Get Even – nierówny rachunek

Nitek dnia 4 lipca, 2017 o 15:58    12 

Odwalimy fogrametrię jak na tym trailerze, mówili. Chmielarz ogarnął technikę, co może nam się przytrafić, myśleli. Oto jesteśmy, pięć lat później, a samo Get Even, brzydsze niż kiedykolwiek. Widzicie to taki Benjamin Button, produkt stary już za młodu.

Obejrzyj transmisję na żywo z kanału Nitek69 na stronie www.twitch.tv

Nie zwiastuje tego pierwszy poziom, nie do końca. Problemy zaczynają się jeszcze w menusach, po których na PC nie mogłem poruszać się ni padem, ni myszką, ni kierownicą. Kursor gdzieś się zgubił, więc hardo kilkałem klawiaturą. W ogóle miałem wrażenie, że ustawienia graficzne nie wchodzą wszystkie, co powinny. Bzdura.

Zaczynamy na jakimś terenie spowitym wysoką roślinnością, słoneczne promyki biją między koronami drzew, jakieś opuszczone kombinaty, zapewne po relokacji meneli siejących zapach lata w komunikacji miejskiej, skoro po terenie typy z pukawkami. Sytuacja nie wygląda dobrze, sama gra w pierwszym rzucie też nie. Zgrzyt pojawia się, kiedy ragdoll pierwszego gościa na lewo płata figle i wygina mu ciało giętkie, niż Król Julian przez wszystkie części Madagaskaru. Generalnie coś nie gra, bo postaci mocno się odcinają, zdradzając niezbyt łaskawą realizację cieni, właściwie jej brak. Nic to. Branża pisze i marketing też trochę szepcze, myśl niesztampowo. Myślę, zagram.

Wpadam do budynku. No, no, wygląda jak typowa melina, choć denaturatem tu nie woni. Graffiti faktycznie prezentują się klasa i tekturki potrafią zachwycić. W środku. W budynku. Gdzie indziej nie. Tutorial mówi, wyciągaj telefon, będziemy trzaskać samojebki. Wyciągam, a tam funkcji nadźgane jak w scyzoryku szwajcarskim. Rezonans nostalgii wyciąga niemal natychmiast wspomnienia niedoścignionych nigdzie indziej sekwencji śledztwa z genialnego Condemned. Nadal są niedoścignione. Telefonem możemy pomrygać w termowizji (!), by lokalizować przeciwników czy też odpalić mapkę, by przeciwników jakimś cudem na owej mini mapce widzieć. Można tropić ślady w podczerwieni i czasem dzięki temu złapać klimat. Że ktoś był na tym krześle, że uwolnił się z więzów przy pomocy pękniętej rury i pewnie dostał strzała, bo smugi krwi ciągną się na zewnątrz pokoju. I focie, można! Można robić focie jakichś ważnych miejscówek i dostać nowe informacje o otoczeniu, bądź poszlakach. To potrzebne, bo kolekcjonuje się różne niby mało ważne śmieci, by zbudować materiał dotyczący sprawy. Ale wiecie, nie jarajcie się, bo zamiast łączenia poszlak, strzelacie focie i tyle. Czasem, kilkukrotnie podczas całej gry, wpadamy na zagadki, takie mini. Ot, użyj funkcji telefony, by zobaczyć coś, czego normalnie byś nie zobaczył i rusz głową. Delikatnie. Prezentowane jest to w pomieszczeniu, które można przejść na parę sposobów, co jest zabawne, bo cała gra dzieje się w korytarzach i okazyjnie na powietrzu i jakoś niespecjalnie te inne drogi można uskuteczniać, ale też nie wysilałem się zbytnio.

ge1Chwilę później wpadamy do tych kombinatów, by uratować porwane dziewcze. Teraz zakryjcie uszy lub jakiś inny organ, bo oto zaspoileruję wam początek gry mocniej. Poznacie niniejszym powód przesunięcia premiery gry. Ten ostatni, spowodowany atakami. Okazuje się bowiem, że już niebawem znajdziecie dziewcze, przywiązane do krzesła, a do dziewczyny zaś przymocowano tykający ładunek wybuchowy. Oczywiście rozbrajamy. Nie oczywiste – nie udaje się nam, ale gra dalej leci. Myślenie niesztampowe, ktoś powiedział na Pixel Heaven. Nie wiem. Wiem za to, że całą tę scenę kładzie pierwiastek widowiskowości wyciągniętej z Call of Duty. Bo wiecie, tuż przed tym wpadacie do pokoju i strzelacie się z kolesiami w slow mo, bullet time experience tak spartolonego, że zaciskając zęby niemalże złamałem sobie jedynkę. Po pierwsze typów w pokoju jest dwóch, po drugie, modele postaci wołają o pomstę do nieba, po trzecie strzela się jak w Uprising 44. Tak, to jest możliwe. No i tam wybuch jest, i niby powinny być emocje, a ja siedziałem zażenowany, bo nie przedarły się przez warstwę techniczną Get Even.

ge2Przejdźmy płynnie do segmentów walki, ktoś może nie czytał spoilerów o początku zawartych w poprzednim akapicie, a warto, by wiedzieli wszyscy. Segmenty walki – Get Even takie posiada. To znaczy daje możliwość uczestnictwa w wymianie ognia, co nie jest obowiązkowe, ale zdarza się. Wiecie, hive mind, bolączka polskich strzelanek (hello Sniper Ghost Warrior), kiedy jeden przeciwnik dostrzeże was, wszyscy walą w to miejsce. Więc walka zdarza się. Niby mozna się zakołować gdzieś wokół przeciwników po cichu, ale wtedy jesteście narażeni na próbę wypalenia gałek ocznych oprawą graficzną z 2002 roku. Strzela się nijako. Zresztą jeszcze w prologu gra wykłada wszystkie karty i daje nam do łapy tzw. Cornergun, pukawkę, którą można wygiąć i strzelać zza rogu dzięki zlagowanemu wyświetlaczowi doń dołączonemu. I tyle. AI jest jeszcze gorsze niż w Deadfall Adventures, a tam przeciwników momentami zawstydzały moje paprotki, jeśli chodzi o stopień zaawansowania realizowanego zachowania. I tak, hipki biegną w kąt, i strzelają, i właściwie non stop podczas tych strzelankowych ficzerów odbijają się echa dowcipu o tym, co mówią drzewa w lesie – meh, meh, meh. Jest jeszcze jeden mechanizm, słownie jeden, który jest w grze, stosunkowo ciekawy, ale nie lubię odbierania przyjemności odkrywania i zaskoczeń, więc wam nie zdradzam, bo to już trochę leci po wątkach fabularnych.

ge3Kiedy nie będziecie szurać kolanami po brudnej posadzce, by eliminować przeciwników cichaczem, będziecie chodzić. Bo Get Even to tak naprawdę symulator chodzenia z możliwością strzelania, które najlepiej pominąć (co daje dodatkowe zakończenie, którego nigdy nie zobaczę). I tu trochę błyszczy, bo fabularnie jest wciągająco, choć rozkręca się wolno. Tylko dlatego znalazłem w sobie tyle samozaparcia, by grę w ogóle skończyć. Bo historia jest całkiem zdrowa, choć cały czas odbija się cała warstwa techniczna. Dodatkowo gra serwuje potężne mózgotrzepy, skutecznie konfundując na kolejnych zakrętach fabularnych. I to zażarło, że jakoś patrząc przez palce skończyłem grę w około sześć godzin (za co w tym przypadku dziękowałem), lekko biegnąć w przód i nie znajdując wszystkiego, bo oczy mnie piekły, a serce bolało.

Są tu pomysły, ich zalążki i moc niewykorzystanego potencjału. Segmenty strzelania należałoby mocno przemodelować, bo gunplay jest żenujący, a frajda z happeningu wymiany ognia znikoma. Sama historia może się podobać, ale nie w pełnej cenie 90pln, których żałuję. Bo jeśli chodzi o symulatory chodzenia z fajną historią są o niebo lepsze. Każdy inny. Get Even wpisał się z hukiem w historię niedawnych bubli polskich i z obawą patrzę na nadciągającą plejadę tematyczną (Serial Cleaner, Observer – nie spierdolcie tego).

Obym się mylił.

Obejrzyj transmisję na żywo z kanału Nitek69 na stronie www.twitch.tv

Dodaj komentarz



12 myśli nt. „Get Even – nierówny rachunek

  1. Pryka

    Przeczytałem, sporo gry widziałem na strimie. Dale chcę kupić, ale nie za pełną kwotę. Mechanicznie i technologicznie gra prezentuje się tak jak mówisz… Ale strasznie spodobał mi się fabuła. Jak będzie kiedyś przecena na ~30 zł to biere. IMHO 90 zł gierka nie jest warta mimo technologi jakiej tam użyto.

    1. bosman_plama

      @Pryka

      Fabułę robił normalny pisarz. Taki od pisania powieści. Więc to powinna być gra nadziei. Wiecie, przykład na to, że warto zatrudniać ludzi potrafiących w fabuły, a nie w ostatniej chwili znajdywać hydraulika, który umie fajnie opowiadać dowcipy, więc na pewno poskleja jakoś fabularnie nasze fajne lokacje.

      1. Nitek Autor tekstu De Kuń

        @bosman_plama

        I fabuła rzeczywiście daje radę, razem z otoczką audio. Cała reszta jest mizerna, nawet jak na walking sim, co jest sztuką zważywszy na gałąź gatunku. No, bo jak można położyć walking sim, który nie jest Dear Esther. Teoretycznie nie da się, ale Polak potrafi 😉

          1. lemon

            @bosman_plama

            Czytałeś coś Kaina, co możesz polecić? On dotąd raczej obracał się w dość głębokiej niszy, w mojej świadomości funkcjonował jako jeden z ekipy od zombie i flaków (Kyrcz Jr i inni) i zawsze jakoś omijałem jego teksty (w NF chyba nawet ani razu nie publikował – ale to może dlatego, że jego horrory nie zawierają pierwiastka fantastycznego[?]).

Powrót do artykułu