W 1982 roku niemiecki pisarz SF, Karl Michael Armer popełnił opowiadanie pt: 'Tubylcy z betonowej dżungli' ('Die Eingeborenen des Betondschungels').
Samo pojęcie nie jest nowe. Wcześniej istniało jako 'asfaltowa dżungla' unieśmiertelnione przez gangsterski film z 1950 (choć słownik Merriam-Webster jako pierwszą datę użycia podaje 1920) w 'betonową' zamieniło się w latach 70-tych, najprawdopodobniej za sprawą wydanego w 1973 roku albumu 'Catch the Fire' Boba Marleya & The Wailers (wtedy jeszcze jako The Wailers), na którym znalazła się piosenka pod tym tytułem. Znaczenie jest proste i dość oczywiste – wielkie miasto z wielkimi betonowymi budowlami (najczęściej jako przykład podaje się NYC, Chicago lub Atlantę), gdzie łatwo zabłądzić, zagubić się lub po prostu narobić sobie niepotrzebnych kłopotów w spotkaniu z tubylcami – ludźmi, którzy spędzili tu całe dotychczasowe życie. Ludźmi dla których prąd pochodzi z gniazdka, mleko z supermarketu, a dzielnica, czy obszar kilku ulic jest 'małą ojczyzną' – terytorium bronionym przed obcymi czy innymi gangami.
Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że po erze betonu niespodziewanie przyszła era krzemu i życie jako takie przeniosło się w wirtualną rzeczywistość internetu. I choć doskonale zdaję sobie sprawę, że jest to coś bez czego bym się doskonale obchodził, to cieszę się, że moje pokolenie jeszcze się załapało na cyfrową rewolucję. Czy mogę jednak zwać się tubylcem cyfrowej dżungli? Obawiam się, że nie. Mam jednak na tyle wiedzy, żeby wiedzieć gdzie co mogę znaleźć. Gdzie szukać śmiesznych kotów, gdzie szukać tubgirl, gdzie mogę poruszać się bezpiecznie, gdzie lepiej się nie zapuszczać. Potrafię rozpoznać trolla, znam podstawy leetspeaku i wiem, że nigdy w pełni nie zrozumiem serwisów społecznościowych.
Mimo iż na Facebooku jestem od ponad dwóch lat, nadal jest to dla mnie terra incognita. Requesty rozsyłam ostrożnie, przyjaciół potwierdzam jeszcze ostrożniej. W gry nie grywam, aplikacji nie ściągam, lajkuję tylko to co mi się podoba (no chyba, że chodzi o przyjacielską przysługę) i dwa razy się zastanowię zanim wrzucę coś na walla. Ale jak się zachować to wciąż nie wiem. Czy znajomych znajomych uważać za znajomych? Który lajk znaczy 'to mi się podoba', a który 'ruchałbym'? Kto komu pierwszy powinien zaproponować dodanie do znajomych? Itd itp, zostaje mi więc używanie go jako kontaktu z pozostawionymi w Polsce znajomymi i śledzenie interesujących mnie newsów. Zdaję sobie sprawę, że gdzieś tam ktoś (a raczej coś) zbiera skrzętnie każdy bicik informacji jakiej o sobie udzielę i potem sprzedaje to reklamodawcom i służbom specjalnym, ale reklamodawcy jakoś mnie nie nachodzą, służby po prostu robią swoje, a zresztą, jak to mawiał klasyk 'od tego jest wartość dodana, żeby ktoś ją przechwytywał'.
Oczywiście są tacy co bez Facebooka żyć nie mogą. Inni zaś uważają go za odrębny byt, gdzie możemy dokonywać swobodnej autokreacji, a wszystko mierzone jest w lajkach.
No i jest jeszcze tzw. element ludzki i o nim tak naprawdę chciałem opowiedzieć. A właściwie nie ja tylko dzisiejszy wykonawca – brytyjska grupa punkowa Chumbawamba. A przynajmniej zaczynali jako grupa punkowa i zaangażowana. Pierwszym ich utworem jaki usłyszałem był grany przez Rozgłośnię Harcerską 'Unilever'. Byłem zbyt młody by zrozumieć tekst, zresztą pewnie nawet gdybym go zrozumiał nie złapałbym jego znaczenia. Takie słowa jak 'Unilever', 'John West', 'Oxo', 'Persil' czy 'Sunsilk' nie mówiły nic dziecku późnego PRL-u. Ale fajnie grali. Potem minęło parę lat, ale zachowałem zespół w pamięci i dzięki temu mogłem z hipsterską wyższością patrzyć na wszystkich zachwycających się ich największym przebojem 'Tubthumping'. Jak głosi popularna legenda, Nike zaoferowało im półtora miliona dolarów z możliwość wykorzystania piosenki w reklamie Mundialu. Propozycja była na tyle kusząca, że ustalenie zdania i odmowa zajęły zespołowi całe 30 sekund. Potem jeszcze udało mi się wybrać na ich koncert i nim mnie ostatecznie urzekli. I to nawet nie muzyką czy tekstami, ale profesjonalizmem, który sprawił, że dobrze brzmieli grając w hali Wisły. Więc nie mówcie, że to niemożliwe.
Koncert spodobał mi się na tyle, że wciągnąłem Chumbawambę na listę zespołów 'zobaczyć na żywo zanim umrę'. Niestety muzycy odmówili współpracy i pół roku temu rozwiązali grupę. Co nadało ich przedostatniej płycie 'The Boy Bands Have Won' dodatkowego znaczenia.
Z tejże płyty pochodzi utwór 'Add Me' opowiadający o ciemnych stronach serwisów społecznościowych. Chumbawamba z zasady nie kręciła klipów do swych piosenek, ale znalazłem taki pokazujący ludzi jakich można spotkać w internecie.
To co, ktoś chciałby zostać moim fejsbukowym przyjacielem?
Jako bonus dorzucam jeszcze jedną ich piosenkę, bo ten temat spróbujemy poruszyć za tydzień.
P.S. Na prośbę Nitka i by docenić jego cieżką pracę, dorzucam krótkie podsumowanie ankiety z sobotniej Melodii. Cieszy mnie, że w końcu doceniliście Leningrad Cowboys. Cieszy, że spodobali wam się The Zimmers (znajdźcie sobie ich 'Firestartera'). I choć rozumiem, że wolicie Metallikę (bo jak już pisałem, ma ona więcej fanbojów niż fanów) i t.A.T.u (bo jednak są atrakcyjniejsze wizualnie) w oryginale, to uważam, że śpiewającego George W. Busha powinniście docenić choćby ze względu na techniczną stronę piosenki.
Dzięki za Chumbawamba, to jeden z zespołów, którego utwory (przynajmniej niektóre) znam bez kojarzenia wykonawcy.
PS. Dał bym like’a, ale zapomniałem hasła do mego fejkowego konta, więc poskąpię.
@urt_sth
Cóż, panowie nie sprzedali się Nike, ale sprzedali się EA Sports i ich muza wylądowała bodajże na mundialowej odsłonie FIFA. Tak więc… cóż, ta ich niezależność lekko podkolorowana 🙂
@blizzard03
A oprócz tego w trzech innych grach i dwunastu filmach. Samo Tubthumping.
No chyba, że chodzi Ci o to by pohejtować EA. To tylko weź pod uwagę, że to było jeszcze przed Originem.