To już było, nic nowego, o wow, spoko, nuda, meh, I can fap to this, nuda, chyba żartujecie pffff, wreszcie koniec, awww yeah. Kalejdoskop myśli Assassynowi czwartemu towarzyszący. Niestety.
Powiedzmy to głośno.
Deja, kurde, vu
Herbata parzona szósty raz z tej samej torebki nie smakuje najlepiej.
Kiepskie story, true story
W Assassin’s Creed 4 wskakujemy w buty Edwarda, człowieka z dylematem. No bo jak w ciężkich czasach utrzymać żonę, kiedy naokoło wyprzedaże, a emerytura zapowiada niechybne biedowanie. Edward dziarsko obwieszcza swej kobiecie, że rusza na morze. Szacuje, że stykną mu dwa lata na zapełnienie piwnicy bogactwami i pustymi butelkami rumu. Po drodze traci gdzieś rachubę czasu, bo w przypadkowo zasłyszanej rozmowie słyszy o Obserwatorium, wynalazku nie z tego świata. Budzi to w nim duszę handlarza marynarza, który miejscówkę musi szybko znaleźć i komuś opchnąć. Splendor i szkatułki złota murowane. Od razu nadmienię, że przedstawieni w grze piraci to ciepłe kluchy. Zresztą mam nieodparte wrażenie, że Assassin 4 jest tym dla piratów, czym Zmierzch dla wampirów, a przedstawiony tu Czarnobrody to pizduś pierwszej wody. Rażą tu niekonsekwencje i wszędobylskie bzdury. Ot, nasz człowiek z dylematem nie ma problemu wybicia populacji małej wyspy, ale kiedy ktoś na jego statku wrogiego kapitana posyła na poszukiwania Nemo w morską toń, jest wtedy dziwnym, zatroskanym o losy innych, człowieczkiem. Bez sensu.
Osobom nie znającym poprzednich odsłon serii zaleca się zapoznanie z ich historią. Nie jest to konieczne, ale bez znajomości poprzednich Creedów, możecie skutecznie popsuć sobie zabawę z nich płynącą. Assassin’s Creed 4 nie spoileruje za dużo, ale jak już to robi, psuje zabawę z odkrywania fabuły z części 2 (wraz ze wszystkim Brotherhoodami itd) do części trzeciej. Czyli skreśla z listo do zagrania zaledwie cztery gry.
Kopypasta, nie zawsze smaczna
Kopypasta, ctrl+c, ctrl+v, wiecie. Animacje głównego bohatera i wszystkich przeciwników są żywcem przeniesione z części poprzednich. Nie stwierdzam zmian w ekwipunku, dołożono jedynie rurkę do dymania z której wystrzeliwujemy strzałki usypiające lub wywołujące wściekliznę u celu i tyle, za to zabrano łuk. Broń biała to wszelkiej maści kordelasy i insze szabelki. Nic ciekawego. Niektóre odwiedzane rejony, zwłaszcza miejskie, wydają się być żywcem wycięte z trzeciej części cichych zakapturzonych. Miasta, które były biedne, tym razem są jeszcze gorsze. Puste, nie ma nic do roboty, nie zachęcają do eksploracji, w dodatku zapełnione sklonowanymi NPC, zabijającymi swą brzydotą i małą różnorodnością. Jedyne co w miastach przyjdzie nam robić to to, co wszędzie. Odwiedzać aktywne punkty. Assassin’s Creed 4 nie zaskoczy Was absolutnie niczym, poza uproszczeniem i ułatwieniem względem części poprzednich. Sam świat na morzu zbudowano także w oparciu o kopypastę. W dodatku ktoś pokpił sprawę naduszając ctrl+v zbyt często i gęsto, w związku z tym przyjdzie Wam zwiedzić dziesiątki jednakowych wysp. Wiem, że to nie lokacje główne, ale jeśli ktoś ciągnie mnie po świecie w poszukiwaniu znajdziek, na miły Bóg, niech te lokacje różnią się czymś więcej niż skrzynką po lewej lub prawej stronie. Sos tysiąca takich samych wysp na obrazku poniżej. Na morzu natkniemy się także na nieprzystępne klify, straszące z daleka fauną wyciętą z kartonu, pilnującą byleby nikomu nie chciało się tam wejść. Na szczęście nie da się.
Skradanie jeszcze nigdy nie było tak debilne jak teraz. Darmowy pro tip dla wszystkich. Wystarczy biec, bo nikt i tak nie zdąży zareagować. Wystarczy skręcić w lewo, by goniący nas kordon strażników zapomniał po co biegnie od piętnastu minut i wszyscy wrócili do swoich zadań, stania w miejscu znaczy się. Zabijając z krzaków jegomości nie musicie się przejmować, że ktokolwiek zareaguje, nawet jeśli robicie to na oczach całego oddziału. AI jest tak słabe. Wróć. Jest tak SŁABE, że elementy skradane nie niosą ze sobą ani przyjemności ani satysfakcji. Pięknie pokpiona rzecz. Wejdź człowieku w krzaki po kolana przed goniącym tłumem, a ci zachowają się tak jakby ktoś wyłączył im światło, staną w miejscu, po czym wrócą tam, skąd przyszli. 98% czystego idiotyzmu, panie White.
Nuda wszędzie, co to będzie, co to będzie
Jeśli podczas gry jęknąłem do siebie “Boże, ale ten Assassin jest nudny” wiedzcie, że nudno jest. Każda misja jest kopią poprzedniej, wszystkie tak samo słabe. Zapomnijcie o czymś ekscytującym. W większości misji mamy kogoś znaleźć w tłumie, posłać w diabły i zrobić kolejną taką samą misyjkę, czasem kogoś śledząc, czasem podsłuchując, zawsze nudząc się. Zapomnijcie o wirtuozerii misji w Koloseum z AC: Brotherhood, nie ten adres. Tu ograniczono się do wskazywania nam kolejnych gości do wysyłki do piachu i koniec. Skradaj się, walcz sobie, kogo to obchodzi. Monotonia.
Wydawać się mogło, że misje morskie, tak wyjebiste w poprzedniej części, uratują sprawę. Ratują, ale tylko przez pierwsze dwadzieścia jednakowych potyczek. Potem unikałem konfliktu jak tylko mogłem, bo każde starcie było jednakowo bezpłciowe i nieemocjonujące. Tak się stało po części przez to, że element morski jest całkowicie zerżnięty z Sid Meier’s Pirates i nuty nostalgii nie pozwalały patrzyć w inną stronę. Nie pozwalały też zachwycić się morską przygodą, bo koniec końców wypadało to słabiej niż protoplasta. Jest zdobywanie fortów o różnych stopniach trudności. Tych są tylko trzy modele – z wejściem z lewej, prawej i na środku. Kopypasta, aye, aye!
Sam szturm statkiem na fort sprowadza się do kilku banalnych do wykonania czynności. Zataczamy kółka obok fortu, strzelamy, używamy moździerzy, koniec pieśni. Drzwi stoją otworem, a my możemy wpaść do środka i piąty raz utłuc dowodzących tych przybytkiem. Nuda, ale powtórz. Statek możemy rozbudowywać, co okazało się koniecznością. Popukałem się w głowę, gdy przed jedną misją gra kazała mi iść go expić, bo rzekomo statek był za słaby. Popatrzyłem na licznik czasu w grze. 33 godziny, chyba żartujecie, pfffff. Wpadłem na tę misję tak jak stałem i rozstawiłem wszystkich po kątach. Poziom trudności utrzymuje się dziarsko poniżej poziomu morza. Uprzedzając pytania, tak, statki także czekają na swoją kolej do bicia. W międzyczasie dokonując abordażu wszystkie grzecznie trzymają dystans aż skończymy mordować ich przyjaciół. Zdobycie okrętu umożliwia nam natychmiastową naprawę statku na otwartym morzu (defuq) po czym huzia na Józia. Na plasterki! Idiotyzm.
Nic ciekawego
Poza wątkiem głównym będziecie wykonywać 30 jednakowych zleceń w których uskuteczniać można sztukę przebiegłości (biegać) odsyłając do diabła złych panów. Trzydzieści razy. Podobnie sprawy się mają na morzu, gdzie są osobne kontrakty. Różnica w kunszcie tych misji to jedynie dystans pomiędzy punktem A, a punktem B, który na morzu jest znacząco większy. Cele wszystkie jednakowe – zatapiać i zabijać. Spoko, gdyby było to chociaż porywające.
Są mapy ze skarbami, są błyszczące trójkąty, są szanty do odnalezienia, są idiotycznie proste łamigłówki do rozwiązania. Najfajniej wypadło poszukiwanie skarbów w morskiej toni. Na srogo ograniczonym obszarze pływamy pod wodą szperając we wrakach statków, otwierając skrzynki i unikając rekinów. I pieprzonych Muren, które wezmą Was z zaskoczenia przyprawiając o pasemka siwych włosów. Realizacja znakomita i skoro na bazie dobrego elementu części poprzedniej zbudowano część czwartą, nie zdziwię się jak kolejne asasyny będą miały podtytuł We must go deeper. Całe to nurkowanie dostępne jest dopiero od połowy gry, to gdyby ktoś przebierał nogami na samą myśl podwodnych wojaży. Najpierw trzeba wycierpieć swoje, by dostać ciastko.
W asasynach trzecich pojawiło się mega nudne polowanie na zwierzaki. Zastąpiono to modelem craftingu znanym z Far Cry’a 3. Samo polowanie to teraz bułka z masłem, nie wymagająca od nas jedzenia ściółki leśnej i dotykania krzaczków, by stwierdzić, że kwadrans temu Bambi zrobił pod nimi kupę i pognał na zachód. Zwierzyna oznaczona jest na mapie, tam zestrzeliwujemy jaguara, gdzie indziej lewitujące dziki, a w menu przerabiamy zwierzaki na sexowne pantalony w centki, tudzież inszy kubraczek dający +20 do zdrowia. O dziwo, zostało to lepiej wyważone względem FC3, bo praktycznie do samego końca jest coś do wytworzenia.
Polujemy także na duże ryby. Sprawa wygląda dość sugestywnie, bo Edek stoi wtedy na łódce i mota harpunami w kierunku takiego humbaka. Trafiony pierwszym harpunem, humbak ucieka i mota się na linie, ciągnąc nas za sobą, a my ciskamy w niego dalej, aż biedak się zmęczy, wykrwawi i padnie. Wygląda to fajnie, bo woda zrealizowana jest pierwsza klasa, ale po kilku razach męczy tak samo jak pozostałe elementy rozgrywki. Warto zwrócić uwagę, że to jedyne miejsce, gdzie woda reaguje na obiekty wchodzące z nią w interakcje. W innych przypadkach tafla wody jest płaska jak stół.
Skoro już mowa o zmianach, wywalono idiotyczne zarządzanie karawanami i pseudo handel obecny w trójce. Zamiast tego mamy swoją flotę statków, które wysyłamy na misję i czasem do oczyszczenia morskich szlaków. Bezużyteczne. Bawiło mnie to na samym początku, ale jak tylko ogarnąłem się, że jest to żmudne oglądanie trzech animacji na krzyż, a i profit z tego wątpliwy. Zapomniałem o tym pieronie w try miga.
Leje jak z cebra
Burze są iście wykwintne. Deszcz leje aż miło, pioruny walą jak oszalałe, a roślinność targana jest na lewo i prawo przez niekorzystne wiatry. Na morzu formują się trąby wodne oraz wysokie fale. Wróć. Fale pojawiły się raz, w tutorialu, później słuch o nich zaginął. Wizualnie jest bardzo fajnie, gdyby tylko odpędzić to uczucie deja vu, byłoby cycuś. Tymczasem oprawa audio wypada tak sobie, motywy muzyczne nie robią, ale to być może dlatego, że staję bokiem na decyzję o zmianie Jespera Kyda na inny model. Głosy postaci są poprawne i pasują jak ulał do płytkich i momentami głupich dialogów. Szanty śpiewane przez naszą załogę są świetne, ale ulatniają się z głowy jak tylko opuścimy grę. Taka sytuacja. Nic, co zapadałoby w pamięć, chyba że statki zrzucane z nieba, ludzie pojawiający się dwa metry przed nami czy doczytujące się elementy roślinności przywodzące na myśl psychodeliczną faunę z Risen 2, koślawe animacje zwierzyny, a także lewitujące dziki i złe pozycjonowanie obiektów w naszych rękach czy pistolety przyklejone do gołej klaty Edwarda. Człowiek magnes, bitch.
Wątek współczesny dostał młotem w kolano. Gramy cichym bezimiennym, biegamy po siedzibie Abstergo i choć serwowany jest tu mózgotrzep, tak niestety jest przewidywalny, a samo łażenie zrealizowane z perspektywy osoby pierwszej, nie cieszy wcale. W porównaniu do dokonań w częściach poprzednich, jest zdecydowanie tak sobie.
Wszystko jest dozwolone
Kiedy gra miała problem z wczytaniem mojego zapisu w jednej z końcowych misji, odpowiedź na pytanie czy sięgnąłbym po Assassina czwartego jeszcze raz, przyszła bardzo szybko. Nie. Wynudziłem się niezmiernie i nie dostałem nic ciekawego w zamian. Schematyczne misje, bzdurna linia fabularna, postacie, które zamiast łupić wrogie statki powinny ubrać pieluchy i przestać jojczeć jaki ten świat niedobry. To piraci na litość boską, nie jakieś przedszkolaki. Przez karuzelę emocjonalną jaką przez cały czas serwowała cała przygoda spędziłem z nią masę czasu, by uniknąć niesłusznego osądu, skończczywszy z 94% ukończonych rzeczy – nie chciało mi się już grindować i maksować ekwipunku statku, aż tak mnie nie poryło. Chociaż lubię serię, tak tym razem czas spędzony z najnowszą odsłoną uważam za zmarnowany. Nie da się inaczej określić powtarzania tych samych czynności wciąż i wciąż. Chociaż niejaki Vaas zna na to odpowiedź. Szaleństwo.
Meh.
Czas przejścia: 34h 50min (94% ukończenia, zrobione wszystko, poza wykoksieniem statku), co daje 6 godzin więcej od części trzeciej (tam 28h i 97% i też nie skokszony statek). Sprawdzałem i porównywałem z poprzednikiem na bieżąco. Kopypasta.
Okazało się, że gra jest całkowicie spolszcozna. Kinowo to znaczy. Jednakże by włączyć menusy po polsku trzeba nieźle się naszukać. To, że znalazłem to w połowie gry, nie najlepiej o umiejscowieniu tej opcji świadczy. Dziwnie się grało z polskim nazewnictwem. Dziwnie na wskroś.
Ciekawe. Z komentarzy wcześniejszych wynikało “GOTY 2013” i aż nawet trochę żałowałem, że gry jednak nie wziąłem (bo mnie wszystkie ACki szybko nudziły, zwłaszcza jedynka, kiedy po skoczeniu na siano nasz super assassyn się wdarł na środku ulicy w bitwę z oddziałem wroga – no cóż, liczyłem na Hitmana, nie na Prince of Persia i tyle…), a tu nagle taki zwrot akcji i zimna ryba.
Za to ten obrazek z rogacizną “podpisany” ‘Leje jak z cebra’ (tak, wiem, podpisany Milk me, ale mimo wszystko…) – pure gold.
@MusialemToPowiedziec
Nie wrzucaj PoP do tego samego worka co AC. W Prince’a trzeba było grać, żeby go przejść, i niektóre elementy nie były wcale takie łatwe (np. niektórzy bossowie). Sto razy fajniejsza seria niż AC, dająca sporo frajdy.
@brokilon
Zwłaszcza jedynka na monitorze Herkules ! To miało klimat.
@powazny_sam
Mam nieruszonego POPa tego najostatniejszego. Grał w to ktoś? Początek jest jak z Sands of Time, ale odbiłem się trochę od grafiuczki :s
Wyhaczone na jakimś zimiobraniu za 7zł… Ej, to nie czas zimobrania na muve?
@Nitek
Ogólnie ostatni POP był chyba na podstawie filmu. Ograłem i nawet ukończyłem, co zazwyczaj nigdy się nie zdarza z grami “na licencji”. Nie pamiętam jakiś wielkich złych rzeczy, ale w sumie też nie pamiętam, czy miałem dużo frajdy. Nie odradzam więc, ale polecam spróbowanie 😉
@Revant
Te Zagubione piaski? Nie oglądałem filmu, huhu.
Mam fest braki.
EDIT
ale jak to? Zrobili film na podstawie gry, a potem grę na podstawie filmu?
@Nitek
Dokładnie. Wystarczy obejrzeć sobie film bo zagraniu w nową trylogię (piaski, dusza, trony), aby zobaczyć jak ładnie ubrali bohatera w zbroję z 2-giej części i osadzili go w fabule 1-szej 😀 a film był całkiem całkiem…taki na poziomie np. mumii czy innych gorszych wydać indiany 😉
@Revant
Jak włączyłem tego POPa to zastanawiałem się czy gram w jakiś remake poprzednich części. Teraz rozumiem.
Może kiedyś się skuszę, ale z moim drygiem do oglądania filmów, pewnie nigdy tego nie obejrzę.
@Nitek
Najnowszy PoP ma dość fajne sekcje skakane i totalnie zwaloną walkę, bardzo mocno okrojoną względem choćby PoP: Warrior’s Within. Grałem jakieś 3 miechy temu i graficznie nie straszy. Ogólnie takie 6/10.
O proszę, wiele recenzji jest pozytywnych, że odświeżenie tematu poprzez zmianę klimatu i tego typu rymowanki. Ósemki i dziewiątki się posypały. Tym bardziej podoba mi się ta recka, bo powoli dawałem się nabrać. Ale skoro ograłem tylko dwie pierwsze części, to i w czwórkę kiedyś pyknąć będzie można.
Czy jest to najlepsze część od czasu “dwójki”?
@Tasioros
No własnie tak branża pisze i się zachwyca, że najlepsza od drugiej części, a tu Nitek niesie kaganek oświaty i mówi NOT.
Albo poczekam na mega obniżki, czyli za rok, półtora albo wyleci z pamięci.
@Yerz
A to ze niby ‘dwojka’ byla najlepsza? Jak dla mnie to Brotherhood (trojke bede dopiero przechodzil teraz, ale licze sie z ogolna ‘slaboscia’ tej czesci)
35h z nudną grą ? Jesteś jak Angry Joe vs Ride To Hell !
http://www.youtube.com/watch?v=cUdgG_rGZTg
@powazny_sam
To wynika z kilku czynników. Lubię AC jako takie. W tym przypadku nie mogłem się zdecydować. Na początku stwierdziłem, że nic nowego, potem pomyślałem, że całkiem spoko kalka Pirates! by na koniec jęknąć “boże, ale ten assassyn jest nudny” i wtedy już wiedziałem. Zresztą pisałem o tym ;d
Zimna ryba.
A potem miałem buga na napisach końcowych, co zakwalifikowało w pamięci mej AC4 jako pierwszą grę z bugiem na pieprzonych napisach końcowych i utwierdziło mnie w mym osądzie.
To podobny moment uderzenia konkluzją w pysk jak wtedy, gdy posoliłem sobie kawę po ograniu Snipera 2.
Dobrze się czytało, choć może brakło trochę obiektywizmu. Grałem tylko w AC II, może dla tego nie czuję aż takiego znużenia (gdzieś w połowie wątku jestem).
1) Konstrukcja fabuły jest naiwna, wolałbym wątki z mordem, gwałtem i rabunkiem, ale zrozumiała. Chwilami – pa przykład gdy Brytole próbują kontrolować Nassau – wciągająca
2) Misje czasem są powtarzalne, to fakt – ale potrafią też wciągnąć. Całkiem sympatyczna misja na bagnach w temacie zdobycia lekarstw dla Nassau na przykład.
3) Walka okrętów mnie, żeglarza, aż boli. Kierunek wiatru nie ma wpływu na zachowanie okrętu, działa strzelają z częstotliwością M1A1, upgrade statku jest historyczną bzdurą. Bryg atakujący Man’o’War?? Ja nie mówię, żeby robić pełną symulację, zwrot przez rufę na brygu potrafi zająć 20 minut, ale można to było lepiej wyważyć. I ten ruch na Karaibach jak na Marszałkowskiej w szczycie…
4) Misje podwodne są świetne, kapitalny powiew świeżości.
5) Nie wspomniałeś o aplikacji na Androida (i chyba iDiotOsa), która świetnie realizuje idee “Second Screen”. Jak to działa? Mamy dostęp do całej bazy danych Abstergo, możemy oglądać mapy skarbów, mamy synchonizowaną live “!!!” mapę z aktualnym położeniem Edwarda. W końcu możemy grać w mini-grę “Kenway’s Fleet”. Zdecydowanie nie zgadzam się, że nie przynosi ona profitów. Po odblokowaniu lepszych tras można spokojnie zrobić 10-20k reali w dobę.
Jak dla mnie gra ma klimat. Osobiście mnie wciągnęła, daję jakieś 8/10. Ale może dla tego że mam żeglarską fiksację.
P.S. Fenomenalne fale widziałem nie raz poza początkiem.
@michgre82
2) to jedna z tych kilku misji innych niż wszystkie,. Cała reszta to idź, podsłuchaj, ew. znajdź w tłumie, zabij. To samo misje morskie. Płyń, odszukaj, zatop. RAZ była eskorta trwająca z minutę.
5) Nie wiedziałem o apce. Tak czy siak, kasy nie będziesz miał wkrótce na co wydawać 😉 standard w serii. Nie zmaksowałem statku, bo musiałbym grindować materiały do tego, nie pieniądze, a to mnie znużyło, ciągle te same walki polegające na ostrzelaniu wrogich łajb, i ciągle takich samych abordażach. Ile można. bue
Fala poza tutorialem zdarzyła się dosłownie raz. Raz + tutorial daje dwa razy. Więcej ich nie widziałem.
Żaden klimat nie nadrobi tego, że siedząc przy tym człowiek się nudzi. Owszem, rozdzielając to między tych co serie znają, a nie znają, ci ostatni bawić się mogą przednio. Tyle, że się wynudzą. Nie bez powodu wspomniałem o Brotherhoodzie, który zwyczajnie jest lepszy. No, ale wiadomo : )
ah, no i dziękuję 😀
Jak lubię Twoje recki, tak z tą się totalnie nie zgadzam. Psioczysz, że za mało zmian… – przecież to AC! co mieli z tego RTS’a zrobić? Ekspienie statku to jedna z przyjemniejszych rzeczy w tej części. Wysokie fale tylko w tutorialu? No błagam cie – najwyraźniej się nie przyłożyłeś. Ja na sztorm trafiłem kilka razy w tym raz podczas dosyć sporej potyczki z kilkoma statkami – szalenie frustrujące 🙂 Fabuła też jest IMO dosyć zjadliwa, nie nuży.
@BartekWisniewski
😀
nie, że RTSa, ale wystarczyłoby powciskać ciekawsze misje. Co jest ciekawego w ciągłym bieganiu z miejsca A, żeby dojść do B i zabyć ziomka C, bez jakiejś finezji. Zazwyczaj starczy z dachu go ustrzelić :s i tylko JEDNA misja odbiega od tego schematu. JEDNA.
Porównaj sobie misje z poprzedniczek, wspomniane zabójstwo w Koloseum, albo na festiwalu w AC2. Tu coś takiego nie istnieje, a wszystkie misje wyglądają jak zlecenia, które dostajemy od gołębi.
Jeśli ktoś kręcił nosem na te zlecenia przy okazji poprzednich części, tym razem czeka go niespodzianka, cała gra się na nich opiera.
Jak mogłem się nie przyłożyć? 😀 Były sztormy, były trąby, fal nie było ;D
@Nitek
fal nie było bo masz wersję deluxe. Zapłaciłeś żeby mieć spokój na morzu 😛
@Marcin O
chciałem mieć standard edyszon ;___;
a to hultaje!
@BartekWisniewski
Nitkowi chodziło o wtórność w walkach, a właściwie w kolejkach do walki jak w mięsnym za szynką ( lub karpiem ) . Faktycznie jest strasznie wtórnie przy abordażach. Strzelasz do statku , robisz abordaż i tylko kwestia zabicia 5, 10 czy ilu tam przeciwników aby przejąć statek. Szczególnie jak ma się potężną bitwę morską z kilkoma statkami na raz. Masakrowanie po kolei i oglądanie tych samych animacji potrafi znużyć. Znużyć do tego stopnia, że wczoraj zamiast AC odpaliłem sobie battlefielda 😛
Ciekawe. Nie spodziewałem się, że osobę, która zrobiła Arkham City na 100% jest w stanie znudzić jakakolwiek gra 😉
PS Jak dla mnie to szału nie ma, ale gra mi się bardzo przyjemnie. BF pokazuje, ze zrobiłem go na 30% i póki co mam ochotę kontynuować, i to robiąc calkiem sporo zajęć pobocznych. Dla mnie 8/10 na szynach.
@Kirq
Ale on nie ma AC na 100%…
@Kirq
Trzy razy! Nie odbieraj mi tego! Trzy razy zrobiłem na 100% !
😉
—ed
yerz, chodzi o o 100% w statystykach, nie platynek czy co stam Steam wypluwa z siebie na koniec…. oh wait, nic nie wypluwa. meh
@Nitek
Jako Acziwment whore, śmiem twierdzić inaczej 😛
@Yerz
yeah, jestem PS3 ex-trophy whore, zresztą mówiłem, że na końcu drogi acziwkowej Parówkowej nie ma marchewki mówiącej, ej jesteś super, zdobądź mnie. Dlatego nie chce mi się, a jedyne co mam na setkę wg Steama to The Walking Dead.
Na PS3 to miałem… zmasterowane Assassyny 2/brotherhood, a potem już rąki opadły i nie chcą się podnieść i masterować się nie chce..
@Nitek
Jak nie ma, jak (już) jest. Wystarczy zdobyć 10 level na Steamie i już się można chwalić światu, ile to perfekcyjnych gier się ma na koncie, vide
@MusialemToPowiedziec
ale to nie jakiś specjalny znaczek tylko zapchajdziurka, cyferka w sensie. Poza tym nie ma kiedy. Już nie.
Jestem pełen podziwu dla Szanownego Recenzenta, ja kopipastę zwęszyłem w AC1 jak się wybrałem z miasta A do B i nie dałem rady więcej odgrywać tych samych misji w zmienionych okolicznościach przyrody. Raz nawet przysiadłem do którejśtam części (italy flavoured), ale skończyło się szybkim alt+f4 jak tylko zobaczyłem, że zmieniło się nic….
AC to taki CoD tylko, że od Ubisoftu (chociaż CoD jest bardziej strawny i na szczęście krótki).
“sos tysiąca takich samych wysp”
“kwadrans temu Bambi zrobił pod nimi kupę i pognał na zachód”
“pistolety przyklejone do gołej klaty Edwarda. Człowiek magnes, bitch”
😀 Dobrze że już po 15 to większość współpracowników sobie poszła i mogę parskać śmiechem nie niepokojąc nikogo. Ochroniarzy nie liczę bo mają po 100 lat i głusi są…
A, nie grałem w żadnego Asasyna. Chyba kiedyś na płytce do CDA dodali coś, muszę przy okazji zerknąć…
@brum75
Zabawne, jak fakt magnetycznych broni w 99% gier nikomu nie przeszkadza – niczym przysłowiowej baletnicy 😛
Co zabawne, mi to znacznie bardziej przeszkadza niż nieskończenie duży kieszenie…
@MusialemToPowiedziec
Też mnie to cholernie razi, a jedną z moich ulubionych rzeczy w Batmanach były drzwi, które nie tylko są otwierane, ale jeszcze zamykane (!!!) przez bohatera po przejściu przez nie. Coś, w co ktoś mający styczność z drzwiami tylko w grach video mógłby nie uwierzyć.
@Mindestens
Człowiek magnes, bitch, bardzo proszę.
@Nitek
No to teraz już wiem, że taka klata przyciąga nie tylko kobiety, ale i broń palną.
Zawsze mnie to dziwiło we współczesnych szczelankach, że nawet jak mają model postaci z kamizelką, na której umocowuje się karabin, to gość dysponuje albo modelem samoprzylepnym do pleców, albo materializującym się siłą woli w łapach.
Stawiam, że chodzi o jakąś kolizję obiektów, skoro często nie potrafią nawet zrobić tak, żeby wszystkie modele były poprawnie trzymane w łapach, ale dla mnie dopóki takie rzeczy nie będą robione jak należy to to jest gówno, a nie next-gen.
@Mindestens
No to akurat jest klasyką gier- wchodzisz za jakies drzwi, nowy level sie dogrywa i nagle nie mozesz ich otworzyc, nie mozesz sie wrocic. Nie igra sie z klasyka 🙂
„Boże, ale ten Assassin jest nudny” Czyli seria wraca do korzeni, bo dokładnie takie myśli miałem grając w jedynkę.
@Mariosgh
takoż samo, po kilku godzinach w jedynce miałem dość, zwłaszcza skrytobójstwa w środku dnia w domu gościa gdy patrzy na to 500 osób a ja tu jeszcze wdaję się w półgodzinną dyskusję z umierającym klientem. Wiem jak wygląda praca zabójcy, grałem w Hitmana, i to nie jest to. Ładne widoczki mnie nie ruszają, dlatego sobie wszystkie kolejne Assassiny darowałem.
@serafin
Powinno brzmieć: Grałem w Hitmana, więc wiem jak wygląda praca zabójcy, dziwko.
No, jak człowiek musi zrobić 100% gry gdzie (jak w każdym sandboxie) połowa to robienie tych samych rzeczy po raz n-ty, to można się faktycznie znudzić. Ja nigdy nie dobijam do 70 nawet. Dajcie mi recenzję gdzie gra zmieści się w max 15 godzinach to ją wtedy zrozumiem.
@projan
Przez piętnaście godzin robisz max 6/7 różnych misji na krzyż wciąż i wciąż. Koniec końców okazuje się, że rodzajów misji w wątku głównym jest z trzy, a pozostałe to jednorazowe wyskoki. To właśnie główny problem assassina 4. Nudzi niezależnie od tego co robisz, bo każda misja jest taka sama, w wątku głównym razi to tym bardziej.
Poza tym, wciąż i wciąż.
no i kto musi?
@Nitek
Kurcze, Już trójeczka wydawała mi się wtórna… No ale jak tak szybko się wydaje kolejną odsłonę to ile można w niej zmienić?
No nie musi. Robić stówki.
@projan
No, nie musi acz czasem lubi 😉 AC to można rzec, tradycyjnie. Chyba, że jest taką kapą jak Revelations. Jezusie jak się tam umordowałem, żeby w ogóle skończyć.
– w 1 nie grałem, bo mówili, że nuda;
– dwójka miała być dużo lepsza ; pograłem kilka godzin i była nuda;
– kolejnych kilka części (sam nie wiem ile – produkują to chyba co roku… jak króliki, k****) odpuściłem sobie, bo mówili, że jest podobnie jak w AC2, czyli dla mnie nuda.;
– przedostatnia część miała być kupą polaną miodem w postaci bitew morskich. uznałem, że to za mało i olałem;
– najnowsza część miała składać się głównie z miodku (morskie przygodny) więc pełen nadziei czytałem pozytywne recenzje. ba, nawet oceny typu “GOTY 2013” się pojawiły! powoli oswajałem się z myślą o ruszeniu w morze, a tu taki klops: wychodzi Nitek i mówi, że nuda. I kupa. straciłem wszelką nadzieję – AC nigdy nie wydobędzie się ze swojej kupowatości i nudnawości. Amen.
PS mapka z wyspami mówi wszystko. kuźwa, stworzyli 2 wyspy i powielili je kilkanaście razy! to jest… ja p… k… na to nie ma słów. nic dziwnego, że mogą to dziadostwo co roku wypuszczać i łoić kasę.
Ja tam gram i mi sie podoba. Pierwsza czesc gralem raptem 2h, pozostalych nie tykalem.
Tu urzekl mnie klimat karaibow i zaglowcow… takie rozbudowane “Pirates!” z ladna grafika. Jedna z nielicznych gier, ktore chce przejsc do konca 😉