Metal Tales: Fury of the Guitar Gods – rogal z gitarą

Nitek dnia 29 maja, 2017 o 10:38    10 

Wyobraźcie sobie Isaaca, ale zamiast isaaca, wsadźcie jakiegoś najczarniejszego z czarnych, wielbiciela brzmień ciężkich, w dodatku uzdolnionego, o palcach elastycznych jak giętkie tworzywo sztuczne. Zamiast łez, ciężkie riffy. Zamiast kup, zombifikowani fani dobrego łomotu. Czaisz już, człeniu?

Tak w przekroju można powiedzieć o Metal Tales. taki niby Isaac, bo to również rogal, ino z rasowymi zjadaczami kotów na koncertach. Jest nawet jakaś większa fabuła za tym wszystkim, trochę Kostka Przeznaczenia, ale generalnie nie o to się tu rozchodzi.

Dziwnym nie jest, że naszym małym wioślarzem biegamy tu i tam, łojąc po strunach i wydobywając z nich czyste dźwięki dla samego Szatana. To zaś powoduje, że oczyszczamy myśli nawiedzonych fanów, którzy próbują nas zrushować podczas hipnotycznych ścian śmierci czy szaleńczego pogo. Tak to bywa jak sam diabeł miesza nam w nutach. Wytłumaczenie procederu jaki szerzymy nawet trzyma się, nomen omen, kupy, a kolejne lokacje to prostu miejscówki w których odbywają się nasze koncerty. W sumie, spoko nawet.

Oczywiście jest system ulepszeń, nowe kostki umożliwiające szybsze rzyganie po gitarach i srogie rozsmarowywanie po całej długości wiosła oraz inne cuda, których jak to w rogalach, jest bez liku, są sekretne pomieszczenia, permanentne ulepszenia odblokowywane po nagromadzeniu odpowiedniej ilości punktów, pojedynki z szefami, typowo. Nie wiem czy to jeszcze zapatrzenie się na Isaaca, czy zrzynka po całości, ale z grubsza jeśli graliście w Isaaca i przeszkadzała Wam jego otoczka, Metal Tales dostarczy wam podobnej zabawy o bardziej humorystycznym zabarwieniu. Niby bezpieczne zagranie, ale chyba aż nadto. Można pokusić się o stwierdzenie, że gdyby druga połowa Brutal Legend uderzyła w podobne nuty, byłaby rewelacją. Czaicie to? Jack Black w widoku top down, szalejący z wiosłem, naparzając dobrym riffem w przeciwników bullet hell biatch. To właśnie Metal Gods.

Całości dopełnia oprawa muzyczna, która jest ciężka, niczym metalowiec po kebsie tuż po odtańczonym wystąpieniu swojej ulubionej formacji. Nie znajdziecie tu nic z głównego nurtu, raczej głęboki underground, ale poszczególne utwory czochrają czuprynę mocno. I ContentID na Youtube.

W tym wszystkim Metal Tales: Fury of the Metal Gods nie jest grą jakąś specjalnie złą, nie. Nie oferuje jednak nic specjalnie nowego w gatunku, wręcz jest zbyt podobna do poprzedników. Broni się za to klimatem i otoczką, ale z drugiej strony, jeśli przerobiliście Isaaca na wylot, być może ból sprawią podobieństwa w zabawie, bo jednak poza ogólnym klimatem nie ma tu nic nowego. Chyba, że jesteście wygłodniali tematu, albo macie jeszcze jakieś koty na ofiarę to możecie Metal Tales sprawdzić. A nuż.

Podesłał wydawca.

Dodaj komentarz



10 myśli nt. „Metal Tales: Fury of the Guitar Gods – rogal z gitarą

  1. bosman_plama

    Kompletnie mnie opisana gra nie interesuje (gdyby powstała taka o J.S. Bachu…;) ), ale przypomniałem sobie dawną tradycję offtopowania pod porannymi wpisami, dlatego z uciechą wpisuję tu niniejszym informację, że Piotr Fronczewski wyznał w wywiadzie, iż kompletnie nie ogarnia swojej popularności wśród graczy, ponieważ sam w gry nie grywa.
    Nie jest to oczywiście obrazoburcza informacja, która cokolwiek zmieni w naszym życiu:). Ale zawsze jest offtop.

      1. bosman_plama

        @Probabilistyk

        Fronczewskiego można sobie zmitologizować pozytywnie, bo nie ujawnia swoich poglądów. Z Sapkowskim jest dokładnie odwrotnie.
        Jasne, że gracze są dość uczuloną na teksty o sobie grupą. Z fantastami (w tym z Sapkowskim) było (i nadal jest) tak samo. Jak zewsząd słyszysz, że tracisz czas na bzdury zamiast wziąć się za coś, co ma sens, to potem najeżasz się na każdą krytykę.

Powrót do artykułu