Prometeusz

k0d dnia 23 lipca, 2012 o 15:42    0 

Ridley Scott to wybitny reżyser, który trwale zapisał się w historii kinematografii tworzonymi od ponad 40-tu już lat obrazami. Jego pierwsze poważne dzieło należące do gatunku fantastyki naukowej to „Obcy – ósmy pasażer Nostromo” (1979). Film opowiadał historię wyprawy kosmicznej na odległą planetę, gdzie zamierzano zbadać źródło tajemniczego sygnału S.O.S.

Na miejscu załoga statku napotyka jednak istotę, która okazuje się daleka do wyobrażeń znanych choćby z wypuszczonych dwa lata wcześniej „Bliskich spotkań trzeciego stopnia” (1977) Stevena Spielberga. Ciężki i bezlitosny thriller jaki zaserwował Scott wywoływał w widzu prawdziwe przerażenie. Bogata oprawa wizualna obrazu, wyraziste postacie bohaterów oraz przede wszystkim kreacja obcej formy życia, wzorowana na obrazach szwajcarskiego malarza H.R. Gigera, dały w efekcie niespotykane dzieło, które stało się już na zawsze klasyką gatunku. Niedługo później Scott wyreżyserował „Łowcę Androidów” (Blade Runner – 1982).

 

Ridley Scott Ridley Scott

Mimo tak spektakularnych początków, krytyka wymagała od niego wykazania się w innych niż uważany za „komercyjne” science-fiction, gatunkach. Reżyser podjął wyzwanie i po osadzonej w świecie fantasy „Legendzie” zajął się już tylko „poważnymi” produkcjami głównego nurtu. Przez kolejne lata „dyrygował” wieloma filmami – lepszymi jak „Thelma i Louise”, „1492. Wyprawa do raju” i gorszymi jak choćby „Królestwo niebieskie”. Po 30-tu latach od powstania „Łowcy androidów” ostatniego obrazu science-fiction, Scott powrócił do gatunku, w tworzeniu którego został już uznany za klasyka. Słowo „powrócił”, ma tutaj podwójnie silne znaczenie, bo zaserwował nam prequel do „Obcy – ósmy pasażer Nostromo”. Owocem tej decyzji jest Prometeusz – film, który spróbuję Wam dziś przybliżyć. Piszę o próbie dlatego, że po wyjściu z kina miałem ochotę oglądnąć go jeszcze raz, na spokojnie, bez „utrudniacza” jakim jest technologia 3D, bo przez nią nie byłem w stanie objąć wszystkich szczegółów fabularnych i scenograficznych jakie „upchnął” w swym dziele Scott.

 

Prometeusz - statek kosmiczny Prometeusz – statek kosmiczny

Pod koniec XXI wieku (2092) na planetę LV-223 (księżyc) wyrusza statek badawczy, sponsorowany przez korporację Weyland. Jego pasażerami są między innymi geolodzy, którym udało się odkryć na ziemi powtarzające się skalne malowidła, wskazujące wyraźnie na miejsce przebywania obcej rasy, tzw. „inżynierów” – domniemanych twórców ludzkiej rasy. Elizabeth Shaw (Noomi Rapace) oraz Charlie Holloway (Logan Marshall-Green) reprezentują dwa bieguny motywacji. Kobieta, osoba wierząca pragnie zmierzyć się z prawdą o stworzycielu. Jej partner kipi od chęci zbadania, poznania i nawiązania kontaktu z obcą rasą. Aspekt naukowy dominuje w jego przypadku nad rozważaniami natury teologicznej. Na statku leci także dwoje przedstawicieli korporacji Weyland, która przynajmniej na początku, nie wydaje się mieć specjalnego celu, w sponsorowanej przez siebie wyprawie naukowej. Meredith Vickers (Charlize Theron) i David (Michael Fassbender) wykonują polecenia Petera Weylanda (Guy Pearce) i – każde na swój sposób – czuwają nad powodzeniem misji. Mamy więc grupę bardziej lub mniej zwykłych ludzi – naukowców, urzędników i załogę statku. W żadnym przypadku nie są to jednak najemnicy przygotowani na to co oczekuje ich na obcej planecie.

 

Prometeusz - badacze Prometeusz – badacze

Scott stosuje zabieg, który bezpośrednio odwołuje się do schematu „Obcego – ósmego pasażera Nostromo”. Nawiązań i podobieństw jest sporo. Udaje mu się jednak uniknąć bezmyślnego autokopiowania i potrafi zaskoczyć nawet najbardziej fanatycznych znawców swojego pierwotnego obrazu. Scott świadomie operuje powiązaniami bo przecież akcję umiejscawia w tym samym alternatywnym świecie, który stworzył w pierwotnym obrazie. Pomimo powstania całej serii filmów o zmaganiach ludzi z rasą gigerowskich monstrów, reżyserowanych między innymi przez Jamesa Camerona i Davida Finchera, Ridley Scott koresponduje tylko i wyłącznie z tym co sam stworzył. Zabieg to może dość egoistyczny ale zdecydowanie uprawniony. Widać wyraźnie, że sam ma wystarczająco dużo własnych pomysłów i nie potrzebuje czerpać od swoich kontynuatorów-naśladowców.

Prometeusz to film, który umiejętnie operuje na granicy przyswajalności. Podstawowe informacje wystarczające do zrozumienia wydarzeń są na wyciągnięcie ręki. Reżyser zostawia jednak całą masę kwestii niedopowiedzianych, w formie tajemniczych ujęć, nie do końca zrozumiałych zachowań bohaterów oraz historii tła, nad którą trzeba się przez chwilę zamyślić aby pojąć jej znaczenie. W filmie jest w sumie wszystko co teoretycznie mieści się w kanonie kosmicznego thrillera z obcymi w roli głównej. Mamy obezwładniająca pustkę i samotność kosmosu, skalistą, piaszczystą i ekstremalnie niegościnną planetę. Jest architektonicznie przytłaczająca budowla stworzona nieludzkimi rękami. Są w końcu obcy, z którymi nawiązanie kontaktu nie wydaje się być najlepszym pomysłem.

 

Prometeusz - badacze Prometeusz – badacze

Uniknięcie choroby toczącej wszelkiego rodzaju sequele i prequele hollywódzkich produkcji, czyli tragicznej przewidywalności i schematyzmu, jest zasługą kilku czynników. Dobór obsady to coś na co może sobie pozwolić jedynie tak uznany reżyser jak Ridley Scott. Dzięki temu na ekranie zobaczymy twarze, które w większości przypadków będą dla widza anonimowe (w końcu!). To wspaniały zabieg, pozwalający na „zestrojenie” się z bohaterami, którzy są po prostu zwykłymi ludźmi, rzuconymi w wir wydarzeń przekraczających ich zdolności pojmowania. Nawet osoba Charlize Theron, „zgranej” już do ostatka przeciętnej rzemieślniczki, nie przeszkadza. Kreowana przez nią zimna i bezlitosna sługa korporacji pasuje do jej wizualności, jednocześnie Scott nie pozwala aby zdominowała pozostałych członków załogi statku swoją osobą. Egzystuje na takich samych prawach jak wszyscy inni i stanowi tylko jeden z wielu elementów układanki reżysera.

 

 

Prometeusz - Elizabeth Shaw

Postać Elizabeth Shaw z kolei, to duchowa kontynuacja albo jak kto woli pierwowzór Ellen Ripley znanej z serii „Obcy”. To kobieta, na pozór, słaba, delikatna, wspierającą się na wierze w Boga, egzystująca dzięki osiągnięciom naukowym na równi, ale jednocześnie jakby w cieniu swojego partnera. To ona jednak będzie musiała stawić czoła nie tylko dwóm rasom obcych ale i pozbawionej uczuć, skupionej na swych egoistycznych celach korporacji Weyland. I choć nie dane jej będzie bezpośrednio zetrzeć się z przeciwnikiem, to jednak dokona czynu, który – nie boję się tego powiedzieć – pozostanie już na zawsze w pamięci, każdego kto zobaczy film. Realizm, symbolika i dramaturgia wspomnianej sceny mrożą krew w żyłach i balansują na granicy bluźnierstwa. Noomi Rapace nie ma tak charakterystycznego wyglądu jak Sigourney Weaver. Jest zwykła, przeciętna. Udaje jej się jednak dzięki temu zachować jakże pożądaną wiarygodność postaci.

 

Prometeusz - David Prometeusz – David

Jest jeszcze jedna osoba, która zasługuje na wspomnienie. David (Michael Fassbender). Bardzo szybko dowiadujemy się, że to android – złośliwie nazywany przez załogantów „robotem”. Te dwa określenia niosą jednak różne znaczenie. Android jest stworzony na bazie biologicznej. Dzięki temu jego budowa, wygląd i zachowanie zbliżają go niebezpiecznie do człowieka. David choć wydaje się być niepozbawiony namiastki wolnej woli, poświęca się całkowicie wykonywaniu poleceń Petera Weylanda. Ukazany jednak na początku uczy się i chłonie to co ludzkie (m. in. klasyczne filmy). W jednej ze scen, daje nam do zrozumienia, że być może ma jakiś swój plan lub przynajmniej dociera do granicy kiedy uzyska prawdziwą świadomość i wolną wolę. Jest to jednak tylko drobny ukłon reżysera w stronę widza, mogący łatwo przejść niezauważony, albowiem w trakcie rozwoju akcji postępowanie Davida wydaje się być wierne poleceniom twórcy. Fassbender sprawdza się w tej roli nieźle aczkolwiek wiele mu brakuje do Ian’a Holma (Obcy – ósmy pasażer Nostromo) czy genialnego Lance’a Henriksena (Obcy – decydujące starcie).

Drugim istotnym elementem, który pozwolił Scottowi uniknąć pułapki sequela/prequela jest scenariusz i to jak został on poprowadzony. Proporcje między sekwencjami akcji i wyjaśnianiem fabuły są dobrane bardzo dobrze. Reżyserowi udaje się niejednokrotnie zaskoczyć widza, prowadząc fabułę w sposób asynchroniczny i nieschematyczny. Oglądając film nie myślałem o tym co stanie się za chwilę, nie próbowałem przewidywać wydarzeń. Dałem się poprowadzić Scottowi za rękę. I choć momentami doznawałem lekkiej dezorientacji, to ostatecznie czułem satysfakcję, że nie traktuje się mnie jak idioty, który musi mieć wszystko „podane na tacy”.

 

 

Prometeusz - scenografia

Scenografia, efekty i wizja świata tworzą w Prometeuszu spójny i wiarygodny obraz. Nienajlepszy jednak kontrast, ograniczające widok okulary i utrudniająca skupienie na szczegółach tła technologia trójwymiaru, ograniczają możliwość pełnej percepcji świata przedstawionego. Pomimo tego filmowi daleko do cukierkowych, obleśnie kolorowych i naiwnych widoków z „Avatara”. Świat jest zimny, niegościnny, nieprzebaczający, brutalny, a ludzie są tylko bezsilnymi istotami postawionymi w zagubieniu przed jego tajemnicami. Scenografia kontrastuje poprzez różnice między jasnymi i sterylnymi wnętrzami statku i mrocznymi, pełnymi niepokojących elementów wystroju korytarzami „budowli” obcych. Kolory otoczenia, sposób oświetlenia nawiązują do pierwowzoru, cofają nas w czasie do bardziej realistycznego, brudnego i surowego sposobu ukazywania świata z klasycznych produkcji fantastyki naukowej tamtych czasów. Za to technika użytkowa statku – obrazy holograficzne, ekrany ścienne, wyposażenie elektroniczne sprawiają wrażenie efektownych ale jednocześnie przejrzystych i służących do czegoś więcej niż tylko wywołania bezrefleksyjnego zachwytu widza. Chwilami tęskniłem jednak za specyficznym sposobem ukazania statku kosmicznego, ekwipunku i gadżetów, znanym choćby z Ukrytego Wymiaru (Event Horizon – Paul W. S. Anderson – 1997). Podniszczone, zabrudzone, noszące wyraźne ślady użytkowania sprzęt i otoczenie dawały fenomenalne złudzenie realizmu, którego w Prometeuszu brakuje.

Prometeusz Ridleya Scotta jest obrazem, który może być diametralnie różny w odbiorze dla znających poprzednie jego dokonania na polu fantastyki naukowej czy serię filmów o „Obcym”, i dla tych którym pierwszy raz lub przypadkowo przyszło zobaczyć film osadzony w tym uniwersum. Trudno mi ocenić to z pozycji „świeżego” widza. Z pewnością może tu razić pozorny chaos i naiwność fabularna. Jest sporo kwestii, które mogą wydawać się nielogiczne i nierealistyczne. Film bywa brutalnym i momentami bardzo „niesmacznym” widowiskiem. Dla fanów wydaje się to być jednak pozycja obowiązkowa, rodzący się na naszych oczach klasyk. Jest to dzieło stworzone z wykorzystaniem dostępnych technologii ale jednocześnie nie gubiące wierności oryginałowi, dodające też coś nowego, potrafiące zaintrygować nawet najwierniejszych fanów. Prometeusz, co ważne, otwiera nowe pole do dyskusji. Muszę przyznać, że dawno już nie oglądałem filmu, którego nie dało się od razu „połknąć i zapomnieć”. Chcę go oglądnąć jeszcze raz. Na spokojnie. Tym razem bez 3D.

 

Dodaj komentarz