Dawno nie było na rynku czegokolwiek z lekką dozą losowości zabawy, rozbudową bohatera poprzez drzewko zdolności, pojedynków z przepakowanymi bossami, a do tego z multi lokalnym i po sieci, a wszystko na modłę chodzonej nawalanki. Nieprawda, ale to nie znaczy, że Lost Castle nie jest dobre.
Jest.
Zresztą jeśli ktoś indycze tematy śledzi należycie, być może pamięta omawiane kiedyś już Rampage Knights, do którego Lost castle jest mocno podobne, a obie te gry przypominają klasyczne chodzonki mordoklepki, zawsze w prawo i na pełnej prędkości.
Tak jest w istocie, bo już na początku namaściłem Wam, że do czynienia mamy tu z brawlerem, ale zamiast piąchy, wychładzamy organizmy przeciwników chłodną stalą w szerokiej palecie możliwości, długości i okraszonej wszelkiej maści statystykami. Do tego dochodzi magia i mocno zróżnicowane przedmioty jakimi obdarowuje nas bóg RNG i wyswobodzeni z niewoli NPC. Śmierć jest ostateczna, ale na końcu drogi jest światełko, bowiem każdy ubity przeciwnik zostawia swoją duszę, którą należy przyswoić, by po śmierci dopakować swoje muły odblokowując kolejne perki dla losowych bohaterów, których rychło przegonicie po pięciu scenografiach i mocno rozległych planszach. Losowo zestawianych ze sobą ze spreparowanych wcześniej kawałków. Wiecie, roguelike mocno.
Zabawa leci płynnie i tempo rozgrywki znacznie wzrasta, jednakże największą bolączką dla grającego może być lekko drewniane sterowanie, które nie wiedzieć czemu, nie do końca pozwala na gibkie manewry naszą postacią. Nie przerwiecie uniku, ataku, niczego, kiedy będziecie chcieli, co powoduje, że co rusz wystawieni jesteśmy na razy przeciwnika, a że dużo huncwotów bierze nas z dystansu, wzmaga to ból i cierpienie smarując usta smakiem porażki. Licha sprawa, bo zdobywane dusze, nieużyte na drzewku zdolności, nie kumulują się, ba! przepadają. Wiadome jest też, że im większe poziomy wbite, tym więcej dusz w kabzie jest wymagane, co wywołuje nie lada spinę w późniejszych etapach gry. A lekko nie jest, bo nawet jeśli już ubijecie jakiegoś bossa, radość będzie krótka. Pierwsza partia przeciwników drugiego świata, niedoświadczonych wojaków rozkłada w piętnaście sekund.
Bywa ciężko.
Na ratunek poziomu trudności nie przychodzi knefel, co jest ostatnio modne, bo niejeden zadziorny mąż utyskuje, że a to chcą skracać Darkest Dungeon z 80h wymaganych do przejścia na 40h, a to nerfią poziom trudności dając easy w Butcherze, bądź Blackhole, a tryb multiplayer, gdzie możecie użyczać sobie siekiery czy innego gadżetu. Jak wspomniałem, lokalnie i po sieci. Odnajdą się tu zarówno laicy jak i wyjadacze bo choć jest trochę kulawo, tak sterowanie to raptem przycisk skoku, dwa rodzaje ataku i podręczny ekwipunek. Załapiecie w try miga.
Odbiór ręcznie rysowanej grafiki i jej stylówy to kwestia indywidualna. Jest czytelnie, nawet kiedy czasem ilość przeciwników w jednym momencie na ekranie przysłania skrawki ziemi, po której przyjdzie Wam kroczyć. Bossowie są rozmiarów słusznych, a nasi bohaterowie, też generowani losowo, również mają ewidentne wizualne różnice. Do tego dochodzi wachlarz siedemdziesięciu przedmiotów użytkowych, przeszło sto rodzajów broni i 50 setów zbroi, co powinno zapewnić długie godziny spędzane przy zagubionym zamczysku.
Dobry temat, przemknął niezauważony, bo premierę miał końcem sierpnia, ale oznacza to także, że nie potrzebuje naprawy kodu, działania i jeśli lubisz ten typ zabawy, spędzi sen z powiek, a do tego uzależni i zniewoli. Nie ma tu rewolucji, jest znany posmak świetności chodzonych nawalanek lat dziewięćdziesiątych. Jest dobrze.
Podesłał wydawca.
Fajna gra. Najlepiej gra mi się z dzieciakiem coopa. Bardzo przypomina Castle Crushers tylko w wersji rogalikowej.
@Tichy
Daleko dochodzicie?
Dzieciak się nie wkurza na ciągłe początki od zera?
@Nitek
Może Tichy wychowuje go na prawdziwego gamera, a nie popierdółkę jakąś 😉
@aihS
skąd wiesz, może mają sejwy!
@Nitek
Ano nie za daleko. Czyli do pierwszego bossa. To co mu się podoba to właśnie że nigdy nie wiadomo jak będzie wyglądała kolejna rozgrywka. Ale żeby nie bylo syn mój i następca na razie preferuje LEGO czy Minecraft. LC to bardziej ciekawostka.
@Tichy
To i tak wiele. Sam często padam ledwo za pierwszym bossem. Co te Chińczyki tam to ja nie wiem.
@Nitek
Grając we dwójkę można się reanimować na wzajem. To trochę ułatwia grę. Można bawić się w tanka i dpsa. To też dodaje trochę możliwości. Mam wrażenie że gierka była projektowana pod taką rozgrywkę.