Puch, puch para buch na dworzec wjeżdża wielka parowa lokomotywa, a za nią ciągną się wagony. Szanowne Panie, Szanowni Panowie w pociągu tym siedzi nie kto inny jak sam Czytacz Pociągowy, drugi tego imienia. Odwołanie się do parowej lokomotywy tym razem nie dotyczy tylko motywu przewodniego tej serii książkowych recenzji, ale także pozycji, którą wam zaprezentuje.
A jest to powieść steampunkowa autorstwa Marka Hoddera o stosunkowo długim tytule: W dziwnej sprawie Skaczącego Jacka. Przyznam się Wam, że specjalistą od steampunku nie jestem. O ile sam pomysł na kreację świata bardzo mi się podoba, to w moje ręce do tej pory trafiła tylko jedna powieść z tego gatunku. Był to Kościotrzep autorstwa Cherie Priest, o którym to zapewne napiszę przy okazji kolejnych CP (jeszcze można by zaliczyć w pewnym stopniu do tego nurtu Lód Dukaja). Zainteresowanych odsyłam do niezawodnej (przeważnie) Wikipedii.
W skrócie można by ująć, że dobra powieść steampunkowa powinna być pełna dziwnych maszyn i urządzeń oraz oczywiście pary. W dziwnej sprawie Skaczącego Jacka pod tym względem można by uznać za sztandarowego przedstawiciela gatunku. Mamy, więc alternatywną wersje XIX wiecznego świata, z którego to angielska królowa Wiktoria miała nieszczęście zejść przedwcześnie i królem Wielkiej Brytanii jest jej mąż Albert. Jakby tego było mało po ulicach biegają psi listonosze, a wiadomości głosowe ludzie przesyłają poprzez papugi. Po ulicach jeżdżą ogromne parowe wozy i parowe motocykle („ekologom” odradzam czytanie tej książki, mogą umrzeć na zawał od nadmiaru CO2), a po niebie latają dżentelmeńskie fotele z parowymi silnikami.
W takim to świecie przyszło żyć głównemu bohaterowi – kapitanowi sir Richardowi Francisowi Burtonowi. Autor powieści poważył się na ciekawy zabieg. Głównym bohaterem powieści uczynił postać historyczną. Burton to brytyjski żołnierz, odkrywca, dyplomata i pisarz epoki wiktoriańskiej. Jako pierwszy Brytyjczyk, a może i nawet Europejczyk miał okazje wejść do Mekki i Medyny i z bliska obserwować święte miejsca Islamu. Akompaniuje mu inna ciekawa postać – brytyjski poeta Algernon Charles Swinburne. W powieści roi się zresztą od historycznych postaci. Czytelnika może zaskoczyć, w jakich sytuacjach poznajemy ważne w naszej historii postaci. Szczególnie Karola Darwina. Z kolei sama intryga zbudowana jest wokół tajemniczego Skaczącego Jacka, który swego czasu terroryzował londyńskie kobiety. Jak się okaże, dochodzenie w sprawie napadów szybko przemieni się rozpracowywanie większej afery.
Fabryka Słów
To tyle tytułem przydługiego wstępu. Celem recenzji jest bowiem odpowiedzenie na pytanie, czy książka jest warta naszego czasu i pieniędzy (przynajmniej w opinii recenzującego). Snucie opowieści – przy użyciu słowa mówionego, czy też pisanego, jest dla mnie osobiście pewnego rodzaju magią. Zapisane na kartkach papieru wyrazy zmieniają się podczas czytania w światy, postaci, wydarzenia. W przeciwieństwie do innych mediów, które w większym lub mniejszym stopniu bazują na obrazie, słowo pisane ma tę niesamowitą moc zaprzęgania do pracy naszej wyobraźni. Kiedy oglądamy film, zgadzamy się na prowadzenie historii przez reżysera. Widzimy wszystko „oczami” kamery prowadzonej przez operatora. Kiedy czytamy, to my pełnimy funkcję reżysera i kamerzysty. Nasz umysł tworzy scenografię, przeprowadza casting na aktorów i dobiera im kostiumy. Książka jest scenariuszem, a my tworzymy resztę. Jeżeli na świecie istnieje chociaż trochę magii, to duża jej część zawiera się w beletrystyce.
Pytanie więc brzmi – Czy Mark Hodder jest magikiem? Moja odpowiedź brzmi tak, niemniej nie do końca wprawnym. Z pozoru W dziwniej sprawie Skaczącego Jacka ma wszystko to, co potrzeba dobrej fantastyce: ciekawie zarysowany świat, interesujące postaci i wciągającą fabułę wypełnioną zwrotami akcji. Osobiście lubię klimat wiktoriańskiej Anglii, Londynu otulonego mgłą i dżentelmenów w roli bohaterów pozytywnych i negatywnych. Podczas podróży pociągiem czułem się trochę jak dzieciak czytujący powieści przygodowe z XIX wieku. Jednak im bliżej było końca, tym stopniowo opadał początkowy zachwyt nad wykreowanym światem. Im dłużej spędzałem czas z Burtonem i Swinburnem, tym szybciej ulatniał się ten steampunkowy klimat. Pojawiało się więcej płycizn i mielizn. Mniej było solidnej literatury, a więcej lekko naiwnej, pulpowej fantastyki dla mało wymagających czytelników. Przede wszystkim Markowi Hodderowi nie udało się stworzyć wiarygodnych postaci. Burton i Swinburne, mimo iż mają w historii swoje pierwowzory, wraz z rozwojem akcji zatracili gdzieś całą swoją realność. Interesująca intryga dość szybko dała się rozszyfrować, a sama fabuła w pewnym momencie przeistoczyła się w zwyczajną walkę pomiędzy kryształowo czystymi bohaterami pozytywnymi, a ich adwersarzami z ciemnej strony pary. Autor stanął gdzieś w połowie drogi pomiędzy lekkim żartem (pomysł z papugami), a mrocznym uniwersum, które próbował stworzyć i uwiarygodnić. Gdy życie bohaterów było zagrożone moje serce nie biło szybciej, a oko nie połykało kolejnych wyrazów z przejęciem czekając na finał. Jeżeli porównam to do emocji, które wywoływał we mnie George Martin w swojej Sadze, to Hodder wypada blado.
Nie zrozumcie mnie jednak źle. Ostra krytyka, skierowana pod adresem książki wywołana jest w znacznym stopniu tym, że pokładałem wielkie nadzieje w Skaczącym Jacku. Wymagania były więc dość spore.
W dziwnej sprawie Skaczącego Jacka to nadal dobra literatura. Dostajemy w gruncie rzeczy interesującą historię, która została umiejscowiona w niebanalnym steampunkowym uniwersum. Pomimo tego, że im bliżej końca, tym mniej z tego klimatu zostaje, a sama powieść wędruje niebezpiecznie w lekko infantylne i lekko śmieciowe rejony (w znaczeniu pulp fiction) to 5 dni jakie spędziłem z Burtonem i Swinburnem nie uważam za stracone.
Wystawiając ocenę końcową wahałem się pomiędzy solidną trójką plus, a 4 z minusem. Czy książka jest tylko dostatecznie dobra czy już dobra, żeby po nią sięgnąć? Istnieje przecież duża szansa, że wiktoriański klimat oddziaływał by na mnie mocniej, gdybym czytał przygody Burtona i Swinburna w mgliste, jesienne wieczory, a nie w środku lipca. Z drugiej jednak strony, na ostateczną ocenę wpłynęło odrobinę polskie wydanie. Wiem, że nie powinno się oceniać książki po okładce, ale Fabryce Słów należą się słowa uznania. Wydawnictwo jest bardzo klimatyczne, estetycznie wykonane i stylizowane na XIX-wieczne gazety. Świetnie komponuje się ze steampunkową treścią i doskonale będzie wyglądać na naszej półce.
Podsumowując, wystawiam Markowi Hodderowi 4 na szynach. Mam nadzieję, że w kolejnych częściach dopracował swój styl i trzyma równy poziom przez całą powieść. Z czystym sumieniem polecam książkę wielbicielom fantastyki, dla fanów steampunku pozycja chyba obowiązkowa. Jeżeli liczycie na dobry kryminał w trochę innym niż dotychczas klimacie, to radzę jednak sięgnąć po inną lekturę.
P.S. Dziękuję swojej M. za małe korekty.
Dzięki za recenzję, bo przymierzałem się do tej książki 🙂
Nie wiem czy to legalne… Ale czy mógłbyś wrzucić parę zdjęć wnętrza książki? Zaciekawiło mnie to stylizowane wydanie…
@k0d
Legalnie, legalnie 🙂 Tak na szybko podrzucam https://picasaweb.google.com/grafika.fabryka.slow/DziwnaSprawaSkaczacegoJacka
@Saucerhead
W takich chwilach zaczynam poważnie żałować, że się przerzuciłem na e-booki 😉
Dobrze wiedzieć, że i w Polsce komuś się chce i potrafi dorzucić tą dodatkową wartość.
A propos jak z ebookami? Są jakieś plany w tym kierunku?
@k0d
FS nie ma niestety licencji na elektroniczne wydania Hoddera. Generalnie z tym przy zachodnich książkach jest spory problem. Bestsellery mają zwykle licencje rozdzielone na papier i prąd i to są duże pieniądze.
Przy polskich pisarzach ebooka robimy już standardowo – premiera na dzień przed premierą papieru. Podobno mają wreszcie Vat obniżyć to i ceny mocniej spadną.
Największe jaja są na rynku rosyjskim, bo tam zdarza się, ze zwyczajnie nie ma z kim licencji na ebooka podpisać. Taki Paweł Kornew na ten przykład dopiero rusza w temacie.
@Saucerhead
Właśnie największy ból, to polskie wydania pisarzy zagranicznych. Mała dostępność i nierealne ceny. Żałuję, bo jestem gotowy na kupno (w sensownych cenach oczywiście) i z przyjemnością kupowałbym masowo, a tak pozostają inne kanały… :/
Również się przymierzałem, więc dziękuję bardzo za reckę 🙂
Hmm… Sir Richard Francis Burton też jest bohaterem
[url=”http://pl.wikipedia.org/wiki/Gdzie_wasze_cia%C5%82a_porzucone”]”Gdzie wasze ciała porzucone” Philipa José Farmera.[/url]
1 tomu z cyklu Świat Rzeki.
Jakiś celebryta fantastyczny…;]?
Thx za reckę..;]
Wyjątkowość tego co pisze Hodder polega własnie na tym co powyprawiał z historycznymi postaciami. Darwina, czy Wilde’a jeszcze mu Brytyjczycy podarowali, ale steampunkowe wcielenie Isambarda Kingdoma Brunela wywołało mały huczek (Brunel jest na drugim miejscu, zaraz po Churchilu na liście najbardziej poważanych postaci Imperium).
Zwracam też uwagę na to, że cała historia Skaczącego Jacka zawarta w tomie to niezłe kompedium wiedzy na temat tej postaci – zasada i opisy ataków, personalia ofiar, zeznania świadków.
Atutem polskiego wydania jest jakość – dużo lepsza niż oryginału (oprawa zintegrowana) oraz przekład Krzysztofa Sokołowskiego (warto sprawdzić kto to) – klimatyczny, opisowy – wizja biednego East Endu wyszła po prostu genialnie.
Recka sprawiedliwa – wszystko zależy w końcu od oczekiwań (mną np. Martin wcale nie targa :> ) – W DSSJ dostałem klimatyczną rozrywkę, czyli dokładnie to co chciałem, więc i cenię wyżej. Podoba mi się, że Arek sprawiedliwie zaznacza, że warto sięgnąć po Hoddera. Bo ma rację.
A z początkiem września – premiera drugiego tomu. Podrzucę kilka tomów na konkurs do Gikza 🙂