstawowe ustawienia. Muzyka w tle z lekka śmierdzi chińską bajką, ale co tam. Szybkie ustawienia klawiatury, fullscreen, jedziemy. Poziom trudności? Najwyższego nie da się włączyć od razu więc biorę hard.
Oprawa
Od strony technicznej można się czepiać. Nie ma pełnego HD więc sprite’y są rozciągane na ekranie. Animacje też z lekka dają ciała – każdy ruch ma parę fajnych klatek animacji, ale wszystko to idzie poklatkowo, jak w słynnych Kasztaniakach.
Tyle krytyki, bo od strony artystycznej czyste koniobijstwo. Stylizacja graficzna tej gry jest wprost doskonała! Motywy tradycyjnych chińskich malowideł połączonych z mangą zrobiły na mnie wielkie wrażenie. Tła to m.in. opuszczone wioski z zapadającymi się chatami, świątynie pełne zwojów i rzeźb. Scenografie jak i same postacie są wyprane z kolorów, wręcz czarno białe, za to wszelkie uderzenia, rozbłyski, krzesane iskry i strugi krwi dają po oczach żywymi kolorami. Zabieg ten, choć nie jest niczym nowym, wykorzystany został znakomicie i daje klimatyczny efekt. Akcja w odpowiednich momentach zwalnia (jak fest pieprzniesz, na ogół), wszystko pracuje na klimat bardzo fajnego anime. Skojarzenia z Ninja Scroll na miejscu.
Dźwięki szlachtowania bardzo dobre, nie męczą i nie atakują za bardzo uszu. Muzyczka w menu zdawała się być obciachowa, w grze jest lepiej. W czasie marszu przed siebie po planszy słyszymy leniwe granie fletu, w czasie walki z bossem muzyka stosownie przyspiesza.
Fabuła
Ha ha. Śmiejcie się, a fabuła jest i jest nawet fajnie prowadzona 🙂 Historia opowiada o losach dwóch bohaterów próbujących odkryć sekret nawiedzonego statku – mirażu przynoszącego choroby i klęskę. Wraz z postępem fabuły poznajesz świat, opowieść jest zaskakująco żywa. Można oczywiście lecieć i kosić przeciwników jak zboże a w czasie dialogów używać Escape, ale jak chcesz się troszkę zanurzyć… to jest w czym. Natknąłem się na coś ciekawego – w górach wszedłem do ukrytej lokacji gdzie chował się jakiś najemnik za którego wyznaczona jest nagroda. Ujął mnie fakt że w ogóle można na takie smaczki trafić. Fabuła? Jest. Jak na beat’em up? Wysokie loty.
Gameplay
Eksploracja ograniczona jest do minimum, przemy ciągle w prawo (czasem w górę albo w dół), +90% gry to krojenie Bardzo Wrażych Stworów. Protagonistów jest dwóch, obaj białowłosi i z mieczami. Obaj mogą sobie skoczyć, ciąć, ciąć mocniej, jeden ma unik a drugi ładowanie KI. Mało? Wcale! Model rozgrywki jest świetny, istny Devil May Cry w 2D. Style walki bohaterów bardzo się różnią, tak jak w grze było to powiedziane: “rogue and a scholar, what a pair”. Mechanika łatwa do ogarnięcia ale rozbudowana: combosy, juggle, widmowe cięcia, spektakularne kontry. Gra nie daje odpocząć ani paluchom ani głowie, decyzje podejmujemy co sekundę i każda z tych decyzji wpływa na dalszy przebieg walki (i na pasek życia też). Trafiają się też sekreciki, lepiej i mniej ukryte.
Między poziomami gry możemy wzmocnić bohaterów – dodać nowe umiejętności, wzmocnić stare, włożyć runa w miecz. Nie robimy tego za darmo, potrzebna jest nam do tego kasa, punkty doświadczenia i relikty. Relikty wypadają losowo (!) z pojedynków w grze. Wyższy poziom trudności – większa szansa na relikt. Poziomy można ogrywać dowolną ilość razy i wybrać dowolny poziom trudności. “Grind!” – ktoś krzyknie. Nie tak prosto 🙂 Punkty zapisu są bardzo rzadkie, a na easy nic ci nie wypadnie.
Jeszcze tylko słówko o przeciwnikach: mięsa nie jest może bardzo dużo, ale każdy jest naprawdę inny. Inaczej się zachowują, inaczej ruszają. Jeden bohater radzi sobie z asasynami, drugi zbrojnych zjada na śniadanie? No to radź sobie z nimi jednocześnie, do tego niech jakaś szmata ich leczy. Ciekawie zachowuje się AI: dwóch identycznych bolków trafiam jednocześnie tym samym kombosem. Padają razem na ryj. Stoję i czekam aż wstaną, żeby wykończyć. Tymczasem jeden odtacza się w przód a drugi w tył, za moje plecy. Testowałem kilkukrotnie. Chytre lisy.
Podsumowanie
Miałem olbrzymiego farta. Raz że trafiła mi się taka perełka, dwa że w takiej cenie. Na drugi dzień sprawdziłem raz jeszcze – cena zmieniona na 9,99€ (a więc ktoś się pomylił). Trochę aż mi wstyd 🙂
Bawię się na hardzie i jak na razie po 8h mam ograne 50% gry. Plansze przechodzę ponownie i ponownie, chcę odblokować umiejętności i kroić jeszcze efektywniej – każda kolejna plansza podnosi poprzeczkę i trzeba być coraz lepszym. Zdecydowanie polecam wysoki poziom trudności. Gracze na steamie wylewają żale że ta gra to klepanie 2 przycisków. Ile z siebie dają tyle dostają…
Jeśli lubisz zręcznościowe beat’em up to warto, absolutnie! Gra rzuca wyzwanie, jest trudna, wciągająca, bardzo klimatyczna. Mimo różnic w modelu rozgrywki stawiam Rain Blood Chronicles: Mirage na równi z Shankiem. Nie ma lepszych dwuwymiarowych beat’em up na PC i basta!
Klawa recka.
Gierka wygląda smakowicie, pewnie uruchamiałbym ją w formie odstresowywacza, a wyszłoby, że się męczę. Ale kiedyś przy nadmiarze czasu (taaa…) i jakiejś dobrej promocji chętnie spróbuję.
@Tasioros
Ja też kupiłem ‘for fun’, ale wsiąkłem 🙂 Myślę że na niższym poziomie trudności można spokojnie przejść i się nie oglądać, to tylko ja ulegam podszeptom masochizmu.
A elementu złości czy frustracji nie stwierdziłem – nie wścieka mnie ta gra jakoś, bardziej ciekawi: “Kurde, tak idzie źle, to może podmienię runy i tak spróbuję”.
Ładne. Fajna recka 😉
ps. na przyszłość nie edytuj tekstu, który został wrzucony już na główną – pacnie go z powrotem do newsów 😉
@Revant
Zauważyłem po ‘edit’ że przeskoczyło ale nie zdążyłem już krzyknąć o pomoc – spieszyłem się. Przypadłości real life 🙁
Nie ma lepszych dwuwymiarowych beat’em up na PC i basta!
Castle Crashers, tak solo jak i w coopie.
EDIT Foul Play zresztą też trzyma fason.
@aihS
Rozumiem Twój punkt widzenia 🙂 Castle Crashers w coopie wymiatają absolutnie, niemniej nie ma tam takiej głębi walki – zwłaszcza że poruszamy się tam nie tylko lewo/prawo ale i góra/dół. To pseudo3D zmienia rozgrywkę i wymusza pewne uproszczenia. Co nie zmienia faktu że hot seat jest super.
@Toc85
No nie pomyślałem, że to w sumie 2.5D
Co prawda to nie PC, ale jeżeli masz jakikolwiek dostęp do x360 to polecam rzucić okiem na The Dishwasher: Dead Samurai oraz The Dishwasher: Vampire Smile. Dwa indycze beat’em upy, które mnie totalnie zniszczyły. To samo studio, Ska Studios, zrobiło jeszcze Charlie Murder – również beat’em up na x360, a teraz dłubią jakieś 2D “soulsy” na PS4 (http://www.ska-studios.com/salt/ to akurat będzie na PC kiedyś).
No i zachęciłeś. Kroniki krwawego deszczu skaczą na wishlistę, do następnej obniżki, hehe.
PS. Urastasz (ba, już urosłeś) do miana gikzowego speca od gier, których fani liczą klatki animacji. 😉
Dobra recenzja. Dzięki za cynk, może kiedyś…