Tetrobot and Co. to prawdziwa uczta! Siedziała w piekarniku długo, jesto soczysta i dobrze wypieczona. Oto przed Wami platformówka, w której rozwiązujemy zagadki logiczne, wzbogacona o fabularne tło.
Tetroboty są wszechobecne i bardzo pożyteczne, ale czasami się psują. Dlatego Maya wynalazła mniejszego koleżkę, Psychobota, żeby móc dotrzeć do wnętrza większych robotów i przywrócić je do życia. Zadanie gracza to prowadzenie mikrusa za pomocą myszki przez kolejne labirynty, kompletowanie ukrytych kości pamięci i odkrywanie historii Mayi. Dla niektórych wielbicieli platformówek taki sposób poruszania się zakrawa na świętokradztwo, bo wolą w pełni kontrolować swoje postaci. W tej grze mi to nie przeszkadza, nawet jestem zadowolona, że nie muszę martwić się o to, w jaki sposób mój Psychobot dostanie się do celu – zagadki logiczne są tu ważniejsze. Dzięki takiemu podejściu do rozgrywki pewnie szybko zobaczymy produkcję Swing Swing Submarine na urządzeniach mobilnych, co pewnie wyjdzie jej na dobre.
- Zbierami bloki…
- przełączamy dźwignię…
- i do przodu! Myszką.
Tetrobot and Co. ma swoją poprzedniczkę, Blocks That Matter. Nie grałam, ale może ktoś z Was miał przyjemność? Znajomość tej produkcji z pewnością pomaga, ale nie jest konieczna do poznania tajników najnowszej gry. Dla mnie rozwiązywanie zagadek z wykorzystaniem bloków z różnych materiałów było kompletną nowością, ale dość szybko udało mi się opanować podstawowe zasady postępowania. Najważniejsza z nich brzmi: wyjdź poza stereotypowe myślenie. Fizyka wewnątrz tetrobotów jest nieco pokręcona i nie można o tym zapominać. Z jednej strony drewniany blok pali się w zetknięciu z laserem jak w naszym świecie, ale z drugiej – przykleja się do bloku wykonanego z tego samego materiału. Za wyjątkiem glutoplazmy oczywiście, która klei się do wszystkiego 🙂
- Mały podpalacz.
- Glutowe stwory bywają pomocne.
- Psychobot rzuca tylko w poziomie..
- Dopasuj kształty.
- Wodne granice.
Metodą prób i błędów poznajemy właściwości różnych bloków, tworzymy własne np. chmury ze śniegu, i patrzymy jak reagują w określonych środowiskach. Uczymy się tych procedur, żeby zebrać ukryte fragmenty kości pamięci i naprawić wszystkie podsyłane tetroboty. Jeśli uda nam się skompletować kości na danym poziomie, to szybciej odkrywamy zdjęcia, które układają się w historię Mayi. Każdy robot to 5 regularnych plansz, natomiast na szóstej zdobywamy klucz. Nie musimy przechodzić przez wszystkie poziomy po kolei, jeśli uzbieramy odpowiednią ilość kości pamięci albo kluczy odblokowujemy paczkę z następnym robotem bądź dodatkowy poziom z panią boss. Wszystkich tetrobotów do zreprerowania jest osiem, łatwo więc policzyć, że czeka nas kilkadziesiąt plansz, od których czasem może rozboleć głowa. Serio, serio! Nie dajcie się zwieść kilku początkowym poziomom, jest coraz trudniej. Mogę się pochwalić ukończeniem tylko pierwszych dwóch robotów samodzielnie. Potem zawołałam męża, a kiedy i jego zdolności nie były w stanie mi pomóc, sięgnęłam po instruktaż w internecie. Nie lubię tego robić, ale chciałam dojść jak najdalej, żeby móc to Wam wszystko dobrze opisać. 🙂
- Wszystkie kości zebrane.
- Profile poznanych bloków na facebloxie.
Oprawa graficzna jest prosta i przyjemna dla oka, odpowiednio dopełnia opowiadaną historię. Wszystko zostało dopracowane w szczegółach, nawet rozbudowany wygląd menu. Podoba mi się to, że kiedy włączamy grę łatwo jest się w niej odnaleźć i wszystko ma swoje miejsce. Dodatkowo muzyka skomponowana przez Morusque wprowadza ciekawy klimat, relaksuje i pozwala zebrać myśli do zmagań z kolejną zagadką. To różne utwory, więc nie jesteśmy skazani na powtarzalny motyw muzyczny. Chyba że utkniemy na jakimś poziomie na dobre, oczywiście. 😉
Widać, że twórcy dbają o swoje dzieło, bo łatki wychodzą z dużą częstotliwością. Nie natknęłam się na żadne problemy, ale niektórzy gracze donoszą o problemach na steamowych forach. W galerii powyżej widzicie zakładkę community, która nie została jeszcze uruchomiona. Nie wiem, na czym ma to polegać, ale może jakoś urozmaici rozgrywkę. Dla mnie zabawa w naprawianie tetrobotów przedstawia się doskonale w obecnej formie! To przyjemne i frustrujące zarazem. Udaje nam się rozwiązać zagadkę, promieniejemy, idziemy dalej, a tu okazuje się, że trzeba było pomyśleć o wykorzystaniu mniejszej ilości bloków, albo zabrać ze sobą te z bardziej niemożliwych miejsc… Na szczęście w lewym rogu ekranu jest przycisk „cofnij”. Można też odstawić grę i wrócić do niej po pewnym czasie. Jest ogromna szansa, że i tak sięgniecie po nią ponownie, gdyż gimnastykowanie umysłu z tetrobotami szybko wchodzi w krew. Steam pokazuje 10 godzin, ale prawie drugie tyle zajęła mi gra offline. Tetrobot and Co. to świetna rozrywka, także we dwójkę, kiedy wspólnie próbujecie znaleźć rozwiązanie. Dajcie się wciągnąć lub pogrywajcie od czasu do czasu. Nie przegapcie tego wyjątkowego tytułu! 😀
Grę do recenzji dostarczył wydawca, Swing Swing Submarine.
Lewa strona obrazka tytulowego wyglada jak zoidberg 😀
Z niecierpliwością czekam aż owca zrecenzuje jakiś mięsisty shooter, na pohybel stereotypom że kobiety tylko w kolorowe indyki grają 🙂
@powazny_sam
Jakąś konkretną strzelankę masz na myśli? 🙂 Tylko sprostuję – w moim repertuarze są też strategie i symulatory. 😀