To będzie krótka historia o alkoholu. Taka, jakich wiele wysłuchacie zapewne po nocy Sylwestrowej, a może i później. Historia o tym, że lubię pić (w Sylwestra). Z ludźmi. W granicach normy i (zwykle) także w granicach przyzwoitości.
Historia zaczyna się stosunkowo późno, bo “pewnego” roku, gdy świeżo po maturze postanowiłam zdawać na najlepszy (dla nadwrażliwych) kierunek na uniwersytecie. Studiowaniem filologii polskiej oczywiście byłam bardzo zainteresowana jedynie chwilowo, bo bardziej niż literatura średniowiecza i staro-cerkiewno-słowiański intrygowało mnie wówczas moje życie uczuciowe, wewnętrzne i towarzyskie. Poszłam więc na studia, na których zajęta byłam głównie czytaniem i rozmawianiem o literaturze oraz prowadzeniem nierównej walki z żeńskimi hormonami. Hormony te sprawiały, że raz miałam ochotę żyć w świecie z ludźmi, a raz bez nich i w każdym z tych dwóch stanów czytałam wiersze w ilościach przekraczających możliwości percepcji normalnego człowieka. Jak Anna Maria Jopek chciałam, aby jednocześnie były święta i czereśnie, chciałam żyć na jawie i we śnie – jednocześnie). No ale przyszła pora na normalność.
Jeszcze mi wina nalej – pijmy bez słów,
jeszcze, jeszcze.
Trzeba zapomnieć tyle zdarzeń i snów,
zgubić, by znaleźć je znów.
Na pierwszym roku studiów pierwszy raz w życiu się upiłam. Winem. W jakiejś bramie. Nie z byle kim i nie przypadkiem. Z mężczyzną, z którym potem kilka miesięcy byłam w związku bez sensu i celu (choć o dziwo, przy okazji pisania tego tekstu uświadomiłam sobie, że rozstaliśmy się z powodów, których nie umiem sobie przypomnieć). To było chyba trochę tak, jak u Magdy Umer i Andrzeja Poniedzielskiego. Jednego dnia „nie ma takiej dali, która nas oddali”, drugiego nie było już „żadnej bliży która nas przybliży”. I tak na przemian, parę lat, aż się sypnęło całkiem. Ale co się narozprawiałam o życiu, książkach, muzyce, filmach i… co się napiłam wina, to moje. Tak się zaczęło moje głębokie uczucie do tego trunku. Z tą różnicą, że z czasem zaczęłam sięgać po butelki z coraz wyższych półek (choć i tak moje ulubione w tej chwili to półka bardzo średnia), a i towarzyszy do wina zaczęłam dobierać ostrożniej. Najlepiej z koleżanką.
Wino to alkohol idealny do zwierzeń. Lekarstwo na skołatane serce i wszystkie nerwobóle. Na rozstania i powroty. Sprawdza się jako dodatek do przyjaźni, do miłości, wszędzie tam gdzie piwo mogłoby być zbyt ordynarne; sprawia, że kanapa zamienia się w przenośny konfesjonał barowy. To lek na rozpadające się związki i na te całkiem nowe, zapowiadające się świetnie, i te z niedopowiedzeniami też. Na spotkanie z siostrą i randkę (np. na dachu altany). Wypijane zimą w parku koło szpitala psychiatrycznego, jesienią w pokoju hotelowym, wiosną w lesie, czy latem nad jeziorem. Z kieliszków (to preferuję), plastikowych kubków, szklanek, z gwinta, albo prosto z ust. Jakkolwiek. Wino jak żaden inny alkohol zbliża ludzi. Wraz z wzrostem procentów zaczyna się z czasem notować już nie każdą, ale co drugą reakcję na chwytanie za rękę, by potem dotyk taki potraktować już jako całkiem naturalny (choć zwykle weryfikuje to raczej poranek). Wzrost procentów daje nam wymówkę, kiedy przy jakimś facecie z rąk lecą (nie wiedzieć czemu) różne przedmioty. Przecież wiadomo dlaczego tak – przez wino. Najczęściej przez czerwone i wytrawne. Wino to czasami jedyny przepis na to, by nie żałować ludziom serca. I słów. Zwłaszcza na koniec dnia. Właśnie tak, jak śpiewa Kasia Groniec (ej, ej, byłam na jej koncercie „ZOO” – polecam każdemu)
Do Melodii dorzucam jeszcze Davida Graya
Only the wine talking
Only the wine
Head spinning, mouth open
Time after time
nie wiem, ile butelek piwa
wypiłem czekając, aż rzeczy
przybiorą lepszy obrót (Charles Bukowski)
Piwo ponoć stworzył ktoś, kto chciał by ludzie byli naprawdę szczęśliwi. Bóg. Albo ktoś tam. Frank Zappa wygłosił pewną mądrą myśl o tym, że nie liczy się żadne państwo, które nie ma swoich linii lotniczych i …. swojego piwa. I trudno nie przyznać mu racji będąc w Czechach na przykład. Albo… Na Litwie. Z racji tego, że wszystkie polsko-brzmiące marki są obecnie w rękach Francuzów, Niemców, Duńczyków czy innych takich… z radością zareagowałam na swoisty boom na piwa regionalne. Z małych (a potem i coraz większych) zakładów. Oczywiście, że wścieka mnie koleś, którego piwo wylewał Wojtek Tochman (kłóćcie się ze mną, ale cały mini-event uważam za bardzo zasadny), wścieka mnie jego głupota, ale piwo z jego browaru uwielbiam. Tak samo jak to z Miłosławia czy z Raciborza. Zresztą w piwie uwielbiam to, że pije się je zupełnie inaczej niż wino. Uzależnia raczej mężczyzn niż kobiety, a sporo historii z piwem w tle napisał wspomniany wyżej Charles Bukowski – znacie tego Pana? Szowinista, wredny typ, żadnej kobiecie bym go nie życzyła. Ale… pisać potrafił jak mało kto.)
Dla mnie piwo to trunek raczej „na miasto”. Świetny pomysł na szybko skołowaną imprezę (Ej, idziemy po pracy na piwo? Nie idźmy na wykład. Chodźmy się napić). Mistrzostwo w tej kategorii osiągnęłam również na studiach z dziewczyną, która 3 lata była mi najbliższym kompanem, do tańca i do różańca, bo zarówno piw wypiłyśmy w hektolitrach jak i … dzbanków mocnej czarnej kawy przed każdym kolejnym egzaminem, na które zawsze (nie wiedzieć czemu) uczyłyśmy się dopiero w noc poprzedzającą sądny dzień. Moja M. jak nikt inny rozumiała, ze „przecież idziemy tylko na jedno, i kupujemy je na pół” więc na pewno nie wpłynie to na naszą percepcję i nie nam zburzy planów nauczenia się 200 stron wykładów. Co z tego, że tego jednego, rozlewanego zawsze na pół było zwykle kilka kolejek, a i studencki brak funduszy niespecjalnie nam przeszkadzał, wszak znało się knajpy, gdzie nam, przyszłym filolożkom, tym gwarantującym przyszłość narodowi (bezrobotnemu) dawali na krechę. Piwo nigdzie nie smakuje tak świetnie jak w barze, wśród znajomych. W takich barach, w których wszyscy się ze sobą przyjaźnią, mimo, że nie pamiętają swoich imion (bo i na co to komu), a każdy piątek to jak nowe życie, nie wiadomo, z kim zasiądziemy i z kim pójdziemy w tany. Piwo. Prosto z kranu, zimne i z bąbelkami, z sokiem lub bez, w dymie papierosów (od niedawna tylko w strefach dla palaczy), przy barze pite, skąd można celować spojrzeniami w każdy kąt knajpy i wypatrywać co ciekawszych…rozmówców na wieczór. Piwo lane przez barmana, takiego, jak z piosenki Maleńczuka (uwaga, melodia dnia kolejna), takie piwo piło się wyłącznie w czasach studenckich, prawda?
Dzisiaj nie smakowało mu nic prócz wódki samej, która była – jak zawsze – niezawodna i przewidywalna. Niczego nie obiecywała prócz chwilowego raju upojenia i długiego piekła kaca. Stawiała sprawę jasno: wystawię ci jutro rachunek tak wysoki, jak wielkie będzie twoje szczęście dzisiaj. (Marek Krajewski)
Z wódką niewiele mam historii. Niewiele takich do opowiedzenia tutaj. Ale przyznam, że bardzo się cieszę, że bezpowrotnie minęły czasy koncertów na świeżym powietrzu, w czasie których słuchałam muzyki popijając kolejne piosenki wódką przemycaną przez znienawidzonych przez moją mamę kolegów, w butelkach po coli. Wódki nie cierpię, nie potrafię jej pić i zwykle za szybko uderza mi do głowy. Ponoć są sposoby na to, by uderzała wolniej (z tego miejsca pozdrawiam Pana Policjanta, który na imprezach popijał wódkę ciepłą herbatą!).
Wódka oczywiście smakowała Bukowskiemu. Jak każdy jeden alkohol. Ponoć pomagała mu zrozumieć kobiety. Kobietom raczej nie smakuje, bo one już wystarczająco siebie rozumieją…Iść krok dalej to jednak pewne niebezpieczeństwo. Bukowski w książce pt. Kobiety napisał właśnie to trafne zdanie (odnosząc je potem do problemów z kobietami):
Na tym polega problem z piciem. Gdy wydarzy się coś złego, pijesz, żeby zapomnieć. Kiedy zdarzy się coś dobrego, pijesz, żeby to uczcić. A jeśli nie wydarzy się nic szczególnego, pijesz po to, żeby coś się działo.
Z wódką niewiele mam wspomnień. Wiem o niej tyle, że pijąc ją z chłopakami, z którymi nie ma się o czym rozmawiać, swobodnie w miarę można udawać, że jest się głupszą niż w rzeczywistości. Tym samym nie sprawia się im zbyt wiele przykrości. Trzeba przy tym bardzo uważać (przy głupich facetach i głupich kobietach również), bo wódka zaburza percepcję bardziej niż cokolwiek innego. Jednoczy ludzi czasami na chwilę, a potem z tego tytułu są problemy. Teraz uwaga, bo świat się kończy! Na Gikzie (już drugi raz) będzie WIERSZ.
Mówisz o sercu i o duszy
ja o mózgu i o genitaliach
mówisz o miłości i intymności
ja o interesach ciała
mówisz o bezbrzeżnej tęsknocie
ja o deficycie energii
mówisz nie gdy rozpinam twoja bluzkę…
ale niech żyją różnice
dzięki nim możemy się zjednoczyć na tę noc.
(M. Czyżykiewicz)
I Bukowski. na zachętę, dla odważnych:
Miałam w planach napisanie Wam jeszcze paru słów i z whisky, z rumem czy innym takim, ale … ja ich nie pijam. Bacznie obserwuje jednak mojego męża, którego co niektóre streamy popijane whisky brzmią tak jakby bardziej “swojsko”, jakby z kolegami w fotelu siedział i do tego palił cygaro. Zresztą w zanadrzu pewnie Wy macie takowe historie i refleksje, wiec jak na filologa przystało – oddam Wam te rozdziały do „omówienia”. Napisałabym też o ginie, ale zwyczajowo tak bardzo rozcieńczam go tonikiem, że nie bardzo kojarzę jego smak.
Po co napisałam ten tekst? Wyprzedziłam poniekąd internetowe historie, których jutro będzie wszędzie mnóstwo. Ile piw wypiłeś? W życiu się tak nie nawaliłem! Ale była impreza! Po flaszce na głowę! Takich wyznań to nigdy nie brakuje. Ale zwróćcie uwagę na to, że wszystkie te historie z alkoholem w tle są ważne, fajne i ciekawe, tylko dlatego (albo tylko wtedy), gdy alkohol był dodatkiem. Więc żeby tradycji stała się zadość – za niedługo uzbrojeni w ulubione alkohole wyruszycie na domówki, albo zasiądziecie przez TV z żonami i dziećmi w drugim pokoju (dzieci w drugim pokoju, żony obok – żeby nie było niejasności 🙂 – życzę Wam żebyście mieli obok siebie fajnych ludzi do wznoszenia toastów.
O, takich na przykład
(bo z innych to raczej “w naszym wieku” się już wyrasta).
A jeśli zabalujecie dzisiaj, to mam nadzieję, że z powodów takich, jakie ma Turnau i Sikorowski (za to wszystko, co się dawno nie udało – za kobiety, które kiedyś nas nie chciały, za marzenia, które w chmurach rozwiały, za kolegów, których jeszcze paru nam zostało)
I mam nadzieję, że rano,zgodnie z piosenką w błogi spokój otulą Was żony (czy partnerki) i pozwolą… zwyczajnie odpocząć.
Drodzy Gikzowicze i Stremowicze życzę Wam, abyście zawsze mieli kogoś, z kim można wypić swój ulubiony alkohol. I żeby nigdy nie chodziło o ten alkohol, ale zawsze o tych ludzi. I mimo, że Was lubię, mam nadzieję, że dzisiaj nie widzimy się na streamie;-)
—–
I ja, Wasz mości litościwie panujący Imperator życzę Wam lekkiej głowy tuż po, pełnego brzucha tuż przed i zdrowia przez cały nowy rok. A także spokoju, byście mogli pograć w spokoju, a i na streamy zawsze zajrzeć, po swojskiemu, z cygarem i szklanicą. Nie mam pijackich piosenek, ale zawsze jak jeździłem na kolonię, zawsze, w autobusie leciało to
ale wtedy bywałem grzeczny. Teraz też jestem, bo jestem stary. Dobrego! Widzimy się dzisiaj na streamie.
Jeśli o prawdziwym piciu mowa, to ciężko się obyć bez Nicka Cave’a, Pod Spragnionym Psem:
https://www.youtube.com/watch?v=yVcNsz36ZHI
Jest moc!
Szampańskiej zabawy bez kaca dla wszystkich gikzów!
Trafiłem wczoraj na zmorę pracującego mężczyzny. Czyli open bar.
…
Ciszej, kurna, ciszej.
@iHS
bar taki otwarty!
@Nitek
Wykrzyknik. Co ja pisałem.
“choć i tak moje ulubione w tej chwili to półka bardzo średnia” – a która to ta półka średnia – do trzech dych?
PS. Kieliszki giganty do czerwonego są najlepsze – muszę sobie kupić w końcu tylko nie mam zawieszki ani szafki do której je wstawię.
PS2. Ostatnio się dowiedziałem(ciekawe czy prawda to czy tylko wymówka) , że przed winem warto jedno małe piwo ze względu na przeciwne odczyny.
@urt_sth
Chodzi o kobietę, więc raczej czterech dych.
@slowman
Pytanie zawiera lokowanie adresu url, bo dla każdego półki rozłożone są inaczej. Ja w mej frankofobii wybieram nowy świat (i Hiszpanię), ale ostatnio (rok temu) zaskoczyło mnie jedno takie mieszane Bordeaux(Medoc), że kupiłem 6 butelek i co roku otwieram jedną (teraz żałuję mogłem wziąć dwie skrzynki) 🙂
@urt_sth
Piwo przed winem w moim przypadku nie byłoby dobrym pomysłem..
Zgodzę się co do ogromnych kieliszków, 580 ml z Lidla – dają radę;)
Fakt, że na półkach różnie poukładane, ale moje dwa ulubione oscylują wokół kwoty 30-35 zł 😉 W sumie nigdy nie piłam takiego za 350 więc może jednak jest coś lepszego. Ale póki co moje wybory w tej kwestii mnie w pełni satysfakcjonują;)
@bea
Do winka lubię pić inne alkohole 🙂 Mieszanki działają na mnie zbawienne 😉
@Beti
Eee?
@borianello
Tak, każdy robi oczy jak słyszy, że po mieszaniu dobrze się czuję. Nawet lepiej niż po piciu jednego alko 😛
@Beti
Pepsi i woda to nie alkohole. 😉
@slowman
no wiesz to zależy od układu odniesienia dla mnie poniżej 40% to nie alkohol ale niektórzy mogą się i po pepsi dobrze bawić ; )
@Kiler
Często alkoholicy tak mówią. Alkoholu nie piją, ale 20 butelek piwa tygodniowo się znajdzie. 😛
Jestem już tak długo “porządnym facetem”, że nawet nie pamiętam jak to jest zarzygać się z ochlania i narobić sobie obciachu na pół dzielnicy. Cholera, tęsknię za tym 🙂 Dzisiaj bawię się z córą przy dźwiękach z płyt Violetty (kto ma w domu dziewczynkę ten kojarzy) i praktycznie bez alkoholu bo już zupełnie odwykłem od picia 🙁 Grajcie w Assetto Corsa – cholernie warto.
@Stah-o
Mamy córę, ale na szczęście za mała na Violettę. Btw – kupiłeś już bilety na jej koncert? 😉
@bea
Ha, za mała, moja w tym roku skończyła 6 lat 🙂 Ta moda uderzyła w nas jak piorun, bo przecież przed chwilą oglądaliśmy razem świnkę Peppę i Mańka Złotą Rączkę a tu bach – prawdziwy serial argentyński. Mała ogląda go z wypiekami, a w szkole wciąż o tym gadają z koleżankami. Dziwne, ale takie czasy. Biletów jeszcze nie kupiłem, ale zapewne zrobię to w styczniu, nie ma wyjścia 🙂
@Stah-o
Pamiętam taki reportaż.. o ojcu pewnej 14-latki, która kochała się w Bieberze. Biedny ten człowiek. Przeżywal, że całe życie słuchał innej muzyki, a córka zwariowała na jego punkcie. Plakaty, płyty, to jeszcze nic. Ona nocami wypłakiwała się w poduszkę. A gdy tata zabrał ją na koncert to przez jej szloch (szczęściarz) nie słyszał podczas tego koncertu za wiele. Płakała z radości ofc. Strach się bać. Na szczęście 99% dziewcząt z tego wyrasta. Mówię to ja, która w wieku lat 9. wzdychałam do Angelo z Kelly Family 😉
@Stah-o
Moja ma 7 i Violetta dla niej nie zaistniała inaczej niż pod postacią oglądania na milionie rzeczy na sklepowych półkach. Frozen i Equestria Girls rules!
@Stah-o
Nie mogę grać w Asseto Corsa, mam ledwo 70h w Inkwizycji i końca nie widać.
Szatan robił tę grę.
@Stah-o
Jutro będę ci bardzo zazdrościł.
Ten fragment z Bukowskiego i tak podejrzanie grzeczny, jak na niego.
Ależ przyjemnie podrażnił ten tekst moje synapsy! Tyle wspomnień! Dziękuję, bea!
@nicolai0
Wszyscy mówią tylko o wspomnieniach, nikt o planach;) widać , że dość “starzejące się” społeczeństwo tutaj mamy 😀
@bea
będziemy grać w grę
@bea
To jak w Scrubsach*.
*prawdziwi fani znają dialogi na pamięć
Z FB ” Make life harder”:
Kac, zwany Pustynną Burzą Dnia Następnego, to największe nemesis narodu polskiego. Jutro miliony Polaków ramie w ramię staną do walki przeciwko pustynnemu demonowi i wspólnie spróbują pozbyć się kaca. Zanim jednak zaczniesz heroiczną walkę o przetrwanie, warto zidentyfikować przeciwnika.
Jeśli bawiłeś się z kolegami ze swojego bractwa rycerskiego, przez większość wieczoru gadaliście o ostatnim dodatku do Diablo 3 i tak się zagadałeś, że w trakcie całej imprez wypiłeś 34 Harnasie i 12 Argusów, to prawdopodobnie czeka cię walka z kacem typu Germański Najeźdźca. Germański Najeźdźca atakuje przy pomocy skrajnego odwodnienia organizmu, dlatego po przebudzeniu czujesz się jak wydma w Łebie. Walkę podejmujesz poprzez wejście do wanny wypełnionej Izostarem i odśpiewanie Roty w języku hobbitów.
Kac typu Francuski Korpus Dyplomatyczny jak każdy Francuz charakteryzuję się tym, że jest podstępny, tchórzliwy i nie zna angielskiego. Kac ten męczy głównie miłośników wina, którzy w trakcie picia lubią delektować się serem roquefort oraz własnymi pierdami o Sartrze i wakacjami w Luwrze. Z pozoru niegroźny – będzie czekał na dogodną chwilę, aby rankiem w trakcie jedzenia jajeczka po wiedeńsku niespodziewanie zabrać ciebie i twój żołądek w rejs pontonem dookoła świata. W celu uniknięcia sensacji żołądkowych jeszcze w trakcie imprezy każdą lampkę wina przeplataj 30-minutową sesją torsji w toalecie. Dzięki temu nie tylko ocalisz swój poranek, ale przede wszystkim dorobisz się prestiżowej ksywy „Rzygi” i już nikt nigdy nie pocałuje cię z języczkiem.
Zupełnie inaczej przedstawia się sytuacja, kiedy mamy do czynienia z Alpejskim Baronem. Kac ten atakuje bywalców modnych klubów, którzy bawią się w towarzystwie drogich kobiet i eleganckich drinków. Głównym objawem jest ból głowy i irytacja dźwiękami, jasnością a zwłaszcza wszystkim. Najlepszym rodzajem walki z Alpejskim Baronem jest kontratak, dlatego jeszcze w trakcie snu dobrze sobie przygotować pożywne smoothie z raszponki, jarmużu i barbituranów. Dla smaku warto zetrzeć na tarce 100 złotych. Tak przygotowany smoothie nie tylko pokona Alpejskiego Barona, ale również przywróci ci wigor do pracy oraz ogólnie do bycia chujem.
Wszystkie powyższe porady idę w kibel, gdy mamy do czynienia z kacem po sylwestrze. Nie bez powodu jest on zwany Rudym Kaligulą wśród kaców. Kiedy ty na imprezie rozgorączkowany będziesz odliczać godziny do północy, zapijać wódkę winem, robić sangrię z whisky i piwa, a całość podlewać ruskim szampanem – Rudy Kaligula od kilku godzin na chacie będzie niecierpliwie czekać na twój powrót. Nim pierwszy promień słońca przebije się przez firankę, ty – już osiodłany i na czworakach – będziesz na rozkaz Rudego Kaliguli chodził po ścianach i kwiczał jak świnia. Kwi kwi, skurwysyny.
Ponieważ ktoś jutro musi być kierowcą, to nie mogę dzisiaj w nocy pić. 🙁 Ale nie muszę iść dzisiaj do pracy, więc w nocy przy czterech piwach poczytałem książkę, pooglądałem filmy i teraz kontynuuję (bo wg mojej nowej tradycji Sylwester trwa póki się nie zaśnie) mój ciąg szóstym i “Lost in translation” (z którego się dowiedziałem, że każda kobieta ma fazę bycia fotografem i, że jest możliwe znalezienie kobiety, która na pożegnanie nie rzuca się na człowieka próbując go przyprawić o poważny ból szyi). So i have this going for me, which is nice. 🙂
@slowman
Pepsi i woda to nie alkohol 😛
@Beti
Papuga zawsze druga. 😛
Dobrze ktoś pisał, dzieci faktycznie upraszczają plany sylwestrowe…
Żona poprosiła, żeby kupił szampan Piccolo, to dzieciaki się ucieszą, a i ona przecież, matka karmiąca, pić nie może, to i dla niej to Piccolo. Teściowie też raczej niepijący. Ech… chyba kupię dwa Piccolo po prostu.
@furry
Dobrze pisałem
@furry
My mamy piccolo i … coś procentowego. Teraz tylko z powodu obecności najmłodszej członkini rodziny ciągnąć trzeba zapałki, kto co dzisiaj pije 😉
Szampan zwykle kontestowałem w imię solidarności z kumplami z liceum, choć mnie specjalnie nie przeszkadzał. Odkąd się pożenili im też jakby mniej przeszkadza, ale w swoim gronie trzymamy sztamę i szampana nie pijemy. Wina też raczej nie, więc pozostają nam łyskacze, piwa oraz wódki. Czasem bimber, nierzadko najzdrowszy z tego wszystkiego.
Na każdy alkohol jest dzień i klimat. Upalne lata lubią piwa i białe wina, ciemne nastroje lubią ciemne wina i łyskacze, uniesienia idą pod rękę z wódką a zagadania o tym, że bywa do bani z wódzią. Piwo jest towarzyskie, koniak występny, acz ocieplający, łyskacz jest do uścisku ręki. Z kimś, z kim zaraz będziemy się bić możemy strzelić setkę wódki albo wychylić piwo, bez toastu i postukiwania szkłem. Z kobietami natomiast, z którymi planujemy przeciwieństwo bijatyki (pomimo pewnych podobieństw wizualnych) to raczej wino, ten nieszczęsny szampan, albo ten podstępny koniak. Z innymi kobietami to samo, co z facetami, z którymi nie idziemy się bić. Do grania piwo, do kart łyskacze do planszówek piwo bądź wódka bądź (najlepiej) bimber, bez okazji cokolwiek, w trasie tequila. O, tequile też można z paniami, co to się nie będziemy z nimi bić.
Tyle mi przyszło do głowy. Ale to o mnie, Wy sobie pijcie co, jak i kiedy chcecie.
Może i faktycznie wódka potrafi upodlić i sponiewierać człowieka, ale z drugiej strony dodaje odwagi do tworzenia rzeczy wielkich, bo szczerych i prosto z serca. 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=PKOoNQy_geo
Wspaniale! Aż się łezka w oku kręci. 😀
Wszystkiego najlepszego gziki. Upitego Sylwka! 🙂
@teekay
Który to Ty?
@Tasioros
Uzupełniasz fap folder na nowy rok? 😉 Niestety nie ma mnie na filmie. Ale jak chcesz mogę Ci podesłać jakieś zdjątka w fikuśnej bieliźnie. Hmm? ;]
@teekay
Dawaj! Jak się uda to będę dzisiaj podpity, więc kto wie co mi się spodoba.
@Tasioros
Sam tego chciałeś.
http://www.danlan.org/new/UploadFile/201211/20121115/ea_20121115195029463.jpg
Tylko proszę, korzystaj z umiarem. 😉
@teekay
Ja prdolę! Żem to zakliknął! I cały romantyczny klimat z pizdu…
@teekay
Abstrahując trochę od wartości artystycznej tego dzieła chciałam zwrócić uwagę na to, że panowie mają świetne, sylwestrowe fryzury 😀
@bea
Klasyczne, wschodnie uczesanie z grzywką. Kiedyś było naprawdę cool, ale młoda jesteś, więc możesz tego nie pamiętać. 🙂
@teekay
Z grzywką i rozjaśnionymi na żółty blond pasemkami. Hit wiejskich dyskotek. Za młoda jestem, ale znam klimat, bo mam starszych kolegów;P
Mam nadzieję, że szybko wyprę z pamięci te koszmarne stylizacje. I że nigdy już nie wrócą one do łask:)
Dokładnie tak – nie chodzi o alkohol, ale o ludzi, z którymi się go pije. Dlatego dzisiaj będę pił z żoną (która pić nie będzie), przy filmie “Zaginiona dziewczyna”, a później sam ze sobą, o ile kobietki pójdą spać a ja będę miał siły coś jeszcze robić.
@Tasioros
Zaginiona dziewczyna jest super! Mam nawet napoczęty tekst o tym filmie, miałam wrzucić na gikza, ale … nie da się, bo 99% tekstu to spoilery. Podoba mi się za to jedna rzecz, że w całej tej jakże ciekawej historii poniekąd kryminalnej, na drugim planie przemycona jest dość trafna ocena wielu współczesnych małżeństw;) Każdy widzi to, co chce widzieć 😉 Życzę przyjemnego seansu we dwoje, czy tam we troje. Jestem pewna, że żonie tez się film spodoba:)
Wszystkiego najlepszego wszystkim w nowym roku, niech Wam sie spelni. Robie niespodziewanie domowke i nie wyrabiam czasowo, wiec do jutra. Poczytam sobie wszystko na kacu…
Przeczytane przed chwilą w Faktoidzie: Dziś o północy przestawiamy rok!!! Naukowcy ostrzegają: Jutro organizm może odczuć skutki zmiany czasu.
Położę dziecko spać i pogram w coś czego normalnie bym nie włączał. Taka tradycja.
@maladict
A cóż to za produkcja może być, w którą zagrasz? Bom ciekawy. Nam już The Great Dzidziul: Władczyni Czasu i Pieniędzy lekko pokrzyżowała plany i nici z oglądania filmu, ale w coś pograć może jeszcze się uda. SZALEŃSTWO!
@Tasioros
Jeszcze nie wiem, coś losowe wybrane z półki wstydu np. indyk com go wziął przy okazji.
Dzień Dobry!
Czy to tutaj jest SPAMwątek? 🙂
Chciałbym życzyć wszystkim Gikzowiczom jak najwięcej grania i innych przyjemności w nadchodzącym 2015 roku!
Hej!
ŁISKI Z KOLOM!!!
pierwsza godzina w robocie zleciała raz dwa, do końca jeszcze 8. kompletna nuda, ale ktoś musi być 🙁
raczę się suchą colą i maxuję po raz kolejny Castlevania: Dawn of Sorrow. może jakiś film zarzucę.
przypowieść sylwestrowa z dzisiejszego wieczoru: czekając na transport miejski do roboty, rzuciła mi się w oczy niewiasta na przystanku po drugiej stronie ulicy. samotna młoda dama chodzi sobie w kółko czekając na tramwaj czy tam autobus. nagle coś jej upadło, schyla się po to I JEB, mordą wyjebała w krawężnik, leży jak długa, próbuje wstać kilka razy i w końcu sukces. na oko gimbus, na pewno nie starsza. pewnie skończyłbym tak samo (w sylwestra puszczają hamulce), a tak jest prawie 300% stawka i jutro zero kacora 🙂
a znieczulę się w innym terminie, do tego nie trzeba mnie zachęcać 🙂
Kielona Porto se zapodałem z małżonką. Było fest. 🙂
@projan
Ja za to na trzeźwo i w teatrze (to przed godziną 0) i tez było fest.
Właśnie przed chwilą wróciłem z Sylwestra i nie mogąc ani normalnie funkcjonować ani zasnąć zacząłem przeglądać.. gikza. Hmm.. to będzie dziwny rok. Na 100% przełomowy! Jak każdy poprzedni. 🙂
Życzę Wszystkim wszystkiego lepszego w nowym roku! Lepszego bo… najlepsze jest tylko jedno więc i tak wystarczy tylko dla mnie 😛
p.s. wylewanie piwa uważam za zbrodnię niezależnie od celu jaki temu przyświeca. Po co marnować coś co, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, może uszczęśliwić tylu ludzi! 🙂 To tak jakby zabrać dziecku lizaka – chamstwo i barbarzyństwo!
@Goblin_Wizard
Beer is proof that God loves us and wants us to be happy – Benjamin Franklin