Popcorn, cola, film – ten z Bradem Pittem

aryman dnia 12 listopada, 2014 o 12:02    65 

Z wyprawy do kina (i dalej) sprawozdanie. Ostrożnie, bo i w komentarzach jeży się się od spoilerów (dop. Nitek)

Interstellar

interstellar3

Pierwsza myśl po wyjściu z kina: ciekawe jak tak obszerną historię reklamowano trailerami? Myśl druga: jakbym odebrał (ocenił) film, gdyby było mi dane obejrzeć choćby jedną zajawkę? Czy byłbym tak rozczarowany, jak po “Prometeuszu”? Po obejrzeniu filmików promocyjnych cieszę się, że nie zapoznałem się z nimi przed seansem. Wydaje mi się, że sporo negatywnych opinii o “Interstellar” wynika z faktu, że ludzie obejrzeli trailery i napompowali balonik oczekiwań (jak ja przed “Prometeuszem”) do rozmiarów, którym nie może sprostać żaden film.

Nowe dzieło Christophera Nolana nie pokazuje nam prawdy objawionej o ludziach, naszej cywilizacji, kosmosie, czy czymkolwiek. “Interstellar” nie jest też w żaden sposób przełomowy, nie redefiniuje kina (ani nawet określonego gatunku) na nowo; jest natomiast świetnym filmem, który da Wam wiele radości, o ile nie obejrzeliście żadnego zwiastuna. Jeżeli jednak doszło do naruszenia pierwszej zasady kinomana, to jakiś stopień rozczarowania jest niemal nieuchronny. Dlaczego? Patrz: pierwsze dwa zdania tego akapitu.

Jest jeszcze jeden warunek dobrej zabawy na “Interstellarze” – uznanie za dopuszczalne odpowiedzi typu: “bo tak twierdzi mądra głowa na ekranie”, “skoro tak zrobili, to znaczy, że jest to możliwe”. Jeżeli macie analityczny umysł, który nie pozwala się “ponieść”, który cierpiał katusze oglądając “Grawitację”, to nie macie czego szukać na recenzowanej produkcji – ten film idzie znacznie dalej w kwestii “prawdopobodne/nieprawdopodobne” niż Sandra Bullock w swojej kosmicznej eskapadzie. Są pewne specyficzne zagrożenia dotyczące filmów poruszających się wśród zagadnień wykraczających poza naszą wiedzę, a często nawet wyobraźnię – ryzyko bycia ocenionym jako obraz niewiarygodny, lub śmieszny.

Wszystko jest kwestią interpretacji, ale moim zdaniem z problemem wiarygodności Nolan radzi sobie brawurowo; głównie dzięki niesamowitym (nie mylić z bombastycznymi!) efektom specjalnym. Ani przez moment nie miałem wrażenia, że wykreowany świat jest inscenizacją czy dziełem grafików komputerowych. Przez te 3 godziny w kinie chcę wierzyć, że to co oglądam jest prawdą i w wypadku “Interstellara” nie miałem z immersją najmniejszego problemu. Film jest wizualnym majstersztykiem. Nolan miał duży budżet, z którego potrafił skorzystać i to widać na ekranie. Dodajmy do tego świetną, doskonale pasującą do obrazu muzykę i mamy gotową rekomendację wyprawy do IMAXa. Jeżeli jakieś filmy powinny nosić oznaczenie “IMAX only”, to właśnie takie jak “Interstellar”.

INTERSTELLAR

Wracając jeszcze na moment do kwestii wiarygodności – film serwuje nam sporą dawkę geekowatości, ale nie tej growej czy ogólnie mówiąc popkulturowej. Astrofizycznej. Są tam teorie i akcje, które zadziwiłyby ekspertów NASA, a co dopiero nas, zwykłych “zjadaczy chleba”. Jedni to kupią, inni podsumują swojskim “co oni pieprzą?!?”. Czujcie się ostrzeżeni. Wielbiciele Nolana chyba jednak już przywykli do tego, że lubi zostawić nas z myślą: “WTF?!?” i pędzić z akcją dalej…

W 3 godzinnym seansie zdarzają się nieco przegadane dłużyzny (na szczęście, dzięki magnetycznej osobowości Matthew Mcconaughey’a, mało drażniące), ale nie zabrakło też widowiskowej, sprawnie nakręconej akcji trzymającej na krawędzi fotela. I te widoki… W “Interstellarze” podobało mi się również odejście od kilku oklepanych schematów kina sci-fi i lekkie, nienachalne poczucie humoru. Więcej o tych ostatnich aspektach nie opowiem, bo nie uniknąłbym spoilerów. W każdym razie film gorąco polecam, świetne przeżycie w kosmosie, a sami wiecie najlepiej jak rzadko wysokobudżetowe produkcje próbują powiedzieć coś poważnego o przestrzeni poza naszą planetą.

PS Film jest o gościu, który w niedalekiej przyszłości leci w kosmos. To wszystko co musicie wiedzieć.

Spoiler! Pokaż

Werdykt

Bawi? –  9/10

Trzeba obejrzeć? – 10/10

 

Furia

furia

W wypadku “Furii” też nie oglądałem zwiastunów (przerwałem oglądanie kiedy zobaczyłem Brada w czołgu i realiach II Wojny Światowej – takie rzeczy biorę w ciemno!), ale to niewiele pomogło. Film jest tak boleśnie schematyczny, że o jakimś większym zaskoczeniu, czy akcji trzymającej w napięciu nie ma mowy. Wojna… Wojna naprawdę nigdy się nie zmienia jeżeli majstrują przy niej rzemieślnicy (nie mylić z artystami; mają tam i takich) z  Hollywood.

Nie zrozumcie mnie źle – film nie jest taki zły. To porządna inscenizacja historyczna, technicznie dobrze dopracowana, dbająca (w większość przypadków) o szczegóły. Brud, ruiny, eksplozje, historyczne sprzęty, bronie, mundury – wszystko to robi odpowiednie wrażenie. Trzeba jednak powiedzieć wprost, że twórcy filmu nie potrafili z tych klocków ułożyć czegoś większego, sięgającego dalej/wyżej niż prosta suma części składowych. Mając doskonałe narzędzia i aktorów klasy Brada Pitta opowiadają historyjkę dość banalną i bardzo, bardzo schematyczną. Wszystko to sprawnie nakręcone,  załoga sympatyczna i da się polubić, ale jednak jakiegoś takiego charakteru, “mięsa”, brak; zarówno opowieści jak i załodze. Podpułkownik Kilgore zrzuciłby na to wszystko napalm i podpalił o świcie… Bez większej starty dla kinematografii.

Co mnie jednak najbardziej zniechęciło, to tanie, mocno nielogiczne chwyty, których od dłuższego czasu nie może zabraknąć w każdej “szanującej się” opowieści o wojnie. Nie żebym był całkowicie przeciwny chwytom i schematom, przecież mają swoją funkcję – upraszczają pewne sprawy, pozwalają zastosować skróty myślowe, które każdy (?) zrozumie i wywołują emocje, które poruszają wszystkich (?) widzów. Tylko to trzeba umieć zrobić! Nie przekroczyć tej cienkiej granicy miedzy magią skutecznie uwodzącą widzów, a lipą rozśmieszającą ich, czy nużącą. To co się udało w “Interstellarze”, w “Furii” sie nie powiodło.

Spoiler! Pokaż

Ocena zapewne byłaby wyższa, gdyby nie było filmów pokroju “Plutonu” czy “Czasu Apokalipsy”, ale są i “Furia” stawać z nimi w szranki nie może.

Werdykt

Bawi? –  6/10

Trzeba obejrzeć? – 4/10

 

Ogłoszenia duszpasterskie:

Było już o tym nieraz, pora zaanonsować to oficjalnie:

Tyler    Pierwsza zasada kinomana – nie oglądamy zwiastunów. 

Druga zasada kinomana – nie spoilerujemy w komentarzach…

 

 

Dodaj komentarz



65 myśli nt. „Popcorn, cola, film – ten z Bradem Pittem

  1. furry

    W Polityce jest artykuł a propos Interstellar, taki sobie, autor – Marcin Zwierzchowski potraktował temat po łebkach, chciał napisać o wszystkim co dotyczy SF i napisał, ale bez zrozumienia, jakby o Wattsie przeczytał tylko w wikipedii.

    Ale dowiedziałem się jednej ciekawej rzeczy:

    Spoiler! Pokaż

    EDIT: dziś środa, nie poniedziałek, więc artukuł jest w POPRZEDNIEJ Polityce, tej z okładką “Życie seksualne Polaków”.

    1. aryman222 Autor tekstu

      @furry

      wrzuciłbym SPOILER ALERT do Twojej wypowiedzi o podróży 🙂 dodam jeszcze, ale uprzedzam – duży SPOILER, że

      Spoiler! Pokaż
    2. bosman_plama

      @furry

      To interesujące, co napisałeś o tym artykule, bo Zwierzchowski jest redaktorem zagranicznego działu prozy w NF. Więc można założyć, że na współczesnej SF się zna.
      Może to efekt pracy redakcyjnej? Kiedyś znajomy napisał do Polityki tekst o Dukaju a redaktor wywalił mu z tego tekstu prawie wszystko co wykluczało poza oczywistości, argumentując, że “Polityka to pismo dla wszystkich i czytelnicy nie przełkną specjalistycznych wiadomości”.

      1. furry

        @bosman_plama

        Przytoczę fragment o Wattsie:

        W 2006 r. opublikował dziś już kultową powieść „Ślepowidzenie”, która zyskała opinię jednej z najważniejszych książek fantastycznych ostatnich kilkunastu lat. W historii o kosmicznej podróży statku „Tezeusz” i pierwszym kontakcie z inteligentnymi istotami pozaziemskimi wykorzystał cały arsenał gromadzonych przez lat ciekawostek, naukowych osobliwości i niezwykłych teorii, o których istnieniu szary zjadacz chleba nie ma zazwyczaj zielonego pojęcia – przykładem tytułowe zjawisko, inaczej zwane zespołem widzenia mimo ślepoty, które opisane czytelnikowi jawi się jako przedziwny wymysł pisarskiej wyobraźni, mimo że jest udokumentowanym naukowo fenomenem. Podobnie „Echopraksja”, czyli tytuł właśnie trafiającej do sprzedaży powieści, która kontynuuje wątki „Ślepowidzenia” – i tego słowa Watts nie wymyślił, po prostu sięgnął do wiedzy z zakresu psychiatrii, czyli terminu oznaczającego automatyczne powtarzanie ruchów zaobserwowanych u innej osoby.
        Obie książki pełne są podobnych konceptów, dla czytelnika zupełnie fantastycznych. Aż trudno uwierzyć, że większość z nich posiada ugruntowanie w faktach – wśród miłośników fantastyki krążą opowieści o czytaniu „Ślepowidzenia” z asystą Wikipedii, która pozwalała zrozumieć co bardziej zaawansowane elementy książki, a także poszerzać wiedzę na temat opisywanych w niej fenomenów.

        Dla mnie wygląda to na przeklejony skądś opis przepisany, jak w szkole, “własnymi słowami”.

        Spoiler! Pokaż

        W innym miejscu pisze o “Matriksie”, a słowem nie zająknie się o Niebie wymyślonym przez Wattsa:

        Przyszłość będzie więc czymś w rodzaju tytułowego Matrixa z trylogii filmów z Keanu Reevesem, z tą różnicą, że będziemy świadomi tego, że żyjemy w sztucznym świecie wewnątrz naszych umysłów czy komputerów, a nasze ciała leżą gdzieś w fotelu lub w ogóle już ich nie ma, bo zdecydowaliśmy się na całkowity transfer jaźni na dyski twarde. Myśl ta jest konsekwencją obserwowania rozwoju współczesnego rynku gier, gdzie ich producenci prześcigają się w oferowaniu graczom coraz bardziej imersywnych technologii – tak aby świat gry był dla nas tak samo realny i namacalny jak rzeczywistość.
        Gdy zaś im się to uda, co będzie stało na przeszkodzie przeniesieniu się do takich fantastycznych krain, kto będzie mógł oprzeć się pokusie życia w takim świecie zamiast nudnej egzystencji w realu?

        Przecież to właśnie Niebo 🙂

  2. Waldek-Mat

    Byłem wczoraj w kinie na Interstellar, film naprawdę bardzo dobry nie czuć dłużyzn, zdjęciowo znakomity. Ogólnie był konsultowany z w/w Kipem Thornem – astrofizykiem, choć staje się to chyba standardem, podobnie było z Grawitacją. Jedynie co mi nie odpowiadało to muzyka Zimmera niepasująca jak dla mnie do filmu.

          1. Beti

            @Kirq

            Spolieros Pokaż

            Ogólnie nie wiem co autor miał na myśli i po co nakręcił ten film, ale nie powiem, że był zły. Jeśli ktoś traktuje go jako film o II wojnie światowej, to nie będzie mu się podobał. Niech traktuje go jako film o.. Furii 😉

            1. Kirq

              @Beti

              No właśnie ja trochę miałem wrażenie, że oglądam gameplay z WoT, ten sam poziom realizmu. Rozumiem język kina, i potrafię przymknąć oko na niedociągnięcia i zamierzone nieścisłości – te dla dobra filmu. Jednak to co zaprezentował ten film było po prostu nie do przetrawienia. Po oglądnięciu sceny końcowej, która była tak kosmicznie niedorzeczna, coś we mnie pękło, i spadła mi zasłona z oczu odnośnie innych bzdurek, którymi był naszpikowany film. Ładnie ujął to Aryman:

              “Nie żebym był całkowicie przeciwny chwytom i schematom, przecież mają swoją funkcję – upraszczają pewne sprawy, pozwalają zastosować skróty myślowe, które każdy (?) zrozumie i wywołują emocje, które poruszają wszystkich (?) widzów. Tylko to trzeba umieć zrobić! Nie przekroczyć tej cienkiej granicy miedzy magią skutecznie uwodzącą widzów, a lipą rozśmieszającą ich, czy nużącą. To co się udało w „Interstellarze”, w „Furii” sie nie powiodło.”

  3. Makbeton

    Po najnowszej opowieści o królu konsolowców zwanej Dracula coś tam coś tam mam wymagania tak nisko że pewnie oba filmy okrzyknę dziełami sztuki kamieniem milowym w dziedzinie kinematografii czy nagą sesją zdjęciową matki terego

  4. nufiko

    Ja się z oceną Furii zgadzam. Gdyby nie ostatnia scena w filmie to oceniłbym na mocne 8/10, ale absurdalność tego co działo się na koniec filmu sprawiło, że z dobrego filmu wojennego z w miarę rzeczywistym oddaniem zachowania ludzi/pojazdów itp wyszedł film przeciętny.

    Spoiler! Pokaż
    1. Kirq

      @nufiko

      Spoiler! Pokaż
  5. Redook

    Interstellar – jeden z lepszych filmow jakie widzialem przez ostatnich kilka lat. Zazwyczaj jak jestem na czyms w kinie to po wyjsciu film odchodzi w mniejsza lub wieksza niepamiec (np taka se Furia) ale Interstellar zostal w glowie i im dluzej o nim mysle tym bardziej mi sie podoba. A ze widzialem go w malej sali to chyba pojde sobie drugi raz do imaxa 😉

    1. aryman222 Autor tekstu

      @Redook

      pierwszy raz z “I” przeżyłem własnie w Imaxie, a i tak się zastanawiam czy nie pójść raz jeszcze… dla samej akcji, prędkości, adrenaliny, oglądania widoczków, kosmosu i

      Spoiler! Pokaż
  6. Arbazil

    Ostatni przyzwoity film wojenny na jakim byłem to Bękarty wojny na Furię to szkoda czasu marnować z ciekawszych filmów o wojence to jeszcze 9 Kompania zasługuje na uwagę choćby po to by zrozumieć, że w Rosji podobnie jak USA brzydzą się wojną a nawet dostrzegają jej bezsens.:) Na Interstellar wybieramy się w niedziele co dzień zaostrzam sobie apetyt.

  7. Kirq

    Dla mnie “Interstellar” to najlepsze kosmiczne SF od czasu “Europa Raport”. Później długo długo nic, i “Moon”.

    Film nakręcony z gigantycznym rozmachem i smakiem. Pełen bardzo emocjonalnych scen. Kilka razy gula naprawdę rosła w gardle. Przestrzeń kosmiczna pokazana jest fenomenalnie. Majestatyczne ujęcia statku rozpędzającego się na orbicie Saturna w akompaniamencie muzyki poważnej to majstersztyk. OST to czyste mistrzostwo, Main Theme od wizyty w kinie przesłuchałem już chyba z 30 razy. Zdaję sobie sprawę z pewnych zagrywek filmowych, sam Nolan nie ukrywa, że takie stosował, ale w przypadku tego filmu, są one użyte tak jak należy. Ciekawe za ile lat pojawi się coś porównywalnego? 🙁

  8. Private_dzban

    Ha! Skuszony właśnie trailerem i później powyższym tekstem wziąłem wczoraj siostrę, poszliśmy na Interstellar i wrażenia jak najbardziej pozytywne.
    Kinomanem się nie okrzyknę, bo do kina chodzić nie lubię (jak jestem 2 razy do roku to już jest wynik), dlatego ostatnim filmem, który kojarzy mi się z Nolanem (i chyba w ogóle z wizytą w kinie) to „Man of steel”, którego nie ratują nawet odwołania do filozofii Platona.
    Tu z kolei sprawa ma się zupełnie inaczej. Niewiele jest do napisania, bo to co należało powiedzieć powiedziane zostało. Dodam jedynie, że niezłą rolę zagrał Matt Damon (mimo, że epizodyczną). Dobrze było też zwrócić uwagę na detale jak choćby sposób radzenia sobie z fiołem jakiego można dostać siedząc na pokładzie statku.
    No i muzyka. Bardzo dobra, nie jestem pewien, który to kawałek wychwyciłem pod koniec seansu (czy był to ten czy ten), niemniej dodanie organów w filmie o takiej tematyce pozytywnie mnie zaskoczyło (słuchając nie miałem wrażenia, że na ekranie zaraz pojawi się Batman). Zaskoczony jestem tym bardziej bo spodziewałem się, że Zimmer zrobi coś na modłę „The surface of the sun” Johna Murphy’ego (ze względu na nazwisko gość by pasował do filmu) albo „Final frontier” od Two Steps From Hell (btw ta muzyka została wykorzystana w trailerze Interstellar i to ona zwróciła moją uwagę).
    Ogólnie film polecam. Nawiązania do znanych tez astrofizyki powyłapywałem, a fantazje scenarzystów nie spotkały się z moją krytyką. Nie jestem niedzielnym astrofizykiem-trollerm, którego wiedza aktywuje się przy okazji każdego saj faj.
    Watro.

    PS. Spójrzcie na daty premier. Nowy rekord?

Powrót do artykułu