Długi wstęp nim przejdę do meritum.
Czy ktoś z was pamięta Baśnie Andersena, opowiadanie o Czerwonym Kapturku, Jasiu i Małgosi, co zbłądzili w lesie, lub o Jasiu i magicznej fasoli ? Tak… coś takiego kiedyś było, jednemu już świta całkiem sporo, u innego dalej nic, a pewnie i znajdzie się kilka osób, którym po prostu wstyd będzie się przyznać, że wysiadywali na tapczanie, a mama zaczynała czytać…
Dawno, dawno temu, za siedmioma górami…
Zaraz, zaraz, chwilka, przecież mamy rok 2012, ipady, iphony, Harrego Pottera, Battlefielda 3, to co ty tutaj gościu wyskakujesz z takimi bzdetami !?
Zanim mnie tu ukamienujecie, warto pierwej przeczytać niniejszy tekst, bo choć istotnie o baśniach będzie, to może jednak nie do końca o takich, jakie macie na myśli. No to jazda…
Dawno, dawno temu, gdy w naszej ojczyźnie istniały kioski Ruchu, gdy pojawiały się pierwsze pisma o grach, a ja miałem jeszcze tradycyjny kwadratowy tornister (nie jakiś tam plecak), można też było kupić komiksy. Ja głównie skupiłem swoją uwagę na G.I. Joe i Star Wars. Moja miłość do komiksów rozpaliła się bardzo jasnym płomieniem i równie szybko zgasła. Czytałem jeszcze jakieś grube tomiszcza o Silver Surferze i Wolverinie (ale szczerze mówiąc nie pamiętam nawet co to była za seria). Dlatego musicie zrozumieć, że nie jestem geekiem jeśli chodzi o komiksy ani nie specjalnie się też interesuję tą gałęzią rozrywki. Pewnego dnia, natknąłem się na dwa zeszyty komiksu, który czytała moja przyszła żona i sami wiecie jak to jest. Baba wam coś wtyka w łapy, mówi ze fajne, no kto by jej tam uwierzył. Z grzeczności tylko wziąłem (myśląc, że to pewnie jakieś banialuki) ale gdy usiadłszy, pochłonąłem te dwa zeszyciki w jeden wieczór, to następnego dnia rano pozostałe dostępne części zostały z trzęsącymi z wrażenia rękoma zamówione na amazonie.
Nie będę tutaj zgrywał jakiegoś znawcy świata komiksu, trendów, stylów i tym podobnych, gdyż nie śledzę tego tak dogłębnie. Nie będę recenzował tej serii, po prostu bardzo SUBIEKTYWNIE opowiem wam trochę na jej temat i bardzo gorąco polecę przeczytanie. Komiks czytam po angielsku, część numerów wydano w Polsce, ale nigdy się z nimi nie zetknąłem więc nie mogę się tutaj wypowiedzieć na ten temat. Imiona bohaterów postaram się tłumaczyć tam gdzie to możliwe.
Baśnie, czyli Fables to seria wydawana przez DC Comics w imprincie Vertigo – jak nie wieta co to ten imprint to wiki wyjaśni. Autorem tego majstersztyku jest Bill Willingham, a współtworzy (rysuje, literuje, koloruje) jeszcze kilka innych osób. Seria dostała sporo nagród i wyróżnień przyznawanych przez branżę, zainteresowanych ponownie odsyłam na Wikipedię.
A wszystko zaczęło się…
…od inwazji bajkowych światów przez tajemniczego wroga znanego jako Adversary. Uchodźcy z podbitych terenów znajdują swój azyl nigdzie indziej jak w USA. Swoją siedzibę lokują w jednej z dzielnic Nowego Jorku (i to jeszcze na długo przed powstaniem miasta) i nadają jej nazwę Fabletown. Tutaj też rezydują organa władzy, a samo Fabletown zamieszkiwać mogą jedynie ci, którzy posiadają ludzką postać od urodzenia, bądź wykupili niezwykle drogie uroki zapewniające im ludzką formę. Pozostała nieczłekopodobna chałastra jest ulokowana na Farmie, która jest ogromną… farmą. Dużo zieleni, lasów, pól i łąk tyle że z gadającymi zwierzakami, a wszystko ulokowane gdzieś w północnej części stanu New York (upstate) zdala od wielkiej metropolii. Niemalże jak tajna baza armii amerykańskiej z prawdziwego zdarzenia. Dla niektórych mieszczuchów Farma jest ostatnim miejscem, w którym chcieliby się znaleźć, a dla większości tałatajstwa tam mieszkającego jest zwyczajnym więzieniem bez murów, z którego chętnie co poniektórzy by się wynieśli. I choćby sama konstrukcja tego azylu w świecie zwykłych śmiertelników stanowi pierwsze źródło różnych problemów trapiących naszą bajkową społeczność. A to dopiero zaledwie początek.
Legendy…
…sprowadzone do poziomu chleba powszedniego zwykłych ludzi. Z kogo składa się nasza wesoła gromadka grających pierwsze skrzypce ? Mamy Snow White (Królewnę Śnieżkę), która jest główną szychą trzęsącą tym co się dzieje w Fabletown. W dodatku rozwódka, jej Książę z Bajki (Prince Charming), zaczął od jej siostry Rose Red, a później był Kopciuszek, Śpiąca Królewna i… lista jest długa i obejmuje standardowe ziemskie kobiety (o czym przekonujemy się już w pierwszym tomie). Ale to w końcu Prince Charming… jaka mu się oprze ? Dalej (i to moja ulubiona postać, zresztą pewnie ma wielu fanów) Big Bad Wolf, lub Bigby jak każe się nazywać. Szeryf w mieście. Lepiej go nie… a co mi tam, wkurwić, bo i przywali w pysk, a jak już się ostro rozeźli, przemienia się w dosłownie wielkiego i złego wilka. W dodatku chłop ma słabość do pani prezes… jest prawie jak Geralt z Rivii. Wymieniać mógłbym tu jeszcze długo i długo ale seria wręcz ocieka takimi kąskami, które czytelnik z przyjemnością odkrywa przeskakując ze strony na stronę. Ale zanim przejdę dalej, warto jeszcze zerknąć na Pinokia. No ten to miał pecha. Wróżka zamieniła go w chłopca i bidul od setek lat jest w ciele chłopca i mocno ale to mocno ma jej za złe, bo jaka baba mu da, dzieciakowi? Zosia Rączkowska… perhaps.
Kamera, akcja…
…i misz masz jak nie wiem. Czego my tu nie znajdziemy. Są zdrady, romanse, bijatyki rodem z filmów z Van Damem, intrygi polityczne, rewolty, egzekucje, misje specjalne i zabójstwa na zlecenie. Dzieje się dużo i wszędzie. I nim się połapiemy następują różne zwroty akcji. Jednych czytelnik się zacznie domyślać inne okazują się zupełną niespodzianką. Wszystko ocieka czarnym humorem, ironią, sarkazmem, krwią i flakami, fakami… a jakże! I cała ta historia powoli zmierza ku finałowi. Który jest iście epicki i obfituje w heroiczne czyny bohaterów, których nie sposób podejrzewać o patriotyzm względem tej przedziwnej społeczności. A gdy już odetchniemy po rozwiązaniu głównego wątku, okazuje się, że autorzy zręcznie przeskoczyli z jednego kwiatka na drugi i całość w sposób ciągły płynie dalej niczym szeroka rzeka bajań… tyle że nagle okazuje się, że komiksy oczekujące na przeczytanie się skończyły. Teraz w czasie rzeczywistym trzeba nam czekać na kolejne wydania i masz ci babo placek, cierpliwym bądź.
Plusy, minusy…
…i powoli do jakiejś konkluzji trzeba by dojść. Ten komiks jest to fenomenalny i wciągnął mnie bez reszty. Weźcie pod uwagę też to, że opisałem tutaj zaledwie czubeczek czubeczka góry lodowej jaką jest zawartość tej serii. Teraz czytam wszystko drugi raz, ale już nie pędzę na łeb na szyję, żeby tylko dowiedzieć się co będzie dalej. Co zresztą chyba bardzo dobrze świadczy o poziomie tej serii. Tylko delektuję się kunsztem, podziwiam i przyglądam się detalom każdej z ilustracji. I po cichu liczę, że nim skończę, kolejny numer do mnie już dotrze. Oczywiście nie ma róży bez kolców. W moim przypadku, tym kolcem jest mnogość rysowników. Lubię jeden określony styl, w którym i tak większa część historii jest opowiedziana. Zdarzają się jednak rozdziały, gdzie kreska i kolor jakoś mnie tak swędzą i piją w pachwinę. Ale to w sumie i tak drobiazg. I jest też w całej publikacji jeden zeszyt, który naprawdę zmęczył mnie jak ta ostatnia pinta Guinessa zanim człowiek padnie na pysk. Być może nie byłem pod wpływem czegoś, gdy się z nim męczyłem. Licho wie na czym byli autorzy…ale to już zostawię wam samym do oceny jeśli się skusicie. Ostatnim dużym minusem jest oczekiwanie na kolejne odcinki…! PAIN! A plusów to nawet nie będę próbował wymieniać. Ale jak nie mamy już co czytać, to na pomoc przychodzą mini serie, zbiory opowiadań, w których możemy zagłębić się w przygodach spoza głównego wątku, co jest bardzo miłym urozmaiceniem i równie ciekawym!
Konkludując ten referat, jest to subiektywnie najlepszy komiks jaki do tej pory czytałem. Zostałem zamieniony w wiernego fana serii Fables. Zamierzam zebrać wszystkie wydania specjalne (twarda oprawa) i czytać tak długo jak długo autorzy będą tworzyć. Niestety na horyzoncie zbierają się czarne chmury, gdyż pan Willingham podupada na zdrowiu. Dlatego niechaj mu wszystkie dobre wróżki i inne magiczne stwory jak najwięcej TLC* ślą i niechaj ta seria nigdy się nie skończy!
Polecam, polecam i jeszcze raz polecam!
*TLC – tender loving care 🙂