O Koniu, co Destiny nie chciał

Nitek dnia 12 września, 2014 o 10:41    118 

Moim przeznaczeniem okazuje się rozstanie. Co dziwne jest, bo do Destiny podszedłem bez żadnych uprzedzeń, oczekiwań, hajpu, ale za to z zimnym i dobrym humorem. Jakże kurwa jestem zawiedziony.

To notka, recenzja, miejsce na Twój spam, mam to gdzieś.

Nie wiem o co chodzi w Destiny. Przez pół gry biegam jakąś babą w armorze, strzelając do watahy respiących się nieskończenie przeciwników. Ci pochodzą z dwóch, albo trzech nawet, frakcji, po jakieś trzy rodzaje standardowych przydupasów i czasami jakimś większym koksem, któremu ewidentni ktoś ciśnienie dźwignął podbierając resztki suple. Mięso armatnie nierzadko różni się między sobą kolorem odzianych fatałaszków oraz oczywiście poziomem postaci jaki sobą reprezentują. Przeca Destiny to hybryda MMO z, pożal się boże, trybem dla singli w którym rozgrywki graczy przenikają się. to jest fajne, podobało mi się kiedy biegając po smutnych jak pizda mapach natrafiałem na innych polaczków z którymi mogłem szabrować okoliczne miejscówki bez konieczności formowania drużyny. fajny patent, ale kiedy raz zdecydowałem się w połowie misji z kimś się sprzymierzyć, zaczynaliśmy od początku. Eeeee.

Nie wierzcie obrazkom, w rzeczywistości gra wygląda jak kupa

Nie wierzcie obrazkom, w rzeczywistości gra wygląda jak kupa

Same misje to nic innego jak prosty schemat. Ciągnąc fabułkę o nas, kosmicznych karkach lejących wszystko, co podbiegnie pod lufę krzycząc please, no! zmierzymy się z jednym typem wyzwania. Ot, mając do dyspozycji mapkę Ziemi, znajdziemy na niej kilka aktywnych misji symbolizujących kolejne misje. Trzeba przeczekać minutowe loadingi z czasów Amigi z 1MB, wybrać punkt docelowy, doładować gry jeszcze trochę i rzucić się w wir porywających zdarzeń. tylko, że one nie są porywające. Wszystkie misje, i pisząc to na serio mam na myśli wszystkie, odbywają się według jednego, monotonnego, prymitywnego schematu. Z punktu A zmierzamy do punktu B, po iluzorycznie otwartym świecie. Iluzorycznie, bo spróbuj tylko skoczyć na marsjańską wydmę, a odbijesz się od niewidzialnej ściany, które towarzyszą nam na każdym kroku, oferując podróże po dolinach U kształtnych, bez możliwości pójścia tam, gdzie oczy niosą. Bardzo dobrze, bo nawet jeśli znajdziecie jakąś jaskinie, ta i tak będzie pusta. Zupełnie jakby jakiś narwany designer ją tam umieścił, po czym dostał po łapach linijką za zbytnie komplikowanie lokacji.

Mamy zatem punkt startu, mamy punkt końca, między nimi checkpointy. Podróż przypomina trochę rozmemłanego kota na A4, który ciągnie się od Katowic do zjazdu na Opole. Gdzieś na trasie natkniemy się na grupki wrogów, których można zaczepić. Można, ale nie trzeba, wystarczy przebiec. Co jak nie odpuszczą i pobiegną za nami? Odpuszczą. Wszyscy przeciwniki gonią nas do określonego punktu po czym wracają na swoje defaultowe miejsce. nawet jeśli nie, wystarczy zginąć, a towarzystwo znika, mimo że ich liczba urosła do imponującej populacji małej afrykańskiej wioski. To wyglądało pro. Na końcu każdej drogi czeka nas z dupy zaprojektowany odcinek drogi, w którym mamy ograniczone respienie. Takie wiecie, wytłumaczenie na z dupy porozmieszczane checkpointy, które zmuszają nas do zaczynania od początku tego odcinka wciąż i wciąż. Tyle dobra, że farmiony exp i ekwipunek zostaje. To także cichy przymus na granie ze znajomymi, bo o ile ginąc samemu zaczynamy od początku, tak znajomi mogą nas wskrzesić. Chyba że sami padną. Wtedy to już zbiorowa drama. Horda jest zwieńczeniem każdej jednej pieprzonej misji, której się podejmiemy. Toczy się w mniejszych, bądź większych komnatach, a naszą nagrodą za te heroiczne czyny jest worek expa i miałki loot, który nie wynagradza strzału obuchem nudy prosto w nasze lico.

Tyle. Koniec. Nic tu więcej do roboty nie ma. Nie w wątku głównym. Punkt A, punkt B, checkpointy, wciśnij guzik, loadingi, powtórz – Destiny w pigułce. Oczywiście nie oznacza to, że poza nim jest ciekawiej. Takiego wała.

Bullshot

Bullshot

Zerknąłem co jeszcze w Destiny piszczy. Jest tryb strike, gdzie wraz z innymi graczami pędzimy odcinkiem mapy do siedzącego na końcu bossa. Zagrałem. Wartość dodatnia płynąca ze wspólnej gry to niewątpliwa możliwość rzucania wszelkich kurew na okalającą rozgrywkę nudę. Nie masz znajomego? Posadź obok siebie kota lub pluszowego misia, to samo, ale nikt inny nie cierpi z Tobą. Tudzież streama włącz i strać widzów. Samo lanie bossa, bezpłciowe. Tryby pvp, standardowe do zarzygania. TDM, wspólne zdobywanie punktów na mapie, zwykły DM na sześciu graczy (ja pierdolę), wszystko nudne. Tyle ciekawe, że walcząc z innymi dostajemy walutę na fajniejszy sprzęt, teoretycznie różniący się statami, używamy zdobytych z jednej ścieżki rozwoju skilli, które równie dobrze mogłyby wpadać z automatu, ale nie. Męcz się i klikaj po koślawo zaprojektowanym menu, ewidentnie pod myszkę, a nawet touchpad na padzie nie działa. Sam loot i wszelkie nagrody są mocno niewidoczne. Wypadają w formie świecących graniastosłupów i nigdy nie jesteś pewny jaki badziew dostaniesz. O ile w ogóle go zauważysz. Takie tyci, tyci, świecące graniastosłupy rodem z klas 1-3 ogólniaka pomieszane z trzema rodzajami ammo, którymi sypią na lewo i prawo. Są czasami gdzieś jakieś skrzynki z niebieską metamfetaminą Walkera White’a, ale są tak poukrywane, że nie chciało mi się ich szukać, bo same graty nie robiły kisielu produkując motywacje do dokładnej penetracji. Wolałem polizać powierzchownie i zostawić, bez ekstatycznych podrygów. Choć lubię znajdźki, tak wyjątkowo te z Przeznaczenia mam w połowie jelita grubego.

destiny-hp-fb-og-share-imgPragnę wspomnieć także o mapach dziwolągach. Nie wiem co kierowało projektantów, acz podejrzewam stare konsole, bowiem Destiny wydaje się być w rozkroku międzygeneracyjnym niczym Van Damme na dwóch tirach. Nie udało się włodarzom z Bungie, to co lekką ręką i bez pierdnięcia ogarnęło 2k w Borderlandsach. Misje, mapy, to nie otwarta przestrzeń jak Pandora. To nie jest tak, że biegając po mapie zbieramy questy, nie. tak jest tylko w przypadku misji patrolowych. Tam zbierając znaczniki, zbieramy jakieś popierdółkowate zadanie rodem z tanich MMO, zazwyczaj polegające na masowej zagładzie xxx przeciwników lub zebrania xxx kup gołębi, cokolwiek. Frajda zerowa, ale należycie windująca czas spędzany przed tv na ciągłym backtrackingu i pobytu w tych samych lokacjach. Niemal cztery godziny biegałem za pierwszym razem po Ziemi, naciskając inne guziki w tych samych pomieszczeniach. Ja pierdolę. A to dopiero pierwsza miejscówka. Nie byłoby źle, gdyby ktoś nie nawijał naszych wnętrzności podczas na wskroś długich loadingów. Ludzie umierają jak mapy zmieniają.

Rozkrok widać także gołym okiem, gdyż Przeznaczenie pięknym tworem nie jest. Syndrom Skyrima widoczny jest na każdym kroku, kiedy to poszczególne ohydne elementy otoczenia układają się w piękną mozaikę krajobrazu, ale patrząc na poszczególne elementy jest paskudnie. Brzydkie i płaskie tekstury, momentami rodem z pierwszego Turoka. Jest niezwykle nieimponująco. AI nie zaskakuje, bo przeciwnicy w głównej mierze cisną do nas jak muchy do miodu. Podobało mi się, że można ich oszukać, schować się gdzieś, czasem przemknąć, a przeciwnik podążał do ostatniego miejsca w którym mnie widział. Znane patenty z takiego choćby Splintera, ale będąc w całym tym szambie nawet jedna jaskółka dobrze czyni. Przeciwnicy wrażenia nie robią, a znaleźć można w ich szeregach czterorękie patałachy strzelające do nas samonaprowadzającymi się niebieskimi plemnikami, skaczących wojaków z Warhammera 40K i popłuczyny z Mass Effecta, czego echa ciągną się przez całą rozgrywkę. Jedno wielkie, miałkie deja vu z różnych komponentów. Samo strzelanie? Plażo, proszę, nigdy nie strzelało mi się tak nijako. A wspomniałem o narratorze, karle z Gry o Tron, Peter Dinklage? On, jak i lektor z multi potyczek brzmią podobnie jak ja. Jak gdyby brali w tym udział za karę, wynik przegranego zakładu.

Równie zrezygnowany, co grający

Równie zrezygnowany, co grający


Nie przeczę, że komuś jednowymiarowa rozgrywka siądzie i łyknie ją jak młody pelikan. Gusta są różne. Być może jestem już sucharem gamingowym i nie łapią mnie tanie rozgrywki i wydające się ciągnąć w nieskończoność godziny rozgrywki bez charakteru. Nie znalazłem w Destiny nic dla siebie. Gówno na resorach, nie skończyłem nawet wąteczku głównego, pierdolę. Co dalej na naszej wspólnej drodze? Może kogoś nie lubicie to podeślijcie mu linka do allegro. Będę wdzięczny. Czas zmarnowany w wyjątkowo marny sposób.

Twitchowe archiwum hejtu.

Śmiało traktujcie tę notkę jako miejsce offtopu wszelakiego.

zimna_ryba3

A skoro już tu jesteś, drogi Czytelniku, wybacz zmarnowany czas.

Spoiler! Pokaż

Dodaj komentarz



118 myśli nt. „O Koniu, co Destiny nie chciał

  1. stan

    Nie rozumiem po co komu Destiny, skoro jest Borderlands (też nie idealne przecież, przynajmniej dla mnie). Fajnie, że gra jest na poważnie, ale “poważnie” to nie znaczy nudno i z bagażem słabych rozwiązań. Pewnie będą rozwijać markę, skoro tak zajebiście się sprzedaje, i już za 2-3 edycje coś z tej gry będzie. Może.

    A najbardziej nie podobało mi się, że nie wysłali recenzentom kopii przed premierą.

    1. Nitek Autor tekstu De Kuń

      @stan

      Nie musieli. Skoro jeszcze zanim wyszło już wieścili, że jest to najlepiej schodzące nowe IP, hajs się dawno zgadzał.

      temat recek przed premierą dawno był poruszany choćby przez Totalne ciastko. Jak ktoś jest niepewny produktu to go nie dostarcza. Podobnie ma się z embargami wszelkiej maści, choć tam jest także kontrola uderzenia i pozycjonowania jednego dnia.

      1. Turpi

        @Nitek

        Akurat pomysł na embargo dla recenzji (jedna, z góry ustalona data kiedy wszystkie się mogą ukazać) Absolutny Herbatnik raczej bronił. Gdyż jak twierdził takie rozwiązanie powoduje, że recenzenci nie zabijają się się o to by jak najszybciej wypuścić swoją.

              1. Private_dzban

                @Nitek

                W sumie jak się teraz zastanawiam, to jednak dobry patent z tą możliwością odsprzedawania gier. Wprawdzie nie opchnąłbym chyba żadnej z tych które mam, ale mieć taką opcję to fajna sprawa. No ale dzięki Tobie nie muszę żałować, że coś mam a mieć nie chcę^^

            1. mokraTrawa

              @slowman

              Destiny to nawet więcej. Bo ma świetny try pvp, czego tamte gry nie mają. I mówiąc szczerze to -pomijając humor Borderlands – Destiny mechanicznie i gameplayowo niszczy bordersy.

              e: to pierwszy koment pod filmikiem od slowmana, nie moja opinia o grze, lepiej sprostować 😛

              1. Nitek Autor tekstu De Kuń

                @mokraTrawa

                Co do sterowania to zapomniałem nadmienić, że wypada ono chujowo. Nie cykam tyle w shooterki na konsoli co kiedyś, ale nawet kret z dzidą w dupie zauważy, że obraca się jakoś dziwnie. Jakoś tak niepłynnie.
                Mając w pamięci szaleństwa CODach czy BL1 czy BF BC/BC2 w Destiny jest jakoś mega dziwnie. Nie umiem tego ubrać w słowa. Nawet na wyższej czułości obrotu feeling jest skopany.

  2. morfiszon

    Nie wiem ale może to taki odmóżdżacz ma być, przychodzisz do domu styrany cholernie siadasz i się wyżywasz strzelając tu i tam, taki slasher FPS. Obejrzałem wczoraj kilka minut srima, wcześniej widziałem bety i na mnie to żadnego wrażenia nie wywarło. Ot takie uproszczone mmo plus strzelanka dla konsolowców ( tak wiem, że nie tylko na konsole wyszło ). Ale tak jak gra PatrzPsy tak i to ma dużo hajpu i bije rekordy sprzedażowe. Kasa się zgadza i to by było na tyle 🙂

    1. Nitek Autor tekstu De Kuń

      @morfiszon

      To by przeszło, gdyby nie było ciągle to samo, nieskończenie respiący się przeciwnicy jak tylko się odwrócisz, powtarzalne miejscówki, nijakie giwery, wszędobyslka chujnia, powtarzalność, Dinklage z miotełką w dupie, muzyka dłuższa niż minuta, a do tego niepasująca, wyrzygane tekstury, niewidzialne ściany…

      wtedy może by przeszło. W zaprezentowanej kategorii Dead Rising 3 jest jak w mordę strzelił.

            1. Nitek Autor tekstu De Kuń

              @powazny_sam

              Nie ma, bo nie dropią.

              A jak dropią to szajs. A jak nie dropią to szajs dają Ci na koniec misji.

              Wczoraj na streamie poszedł jakiś boss w tym całym strike. Nic nie dropnął. Tam mało co kto dropuje. A skrzynki z lootem? Musisz jak świnia szukać ryjem żołędzi, żeby jakąkolwiek znaleźć, a i tak zazwyczaj jest tam tylko kasa.

              Reszta itemów do zakupu za hajsy z singla czy multi. Grinduj, dziwko!

              1. aihS Webmajster

                @Nitek

                Widać postanowili skopiować system z WoWa, którego osobiście ja nigdy nie rozumiałem – grinduj specjalną walutę by kupić epicki sprzęt. Zdecydowanie bardziej wolę system z Diablo (który skopiowano w Borderlands) – grinduj, a może ci się poszczęści i dropniesz jakieś fajne cacko. Różnicą, wg mnie, pomiędzy oboma systemami jest to, że w tym pierwszym farma waluty staje się celem gry, a w drugim zabawa płynąca z samej rozgrywki nadal pozostaje na pierwszym planie.

              2. Garett

                @aihS

                Również wolę system z Diablo, zawsze mnie wkurzało w MMO to, że aby mieć lepszy sprzęt muszę jakieś dziwne rzeczy dla frakcji robić, PvP odwalać i pierdylion innych rzeczy za które dostanę inną walutę, za którą to dopiero będę mógł kupić jakiś ciekawy gear, bo to co dropi zawsze jest gorsze. Zawsze.

              3. powazny_sam

                @Nitek

                Powiem ci że w Borderlands 2 jakimś cudem to zbalansowali i na 50 lvl czasem latam bez grosza przy duszy. Oczywiście wystarczy trochę złomu pozbierać i posprzedawać aby budżet odetchnął i na chwilę pożegnać komunikat “insufficient funds” przy maszynie gdy akurat potrzebujesz kilku rakiet, ale bynajmniej nie na długo.
                Za to w jedynce dla wysokich poziomów rzadko miewam mniej niż 9999999 na koncie więc wiem o czym mówisz 😉

              4. aihS Webmajster

                @Zwirbaum

                Rozumiem, ale same założenia systemu są dla mnie nie do przyjęcia. Wspomaganie losowego lootu celowanym grindem waluty do mnie nie przemawia. Te systemy są mokrym snem zwolenników teorii “wszystkim po równo” i właśnie tego typu podejście zabiło z mojej perspektywy większość mmo.

              5. Zwirbaum

                @aihS

                Ale ten grind odbywał się w tym samym momencie co zdobywanie lootu – czyli zdobywanie w trakcie rajdu. 😛 Nie mówiąc o fakcie że lepsze rzeczy i tak zdobywało się na heroicu, zaś od pewnego czasu (z tego o ile mi wiadomo) już nie ma świecidełek za walutę.

                I nie wiem czy się moge zgodzić że to zabiło większość MMO 😛

      1. powazny_sam

        @saucer

        Już za późno, o ile zwykle hajp się mnie nie ima to tym razem dałem się ponieść i nic tego nie zmieni.

        Słyszałem o tym co mówisz, i jest tu ryzyko, ale np. DLC to “pirackie” oraz “campain of carnage” też były zlecone zewnętrznym firmom a wyszły świetnie. Także jest szansa że wszystko będzie OK.

  3. Siemion

    Mnie ta gra pod wieloma względami kojarzy się z częścią lokacji z Rage – jedyna słuszna trasa i dwa typy wrogów:
    a) Mięsko armatnie radośnie zaiwaniające cały czas z tego samego kierunku w stylu, którego nie powstydziłaby się armia radziecka
    b) Banda nakoksowanych Pudzianów, biorących bez mrugnięcia okiem cały magazynek snajperki w głowę.
    Do tego dodać niby-historię i mamy produkt końcowy. W Rage przynajmniej były te otwarte lokacje, które jeszcze ogrywało się w miarę przyjemnie. Tryby wieloosobowe wyglądają jak cholernie zimna ryba.

      1. Revant

        @aihS

        Oj tam, idTech 5 był naprawdę fajnie napisany, a opcja przesunięcia pracy z procesora na kartę graficzną przydałaby się we wszystkich grach (zwiększyło mi fpsy praktycznie o połowę). No i Rage miał naprawdę świetny model strzelania, każda pukawka robiła swoje i fajnie się bawiło…szkoda, że spieprzono to tak lipną fabułą :/

  4. Revant

    Patrząc przez pryzmat chu…wego Halo nie dziwię się reakcji Nitka. Studio powinno zrozumieć, że amerykańska chęć do posiadania broni (i dawania jej takiej np. 9 latce) oraz strzelania gdzie popadnie nie przekłada się na świat. Wiadomo, że w hammeryce się sprzeda, ale oby tylko tam.

  5. merle

    Rage odpaliłem długo po premierze jak był jakiś darmowy weekend i nadal do końca nie poprawili nieprzyzwoitego ładowania się tekstur. Pograłem może z godzinę i jakoś niby wszystko z tą grą ok ale w ogolę ciśnienia nie podnosi .

    Szkoda trochę tego Destiny ,co prawda nie porwała mnie epopeja pt. “o boże nowa gra twórców Halo”, ale z płynących wiadomości nieśmiało kreślił się obraz takich na koksowanych bordelands, co było wizją przyjemną nie powiem
    A tu po przeczytaniu wychodzi ,że to pod wieloma względami regres a nie progres:|

    Btw.kto Ci to kupi po takiej reklamie za 195 zł hehehe
    Chociaż w aukcji napisz hmm… nie wiem np. ,że gra jest taka zajebista ,że aż Cię głowa od niej boli i dla tego nie możesz grać i musisz sie z wielkim bólem jej pozbyć;) Taki opis nie mija się z prawdą, bo przecież nie jest napisane,czy jest tak bardzo zajebista czy tak mało 😉

    Grajac w borderlands 2 tak sobie pomyślałem ,że w zasadzie brakuje im tylko bardziej rozwiniętego trybu rywalizacji , jakiegoś PvP. np. areny do grupowych pojedynków, rankingi pvp ,obstawiane przedmiotami pojedynki,czy też np system “nawiedzania” przez wrogich graczy twoich gier żywcem wzięty z demon souls-ów znacznie myślę przedłużyłby żywotność tej produkcji. Powiedzmy sobie szczerze ileż można wspólnie zabijać stworki zbierając loot, a system wyzywania innych graczy na pojedynek to jakaś kpina. Taka sztuka dla sztuki. Biegam zbieram lepszą broń ,żeby szybciej wykańczać przeciwników ,żeby znaleźć lepszą broń ,żeby jeszcze szybciej wykańczać przeciwników.
    Myśle że nad takimi aspektami zwiększającymi delikatnie aspekt multiplayer-owy powinni pracować przy następnych częściach , rdzeń zacny już mają, tylkoto teraz trochę rozruszać ,żeby zbieractwo nie było dla samego zbieractwa i nie mowie oczywiście,żeby z tego od razu jakieś mmo robić.

  6. borianello

    Miałem więc złe przeczucie co do tej gry: oczekiwałem perfekcyjnego, nijakiego średniaka, a wszyszła zwykła kaszana.
    W sumie to kiedyś gralem w Halo 1 i 2 na PC i się dziwiłem, czym sie ludziska tak podniecają, bo nic fajnego tam nie widziałem.

    1. Stah-o

      @borianello

      Magia pierwszych Halo była ściśle związana z okresem ich świetności i trafiała do dzieciaków, bo zamiast krwawych walk międzyludzkich było “szczelanie” laserkami do zabawnych ludzików. Chyba jako jedne z pierwszych AI próbowało walczyć “taktycznie” okrążając i atakując uzupełniającymi się grupami (do tej pory wielu nie potrafi tak programować – patrz: Alien Rage). Ale fakt jest taki, że próby czasowej nie wytrzymało absolutnie. Nie byłem nigdy fanem serii – ale doceniam kawał dobrej roboty, jaką włożyli w to w “tamtych” czasach.

      BTW. 100 komentów i nikt nie zapolemizował z Nitkiem, nikt nie stanął po stronie uciśnionego i “biednego” Destiny? Wszyscy jak jeden są tego samego zdania? Toż to rządy strachu i twardej ręki oraz meldunki składane bezpośrednio do Moskwy 🙂 Sekta lub kółko różańcowe jak nic 🙂

Powrót do artykułu