Recenzja – Deponia (trylogia)

Havlo dnia 26 listopada, 2013 o 12:00    38 

Pewnego jesiennego popołudnia człowiekokoń (w sensie człowieko-koń, nie człowiek-okoń) zapytał mnie: Hej, może zrecenzowałbyś Deponie? Odpowiedziałem:  Trzy razy tak!

Philosoraptor pyta:

philosoraptorrr

Otóż Niemcy, którym nie widzi się wirtualne mordowanie swoich, mogą śmiało grać w rodzime przygodówki. Po The Inner World od Studio Fizbin, przyszło mi zagrać we wszystkie trzy części Deponii wydanej przez Daedalic Entertainment. Do tej pory nie uważałem się za wielkiego fana przygodówek, głównie z uwagi na konieczność żmudnego przeklikiwania się przez liczne lokacje, szukania przedmiotów, łączenia ich w totalnie wymykający się jakiejkolwiek logice sposób i częste w związku z tym przestoje w fabule.

Mówiłem o braku logiki! Po co celownik skoro jest zamocowany ponad oczami delfina-torpedy?

Mówiłem o braku logiki! Po co celownik skoro jest zamocowany ponad oczami delfina-torpedy?

Huzzah – good things come in threes!

Wszystkie trzy części gry („Deponia” „Chaos on Deponia” i „Goodbye Deponia”) tworzą spójną całość i opowiadają jedną historię, dorzucając rzecz jasna sporo wątków pobocznych. Jako główny bohater Rufus – człek bez grama autorefleksji (że o samokrytyce nie wspomnę) próbujemy wydostać się z syfiarskiej Deponii. Syfiarskiej w sensie dosłownym. Jest to miejsce zbudowane z odpadów, które walają się w każdym możliwym kącie. Rzekomo Deponia jest inspirowana m.in. „Światem Dysku” Terry’ego Pratchetta, więc chyba słusznie ta kreacja przywodzi mi momentami na myśl steampunkowe klimaty. Rufus nie ma cienia wątpliwości, że jest stworzony do wyższych celów niż bezcelowe, przeciętne życie na wysypisku. Jego idée fixe, jest jak najszybsze opuszczenie Deponii na rzecz Elizjum, krainy szczęśliwości, unoszącej się w przestrzeni ponad głowami deponian, gdzie żyje się lepiej. Wszystkim 😉 Nie wiadomo czy bardziej zależy naszemu bohaterowi na tym, by dać nogę z Deponii bo ma jej dość, czy też priorytetem jest ucieczka przed jego demoniczną dziewczyną, która przez swoje pesymistyczne (a może jednak realistyczne…) podejście, co rusz podcina skrzydła Rufusowi marzącemu o podboju Elizjum. Tak więc zapoznajemy się z naszym bohaterem w momencie, kiedy startuje skonstruowaną przez siebie rakietą, obierając azymut na Elizjum. A potem to już standard – drobny szczegół powoduje, że akcja się komplikuje, fabuła bierze zakręt z piskiem opon i wtedy już tylko ratujemy świat przed zagładą.

d1

Atrakcyjne śmieci

Co się tyczy samej rozgrywki to Deponia jest klasycznym point and click. Zacząłem w nią grać bezpośrednio po ukończeniu The Inner World, więc czasem pozwolę sobie odnieść się do tej produkcji w celu porównania. Więc pierwsza rzecz, która przemawia na korzyść gry od Daedalic – poruszanie się między lokacjami jest znaaaacznie płynniejsze i szybsze niż w TIW, co nie powoduje znużenia w momencie kiedy jest konieczność przeskakiwania z jednego miejsca w drugie. Naprawdę ma to dla mnie duże znaczenie, bo niestety czasu na samą rozgrywkę mam ostatnio niestety niewiele, więc każda minuta stracona na cokolwiek innego niż czynna gra boli niemiłosiernie. Tutaj całe szczęście takiego problemu nie ma. Kolejnego plusa notuje Deponia, (choć TIW również nic tu nie można było zarzucić) jeśli idzie o grafikę. Ręcznie rysowana, kolorowa, ciekawa – jednym słowem wunderbar! Świat stworzony przez grafików Daedalic Ent. mimo że „zaśmiecony” może się podobać i mnie osobiście się podoba, nie zmieniłbym tu absolutnie nic.

Tak samo dobrze jak tła narysowane są postaci, i także sprawiają przyjemne dla oka wrażenie. Jeśli chodzi o nadane im charaktery, to jednak nie wszystkie postaci są sympatyczne, nie wyłączając z tego grona naszego głównego bohatera. Jest to typ upierdliwca, narcyza i zatwardziałego egocentryka i tylko jedna osoba jest w stanie sprawić, że czasem zdarzy mu się zastanowić nad swoim postępowaniem. Jest to Goal, piękna przybyszka z Elizjum, w której Rufus jest beznadziejnie zakochany. Goal również znalazła się na planecie-śmietnisku wskutek działań Rufusa, który bynajmniej nie wysłał jej zaproszenia na Deponię, ale strącił Goal przypadkiem z krążownika latającego nad nią, choć on sam ma na ten temat swoje, raczej odmienne od reszty świadków zdanie. Mimo swojej niezdarności i megalomanii postać Rufusa z czasem daje się polubić i po ukończeniu pierwszej części gry, od razu zabrałem się za kolejną, bo byłem ciekaw dalszych losów jego samego i jego współtowarzyszy. O czymś to jednak świadczy, jeśli postaci nie nudzą, pomimo spędzenia z nimi dobrych kilku godzin.

d4

Układanki, przekładanki, zgadywanki

Interfejs gry jest stosunkowo prosty i intuicyjny, w zasadzie również najlepiej będzie go opisać słowem „klasyczny”. Lewym przyciskiem myszy wykonujemy akcje, prawym podglądamy, scrollem lub kliknięciem na przycisk otwieramy ekwipunek. Co ciekawe, w drugiej części trylogii – „Chaos on Deponia” musimy użyć menu opcji gry do rozwiązania jednej z zagadek. Uważam to już za lekkie przekombinowanie, ale być może ubodło moje ego to, że bardzo długo zajęło mi zanim wpadłem na to rozwiązanie. Same zagadki i zadania powiedziałbym że są na rozsądnym poziomie trudności. Są rzecz jasna te mniej i bardziej oczywiste, ale przestój w grze i próba kombinowania z łączeniem losowych przedmiotów, żeby posunąć się dalej nie zdarza się często, choć przynajmniej ja miałem kilkukrotnie takie momenty. Po ukończeniu pierwszej części gry, łatwiej jest załapać schematy jakimi musimy się posługiwać i dalej jest już nieco prościej. Podczas rozgrywki co jakiś czas pojawiają się zadania – minigry, które możemy albo rozwiązać, albo zdecydować się na ich pominięcie. W większości przypadków próbowałem rozwiązać je samodzielnie, ale w jednej czy dwóch wymiękłem. Chcesz być true gamerem, to się męcz, nie chcesz – kliknij „X” w prawym górnym. Jest to ukłon w stronę graczy casualowych, co zapewne część z nich doceni.

d2

Zdecydowanie nie-boska komedia

Co do tempa akcji muszę przyznać, że tutaj również Deponia zdobyła moje uznanie. Bardzo brakowało mi przyspieszenia akcji w poprzednio recenzowanym przeze mnie TIW, natomiast tutaj uszanowanko w stronę scenarzystów. Na początku akcja rozwija się wolno, ale równomiernie, żeby później przyspieszyć i nie pozwolić się oderwać, aż do wyczekiwanego ukończenia gry. Stopniowanie tempa akcji to jest zdecydowanie to, czego przygodówkom potrzeba, bo w innym układzie potrafią zanudzić.

Drugim czynnikiem wpływającym pozytywnie na grywalność Deponii jest humor który zaserwowano graczowi. Myślę, że trafnym określeniem będzie komedia pomyłek w trzech aktach. Humor słowny, sytuacyjny, interakcja z graczem w momencie, kiedy wymyśli wyjątkowo głupie zastosowanie lub połączenie przedmiotów – wszystko na poziomie tak absurdalnym że aż chce się w tej bzdurze uczestniczyć.

Do drobniejszych mankamentów zaliczyłbym zbyt długie dialogi. Czasem ciągną się niepotrzebnie, kiedy już wszystko co chcieliśmy wiedzieć wiemy, a wszystkie zabawne kwestie zostały już wypowiedziane. Czasem również zdarzał się bug powodujący dublowanie obiektów w danej lokacji, ale nie działo się to często i nie przeszkadzało w rozgrywce, a jeśli mnie pamięć nie myli, to tę przypadłość zauważyłem chyba tylko w drugiej części gry. Za te dwie rzeczy po minusie.

d3

Podsumowując. Wydaje mi się, że po przygodzie z trzema odsłonami Deponii, gatunek gier przygodowych, który zarzuciłem już jakiś czas temu znów staje mi się bliższy. Nie sądziłem, że wciągnę się do tego stopnia w tę historię. Jeśli ktoś lubi, lub chce polubić point and clicki, do tego bawi go absurdalne poczucie humoru, to polecam gorąco Deponie. Sam będę baczniej śledził wychodzące nowe przygodówki, szczególnie te od Deadalic Ent, bo wszystkie trzy Deponie dały mi naprawdę sporo frajdy. Co może być jeszcze istotne w przypadku gier, gdzie czasem wypadałoby zrozumieć dialog, bądź gdzie chcemy upajać się czarnym humorem bohaterów – dwie pierwsze części posiadają spolszczenie w postaci napisów, natomiast trzecia część, z tego co zdążyłem się rozeznać, takiego spolszczenia nie posiada i najprawdopodobniej posiadać nie będzie nigdy.

P.S. Na koniec wisienka na torcie, chłopak z gitarą i niesamowitym talentem wokalnym, towarzyszący nam od początku do końca rozgrywki. Możliwy spoiler pierwszej części na końcu piosenki, więc kto nie chce sobie popsuć zabawy niech nie słucha. Huzzah!

Czasy przejścia: 

Deponia: 7h

Chaos on Deponia: 8h

Goodbye Deponia: 8h

me gusta

Grę dostarczyło Deadlic Entertaiment.

Dodaj komentarz



38 myśli nt. „Recenzja – Deponia (trylogia)

  1. mr_geo

    Odpowiedź na pytanie philosoraptora jest akurat banalnie prosta – Niemcy grają w gry w których Niemcy bronią się przed Rosjanami/Anglikami/Polakami/Amerykanami lub biorą do niewoli Francuzów. 🙂

    Co do “Deponii” – rzeczywiście miła przygodówka (co przyznaję nawet jako niezbyt duży miłośnik tego gatunku), chociaż ma dłuzyzny. I kłopoty z działaniem na grafie NVidii montowanej w lapkach (testowane na trzech róznych egzemplarzach).

  2. serafin

    Jedno The Book of Unwritten Tales > wszystkie trzy Deponie moim zdaniem. Rufus jest całkowicie odpychający a śliczniutka graficzka w końcu się jednak nudzi. Przeszedłem wszystkie trzy, ale tylko w pierwszą grałem dla przyjemności, pozostałe dwie już z przykrego obowiązku zaliczałem.

    1. nacho66

      @serafin

      Fakt, The Book of Unwritten Tales to bardzo przyjemna przygodowka. Nie wiem natmiast czy lepsza od Deponii, do ktorej przyznam, ze czuje spore zniechecenie widzac, ze zrobila sie z tego trylogia. 24 godziny z tym samym w zasadzie point & clickiem to ponad moje sily. Niestety, mimo, ze koncept p&c uwielbiam, nie jestem w stanie wytrzymac przy tego typu grach dluzej. 10 godzin to juz jest max i zreguly dociagam na zasadzie ‘no dobra, kiedy koniec?’. Cokolwiek dluzszego odstawiam w polowie na ‘pozniej’ i jak wracam to nie pamietam fabuly 🙂

  3. Caldur

    Fajna recenzja, w sumie wszystko co trzeba było zostało zawarte 🙂

    Jestem w trakcie pierwszej części, a że nie należę do specjalnie bystrych to podejrzewam, że w moim przypadku to będzie raczej 7x3h i to z pomocą solucji 😉
    Grafika, dialogi, a nawet głosy są faktycznie pierwszej klasy. Animacja mogłaby być lepsza, ale mówi się trudno.

              1. projan

                @maladict

                Pewnie znacie tą bajkę o śrubce?
                “Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, za siedmioma morzami było sobie królestwo. Jak to w królestwie bywa, rządzili tam Król z Królową. Jednak para monarsza była zasmucona brakiem męskiego potomka. Po wielu latach prób Królowa stała się wreszcie brzemienna i powiła pięknego synka. Następca tronu – Książę był malutki, piękniutki i… miał jedną wadę – zamiast przyrodzenia miał małą, złotą śrubkę.
                Dorastał nasz Księciunio w komnatach królewskich, nie zbywało mu mleka ni miodu ni ptasiego mleczka, lecz zmartwienie Króla i Królowej – złota śrubka – jak była, tak była. Pytano o rady czarowników i golibrodów, kowali i innych “fachowców”, lecz na próżno.
                Gdy Książę podrósł i zaczął się interesować płcią odmienną, zainteresował się również swym defektem i trafił, za radą pewnego wędrownego magika, do Wyroczni co mieściła się w lasach niedaleko zamku. Wyrocznia, jak to wyrocznia, powiedziała tak:
                “Książę! Musisz iść za siódmą górę, za siódmą rzekę, za siódme morze. Znajdziesz tam starodawną świątynię. W tej świątyni znajdziesz rozwiązanie swego wstydliwego problemu.”
                Jak Wyrocznia kazała, tak Książę zrobił. Żegnany łzami Królowej Matki i dobrymi radami Króla wyjechał z rodzinnego zamku. Jechał przez siedem gór, siedem rzek, siedem mórz i w końcu dotarł do pięknej doliny, na dnie której faktycznie znalazł starodawną Świątynię. Zszedł z konia, wszedł do Świątyni i znalazł w niej wielki ołtarz. Przyjrzał się dokładniej i dostrzegł na ołtarzu niewielki sarkofag z czarnego kamienia. Otworzył go z niemałym trudem i znalazł ZŁOTY KLUCZ!!
                Wziął ten klucz, odkręcił swoją śrubkę i… mu… dupa odpadła!”

        1. Goblin_Wizard

          @Nitek

          Do tego jeszcze napisałem komenta przed przeczytaniem innych w tym temacie. Opuściłem się ostatnio muszę przyznać.

          btw Od wczoraj huczy w necie o tym, że Angola zakazała wyznawania Islamu na swoim terenie i jak to reszta krajów powinna pójść za ich przykładem. Może chciał by Pan o tym porozmawiać? 😉

            1. Goblin_Wizard

              @Nitek

              Mówisz, że temat nie pasi? 😉 Ostatnio jakoś tak spokojnie jest, że aż za spokojnie. Taki temat mógłby trochę rozruszać towarzystwo, hehe. No, ale kary lekko przerażające. Szczególnie to “coś” brzmi niepokojąco. 🙂
              Lubić to Was lubię, ale lubiłbym jeszcze bardziej gdyby od czasu do czasu dało się wpuścić jakiś gorący temat. Strasznie ostatnio ściskacie poślady i jak tylko pojawi się jakieś odstępstwo od “jedynie słusznej linii partii” to od razu ciężka łapa cenzora to dusi. A takie były kiedyś fajne dyskusje… eeech.

              1. Goblin_Wizard

                @Nitek

                Wiem, że tłumaczyłeś. A chodzi o to, że na stronach politycznych jest cała masa chamstwa, kretynów, klakierów jednej czy drugiej opcji i nijak nie da się kulturalnie podyskutować bez inwektyw, mieszania z błotem, itp. Tutaj się dało dopóki było można. Szkoda, bo przez to gikz traci trochę ze swojego oryginalnego powabu.
                Szkoda też, że stosujesz podwójne standardy (patrz niedawny temat petycji w telewizji śniadaniowej). Skoro tamto to dla Ciebie nie była polityka to dlaczego religię uważasz za politykę?

Powrót do artykułu