O grach inaczej [Osadnicy – Narodziny Imperium]

Camaieu89 dnia 2 stycznia, 2015 o 14:04    28 

Długo się nie odzywałam… Ale nie ma tego złego. Ograłam przez czas mej nieobecności (tęskniliście?) kilka nowych tytułów planszówkowych (i kilka starych też) w poszukiwaniu pierwszej gry, którą pragnę Wam przedstawić nie tylko z ochotą, ale też z tak zwanym pierdolnięciem.

Co się napociłam przy wyborze to moje. No bo jak tu się zdecydować? W jaką grupę celować? W starych wyjadaczy, co to pochłonęli już dawno i po stokroć tytuły pokroju Twilight’a (dla niewtajemniczonych – gra w ciul – albo i dwa ciule – długa, gdzie instrukcja ma 60 stron , a przeciętna rozgrywka trwa jakieś 8-10h)? A może w świeżaków, dla których już Monopol to wyzwanie ponad siły? Mnogość gier planszowych jest nie do ogarnięcia i w tym przypadku ich ilość rzuciła mi kłody pod nogi, tym bardziej żem baba, co to wszystkich chce uszczęśliwić i każdemu dobrze zrobić (będzie trololo w komentarzach, jak nic :D) .

Nie mniej w końcu się zdecydowałam i żeby już tego marnego wstępu nie przedłużać oświadczam, że zdecydowałam się naaaa… <werble>… Osadnicy – Narodziny Imperium (w tym miejscu klaszczecie i robicie fale ;)).

Osadnicy3

Przyznam, że gdy pierwszy raz zobaczyłam tę grę, podeszłam do niej dość niechętnie. Popatrzyłam na pudełko, a tam taki Wojciech z wąsem i łopatą na tle wsi spokojnej i wesołej (czyżby Wojciechów Mazowiecki?). Z prawej strony Wojciecha kroczy dumnie uśmiechnięty pies (wtf? o_O), a lewą dłoń naszego bohatera delikatnie muskają źdźbła żyta, owsa czy tam innej pszenicy. Sielanka. Nie spodziewałam się po tym tytule niczego więcej, ponad krótką grę-przerywnik w trakcie grania „w poważne tytuły” . Ot tak, można sobie szpilnąć, żeby mózg od myślenia na chwilę uwolnić. O jakże się myliłam! Mea culpa i kij mi w oko… Może i pozornie  gra wydaje się dziecinna, ale nie dajcie się zwieść tak, jak ja naiwna i nieświadoma czekających mnie przygód <przygoda, przygoooda! Każdej chwili szkoda…>

Teraz będzie ta część oficjalna, w której przedstawię pokrótce zasady gry. W szczegóły i wyjątki od reguł się nie będę wczuwać, bo też nie to jest moim głównym celem, żeby Wam głowę zawracać pierdołami. Jak ktoś dociekliwy to w okienko googla wpisać wystarczy „osadnicy narodziny imperium instrukcja” i voila! A ja póki co przedstawię zarys i tym samym, mam nadzieję, zachęcę Was do zagrania.

Osadnicy4

Gra Osadnicy – Narodziny Imperium przeznaczona jest dla 1-4 graczy. Każdy z nich wybiera sobie jedną z dostępnych nacji, którą będzie dowodził. Do dyspozycji mamy Rzymian, Egipcjan, Japończyków i Barbarzyńców. Każda Frakcja ma przyporządkowaną do siebie Planszę Frakcji (taki podłużny kartonik z opisem Dóbr, które produkuje dana Frakcja) oraz karty (tzw. Talię Frakcji). Oprócz nich jest również Talia Zwykła, czyli karty dostępne dla wszystkich graczy, niezależnie od wybranej nacji. Na początku gry każdy gracz dobiera 4 karty (po dwie z każdej Talii), które stanowią jego rękę startową.

Cała rozgrywka jest podzielona na pięć rund, po których zliczane są punkty zwycięstwa. Jak sama nazwa wskazuje – ten kto ich zgromadzi najwięcej wygrywa. A jak się je zdobywa? Poprzez rozbudowę swojego Imperium. Jakie to proste… 😉 Każda runda składa się z tych samych czterech Faz. Pierwsza jest Faza Wypatrywania, w której to gracze dobierają dodatkowe karty – jedną ze swojej Talii Frakcyjnej i dwie z Talii Zwykłej. I tyle. Kolejna jest Faza Produkcji – każdy gracz dobiera surowce, które wytwarzane są w jego Imperium (tj. drewno, kamień, jadło, broń i złoto). W pierwszej rundzie będą to jedynie dobra wymienione na Planszy Frakcji, jednak wraz z upływem gry, po wybudowaniu dodatkowych Lokacji i zawarciu Umów, będzie można dobierać coraz to więcej surowców.

Trzecia jest Faza Akcji – gdzie wydajemy nasz z trudem zarobiony hajs lub grabimy włości przeciwników. Jest ona najciekawsza i równocześnie najważniejsza, gdyż od niej zależy, co i w jakich ilościach otrzymamy w kolejnej rundzie.

Ogólnie w Fazie Akcji mamy kilka możliwych posunięć tj.:

  • Budowa lokacji
  • Podpisanie umowy
  • Plądrowanie
  • Aktywacja Akcji z Kart

Po kolei każdy z graczy wykonuje jedną z podanych czynności. Nie ma ograniczeń ilościowych – jeśli nas stać to możemy sobie wybudować i 10 Lokacji, czy podpisać 15 Umów. Kto bogatemu zabroni? I tak lecimy z koksem dopóki każdy nie wykorzysta wszystkich możliwości i nie spasuje.

Budowanie Lokacji to nic innego jak dokładanie po obu stronach naszej Planszy Frakcji kart z ręki, po uprzednim zapłaceniu posiadanymi surowcami. Po prawej stronie Planszy układamy karty z Talii Zwykłej, po lewej karty frakcyjne. Wyróżniamy trzy rodzaje Lokacji : Produkcja, Cecha i Akcja. Dzięki Produkcji w kolejnych Rundach będziemy otrzymywać dodatkowe surowce (rodzaj otrzymywanego surowca zależy od wybudowanej Lokacji). Dzięki wzniesieniu Cechy, nasze Imperium zostaje wyposażone w dodatkową właściwość (na przykład: od tej pory za każdy wybudowany budynek frakcyjny dostajemy punkt zwycięstwa). Natomiast Akcja to Lokacja, która pozwala na wykonanie wyszczególnionego na niej zadania (przykładowo: wydaj dwa drewna, aby dostać punkt zwycięstwa).

Oprócz budowania lokacji możemy podpisywać Umowy, które działają podobnie do budynków produkcyjnych – dzięki nim w następnych rundach w Fazie Produkcji będziemy otrzymywać dany surowiec. Koszt podpisania Umowy to jedno jadło.

Gdy nie mamy interesujących kart na rękach lub gdy nie stać nas na wybudowanie Lokacji to plądrujemy! <jupi!> Jednym z pozyskiwanych dóbr jest broń, czyli żeton w kształcie małego mieczyka. Za pomocą dwóch takich mieczyków możemy zaatakować cudzą posiadłość –  zagrabić dobra, które się w niej znajdują, a samą Lokacje obrócić  w ruiny (które można wykorzystać jako fundament pod kolejne budynki). Ewentualnie można również splądrować kartę z ręki. W tym przypadku wystarczy nam już tylko jeden mieczyk.

Ostatnią opcją w Fazie Akcji jest aktywowanie Akcji z Kart Akcji <fuck yeah!> Nie przedłużając – wykorzystujemy wybudowane już Lokacje Akcji i wykonujemy opisane na niej zadanie.

Ostatnia Faza to Czyszczenie. Gracze wyrzucają wszystkie pozostałe im dobra i robotników, tak żeby w kolejną Fazę Wypatrywania wejść z czystą kartą (metafora taka). Jedyne dobra jakie przechodzą do kolejnej Rundy to te, które wyszczególniono na Planszach Frakcji – każda z  Frakcji może przechowywać podany rodzaj surowca. Pozostałe idą out!

I to koniec zasad. Po pięciu Rundach każdy zlicza punkty zwycięstwa, które oznaczone są jako gwiazdki na kartach wybudowanych Lokacji. Jeśli jest remis wygrywa ten, komu zostało więcej niewykorzystanych surowców.

Osadnicy1

Uff… Skoro mamy już za sobą najżmudniejszą część, w końcu mogę przejść do najważniejszego – oceniania! Taka jestem mentalna ekshibicjonistka, że się uzewnętrzniać ze swoimi opiniami lubię J Według mnie Osadnicy to gra na bardzo dobrym poziomie. Pasuje i dla nowicjuszy, którzy chcą pójść krok naprzód i spróbować czegoś trudniejszego (ale nie zabójczego), jak i dla starych wyjadaczy, chcących pokombinować bez bawienia się w 10-godzinne seanse planszówkowe. Pomimo prostych (względnie) zasad gra daje mnóstwo opcji do kombinowania. Nie można na ślepo rzucać kartami w stół, bo w końcu nieprzemyślane decyzje sprawią, że przegramy z kretesem, tupiąc nóżką o dywanik, że to nie fair i oszukały mnie dziadowskie krętacze i łajdaki. Trzeba się zastanowić, co wybudować najpierw. Czy bardziej przyda się spichlerz czy kapliczka?  A jak zbuduję pola ryżowe to nie starczy mi na piwowarnie? Podpisać umowę o jadło czy o mieczyki? Tyle możliwości, a tak mało zasobów do ich realizacji… Niby ta mechanika prosta, a otwiera drzwi do różnorodnych rozwiązań. Jedyny zarzut, z  którym się spotkałam to fakt, że jest bardzo mało interakcji. Że to taki pasjans, w którym każdy sobie nację skrobie, ale wpływu za dużego na przeciwników nie ma. Bo niby mieczyk każdy ma, ale tak naprawdę to wielkiego łomotu drugiemu nim nie spuści. Gra polega raczej na budowaniu własnego Imperium, niż na niszczeniu cudzego. Owszem, jeśli czasem potrzebny jest surowiec z zewnątrz to się trzeba zakraść i świnię ukraść, ale opieranie swojej taktyki na plądrowaniu innych mija się z celem. Co najwyżej można się wyżyć na nielubianym koledze, ale zwycięstwa wojowanie szabelką nam nie zapewni.

Regrywalność? Of coz! Nie ma opcji, żeby zagrać 2 razy w podobny sposób. Mamy cztery nacje do wyboru, z których każda ma inne predyspozycje. Jakby tego było mało krążą słychy, że Pan Trzewiczek ma w planach wydanie dodatku z nowymi narodami. Czekam i wypatruję najnowszych wieści w tej sprawie, choć bynajmniej nie twierdzę, że obecne Frakcje są niewystarczająco zróżnicowane. Wręcz przeciwnie! Dla przykładu tacy Barbarzyńcy mnożą się jak króliki, wiec i ilość robotników rzuca się u nich w oczy. Natomiast Egipcjanie taplają się złocie po pachy. Rzymianie budują wszystko z drewna, a Japończycy szkolą samurajów i produkują tony jabłek… Jak do tego doda się jeszcze Talię Zwykłą i możliwość dowolnego łączenia kart to choćbyśmy chcieli, ciężko będzie powtórzyć daną partię. Ni chu chu… Z drugiej strony jednak to co jest zaletą, może być i wadą. Różnice między Frakcjami dodają smaczku, ale też zaburzają w pewien sposób balans. I to nie tylko moja opinia, ale też kilku innych graczy, z którymi miałam przyjemność zasiąść do stołu. O co chodzi? Najprościej mówiąc – jedną nacją gra się łatwiej, a drugą trudniej. Dużo przyjemniej grało mi się Egiptem, gdzie na co drugiej karcie miałam piramidę produkującą złoto, niż Rzymem, który to dał mi nieźle w kość – nie dość że z początkowymi surowcami u nich marnie, to jeszcze nic za nie zbudować się nie dało. I tym sposobem w trzeciej rundzie każdy miał Imperium na miarę Bizancjum, a mój biedy Rzym klepał biedę i budował darmowe ruiny… I gdyby to była jednorazowa sytuacja, to mogłabym w całości zrzucić winę na los i własne (nie)szczęście. Ot, karty nie siadły na początku, to i  rozbudować się nie dało. Złe przetasowanie, niefart… tak to jest w karciankach… Jednak jeśli po kilku rozgrywkach za każdym razem Rzym pozostaje mniej lub bardziej w tyle za resztą, niezależnie od tego, kto nim gra, to trzeba zacząć kojarzyć fakty…

Co do czasu gry, to wbrew pozorom rozgrywka nie trwa zbyt długo. Wiadomo, że jej czas zależy też od samych graczy, bo jak który myśli pół godziny nad jednym ruchem, czai się przy tym jak pedofil pod szkołą i wszędzie doszukuje się masońskich spisków, to i gra się wydłuża do kilku godzin. Ale zakładając, że mamy przy najmniej średnio ogarniętych przeciwników to powinniśmy się wyrobić w 1-2 godziny. Czyli akuratnie, żeby poczuć że się gra, ale też nie dostać odcisków na zacnych pośladach. Kolejny plus.

Niezaprzeczalnym atutem gry jest też wykonanie. Te surowce w postaci drewnianych klocuszków… te kamyczki, te drewienka… Aż się chce wziąć w łapki i poobracać.  Plansze solidne, bo na tekturze, a nie jak się często zdarza – zwykła karta, ino większa. A same karty dopieszczone jak indyjska krowa – nie ma się czego przyczepić. Rysunki różnorodne, kolorowe i żartobliwe. No może napisy trochę małe, ale mimo to czytelne, a teksty i opisy jasne i zrozumiałe. Nawet do Wojciecha z okładki się przekonałam i obdarzyłam go szczerym, jakże płomiennym uczuciem (ahh ten wąs!) . Jak już się raz zagra w Osadników, wczuje się w ich klimat, to po prostu nie ma się do czego przyczepić i te wspomniane niewielkie moim zdaniem mankamenty odchodzą na dalszy plan. Gra po prostu ma swój urok i potrafi pochłonąć.

Drodzy Gikzowicze, mam nadzieję, że przekonałam Was choć trochę do zagrania w Osadników – Narodziny Imperium.  A może ktoś z Was już miał przyjemność zagrać?

Info o grze:

Tytuł: Osadnicy: Narodziny Imperium

Wydawca: Portal

Projektant: Ignacy Trzewiczek

Grafika: Tomasz Jedruszek

Liczba graczy: 1-4

Czas rozgrywki: 1-2h

A na koniec, korzystając z możliwości chciałabym zapytać Was, o jakiej grze chętniej poczytalibyście w następnym tekście? Taki quiz przeprowadzam, co by sobie zadanie ułatwić i nie myśleć przez kolejny miesiąc, tylko od razu zakasać rękawy i zasiąść do klawiatury. Do wyboru 3 gry:

  • Horror w Arkham – kooperacja osadzona w świecie Lovecrafta. Zabijanie potworów, zamykanie bram do innych wymiarów i unicestwienie Przedwiecznego.
  • Robinson Crusoe: Przygoda na przeklętej wyspie – kooperacyjna autorstwa Ignacego Trzewiczka. Jesteśmy rozbitkami na wyspie pełnej niespodzianek, dzikich bestii i tubylców.
  • Pośród Gwiazd – przyjemna karcianka, w której każdy gracz buduje swoją stację kosmiczną. Łatwe, przyjemne, niedługie.

Decyzja zostawiam Wam 🙂

Dodaj komentarz



28 myśli nt. „O grach inaczej [Osadnicy – Narodziny Imperium]

  1. zakrzak

    Ah planszówki… Jak sie dzieci pojawiły to poszły pudełka poszły w kąt i czekają, aż młodzież dorośnie, a tymczasem indoktrynuję różnymi prostymi grami.
    Starsza córka (3,5) dostała na gwiazdkę Mądry Zamek. Jak ktoś ma takie maluchy to polecam.

    1. /mamrotha

      @zakrzak

      Znamy. Obczaj “Wieżowce” czy jakoś tak – nieco bardziej zaawansowane, ta sama idea.

      Ja zaś odkryłem ostatnio (albo moje dziecko) klockową wersję Angry Birdsów (nawalamy z katapulty do zbudowanego wcześniej zamku zamieszkiwanego przez złe nietoperze, duchy i smoki). Czegoż to ludzie nie wymyślą 🙂

            1. Zwirbaum

              @aihS

              Właśnie to z MiM to ciekawa historia. Z tego co pamiętam to pierwsza Magia i Miecz uzyskała licencję, i co więcej to była chyba jedyna wersja ze wszystkich licencjonowanych Talismanu, gdzie występowały jakiekolwiek zmiany. Problem zaczął pojawiać się później, bo chyba jeśli dobrze pamiętam to dodatki (albo od któregoś dodatku) były już trochę na krzywy ryj robione. No i już był późniejszy Magiczny Miecz, który już hm, no tego…

        1. Goblin_Wizard

          @aihS

          Podwójne pudło. MiM była wydana pod koniec lat ’80 na długo przed ustawą o ochronie praw autorskich więc nawet jak by to było bez licencji to i tak nie byłaby to wersja piracka. To było po prostu dobro wspólne z którego wszyscy mogli korzystać. 🙂

        2. nufiko

          @aihS

          Ciężko powiedzieć, że była piracka. Na Hall of Games byłem na wykładzie o tworzeniu planszówek i prowadzący Michał Oracz mówił , że w planszówkach nie ma czegoś takiego jak prawa autorskie. Możesz wziąć mechanikę z dowolnej gry zrobić własne obrazki i sprzedawać pod swoją nazwą i nie musisz się nikogo o zgodę pytać.

  2. Goblin_Wizard

    Jak ktoś ma dostęp to polecam Union Pacific. Prosta, ale jednocześnie wciągająca gra w której do końca nie wiadomo kto wygra. Teoretycznie dla 2-6 osób, ale jak to zwykle bywa, prawdziwa zabawa zaczyna się od 4 osób.

    EDIT
    Horror w Arkham jest fajny, ale niestety szybko się nudzi. Ja zagrałem jakieś 8-10 partii i raczej już nie wrócę do tej gry. Pozostałych dwóch z ankiety nie znam więc zagłosowałem na Pośród Gwiazd. Mam nadzieję, ze to nie chodzi o gwiazdy takie jak np. Justin Biber i Miley Cyrus 😉

    1. Camaieu89 Autor tekstu

      @Goblin_Wizard

      Hah, mi się horror póki co nie znudził, ale to pewnie dlatego , ze lubię takie straszne klimaty , wiec cała reszta schodzi na dalszy plan 😛

      Hah, nie nie nie… chodzi o zwykłe gwiazdeczki, takie z niebia 😉 choć gra o ubijaniu disney’owskich celebrytów mogłaby być całkiem interesująca 😀

  3. Sekal

    Od Horroru w Arkham, który widzę w ankiecie bardziej polecam Eldrich Horror, w podobnym klimacie, przy czym zamiast jednego miasta jest cały świat i grę pozbawiono najgorszego mankamentu Arkham – tracenia za każdym razem kilku tur po wejściu w bramę. 🙂

  4. Kiler

    Osobiście nie jestem przekonany do 51 stanu 2.0. Niby tu wszystko zostało po raz kolejny usprawnione i poprawione ale po paru partiach jakoś nie czuje takiej radości z gry jak w Nowej Erze i do osadników nie mam wcale ochoty wracać. Choć szczerze mówiąc zupełnie nie wiem czemu bo gra ma faktycznie potencjał na bycie hiciorem.

  5. Iago

    Miło się czytało. Dzięki. Będę czytał następne.

    Co do ankiety: miałem w rękach i ogrywałem Robinsona. I jestem bardzo na nie. Zagłosowałem na Arkham.
    Za to bardzo miłym zaskoczeniem, ogranym niedawno przy okazji kilkudniowej imprezy okołosylwestrowej, był samodzielny dodatek do Slaviki – Równonoc – chłopaków z Rebela.

Powrót do artykułu