Hmm, gdzie by tu zacząć, by naszkicować odpowiednie tło, ale by nie cofać się za daleko zanudzając was szczegółami? Może zaczniemy od punk rocka.
Oczywiście nie co tu wiele pisać, bo kto widział i pamięta ten wie, a kto za młody niech spyta rodziców, albo jeszcze lepiej, tego ‘dziwnego’ wujka. Dość tylko powiedzieć, że spora grupa muzyków i artystów szybko zorientowała się, że z trzech akordów wiele wydusić się nie da i poczęła eksplorować głębiej. Sięgali do prężnego podówczas disco, rozwijającej się muzyki elektronicznej, eksplorowali artystyczną stronę subkultury mod, rozbudowywali swoje utwory tak tekstowo jak i muzycznie… Wkrótce krytycy nie byli w stanie tego dłużej ignorować. I jak to krytykom przystało, zaczęli z miejsca określać, nazywać, etykietować i rzecz jasna, krytykować. Termin New Wave stał się wygodnym workiem do którego wrzucano wszystko co pochodziło od punka a nie było jednoznacznie punkiem. W szczytowym momencie potrafiono wyodrębnić i nazwać 130 podkategorii! Niektóre z nich jak synth-pop, czy New Romantic odcisnęły się na stale w historii i trwały gdy New Wave musiało ustąpić guitar rockowi, atakowane z jednej strony oceanu przez grunge z drugiej przez brit-pop. Od tego czasu gatunek niesiony falą nostalgii wracał dwa razy, w 90-tych i 2000-ych.
I Teraz możemy przeskoczyć do 2003 gdy dwóch francuskich producentów muzycznych wpadło na podówczas karkołomny pomysł zcoverowania Love Will Tear Us Apart w stylu bossa nova. Jedna piosenka rozrosła się szybko do całego albumu, co wymagało wymyślenia jakiejś nazwy. ‘Hmm, – pomyśleli producenci – ‘Jako wielcy fani filmów Francuskiej Nowej Fali, bierzemy nowofalowe piosenki i przerabiamy je na bossa novę, co znaczy nic innego jak Now Fala, ale po portugalsku. niech nasz projekt zatem nazywa się… (werble)… Nowa Fala!’
I tak powstało Nouvelle Vague.
Oczywiście już wtedy nie było to nic nowego, Richard Cheese & Lounge Against The Machine robili swoje na Zachodnim Wybrzeżu od trzech lat a w jakiś czas później pojawił się Postmodern Jukebox, ale Nouvelle Vague zyskało popularność i trwa do dziś wydając dziewięć albumów studyjnych, jeden live i trzy składanki. Co znaczy, że chyba wciąż się podoba.
Wracając jeszcze do nowej Fali. Dużym uproszczeniem byłoby sądzić, że zjawisko ograniczyło się li tylko do anglojęzycznej sceny muzycznej. Sporym, choć łatwym do popełnienia błędem (głównie z uwagi na barierę językową) jest lekceważenie sceny niemieckej i jej wpływu. A tam Neue Deutsche Welle miało się całkiem dobrze. I niech to będzie dzisiejszy bonus.
Jestem fanem ich wersji Guns of Brixton.
Ha. Temat zupełnie mi nie po drodze – ale na koniec notki przeżyłem zaskoczenie bonusem…
Do tej pory muzyka niemiecka kojarzyła mi się tylko z Rammstein/Laibech/Kraftwerk i Katją Krasavice [bardzo germańskie nazwisko i kształty – polecam 😉 ], ale szybki research wykazał że Enigma, Scorpions, Tokio Hotel i Tangerine Dreams to też zespoły zza Odry 😮
Cały czas się człowiek uczy – a i tak głupi umiera…
@Cayden Cailean
Laibach to może niekoniecznie (to Słoweńcy), ale dorzucę Ci jeszcze takie nazwy i nazwiska jak Nina Hagen, Nena, Scooter, Die Toten Hosen, Boney M., Klaus Nomi, Alphaville, cały nurt dance i EuroDisco (Sandra, C.C. Catch, Modern Talking, , Bad Boys Blue, Blue System, No Angels, Mr. President, Haddaway)… A pewnie jeszcze będzie sporo w metalu i hard rocku.
@maladict
@maladict
Co mnie najbardziej swego czasu zdziwiło, to to że Captain Jack też jes niemiecki (i wspomniane już wyżej Boney M).
@Mnisio
Taa, te plaże i ciepłe kraje w tamtejszych teledyskach… Wtedy nie wiedziałem, że to 17ty land Niemiec – Majorka 🙂
@Cayden Cailean
Ja niedawno odkryłem że Marquess, ci od „Vayamos Compañeros”, też Niemcy! A wokal pochodzi z Włoch. 🙂