Odin Sphere Leifthrasir – recenzja

Nitek dnia 11 lipca, 2016 o 11:07    7 

Wtem, nawet nie wiesz, że grałbyś w remaster, bo nie znasz oryginału i nagle, ni z tego ni z owego, bez większego bang, oto jest. Odświeżona wersja, której nie potrzebowałem, ale jak się okazało, chciałem.

Pierwowzór Odin Sphere datowany jest na rok 2007, wydany tylko i wyłącznie na Playstation 2 przez Atlusa. To wiele tłumaczy, bo skoro kalendarz wskazywał na owy rok oznaczało to tyle, że rok poprzedni oznaczał datę upadku mojej Czarnulki z telewizora i nieodwracalne pękniecie soczewki lasera, a co za tym idzie, nigdy nie dane było mi w tę konkretną grę zagrać. Ani FInal fantasy XII, kurde. A jRPGI lubiłem, choć dawkuje je sobie ostrożnie, bo lubią wciągnąć, jak niedawno przeorane przeze mnie Legend of Heroes. Nie inaczej jest w przypadku Odin Sphere Leifthrasir. i może będzie w przypadku FF XII, bo za rok odsmażają kotlet.

Na całość składa się pięć historii orbitujących wokół wątku głównego pełnym intryg, miłości i konfliktów. Wszystko utrzymane w konwencji baśniowej, a co za tym idzie, jest momentami dośc schematycznie, a fabuła nie obfituje w jakieś niesamowite twisty świdrujące mózg i nie dające spać po nocach. Nie, ale to nie oznaczy, że wybór jest to kiepski. Nie, bo pasuje do dalszej formy zabawy, którą spokojnie można przyrównać do niejednego brawlera i wygrzewu na arenach, których jest dość sporo. No, powiedzmy, że to pięć ksiąg, huehue.

Odin Sphere Leifthrasir_20160218171846

Pięć opowieści to pięć postaci jakimi przyjdzie nam kierować. Jest Gwendolyn, przecinająca powietrze walkiria operująca włócznią ociekającą mocą. Oswald obsługuje mieć namaszczony siłą demonów samemu wchodząc w tryb berserka, w którym to jest w stanie położyć smoki pokaźnych rozmiarów. Mercedes zaś to elfia księżniczka, która obsługuje kusze fruwając po arenach i orając wszystkich z góry. Jest jeszcze Cornelius, książę na którego rzucono klątwę, operujący mieczem o niechlubnej historii, no i Velvet, urokliwy czerwony kapturek, powiedzmy. Wachlarz indywiduum jest dość pokaźny, a pikanterii dodaje fakt, że choć walki przebiegają z podobną manierą i często w tych samych miejscówkach, tak każdą z postaci gra się zupełnie odmiennie.

U Oswalda konieczne jest gromkie okładanie przeciwników, by naładować pasek odpalający tryb rzeźnika, podczas gdy Mercedes faktycznie strzela z kuszy ogniem ciągłym, ale musi nią co jakiś czas przeładować, a dzieje się to tylko wtedy, kiedy zdejmie palec ze spustu i chwile odsapnie. I mimo, że lata, w przestworzach przeładować się nie da. Wprowadza to na tyle różnorodności, że dla każdej historii składającej się na pięć rozdziałów per postać oraz prolog i epilog, trwającej około dziesięć godzin, nijak wepchnąć tu nudę. Bo system walki jest przejrzysty i wygląda wszystko bajecznie. Do dyspozycji co prawda mamy skromny jeden kombos wyprowadzany naduszając cztery razy jeden guzik, ale są także szlagi sprzedawany przez trzymacie przycisku ataku i wychylanie gały w odpowiednich kierunkach przez co walka niejednokrotnie ma flow porywisty jak prądy Amazonki, a na ekranie dzieje się tyle, że czasem ciężko się połapać.

odinsphere2

Opowiastki dla każdej postaci zaczynają się w różnym miejscu, dziwnym nie jest, ale już dalsze rozwinięcie wątków niejednokrotnie przebiega przez te same miejsca na mapie świata. To znaczy dzieją się w tych samych okolicznościach przyrody, lesie, miasteczku czy wielkim zamczysku, ale same lokacje różnią się od siebie. Deja vu co prawda jest czasem mocne, ale zupełnie to nie przeszkadza, bo wszystkie miejsca są tłem dla bitek na nich się rozgrywających. Nie ma tu platform do obskakania, nic z tych rzeczy. To wielkie przestrzenie, na których dużo się dzieje i rzadko kiedy jest moment, by coś dokładnie pooglądać. No, po skończonej walce, ewentualnie, choć to szlus do wyjścia zazwyczaj. Zastosowano tu całkiem fajny patent nawigacji, bo na mapce zdarzają się miejsca naciągnięte na okrąg o wielu odnogach, więc do obejrzenia i splądrowania jest dość dużo miejscówek. Czasem dochodzą też sekrety i zależności do rozkminienia jak choćby użyteczność odpowiednich czarów w konkretnych miejscach, a podczas wycieczek nie raz natkniecie się na pokoje z wyzwaniami, którymi zazwyczaj są pojedynki z szefostwem w wielokrotnej ilości występowania. Są także mniejsi bossowie i ci konkretnych rozmiarów. Wielofazowi, ze zmiennymi atakami, otocznie pomagierami. To co się wtedy dzieje na ekranie przypomina świętowanie Dnia Niepodległości, tyle tam rzeczy w jednym momencie! Dodatkowo historie przeplatają się wzajemnie przybliżając nam piątkę bohaterów z różnych perspektyw. Samych scenek nie jest tu zbyt wiele, zadziwiająco mało jak na produkcję z gatunku, więc spokojne Wasze poczochrane, od nadmiaru informacji nic Was nie rozboli, a i więcej czasu dzięki temu spędza się na oraniu właściwym, niż czytaniu.osl_72015_005

Odin Sphere nie stawia zbyt dużego nacisku na eksplorację, co powinno zadowolić malkontentów wycieczek w najodleglejsze kąty świata. Mapki są za to na tyle rozbudowane, że przejście całości zajmuje minimum godzinę, stąd te wykręcone czasy zabawy w jednym rozdziale historii, które kończą się mniej więcej około 50 poziomu naszych postaci. Mniej więcej, bo nie grindowałem, gdyż nie czułem takiej potrzeby. jasne, można, ale niespecjalnie poczuwałem się do tego. Zresztą sam system nie honoruje grindu na mobach per se, bo poziomy dźwigane są w dużej mierze przez pożywienie jakie przyjdzie Wam spożywać podczas przygód. A jest tego trochę. W kawiarenkach za opłatą możecie kupić potrawy dające boosta do ilości punktów zdrowia, ale też pokaźnych liczb punktów doświadczenia. Kolejny poziom to windowanie statystyk rzecz jasna. Kiedy jednak nie ma restauracji w pobliżu, dzięki możliwości sadzenia nasionek, można wyhodować i wypielić swój własny ogródek za pomocą phozonów, zbieranych kryształów, ekwiwalentów doświadczenia. Wic polega na tym, że phozonami leveluje się także zdolności z drzewka skilli naszych bohaterów, a tam jest cała paleta skilli ofensywnych, jak i pasywnych, które odblokowujemy w trakcie rozgrywki właściwej wypełniając jakieś wyzwania, bądź pchając fabułę do przodu. I chociaż miałem postacie na poziomach pięćdziesiątych, sporo rzeczy do zboostowania mi jeszcze zostało. Tylko bez sensu, bo bez skalowania odwiedziny tych samych miejscówek wydawały mi się bez sensu, acz jeśli ktoś lubi to proszę.odin-sphere-leifthrasir-ps-vita-screenshots-20160110-001

W miejsce magii użytkowej upchnięto tu potiony wszelkiej maści, które są wspólne dla wszystkich bohaterów, więc taktyki można obrać podobne i nie trzeba wszystkiego się uczyć wraz z przeskokiem do kolejnego herosa, bo kolejnych załogantów odblokowuje się dopiero po zakończeniu historii poprzednika. Nie ma rotacji person. Wspomniane potki wypadają z przeciwników i są główną częścią lootu. Poza wspomnianymi owockami. W ich palecie znaleźć można ognie, tornada, ogłuszacze, antidota, wszystko co zazwyczaj było w czarach, ale tu występuje w formie skończonej, więc należy odpowiednio mieszać ze sobą wyprowadzane kombosy, jak i zarzucanie przeciwnika magicznym badziewiem. Same potki są różnej mocy, co przekłada się na zwiększone obrażeń z tego tytułu wynikające czy liczbę odnawianych punktów hp. Odnawiane punkty hp, tylko z potków. To straszne jak obecne czasy przyzwyczaiły mnie do czasowego odnawiania zdrowia i jak wiele razy podczas moich lekko pięćdziesięciu godzin już z Odin Sphere, poległem z własnego gapiostwa. Zastosowany system sprawdza się tu należycie.

Wygląda to przy tym pięknie, bo już wcześniejsza wersja oczy pieściła. Skąd wiem? Takowa jest dostarczona wraz z Leifthrasir i każdy może zachłysnąć się klasyką. Wygląda niekiepsko, ale największym wyróżnikiem jest stary system walki, który wydaje mi się ciekawszy od wersji odświeżonej. Niczym w Soulsach, postacie mają punktu wytrzymałości ala staminę, która schodzi wraz z wygibasami na ekranie, a osiągając zero wprowadza staggering i lekkie ogłuszenie przez co jesteśmy przez chwilę wystawieni na razy przeciwników. Eliminuje to ciągłe naparzanie po ataku jak ma to miejsce w remasterze i podnosi poprzeczkę poziomu trudności znacznie. Bo remaster na hardzie taki hardy znowuż nie jest, skoro tylko okazyjnie mam problem z pokonaniem co gorszego łajdactwa. Kara za fail? Powrót do komnaty wcześniej jak gdyby nigdy nic. Szkoda, że nie pozostawiono opcji wyboru systemu walki w remasterze, by można było grac ze starymi ustawieniami. Dorzuciłoby to szczyptę pikanterii, a tak, wyzwanie jest odrobinę mniej ciekawe. Odmienne jest także pakowanie w uzbrojenie i postać, ale dzięki temu otrzymujemy właściwie dwie gry w cenie jednej. Dźwiękowo obie wersje są zbliżone, acz nie za wiele rzec mogę o samym dubbingu. Nie angielskim, bo bawię się świetnie przy głosach japońskich. Skoro można to czemu nie.odin-sphere-leifthrasir-velvet-action-trailer-ps-vita-ps3-ps4-2

Odin Sphere Leifharsir wzięło mnie z zaskoczenia. Ani tematu specjalnie nie wyglądałem, ani się nim nie interesowałem. Tymczasem dostałem wiele godzin świetnej zabawy w stylu za którym skrycie tęskniłem od czasów świetności jRPG, które dopiero teraz majaczą na horyzoncie, jednocześnie pęczniejąc w bibliotece Steamowej. Akurat ten dostępny jest tylko na PS3, PS4 i PS Vitę, ale nie w opcji cross buy, oferując tylko cross save’y działające między platformami, ale do tego potrzeba egzemplarza dla każdego z urządzeń. Pięćdziesiąt godzin od włączenia, nadal bawię się świetnie i jeszcze trochę mi zostało. Wyborny temat milordzie.

Na PSN dostępne jest demko, co za łotry wydają w 2016 demo.

Podesłał wydawca. Ogrywane na PS4

emma_triple_yes

Tak, najbardziej przypadła mi do gustu Velvet.

Dodaj komentarz



7 myśli nt. „Odin Sphere Leifthrasir – recenzja

      1. lemon

        @Nitek

        Od czasów PS2 było zatrzęsienie jRPG. Większość omijam z powodu stylu graficznego (postacie mają wygląd słodkich dzieciaczków). Nie wiem, ile przegapiłeś – zależy jak intensywnie w nie grałeś. Seria Tales of…? Resonance of Fate (podobno cholernie trudne, takie jRPG-owe Soulsy)? I multum innych.

  1. thewhitestar

    Właśnie nabyłem takie ustrojstwo co się ps vitą* zwie, więc zapamiętam, i ogram w przyszłym tysiącleciu gdy cena będzie znośna. Bo z recki i filmiku wygląda super miodnie. Nawet pomimo mojej alergii względem chińskich bajek 😉

    *Mam nadzieję że nie wywalilem kupę kasy na jakis syf… czysta zeta za kartę pamięci 32giga!? Sony, prośba…

      1. thewhitestar

        @aihS

        Noo… właśnie stąd te moje wątpliwości w gwiazdce. Ale zbyt wielkiego wyboru w przenośnych konsolkach to przyznasz że nie miałem ;).
        A poza tym grą nr 1 która będzie przeze mnie katowana jest Football Manager, w którego na piecu mam rozegrane… no licząc od ponad dekady (bo tyle już gram) to pewnie ponad 10k* godzin. Także myślę że jak nie będę miał w co grać to i tak będę miał w co grać;)
        A poza tym na start nakupiłem dokładnie 13 gier i tylko FF9 i FF Tactics są chińszczyzną, a jest jeszcze całkiem sporo indyków do wyhaczenia. Robiąc rozeznanie słyszałem iż podobnoż Słony obrało ten właśnie ten kierunek i następne indyki mają wychodzić prawie jak na steamie. A dobry indyk nie jest zły!

        Edyt
        *Niee… źle policzylem. Ponad 5k, ale to i tak dużo 😉

Powrót do artykułu