Lubię sobie czasem postrzelać do ufoków. I wiem, że nie jestem w tym odosobniony.
Bo w sumie po co przylatują na Ziemię? Pewnie, niektórzy powiedzą, że po nasze zasoby naturalne, materiał genetyczny, baby czy soki żołądkowe, ale głównie po to by dać nam wytchnienie od zombiaków czy terrorystów z bliżej niesprecyzowanego kraju Bliskiego Wschodu. Pytanie więc nie jest czy strzelać czy nie, tylko w jakiej grze (póki nie przylecą osobiście) to robić. Dzisiaj skupimy się na remaku i reboocie klasycznego UFO:Enemy Unknown, czyli na XCOM (dwójce w szczególności) i Xenonauts.
Też to widzicie? Te wszystkie piksele?
Nie zamierzam oczywiście pisać pracy magisterskiej o grach taktycznych, bo nikt mi za to nie zapłaci. Nie to będzie tylko XCOM i Xenonauci. I czasami oryginalne UFO:EU w tle. Nie zamierzam też pisać rezcenzji bo te już tu od dawna są (borianello i mokraTrawa o Xenonauts, Pjotroos o XCOM:Enemy Unknown i aryman222 o XCOM2).
Ale może zacznijmy od początku. Na początku jest to co się rzuca w oczy na pierwszy ich rzut, czyli grafika i oprawa wizualna. Tłumaczyłem kiedyś jednemu koledze, co rozpływał się nad oryginalnym UFO, jak kiedyś z podobnego pragnienia włączyłem sobie klasyka. Włączyłem, spojrzałem, westchnąłem i wyłączyłem. W tym czasie zdążyłem policzyć wszystkie piksele. Sorry, nie dało się. Dlatego gdy wszedłem w posiadanie Xenonauts, naprawdę się ucieszyłem. Wszystko jest tu jak dawniej. I rzut izometryczny, i mozolne dreptanie punkt po punkcie ruchu, i pełna destrukcja otoczenia… Po prostu dobrze zrobiony remake starego poczciwego X-Coma. Ale potem zdecydowałem się sięgnąć po XCOM. Najperw jedynkę, potem dwójkę. Z pewną taką nieśmiałością, bo idea dwóch akcji długo do mnie nie przemawiała. No i hej, to był miód na moje oczy. Niby dalej izometria, ale wyglądająca jak czyde, zbliżenia, obracająca się kamera, postaci, które wyglądają po prostu dobrze. I można je sobie jeszcze customizować. Kinematyczne ujęcia tego najważniejszego strzału, po którym ufok składa się w pół i odlatuje na pięć metrów (ragdoll mechanic – piękna rzecz)… Pewnie, że czasem trafiają się glitche, gdy nasz dzielny żołnierz wychyla się przez litą ścianę, lub gdy kamera zamiast pokazywać nam snajpera w pełni koncentruje się na rosnącym przed nim krzaczku, ale, zgodzicie się chyba, nie takieśmy babole widzieli. Ogólnie ujmując – Unreal Engine daje radę.
Po akcji chodziliśmy na burgery.
Timur i jego załoga na kółkach
Zasady są podobne. Dostajemy na początku team ‘the best of the best of the best, sir’, którzy na początku mają kłopot z trafieniem w stodołę z odległości 10 metrów. No chyba, że przed stodołą postawimy aliena, wtedy wszystko wchodzi w budynek. Ciągniemy ich za uszy przez kolejne misje, na których zdobywają doświadczenie (lub kulkę). Cechy rosną, współczynniki współczynią, ci co polegną – pójdą w bohatery, ci co przeżyją – pójdą w generały, i na koniec zabieramy tych co faktycznie w pół roku przeszli od szeregowca do generała na Ostateczną Misję Która Uratuje Świat. Po drodze, jak to bywa, zaczynasz odczuwać do nich sympatię (lub przeciwnie) i gdy twój ulubiony medyk ginie płaczesz lub robisz rage quita. Albo obaj zwiadowcy są ranni i przez całą misję nerwowo gryziesz paznokcie… stop. Takie rzeczy to tylko w XCOM. To w produkcji Firaxis obcobójca dostaje przydział raz i tak mu zostaje. Raz snajper, na zawsze snajper. I nawet nie to, że nie potrafi obsługiwać innej broni. Nie może. Zabronione.
Długo się na to zżymałem, choć oczywiście rozumiem powody – każda klasa ma swoje drzewko skilli, przez co te mogą być lepiej dopasowane, co daje lepszy balans, i możliwości taktyczne itd. itp. Ale niesmak pozostaje. Ksenonauci są pod tymwzględem bardziej wszechstronni. Ty, jako gracz decydujesz jaką funkcję będzie pełnić dany żołnierz. Oczywiście są cechy preferencyjne – Accuracy dla snajpera, Bravery dla assaulta czy Strength dla heavyego, ale nic ci nie broni przerobić między misjami snajpera na BPP. Lub odwrotnie. To oczywiście oznacza, że w grze Goldhawk nie ma skilli. Za to rozwój jest ewolucyjny – po każdej misji dostajesz punkt czy dwa do cechy i tak powoli zwykły szczawik wyrasta nam na prawdziwego złodupca. XCOM oferuje nam w tym względzie klasyczne levelowanie – wojak dostaje awans i to momentalnie czyni go lepszym strzelcem czy odważniejszym.
Ten obcy
Obcy są jak to obcy. Obcy. Stare UFO narzuciło nam pewien standard i obie gry się dzielnie go trzymają. No może niedokładnie bo (prawdopodobnie z powodów licencyjnych, zgaduję) ci z Xenonauts różnią się nieco wyglądem i nazwami, ale ogólne zasady pozostają te same. Wątłe z dużymi głowami i mocami psionicznymi, duże i silne z regeneracją, latające, mechaniczne, te wredne co nie dość, że zabijają jednym ciosem to jeszcze zamieniają w obcego a na koniec eteryczny boss, co jak się podejdzie za blisko to robi PSIkusy. XCOM z kolei rozszerza ofertę o funkcjonariuszy ADVENTu (w kilku konfiguracjach), kilku minibossów (Wybrańcy i Władcy) a nawet zombie by sobie można było przygrindować.
Kill them all and let Elders sort them out
Na polu chwały
Ale niech pan nam powie,gdzie do takich ufoków można sobie postrzelać? Jak to gdzie, panie redaktorze. Wszędzie! No więc siedzimy sobie w naszej bazie, liżąc rany odniesione w poprzedniej misji lub gorączkowo opracowując katującą edża technologię a tu pop!, wyskakuje nam info, że gdzieś tam widziano alienów. No to pakujemy się do transportowca, lecimy na miejsce, robimy porządek, zbieramy co zostało, cieszymy się. Proste.
Jak pisałem przy innej okazji, walki taktyczne są największą siła i zarazem największą słabością TBSów. Siłą, bo za to te gry kochamy, a słabością, bo po dłuższej grze zaczynamy odnosić wrażenie powtarzalności. Autorzy XCOMa zapewne zdają sobie z tego sprawę, więc dołożyli starań żeby misje były tak zróżnicowane jak to możliwe. Zabij wszystkich obcych. Uratuj cywilów (np. zabijając wszystkich obcych). Zabij generała (i wszystkich innych obcych). Zdobądź ważny intel (i zabij wszystkich obcych). Uratuj i ewakuuj VIPa (a jakbyś przy okazji zabił wszystkich obcych byłoby super)… Do tego jeszcze dochodzą losowe SITREPy ‘Hej, słyszeliśmy, że lubisz wybuchy. No więc cały teren akcji będzie usiany materiałami wybuchowymi. How cool is that?’. Dzięki temu wyłącznie misje fabularne mogą nieco nużyć, poza tym jest spoko i symdrom ‘jeszcze jednej misji’ wchodzi mocno.
W Xenonautach tak różowo nie jest. Poza okazyjnymi atakami terrorystycznymi i atakami na bazę, misje przebiegają wedle jednego schematu – radary wykrywają latający spodek, myśliwce zestrzeliwują go, ekipa leci na miejsce, strzelamy się. Jeżeli do tego dołożymy jeszcze ograniczoną ilość mapek, możemy się w pewnym momencie nieoczekiwanie złapać na myśli, że wyłączenie gry i posprzątanie w zamian domu wcale nie brzmi tak źle. Dlatego gracz ma opcję – bombardowanie. Dostajemy za to mniej pieniędzy, żołnierze nie zdobywają doświadczenia, nie wynosimy żadnych artefaktów, ale za to nie musimy spędzić kolejnej godziny przeczesując teren i zaglądając za każdy krzaczek by znaleźć tego ostatniego ufoka. Bo kolejną przewagą XCOM jest dynamizm misji. Przeciwnicy grzecznie chodzą trójkami z czego pierwsza daje się złapać w zasadzkę i przy dobrym układzie w 6-7 tur jesteśmy w stanie skończyć. W Xenonauts w 6-7 rund znajdujemy pierwszego aliena i to tylko dlatego, że źle kliknęliśmy i obróciliśmy się w złą stronę.
Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi (sobie w okno)
Xenonauci, jak już wspominałem oferują nam pełną destrukcję otoczenia. Ściana zasłania ci potencjalny cel? Strzelaj tak długo aż przestanie (w XCOMie do tego służą granaty choć i z broni palnej też czasem się udaje coś rozwalić). Niestety oferują też ‘friendly fire’. Ustawianie żołnierza z karabinem maszynowym w pierwszym szeregu tak by nie strzelał w plecy kolegów to jedna z pierwszych lekcji jakich uczymy się w tej grze. Zwykle nader boleśnie. XCOMowi obcobójcy mają na szczęście ten szósty zmysł który pozwala im usunąć się z linii strzału.
Biorąc pod uwagę rozkład ciał, znajdź na załączonym obrazku heavy gunnera
Wszystkie wasze bazy są należeć do nas
W XCOM1 mieliśmy jedną bazę. Dwójka idzie jeszcze dalej – co może być lepszego niż jedna baza? Jedna latająca baza! *tu wstawić mema ‘All right gentlemen’ ze zszokowanymi Japończykami* Co prowadzi do sytuacji gdy skanujemy nowy region, ale nagle wyskakuje nam misja więc lecimy na drugi kraniec globu, potem szybko do kwatery sojuszników podleczyć się i już mamy wracać dokończyć skanowanie gdy nagle pojawiają kolejne rzeczy np. Supplies… i tak fruwamy z miejsca na miejscecały czas ukrywając się przed wszechobecnym reżimem ADVENTu, oczywiście. Xenonauci wybrali rozwiązanie tradycyjne, gdzie jedna baza to za mało – zasięg radarów i myśliwców zmusza nas do budowy kolejnych. A w każdej trzeba postawić kwatery dla żołnierzy, hangary dla statków, wyrzutnie pocisków dla obrony. I jeszcze zaplanować w której bazie będziemy prowadzić badania i produkcję. Bo o ile odkrywanie kolejnych fajnych lub ważnych rzeczy przebiega podobnie to z wdrażaniem ich są problemy. W Xenonautach nie mamy Lily Shen, która po jedym kliknięciu myszką obstaluje nam nieskończoną ilość karabinów plazmowych. O nie. Każda nowa rzecz do planetarnej obrony to krew, pot i łzy niezliczonej rzeszy inżynierów, którzy w pocie czoła składają kolejne karabiny. I zanim je złożą w wystarczającej ilości i zanim je wyślemy do innych baz to już naukowcy fundują nam kolejny skok technologiczny. Możecie się ze mną nie zgodzić, ale uważam że Firaxis ogarnął to lepiej.
Brakuje tylko płonącego kominka, ale przepisy BHP zabraniają
Ostateczne rozwiązanie
Co jednak chłopakom z Goldhawk trzeba oddać to fakt, że ich warstwa fabularna brzmi bardziej prawdopodobnie. Oczywiście w ramach SF bardziej prawdopodobnie. Bo czy kiedykolwiek zastanawialiście się nad fabułą XCOM2? Mamy Elderów, którzy szukają lekarstwa i znajdują je na Ziemii, w genomie człowieka. Ale czy naprawdę potrzebują refinować tysiące ciał żeby uzbierać jedną próbówkę tajemniczego płynu? Nie jestem biologiem, ale chyba nie pomylę się jeśli napiszę, że po wyselekcjonowaniu pożądanych osobników w klinikach genetycznych wystarczyłoby pobrać im wymaz z policzka. Ale rozumiem, że miliony wacików wyglądają w ksenofobicznej propagandzie nieco słabiej. Xenonauts mają to prościej. Oncy przylecieli bo są intergalaktycznymi tyranami, którzy chcą podbijać kolejne cywilizacje. I to jest proste, zrozumiałe, że zacytuję klasyka ‘Tak samo jak ludzie, Funky. Bez żadnej różnicy’. Bo my, ludzie, mając taką możliwość zrobilibyśmy pewnie tak samo.
Naukowo też stoją lepiej. Nie mają może Tygena wzdychającego do advenburgerów, czy Lily testującej kolejne tiery broni na strzelnicy. Mają ściany tekstu, który jeżeli się w niego wczytać brzmi całkiem logicznie – jak działa broń plazmowa, a jak magnetyczna. Do tego uważny czytelnik zostanie nagrodzony perełkami narzekań głównego inżyniera na wszystkich innych, a naukowców w szczególności
Moda na moda
Najlepszą rzeczą jaką twórcy gier mogą zrobić jest udostępnienie kodu gry moderom. I XCOM modami proszę państwa stoi. Najważniejszym z nich, o którym należy wspomnieć na początku jest ‘Long War’ – mega mod, który w praktytce przebudowuje cała grę. Niestety dopiero wychodzi on z wersji beta i (przynajmniej u mnie) nader nie lubi się z innymi modami. Kilka jego pomniejszych elementów (dodatkowe profesje, Leader Pack) jest jednak dostępnych na Steamie i z czystym sumieniem mogę je polecić. Poza tym mody można podzielić na trzy grupy – dodające nowe rzeczy (Combat Knives, Augmentations), poprawiające rzeczy już istniejące (Evac All FTW!) i kosmetyczne np. fryzury i ciuszki dla postaci żeńskich czy voice packi. Z tych ostatnich to dla wszystkich posiadaczy DLCka Shen’s Last Gift polecam dać Sparkowi voice pack HK-47. List ‘Best mods for XCOM2’ znajdziecie zresztą w internetach bez liku i pojawienie się zestawień ‘Best lists of best mods’ to tylko kwiestia czasu.
A po flaszkę do monopolowego idziemy tak
And the winner is…
Nie ukrywam, że XCOM wciągnął mnie zauroczył i zniewolił. Dozuje w odpowiednich proporcjach dynamikę, głębię taktyczną i oprawę wizualną. Do tego dorzuca prosty interfejs i rozsądny balans między mikrozarządzaniem a wygodą. Oczywiście jak ktoś chce sobie ponarzekać lub hipstersko się nie zgodzić to zawsze znajdzie powód. Gra ma sporo niewykorzystnego potencjału. Ekwipunek wojaków zapewne został złożóny na ołtarzu ww. prostoty, ale dzieciństwo spędzone za Żelazną Kurtyną i tony przeczytanej fantastyki socjologicznej pozwala mi sparafrazować kolejnego klasyka ‘Co wy, kurwa, wiecie o totalitaryźmie!;. Pewnie, że jest Rzecznik czy dziennikarka reżymowej telewizji, ale w takim świecie jaki rysuje XCOM2 brakuje jeszcze kilku drobnych szuj, karierowiczów bez kręgosłupa czy zwykłych oportunistów. Trochę szkoda. Mimo to uważam (i sądzę, że większość się ze mną zgodzi), że produkcja Firaxis zapisała się na stałe (lub do następnej części) w Video Games Hall of Glory i stanowi kolejny kamień milowy.
Xenonauts zdecydowanie ustępują pola pod praktycznie każdym względem, ale to nie znaczy, że to słaba gra. Jak na tak niewielka firmę (designer i czterech programistów), Goldhawk, uważam, zrobił świetną robotę. Tak naprawdę jedynym problem produkcji jest to, że praktycznie nie oferuje nic nowego, jest niczym więcej niż remasterem oryginalnego UFO. Ale za to remasterem dobrze zrobionym, do którego trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia.
Być może niektórzy z was zadają sobie pytanie, po co to wszystko piszę. Otóż w chili gdy czytacie te słowa na półki trafia najnowsza odsłona ze świata XCOM, Chimera Squad. Dodatkowo, Julian Gollop niedawno wypuścił Phoenix Point – duchowego następcę pierwszego UFO, i właśnie to ogrywam. I jeśli czas pozwoli (jako critical worker ciągle muszę chodzić do pracy) podzielę się z wami moją opinią o tych grach.
Super! Pamiętam jak wchodziło XCOM i wszyscy kombinowali, czy nowy pomysł na ruch jest dobry czy zły. Ci co nie grali, pozostawali sceptyczni, ci co zagrali, pisali: “o rany, to się sprawdza!”
Więcej wiele nie napiszę, bo właśnie przed paroma chwilami cisnąłem padem (poważnie, pierwszy raz w życiu) mamrocząc: “jakbym chciał grać w Dark Souls to bym se kupił Dark Souls”. Ale zły byłem tak naprawdę na siebie, bo zgubiła mnie niecierpliwość.
Grając w XCOM niczym nie ciskałem, bo gra była stosunkowo uczciwa i poukładana w taki sposób, że człowiek nie miał wrażenia, że robi go w ptaka. Ja było trudno, to było trudno zgodnie z zasadami i naturą gry. Jasne, czasem obcy wskakiwali na planszę w taki sposób, że człowiekiem mogło zatrząść.
To co mnie bawiło, to losowy przydział specjjalizacji. Bywało, np. że miałem dwóch snajperów przez 1/3 gry i gryzłem palce za każdym razem gdy obrywali.
@bosman_plama
Ten pomysł z dwoma akcjami jest dobry choć nie najlepszy, ale o tym więcej będę pisał przy okazji Phoenix Point. Zresztą w jedynce chodziło to jeszcze trochę topornie.
Co pokazuje kolejną aspekt w którym XCOM jest dobry – poprawili rzeczy, które szwankowały w jedynce, na lepsze. Jak np. losowy przydział specjalizacji.
To nie przypadek, że Xcom 2 zawsze pojawia się w głosowaniach na Krypę Bosmana; gra jest po prostu świetna. Widowiskowa i przystępna. Historia jest lipna, mapy trochę ciasne, dość powtarzalne, ale kiedy już dojdzie do starcia, włączy się kamera “slowmo”, iskry i laserowe pociski zaczną latać w powietrzu – to się ogląda, w to się gra 🙂 ALE – dwójka jest tak bardzo podobna (grafika i mechanika) do jedynki, że jakoś nie odczuwam pilnej potrzeby zagrania w najnowszego spin-offa. Poczekam chyba na pełnoprawną 3ke, która liczę, że jednak trochę zamiesza w kotle…
@aryman222
Ciasne mapy dodają dynamizmu.
A ten spin-off zapowiada się na tyle ciekawie, że chcę spróbować i zobaczyć jak to będzie z naprzemiennymi ruchami czy interakcją między agentami. Nie bez znaczenia jest też fakt, że na wstępie płaci się tylko pół ceny
@aryman222
Założę się że nie wytrzymasz. 🙂
@aryman222
Xcoma 2 jest dużo lepszy od jedynki, choćby ze wzgledu na proceduralnie generowane mapy, regrywalność dużo większa.
Klimat lepszy jest w jedynce.
XCOM 2 raz na rok ogrywam od chwili premiery, wcześniej to samo z XCOM 1. Na oryginalne części, niestety, się nie załapałem, bo nie miałem w tedy pieca 🙁
Miło, że taktyczne turówki stały się modne – Gears of Wars Tactis, Phoenix Point, Chimera Squad, który, miejmy nadzieję, jest tylko przygrywką do XCOMa 3, Xenonauts 2 niebawem…
Jak to, po co obcy przylatują na Ziemię? Żeby założyć cywilizację. Chcecie powiedzieć, że Giorgio Tsoukalos nie ma w tej kwestii racji? A my jesteśmy po prostu niewdzięczni i dlatego lubimy do nich strzelać. Chyba.
Ten XCOM2 cały czas jest gdzieś przede mną, ale kiedyś muszę wreszcie zagrać, bo jedynka była niezwykle wciągająca, choć także niezwykle bolesna miejscami. Taki jakiś masochistyczny produkt, bo boli, a nie możesz przestać. Przerażające.
PS – Starych pikseloz nie znam, bo ja bardzo późno zacząłem grywać i organizm nie jest przyzwyczajony do takich widoków. No nie umiem i koniec.
Zupełnie zapomniałem napisać o modach do Xenonauts!
Gdybym nie zapomniał, to napisałbym, że to to w większości mody z dodatkowymi paczkami mapek – zatem poprawiające największy problem gry
@maladict
Ten artykuł przypomniał mi o xenonauts po paru latach, i w końcu chyba ukończę kampanię (na community edition) 🙂
Pograłem z godzinkę w tego nowego Xcoma i niestety – zawód. Mechanika jak gierka z Androida, komiksowe wstawki psują klimat.
Lepiej jeszcze raz Xcoma 2 obejść.