Czytacz Pociągowy: George R.R. Martin – Pieśń Lodu i Ognia

The_Mister_A dnia 30 czerwca, 2012 o 14:33    0 

Przedsłowie, czyli wstęp niewłaściwy

Poniższy tekst pojawił się oryginalnie na moim blogu, który był prowadzony „przy” GameCornerze. Szczęśliwie publikowanie na serwerach Agory nie powodowało cedowania praw autorskich na kogokolwiek i nadal każdy z nas ma wyłączne prawo do swoich publikacji. Postanowiłem powrócić do niniejszego tekstu z kilku powodów. Przede wszystkim miał on stać się zaczynem mojej własnej serii, w której recenzuje książki przeczytane w pociągu, (ale nie tylko). Poza tym, włożyłem w to sporo wysiłku i szkoda mi było tego tekstu. Właściwie to szkoda mi każdego tekstu, który poszedł do internetowego lamusa razem z resztą GC. Były to teksty bardzo różne – pisałem zarówno o tematach lekko politycznych – gry i patriotyzm z okazji 11 listopada, była krytyczna recenzja Battlefielda 3, była w końcu prezentacja wyników analizy fundamentalnej City Interactive. Zastanawiałem się także gdzie zmierza rynek gier i robiłem to z punktu widzenia „ekonomicznego”. Być może kiedyś wygram walkę ze swoim „syndromem Garfielda” i wrócę w jakiejś formie do rozgrzebanych tematów z przeszłości.

Ale z tych wszystkich tematów jedynym, który nie trąci myszką jest ten o książkach. Bo to jedno z tych wynalazków ludzkości, który mimo upływu lat trzyma się zawsze dzielnie na przekór tym, którzy wieszczą książkom śmierć. Tak jak napisałem w swojej notce powitalnej mam zamiar ciągnąć ten cykl. I wybaczcie, więc odgrzewany trochę kotlet, który rozpoczyna moje menu. Potem będą już „świeżynki” (przynajmniej, jeżeli chodzi o teksty).

Wstęp, czyli wstęp właściwy

A więc po tym długim wstępie przejdźmy już do pierwszego i mam nadzieję nieostatniego odcinka Czytacza Pociągowego. Skąd taka dziwna nazwa? Powód jest dość błahy – dziennie spędzam ponad 2 godziny w pociągu jadąc do pracy i wracając z niej. Z pozoru stanowi to ogromny problem i stratę czasu. I faktycznie zgodzę się z każdym z was, kto mi tak powie. Niemniej nigdy nie przepadałem za mieszkaniem w Warszawie (wytrzymałem jeden rok akademicki w mieszkaniu) i cenię sobie uroki prowincji. Ważniejsze jest jednak to, że mam czas, który koniecznie muszę sobie zagospodarować. Wracając do domu nie miałbym prawdopodobnie ochoty na czytanie. Zawsze byłoby coś, co by mnie odstręczało od wzięcia książki – sprawdzenie Internetu, obejrzenie filmiku, który ktoś gdzieś podrzucił mi i tak dalej. I tu pojawia się „mój” pociąg i ten czas, który muszę sobie zagospodarować, by nie umrzeć z nudów. A więc książka.

Książka. Zawsze byłem molem książkowym. Od dziecka czytałem właściwie wszystko, począwszy od klasyki – Trylogia, Krzyżacy, padły jeszcze w podstawówce, a kończąc na składzie ketchupu podczas śniadań. Przed liceum przeczytałem nawet Popioły, ale zdecydowanie milej wspominam książki bardziej „rozrywkowe”. Przewinęły się, zatem serie o Tomku Szklarskiego, o Wiedźminie Sapkowskiego. Czytałem opowiadania i powieści fantastyczne z legendarnej Fantastyki, tej oryginalnej oczywiście. Mam nawet numer z końca lat 80-tych z opowiadaniem Sapkowskiego wysłanym na konkurs, a opowiadającym o pewnym pogromcy potworów i pewnej królewnie zamienionej w strzygę.  Była, więc fantasy, było s-f, były książki przygodowe Wilbura Smitha, była klasyka, były kryminały a w końcu było także political fiction w czarnych okładkach od Ambera (Tom Clancy na przykład). Słowem praktycznie wszystko.

W tym roku udało mi się przeczytać już 28 książek (jestem w trakcie 29). Prawie 5 książek na miesiąc. Kiedyś ktoś zadał pytanie czy przeczytanie 54 książek w roku jest osiągalne? Cóż jestem na dobrej drodze by powiedzieć, że zdecydowanie tak. Trzeba jednak jeździć pociągiem J. Postaram się, w tym cyklu prezentować recenzje książek, które przeczytałem do tej pory. Może dzięki temu ktoś zainteresuje się nieznanymi wcześniej pozycjami?

 Westeros i Essos

 Treść właściwa zwana recenzją

To tyle w kwestii wstępu (właściwie wstępów). Czas wziąć na warsztat pierwszą pozycję. A będzie to seria książek znanych już dzięki serialowi HBO –Pieśń Lodu i Ognia. Autorem tej sagi jest George R. R. Martin, który rozpoczął prace na pierwszym tomem w 1991, a ostatecznie wydał w 1996 roku. Niestety niezbyt śpieszne tempo tworzenia kolejnych tomów stało się cechą charakterystyczną tego autora. Po pierwszym tomie zatytułowanym Gra o Tron na kolejny – Starcie Królów fanom trzeba było czekać do 1999 roku. Już w 2000 roku wyszła Nawałnica mieczy, ale na kolejne tomy trzeba było czekać do 2005 (Uczta dla Wron) i do 2011 roku (Taniec ze smokami). W planach są kolejne dwa tomy – The Winds of Winter i A Dream of Spring, ale wydaje się, że przyjdzie nam na nie jeszcze trochę poczekać.

Punktem wyjścia do rozpoczęcia fabuły są odwiedziny króla Westeros u swojego przyjaciela lorda Północy. Wiele lat przed rozpoczęciem się historii opowiedzianej w Sadze, Robert Baratheon oraz Eddard Stark obalili panującą dynastię. Pierwszy z nich koronował się na nowego króla, natomiast drugi udał się do swoich rodzinnych stron, by osiąść na ziemi przodków.

Saga opowiada historię walki o tron królestwa Westeros z punktu widzenia wielu różnych bohaterów. Wiele wydarzeń dzieje się czasem „poza kulisami” zgodnie z tradycjami greckiego teatru. W trakcie czytania pierwszego tomu zobaczymy świat m.in. oczami Eddarda „Neda” Starka, jego bękarciego syna Jona Snow, karła Tyriona – brata królowej, czy Daenerys – córki obalonego smoczego króla Aerysa Obłąkanego, znajdującej się na wygnaniu. Świat zbudowany przez Martina bardziej przypomina europejskie średniowiecze niż typowe uniwersum fantasy. Elementy nadprzyrodzone pojawiają się z rzadka, a nacisk został położony głównie na relacje pomiędzy bohaterami, zakulisowe walki, spiski. To właśnie ten element stanowi o sile dzieła Martina.

To tyle, jeżeli chodzi o rys fabularny. Czas na moje subiektywne wrażenia. Gdybym miał opisać pierwsze trzy tomy Sagi to byłby to niemalże psalm pochwalny ku czci Georga Martina. Niestety muszę ocenić wszystkie 5 tomów i moja opinia już nie będzie tak dobra. W kolejnych częściach widać, że Martinowi zaczęły się kończyć pomysły na prowadzenie poszczególnych wątków. Uczta dla wron będąca czwartą częścią Sagi wymęczyła mnie srodze. Autor wymyślił sobie, że opisze wydarzenia z punktu widzenia bohaterów do tej pory drugoplanowych. W związku z tym praktycznie nic się nie dzieje. Miałem wrażenie stania w miejscu, szczególnie, że całkowicie inne były poprzednie tomy. Dynamiczna historia z wyrazistymi bohaterami i zaskakującymi wydarzeniami, jaka pochłonęła mnie całkowicie w Grze o tron, Starciu królów oraz Nawałnicy mieczy gdzieś nagle wyhamowała do prędkości pociągu relacji Kraków-Zakopane. W piątym tomie Martin poszedł jeszcze dalej. Postanowił w pierwszej części tomu nie posuwać w ogóle akcji do przodu, a opisać tylko, co się działo z tymi ciekawszymi bohaterami podczas akcji Uczty dla wron. Taniec ze smokami jest ciekawszy od tomu czwartego tylko i wyłącznie, dlatego, że wracają ci „ciekawsi” bohaterowie. Nadal jednak praktycznie nic się nie dzieje. Nawet postać Tyriona Lannistera, świetnie zagrana w serialu HBO przez Petera Dinklage, a będąca najciekawszą do tej pory, w mojej opinii została całkowicie zarżnięta. Dopiero na ostatnich kartkach powieść nabiera rumieńców i pozostawia ze sporym niedosytem, ale i poczuciem pewnego niesmaku. Miałem wrażenie, że jedynym pomysłem Martina na kolejne wydarzenia jest zwykłe „trollowanie” bohaterów, których czytelnicy lubią i wspieranie tych, którzy są antypatyczni. Osoby, które przeczytały istniejące tomy doskonale będą wiedzieli, o co mi chodzi. Reszcie nie chce psuć zabawy z Sagą Ognia i Lodu.

Podsumowanie

Pieśń Ognia i Lodu to wielowątkowa powieść z gatunku fantasy zbudowana na wiarygodnym, brutalnym świata, pełna przemocy i seksu, doskonale zarysowanych bohaterów i zaskakujących wydarzeń. Pierwsze trzy tomy to znakomita zabawa, kolejne niestety w pewnym sensie pokazują, że autor bardziej interesuje się odcinaniem kuponów od swojej popularności i pracą nad serialem w HBO niż pisaniem. Długi okres tworzenia kolejnych tomów, spowolnienie akcji i ogólnie gorsza kondycja w czwartym i piątym tomie obniżają moją ocenę. Niemniej w mojej skromnej opinii tych 5 tomów jest warte uwagi każdego fana dobrej literatury i to nie tylko tej fantastycznej. Ja mimo wszystko będę wyczekiwał kolejnych tomów i zakończenia tej historii.

Saga Martina dostaje ode mnie:

To jest DOBRA seria, a pewne elementy takie jak świetnie zarysowane postaci, intrygi pałacowe oraz interesujący i przekonywujący świat powodują, że książka dostaje ode mnie „plusa”. Zaznaczam jednak, że gdybym oceniał tylko pierwsze 3 tomy to ocena mogła być o nawet jeden stopień wyższa.

I na koniec kilka słów o systemie oceniania, który będę stosował w Czytaczu Pociągowym oraz cyklu krótkich recenzji: „Pod tablicą”. System będzie taki, jaki pamiętamy ze szkoły 1-6. Albo coś jest dobre albo tylko dopuszczalne. W mojej opinii taka znacząca gradacja wyraźnie pokazuje różnicę pomiędzy stopniami. Poza tym chyba każdy intuicyjnie czuje różnice pomiędzy popularną „trójką”, a oceną 5 – bardzo dobry. Dodatkowo pewne elementy będą mogły ocenę zawyżyć lub obniżyć. Słaba optymalizacja, błędy, które nie niszczą jeszcze przyjemności spowodują danie „minusa”, piękna grafika, klimat itp. mogą dorzucić „plusika”

 Odwołania: obrazek tytułowy: www.7kingdoms.ru, mapa Westeros: www.thronesblog.com

Dodaj komentarz