Marysia miała małą owieczkę, o runie białym jak śnieg, która chodziła za nią krok w krok. Poszła nawet do szkoły, gdzie nauczycielka wytłumaczyła pozostałym dzieciom, że przyczyną tej stałej chęci przebywania razem była miłość wzajemna dziewczynki i jej podopiecznej. Dlatego też Marysia omijałaby Flockers szerokim łukiem.
W tej grze owczy trup ściele się gęsto, zbryzgany obficie krwią w rozmaitych kolorach. Zwierzęta są krojone na kotlety, nabijane na szpikulce, a także miażdżone na mokre plamy, ewentualnie dokonują samowybuchu. Beczą przy tym rozpaczliwie, skarżąc się na swój los. To wszystko oczywiście wina gracza, który nie jest w stanie umiejętnie przeprowadzić ich przez gąszcz pułapek. Metodą prób i błędów, restartując kilkakrotnie większość z 60 poziomów, domorosły pasterz stara się doprowadzić swą trzodę do celu w stanie liczbowym odpowiadającym początkowemu. Zaraz, zaraz, ale skąd w ogóle te owce znalazły się w tak niebezpiecznym miejscu, pełnym pił, tasaków i innych narzędzi tortur?
Nie dowiedziałam się tego ani z zapowiedzi ani z filmiku na początku gry. Bo tak miało być. Och, czepiam się, powiecie. Możliwe, ale lubię poświęcać czas rozgrywce, która opowiada jakąś historię, a tutaj nie ma żadnej. Nie wiem, dlaczego stado ma się wydostać z bliżej nieokreślonej fabryki. Co prawda czasem, jako boss, wskoczy worms w diabelskiej machinie, ale to przecież jedynie nawiązanie do serii, która przyniosła Team 17 największy rozgłos.
Wydaje się, że jedynym celem jest bezpieczne przeprowadzenie trzody przez dany poziom. Tylko skąd w takim razie rozbudowany zestaw nagród wewnątrz gry – nowe rodzaje owiec do wyboru – za uśmiercanie ich na różne sposoby? Jedne wpadają niemal automatycznie, przy większych potknięciach, dla innych trzeba specjalnie poprowadzić baranki na rzeź.
Nie dziwi mnie zatem, że ta gra dozwolona jest dopiero od 16 lat. Można co prawda wyłączyć animację krwi, ale nie wiem, czy młodszym graczom zrobi to większą różnicę, przecież i tak zobaczą piłę w akcji. Trzeba mieć do tego sporo dystansu i dobrze znosić czarny humor w znacznych ilościach. Początkowo miałam wrażenie, że wytrzymam dłużej, jednak nie dałam rady skończyć tego tytułu. Ba, ledwo wytrwałam pięć godzin! Chciałam przejść do nowej lokacji, żeby zobaczyć, czy zostaną wprowadzone jakieś nowe usprawnienia bądź też uciekawienia rozgrywki. Nope.
Przez cały czas dostępne są dla nas te same zestawy narzędzi: czapki nadające możliwość skakania, pelerynki umożliwiające podlatywanie przy ścianie, tworzenie owcy-bomby, budowanie zapór bądź też schodów ze zwierząt. Bo musicie wiedzieć, że jak trzódka ruszy na początku poziomu, to nic jej zatrzyma. No, może tylko tasak albo odpowiednio ustawione członkinie stada. Możemy włączyć pauzę i obejrzeć sobie potencjalną trasę, ale czasami minimalne przesunięcie w misternej konstrukcji wystarczy, aby posłać część stada pod nóż.
Nie grałam w Lemmings, na których to wzorowali się twórcy, ale z tego, co czytałam miały one więcej funkcji i cała mechanika gry prezentowała się ciekawiej. Mam też nieodparte wrażenie, że poza początkowymi etapami, które są wprowadzeniem do gry, poziom trudności nie rośnie, przez co jest dość monotonnie. Ciągle w tych samych dekoracjach, przy jednostajnym akompaniamencie, zmagamy się z podobnymi przeciwnościami, które zaaranżowano tylko w nieco innej kolejności. Jak wspomniałam wcześniej, tło w końcu się zmienia, tylko z zapisów rozgrywki innych graczy widzę, że to wymiana jednej monotonii na inną.
Ech, widzicie, stało się. Napisałam o grze, która mi się nie podoba. Po prostu spodziewałam się w miarę przyjemnej łamigłówki z pewną dawką czarnego humoru, a nie regularnej rzeźni lub rozważania wszystkich możliwych rozwiązać na pauzie, żeby uniknąć rozlewu krwi. Jest mi przykro, kiedy patrzę na smutny los owiec, bo darzę je sympatią. Zgadzam się, że te wełniste istoty mają dość specyficzny instynkt stadny i pakują się często nie tam, gdzie trzeba, ale wolę oglądać ich przygody w takim wariancie:
O ile na animację studia Aardman do kina zapraszam, bo zapowiada się ciekawy (niemy!) eksperyment, to produkcji Team 17 nie mogę Wam polecić. Możecie oczywiście spróbować na przekór, ciekawa jestem wtedy Waszych opinii. Poczekajcie jednak do wyprzedaży, albo Humble Bundle, albo złapcie gratisy gazetowe.
Grę dostarczył wydawca, obrazki są z mojej drogi przez mękę, a czarny owiec z blogaska matematycznego przerobiony został.
Czekałem na ogłoszenie od Owcy o pełnym metrażu przygód i się doczekał, co prawda na marginesie, ale zawsze 🙂
@urt_sth
Myślałam, że wszyscy wiedzą, bo ciągle ktoś mi podsyłał linki. 🙂
Ah lemingi co to była za gra… Jedyna której w “tamtych” czasach miałem oryginał i to na dyskietce 1,44 … bo dostałem w pudełku z Sound Blasterem :p Pierwsza część dla ścisłości.
Szkoda że owieczki nie dają rady bo duchowego poprzednika wspominam bardzo dobrze.
Ja dla Team 17 mam wyłącznie środkowy palec do pokazania. Panowie odpierdalają (za przeproszeniem oczywiście) totalną manianę: nowy Superfrog ssie, nowe Alien Breedy spokojnie mogą kandydować do miana najgorszych gier dekady, Wormsy to odrzewane kotlety, ciągle na tym samym oleju, bez krztyny pomysłowości. Itd.. Wszystko robione po kosztach, najmniejszym nakładem pracy i pomysłów. Dlatego dziwiłem się widząc pozytywne nastawienie graczy do przedpremierowych wzmianek o tej grze. Team 17 skończył wiele lat temu (mniej więcej jak standardem stawało się 3d), jadą ciągle na niegdysiejszej rewelacyjnej opinii, i próbują nabierać naiwnych ludzi. Sam dałem się złapać: “Team 17? Alien Breed? TO MUSI BYĆ FAJNE!!11one”… aha, takiego wała! A ja kupiłem od razu wszystkie 3 części…
Kiedyś (szczególnie w czasach Amigi) logo Team17 było absolutną gwarancją zajebistości z domieszką oryginalności. Dzisiaj to gwarancja wtórności, kiepskiej grafiki i szeroko rozumianej lipy.
PS. a lemmingi to męczyłem do porzygu. Najlepiej wspominam bodaj ‘dwójkę’ gdzie mieliśmy mapę, podzieloną ‘jak pizza’ i można było wybrać kampanię spośród naprawdę wielu, gdzie każda miała swoją własną stylistykę graficzną, muzykę a umiejętności do rozdania było od groma, albo i więcej. W tym mnóstwo naprawdę pomysłowych i odjechanych. Ale świetnych lemmingów było więcej: oryginał, Oh No! More Lemmings, jakaś taka świąteczna edycja… No ale to był Psygnosis a nie Team 17.
@thewhitestar
Wczoraj odpaliłem wynalazek pt Worms Battlegrounds (dali za darmo na Xbox One) i szczerze mówiąc Worms i Worms 2 to nadal niedoścignione ideały 🙁
Dzięki i… szkoda…