I jeden z nich jest w świetnej formie!
Star Trek. Ostateczna granica nerdowatości. Tasiemiec sprzed złotej ery seriali, o scenografii i efektach na poziomie “Barbarelli”, ale pozbawiony seksapilu wspomnianej bohaterki. Plus facet z czołem nosorożca.
Mniej więcej tak mi się kojarzył świat ST jeszcze tydzień temu. Niby wiedziałem, że powstało znacznie więcej seriali i filmów z tego uniwersum, z lepszymi efektami specjalnymi, ale jakoś nigdy nie byłem na tyle zainteresowany żeby dać im szansę. Aż zobaczyłem pierwsze oceny Star Trek: W nieznane – wyglądało na to, że mamy do czynienia z dobrym kinem scifi, a takim białym krukom się nie odmawia. Szybka analiza filmografii ST wskazała odpowiedni punkt rozpoczęcia przygody, czyli reboot z 2009 roku. Dwa filmy na telewizorze i można było ruszać do kina na trzeci.
Start Trek (2009)
Jeżeli ruszacie z tego samego miejsca (ignorancja się nazywa) co ja, to film z 2009 roku jest idealnym wprowadzeniem do uniwersum Star Treka. Ciekawa historia i przyzwoite efekty specjalne nie pozwalają nudzić się przed ekranem. Najważniejsze jest jednak świetne przedstawienie postaci, zarysowanie (często bardzo dowcipne) relacji między nimi i pokazanie procesu kompletowania załogi USS Enterprise. Od razu lubi się głównych bohaterów, a proces tworzenia drużyny, kiedy widzimy przeróżne talenty mające swój udział w pokonywaniu przeszkód, jest bardzo satysfakcjonujący. Aż chce się zobaczyć kolejne przygody tej ekipy. Jeżeli jesteście ciekawi dlaczego J.J. Abrams dostał szansę reżyserowania najnowszych “Gwiezdnych Wojen” – ten film jest odpowiedzią na to pytanie.
Werdykt
Bawi? – 8/10
Trzeba obejrzeć? – 7/10
W ciemność. Star Trek (2013)
Nie tylko tłumaczenie tytułu z języka angielskiego na polski nie wyszło zbyt dobrze… Kapitan James Kirk powraca ze swoim okrętem, ale bez świeżości poprzedniej odsłony, za to z dziwnymi, nielogicznymi motywami i zachowaniami. To nie jest zły film, są efekty i jest akcja, ogląda się nawet przyjemnie, ale czegoś mi w nim brakuje. Może humoru? Gdyby całość była okraszona żartami równie dobrymi co w poprzedniej części, to łatwiej byłoby przymknąć oko na niedoskonałą fabułę. Niestety średniak, można pominąć w trakcie przygotowań do “Star Trek: W nieznane”.
Werdykt
Bawi? – 6/10 (7/10 dla fanów Star Treka z 2009)
Trzeba obejrzeć? – 5/10
Star Trek: W nieznane
Zacznijmy od porady: oglądamy tylko w 2D. Byłem na seansie 3D w IMAXie i obraz bywał zbyt ciemny (częsta wada 3D), a kilka razy podczas akcji kamera poruszała się tak szybko, że trójwymiarowość dziwnie się rwała, zniekształcała.
Ale do rzeczy – film podobał mi się bardzo. Poziom wykonania (zależny jednak od budżetu) może nie stoi jeszcze na poziomie “Gwiezdnych Wojen: Przebudzenie Mocy”, ale jest bardzo, bardzo blisko. CGI raz czy dwa “chrupnęło”, 3D to pomyłka, ale pod względem wizualnym i tak całość prezentuje się fantastycznie. Najważniejsze jednak, że twórcy wyciągnęli wnioski z przeszłości i “Star Trek: W nieznane” skrzy się humorem jeszcze bardziej niż pierwsza część nowej trylogii. Przy tak specyficznych postaciach w załodze najlepsze co można zrobić, to przeciwstawić sobie ich charaktery i trzeba przyznać, że wyszło to znakomicie. Takie np. pogawędki Spocka z doktorkiem to poezja! Doskonale wprowadzono też nowe postacie (Jaylah!), chemia ze starą ekipą – potwierdzona.
Sama fabuła nie jest jakoś specjalnie oryginalna (choć parę twistów może zaskoczyć), a i główny przeciwnik nie poraża (ani nie przeraża), ale to co najważniejsze – akcja i załoga USS Enterprise nie zawodzą. Wiele razy podczas seansu siedzi się na krawędzi fotela (“dadzą radę?!?”, “zdąży, czy nie?!?”, “czy statek to wytrzyma?!?”) po to by po chwili (i tylko na chwilę) odetchnąć (“Yes!”). Albo i nie… Naprawdę świetny film, warto zobaczyć w kinie, tylko zróbcie sobie przysługę i obejrzyjcie wcześniej przynajmniej pierwszą część nowej trylogii.
Werdykt
Bawi? – 8/10 (9/10 dla fanów Star Treka z 2009)
Trzeba obejrzeć? – 8/10
Jason Bourne
Niestety, drugi “Dżej” jest w słabszej formie. Wiele sobie obiecywałem po powrocie Matta Damona do serii przygód byłego agenta Bourne’a, tym bardziej boli zawód. Film jest straszliwie “przechodzony”. Mnóstwo w nim podążania za sobą, szukania, się, śledzenia, podglądania i ścigania, a za mało akcji. Nie oczekiwałem widowiskowości typu “Szklana pułapka”, ale jednak to co pokazał “Jason Bourne” rozczarowało. W poprzednich częściach główny bohater też nie rozrywał czołgów/’helikopterów gołymi rekami, ale i tak akcję śledziłem z zainteresowaniem. Teraz głownie zastanawiałem się: kiedy coś zacznie się dziać?
Sama fabuła jest bardzo odtwórcza i nieoryginalna. Ile razy Bourne będzie pojedynkował się z tą samą agencją wywiadowczą, która ciągle czegoś od niego chce? Ile razy Jason będzie niszczył tego “Złego”, żeby w kolejnej części okazało się, że jest jeszcze jeden do wykończenia? Mam wrażenie, że w Hollywood nie mają pomysłu na dalsze losy Bourne’a, ba – nawet na dialogi do obecnej ekranizacji. W najnowszym filmie Matt Damon wypowiada dosłownie kilkanaście zdań, zupełnie jak Arnie w “Terminatorze”, tylko, że jego postać nie jest robotem… Zmarnowano również potencjał Vincenta Cassela, który robi wrażenie jako henchaman, ale też pozostawia niedosyt przez brak większej ilości informacji o jego motywach.
Moją ocenę filmu nieco ratuje ostatnie kilkanaście minut “Jasona Bourne’a”, gdzie akcja w końcu nabiera widowiskowości i brutalności. Jeszcze dwa takie segmenty na wcześniejszych etapach i to byłby porządny film akcji.
Werdykt
Bawi? – 6/10
Trzeba obejrzeć? – 4/10
Ostrzeżenie:
Pod żadnym pozorem nie idźcie na “Iluzję 2“. Plejada dobrych aktorów, a fabuła tak żałosna, że nawet nie chce mi się tego oceniać. Największą sztuczką tej nieudanej kontynuacji całkiem przyjemnej pierwszej “Iluzji” będzie ściągniecie ludzi do kin.
Ogłoszenia duszpasterskie:
Pierwsza zasada kinomana – nie oglądamy zwiastunów.
Druga zasada kinomana – nie spoilerujemy w komentarzach (no chyba, że po ostrzeżeniu, ewentualnie zastosowaniu tagów spoiler).
Ja niedawno wziąłem na raz 3 ostatnie X-meny. Jako, że trochę wyrosłem z kina superbohaterów, a trochę mi się przejadło, byłem sceptyczny. Tacy np. Avengersi budzą u mnie jedynie zażenowanie. Tymczasem, ku mojemu zdziwieniu, reboot X-menów daje radę! Uważam jednak, że to w 90% zasługa obsady, a konkretnie duetu Fassbender/McAvoy. Może przesadzam (raczej na pewno), ale to tacy współcześni DeNiro/Pacino. Obaj NIESAMOWICIE uzdolnieni i robią świetną robotę.
A tak na serio to najchętniej obejrzałbym cały film o tym jak Erik Lehnsherr vel Magneto poluje na nazistów (scena w Argentynie).
PS. Ostatnią myśl ukradłem z reddita, ale to nie ważne. Traktuję ją jak swoją 🙂
PS2. Ary, dzięki za podpowiedź. Star Trek wędruje na listę.
@Fantus
Nie ma sprawy 🙂
Często serie filmowe zyskują oglądane w maratonie – znasz już/lubisz bohaterów, więc jakoś lepiej wchodzi. Z Xmenami mam podobnie – cały świat, jego koncepcja jakoś nie porusza, nie kręci nadmiernie, a jednak ostatnie części oglądało się bardzo przyjemnie; także dzięki znanym i lubianym bohaterom. Czy piękna scena z tą muzyczką ( https://youtu.be/k_GK_-ByGr0 ) poruszałaby tak bardzo, gdyby nie znajomość całej historii?
U mnie Reboot filmowy serii wywołał nostalgie i chęć do obadania reszty. Znaczy jak byłem młodszy to oglądałem Original Series ale bardzo fragmentarycznie i okazjonalnie w TV, New generation mnie właściwie ominął (może kilka epków widziałem). Stwierdziłem więc że dobrze odwiedzić te starocie i zacząłem sobie od Enterprise boć ponoć najsłabszy a jednocześnie na samym początku “timeline’a” (a więc później może być tylko lepiej). Powoli już kończę więc następne w kolejce Original Series do odświeżenia a potem New generation… 🙂
Także filmy chyba zagrały w odpowiednie nuty nostalgii, czuć klimat Star Treka,mimo że całość we współczesnym wydaniu.
@Wyspa
Ale jak oceniasz serial/e – nie było rozczarowania po widowiskowym reboocie? Pytam,bo ja jednak trochę jestem uzależniony od efektów (poziom reboota Battlestar Gallactica to takie minimum)…
@aryman222
wszystko tylko nie Enterprise. to jest najbardziej denny i urwany z uniwersum wariant star treka jakby żywcem wyprodukowany na siakimś familly channel (jest chyba coś takiego). TNG to moim zdaniem najlepszy spośród seriali, chociaż jakbym miał to oglądać teraz… no trochę czasu już upłyneło. Co do original series, pełnometrażówki wspominam równie dobrze i wydaje mi się że wciąż dałoby się je oglądać. Z ostatnich kinowych star treków jestem bardziej niż zadowolony, więc dziękuję za podgrzanie hajpa na “nieznane”, gdybym jeszcze tylko upolował seans bez nachosów i popkornu na sali 😉
@bad_puppy
” gdybym jeszcze tylko upolował seans bez nachosów i popkornu na sali” – Nie do zrobienia! Chyba, że seans o 8 rano w poniedziałek, to może nikogo nie być 🙂
@aryman222
Wtedy przychodzą ci co narzekają na nachosy i popcorn i po 15 minutach głośno chrapią bo kto normalny nie śpi o 8 w poniedziałek skoro nie musi być w robocie 🙂
@aihS
loose loose situation
@bad_puppy
Jak zagorzaly fan star treka musze powiedziec, ze o ile reboot kinowy mi sie spodobal, co samego mnie zdziwilo, to ostatnia czesc jest slaba. Bardzo slaba.
Dla mnie te filmy zawsze polegaly na trzech rzeczach- wszechswiat, suchary i wizualia 🙂
plus gleboki dylemat moralny oczywiscie
w tym ostatnim filmie-
Historia jest taka, ze jestem gleboko przekonany ze scenarzysta swiadomie nie przeczytal swojego tekstu jeszcze raz, bo by musial popelnic honorowe harakiri- ja wiem ze star trek nigdy nie bazowal na logicznosci ciagow przyczynowo-skutkowych-ale na litosc boska…
Wszechswiat fajny, 3d ok, ale jakakolwiek logika… nie tutaj.
Suchary jak suchary. Moze sie zestarzalem ale kiedys byly smieszniejsze.
Dylemat moralny tak wziety z dupy ze normalnie sam rezyser chyba w polowie filmu zrezygnowal z prowadzenia tego watku bo mu sie glupio zrobilo.
Jest jedna naprawde fajna scena “the final battle” ale to jest 5 minut.
Zeby nie bylo, obejrzalem bez zgrzytania zebami, z kina nie wyszedlem, ale poprzedni film (juz ten z mlodymi) byl zdecydowanie lepszy.
Polecam umiarkowanie.
@Obledny
Byłem wczoraj na seansie i odniosłem wrażenie, że nowym reżyserom pozwolona na zbyt wiele. Za mało fabuł, za dużo akcji. Film fajny ale nie pasujący do uniwersum ST – bardziej miałem odczucie, że oglądam ekranizację Mass Effect.
Pamietam ze w 2009 ten reboot star treka bardzo mi sie nie spodobal. Zaznaczyc tu trzeba ze wczesniej ogladalem wiekszosc tego co byo z ‘ery TNG’ i Enterprise. Bardziej mi ten film przypominal Star Wars niz starego Treka. Into Darkness ogladalem dopiero pare miesiecy temu i wlasciwie zdazylem juz go zapomniec, poza tym ze gra tam popularny ostatnio pan Benedict.
Gdzies czytalem ze ten nowy film jest bardziej trekowy, recenzje sa rozne ale moze warto jednak zobaczyc.
Szkoda za to Bourne’a bo na ten film akurat czekalem a to niestety nie pierwsza srednia opinia jaka widze.
@Redook
Trudno mi ocenić trekowość nowego filmu, ale że próbowali to zauważyłem – są takie sceny z mruganiem okiem, że nawet ktoś nie oglądający serialu wie, że do czegoś piją.
A ja fabułę Star Treka z 2009 już chyba całkowicie zapomniałem. Coś mi się kojarzy, że Spock, coś tam Khan, jakieś podróże w czasie i czerwony budyń, którym rozwalali całe planety. Będę musiał sobie przed trzecim obejrzeć pierwszy po raz drugi i drugi po raz pierwszy. 🙂
“pogawędki Spółka z doktorskiej – poezja“? No, od lat sześćdziesiątych:).
@bosman_plama
autokorekta?
@furry
Hehe, rzeczywiście:-D. W podróży piszę na tablecie i takie są efekty:-D
@bosman_plama
K…, a myślałem, że to mega wysublimowane nawiązanie do jakiejś legendarnej ekipy dyskusyjnej, “Spółki z doktorskiej”, o której w swej bezdennej ignorancji nie słyszałem 🙂 Przyjąłem więc postawę: “Nic nie odpisuj, bo wyjdziesz na idiotę.” 🙂