Everspace – z aparatem wśród gwiazd

Nitek dnia 14 czerwca, 2017 o 12:26    8 

Jednym z momentów, które definiują Everspace jest chwila, kiedy wychodzi się z nad świetlnej, zanikają wszystkie smugi, pozostawiając grającego w zdumieniu jaki ten kosmos piękny. Bo jest. A przecież to nie wszystko co Everspace ma do zaoferowania.

Trzy statki będą waszym środkiem transportu po bezkresach przestrzeni kosmicznej. Niby na pierwszy rzut nie różnią się zbyt wiele, jednakże przy bliższym obcowaniu z każdym z nich można wychwycić diametralne różnice. Pierwszy statek jakim przyjdzie nam rozbijać się o asteroidy w ilościach licznych na przestrzeni kolejno odwiedzanych sektorów to typowy średniak. nadaje się do walki na dystans, trochę w zwarciu, może ze sobą wziąć kilka sztuk dodatkowych gadżetów i gromko rzezać z karabinów nadlatujące floty przeciwników. Przynajmniej te mniejsze. Dobry punkt wyjścia, by przyzwyczaić się do wyzwania jakie wyciera nam w twarz Everspace.

ever1Z kolei lekki statek zwiadowczy to obrót suytacji o 180 stopni. Myśleliście kiedyś o przenikaniu za szeregami wroga w kosmosie? To coś dla was. Urzeczywistnienie marzeń, bowiem statek wyposażony jest w kamuflaż, którym może zamaskować swoją obecność w sektorze i wycofać się na z góry upatrzone pozycje, by stamtąd podjąć walkę laserami o porażającym dystansie czterech kilometrów. To sporo, bo te walą jak klasyczny railgun, szarpią poszycie przeciwników nie zważając na osłony. Ofensywa zza kosmicznych rupieci, ukrywanie się w cieniu, by odzyskać energię, sztos. A przeciwnik nie śpi, bo choć Everspace ma znacznie różniące się poziomy trudności, tak na normalu potrafi wywrócić flakiem na drugą stronę już w pierwszej miejscówce.

Ostatni model, którego silnika rozpalą najbardziej zimne serce to ciężki myśliwiec. Ze statystyk wynika, iż ciężko orający z niego potwór, ale zostawiam to póki co w sferze domysłów. Przyczyna jest prozaiczna. Wywaliłem tyle hajsu w ulepszenia do statku zwiadowczego, że od dziesięciu godzin nic nie robię, tylko kupuje kolejne fikołki. Bo tak, są ulepszenia. Bo hej, czym w ogóle jest ten cały Everspace?

ever2Do czynienia mamy tu z mieszanką iście wyborną. Oto zasady zabawy w tematy rogue-like’owe spotykają się tu z mocno maczanym w sosie arcade dogfightem kosmicznym. To nie jest space sim, boże broń, nie. Siedząc przed monitorem i namaszczając swe oczy pięknem roztaczanym na ekranie, bez wątpienia w uszach zadzwoni wam nostalgiczna nuta z rozrzewnieniem przypominająca o pojedynkach w kosmosie realizowanych w Tie Fighterze czy innym Wing Commanderze. Musicie jednak wziąć pod uwagę, że zastosowanie dość lekkiego schematu lotu, ale też sterowania, wyparło zasady fizyki, więc puryści mogą na ten aspekt mocno kręcić nosem. Statek zaś jest mocno responsywny, ale przeczy zachowaniom w przestrzeni jakiego należałoby oczekiwać. Za to jak przywali w korwetę to ino raz.

Z zabawy w rogale uwzględniono perm death, co oznacza tyle, że raz rozbity statek to de facto raz rozbity statek i wszystko co na nim przepada. To co przenosimy na kolejne potyczki to zebrane pieniądze, kredytki, kurde bele. Te zaś możemy przeznaczyć na wykupowanie ulepszeń z dostępnych drzewek rozwoju, z czego te podzielone są na ulepszenia globalne, obejmujące wszystkie statki i indywidualne, per statek. Ciekawa sprawa. Inwestujemy więc w lepsze osłony, większe ilości rakiet na pokładzie, szybsze odnawianie energii czy dodatkowe sloty na broń główną, przy okazji czasem modyfikując lekko zewnętrzny wygląd statku. Kurde, spoko. Hajsu schodzi przy tym jak wódki na weselu, dziwnym nie jest, że długo przyjdzie się bujać w konkretnym wehikule zanim go zmaksujecie.

A to nie wszystko, bo kolejne ulepszenia można napotkać ze specjalnych miejscówek, które występują losowo i w dalszych częściach gry. Tych wiecie, gdzie brakuje już wszystkiego, pancerza, osłon, amunicji, a przeciwnicy coraz gorsi. Co tam jest? Nie wiem, bo jak zassała mnie tam czarna dziura, którą sam wytworzyłem, tak do dzisiaj ląduje raz w tygodniu na kozetce.

ever3Skoro już o losowości mowa, Everspace za każdym razem jest inne. Proceduralnie generowane miejscówki, właśnie tak. Nie jest to też kosmos bez granic. Zastosowano tu system jak żyw kojarzący się ze skokami wykonywani w FTLu, pomiędzy kolejnymi mniejszymi, powiedzmy, bańkami. To fest duże przestrzenie, po których latamy podług naszych potrzeb, a zwiedzenie każdej bańki to jak w mordę strzelił, dobry kwadrans. O ile nie siedzą wam na ogonie, by zaskoczyć wyjściem z nad świetlnej w samym środku eksploracji. Bo, tak jak w FTLu, cały czas ktoś nas goni i z rzadka zdarzają się chwilę na odpoczynek. I zupełnie jak tam, należy dotrzeć do końca jednego sektora i skoczyć w drugi, wybierając po drodze odnogi obranej drogi, tak, jak w FTLu. Wybierać można między mniejszym zagrożeniem, większym, czy w ogóle maszyną do mielenia nas na drobne. Z czasem i postępami ulepszeń widać jeszcze gdzie jest jakiś handlarz czy upragniona stacja naprawcza.

Zaś w samych bańkach wydawać, by się mogło, że poza widoczkami (choć i to by stykło) nie ma za wiele do roboty. Nic bardziej mylnego. Nic nie widać, bo z początku czujniki statku nie działają na zbyt wielkie odległości. Wszystko zatem trzeba oblecieć, tak pi razy oko, by uzyskać interesujące nas koordynaty. Tu zabawa się rozkręca, bo niby to kamieni kupa, a tu co rusz coś ciekawego. Wraki statków, opuszczone bazy czekające na splądrowanie, kolonie do złupienia ze złóż rudy, która przydaje się do tworzenia nowych elementów ekwipunku według zdobywanych w bojach schematów kolejnych przedmiotów. Trochę może zawodzi dynamika rozłożonych dóbr, bo dopiero z czasem robią się tego naprawdę pokaźne ilości żelastwa do zrobienia, co może wprowadzić w błąd, że tu nic do roboty przecież nie ma. No jest. Pew, pew, pew w kosmosie i foteczki.

ever4Pew, pew, pew pierwszego sortu o natężeniu 140% Dogfight w czystej postaci, gdzie szarpiemy przeciwników tłumnie, ostrzeliwując i manewrując między rakietami. Niczym w RPGu można się lekko zbuffować przedmiotami jakie posiadamy, doładować osłony, przypakować iloraz pożogi eskalowanej w stronę przeciwnika, czy dopalić prędkość, by umknąć przeważającym siłom przeciwnika. Czasem trzeba, bo kredytki same się nie zbiorą, kurde bele, a ich ilość nie sumuje się pomiędzy kolejnymi próbami. Przeciwników różne paści ma w zanadrzu. Nie tylko dupne korwety na pół ekranu, transportowce, których zazdrości No Man’s Sky, ale też statki pełniące rolę mini bossów rewiru wokół których krążą np drony zasłaniające go płaszczem osłony przeciw niebezpieczeństwom. Najpierw orzemy drony, potem danie główne. I wybuch. Tak piękny, że topi masełko w lodówce przy akompaniamencie feerii barw i okrzyków radości sprzed monitora. Każdego przeciwnika trzeba zaś odpowiednio podejść i przeorać, a im dalej, tym statki lecą na nas bardziej dopakowane. O śmierć nie jest tu jakoś specjalnie trudno, nie.

ever5Myślę, że obrazki (sam robiłem bieda trybem foto – za mało tam funkcji, zdecydowanie) tu zamieszczone wiele mówią na temat oprawy. To zdecydowanie najładniejsze miejscówki jakie odwiedzicie w tej stronie galaktyki. Jednocześnie jest ich tyle, że kopara nie zamyka się z zachwytu ani przez chwilę. Umieją w kolory, a jednocześnie kompozycyjnie przy całej losowości każda bańka to jednorazowy temat, który rozpieszcza. Dźwiękowo wszystko lepi się razem mocno, a efekt końcowy zrywa bambosze. Są także scenki fabularne i voice overy, ale jako że nie mam w zwyczaju omawiania tych aspektów, są okej. Sama historyjka to też nic zachwycającego specjalnie, ale wystarcza, by nadać temu wszystkiemu większego sensu. No i często można natrafić na zadanie poboczne czy inne randomowe eventy jak niechybna śmierć z rąk elitarnych jednostek rozdrażnionej frakcji (a są trzy), ale to już odkrywajcie sami.

Buzię widzę w tym tęczu

Buzię widzę w tym tęczu

Odpalam swojego dokoszonego lekkiego zwiadowcę raz na czas, by zginąć w odmętach galaktyk na godzinę, dwie, ewentualnie pięć. Za każdym razem. Everspace co rusz zaskakuje, mimo nabitych parudziesięciu godzin na liczniku, ze względu na wolno odsłaniane karty, ale też przepastne miejscówki do odwiedzenia. Czasem mi się udaje wylizać wszystkie kratery, czasem muszę uciekać tuż po przylocie. Zawsze zaś dobrze się bawię, bo to miodny twór na wskroś. Taki dogfight na jakiego czekałem. Pew, pew, pew, na pełnej. Martwisz się, że nie podołasz? Spoko, przynajmniej ładne tapetki se pierdykniesz.

Podesłał wydawca.

Puking_rainbows

Dodaj komentarz



8 myśli nt. „Everspace – z aparatem wśród gwiazd

  1. aihS Webmajster

    Gram codziennie i nie mogę przestać mimo:
    – dźwięku w kosmosie
    – wybuchów w kosmosie
    – dymu w kosmosie
    – chmur w kosmosie
    – i wielu innych totalnie bezsensownych rzeczy w kosmosie

    W dużym uproszczeniu Everspace = FTL + combat z Freelancera. Plus wybuchy. Dużo wybuchów.

    1. Wyspa

      @aihS

      Spieszę z pomocą… wybuchy w kosmosie jak najbardziej obecne jeżeli w takiej rakiecie/pocisku byłby obecny jakikolwiek oksydujący, ba w sumie jakby wybuchał taki statek z tlenem na pokładzie to by też pewnie stykało. Sek w tym że wyglądało by to mniej więcej tak: https://www.youtube.com/watch?v=8IJ74IvpBlU
      Czyli taka prawie idealna kula ognia…

      I w tym momencie mają sens wybuchy z animców SF z lat 80 😀
      https://www.youtube.com/watch?v=0u4UuwRFFHY

      Edyta:
      W sumie z dymem to samo, traile po rakietach by były jeżeli silniki by coś spalały i wyrzucały resztki z dyszy… po prostu w realu nie bardzo do manewrów nikt nie używa silników głównych a jedynie korekcyjnych które sobie tam psikają mieszaniną gazów i nic nie palą więc i dymu nie zostawiają 🙂

  2. Yanecky

    Potwierdzam, jest super! Mam ugrane już 50h, najlepiej lata mi się jednak Interceptorem. Doleciałem kilka razy do końca, nawet fabułę posunąłem do przodu. Swoją drogą brawo dla autorów za w miarę logiczny pomysł na wpasowanie historii do roguelike’a i ciągłego ginięcia. Jedynie ancient weapon (glif) trzeba znerfować 🙂
    Pamiętacie stareńkiego Descenta? Ta gra to dla mnie taki duchowy następca.

Powrót do artykułu