2 października premierę miał The Martian Ridleya Scotta na podstawie debiutanckiej powieści Andy’ego Weira (pod tym samym tytułem, w Polsce wydanej jako Marsjanin, wyd. Akurat, Warszawa 2014).
Do kina wyruszałem pełen obaw. Nawet absolutny samograj, jakim była książka Andy’ego Weira, mógł przegrać starcie z tfurcą twórcą Prometeusza i Robin Hooda. Tymczasem spotkało mnie miłe rozczarowanie.
Fabularnie ani książka, ani film nie są szczególnie skomplikowane. Oto astronauta/botanik Mark Watney (bardzo dobrze dopasowany do roli Matt Damon) zostaje przypadkiem pozostawiony sam jeden na Marsie. Zamiast załamać się pod ciężarem okoliczności (brak żywności, brak kontaktu z Ziemią, najbliższa misja na Marsa przybędzie za 4 lata), z niesamowitą energią, pomysłowością i czarnym humorem wydaje Czerwonej Planecie wojnę o przetrwanie. Taki XXI. wieczny Robinson Cruzoe czy jednoosobowa wersja bohaterów Tajemniczej Wyspy Verne’a. Tymczasem NASA (m.in. Jeff Daniels jako dyrektor Ted Sanders & Sean Bean jako kierownik misji Mitch Henderson) czyni gorączkowe wysiłki, żeby go ściągnąć do domu (albo przynajmniej zaprowiantować do czasu przybycia kolejnej misji). Hilarity ensues.
Fabularne odstępstwa od pierwowzoru – niezbyt liczne – nie powodują zmiany wydźwięku całości i są uzasadnione zmianą medium. Stąd np. rozbudowany prolog (ekspozycja) i epilog. W książce tempo wydarzeń od pewnego momentu nie zwalniało ani na moment, nie pozwalając ani na chwilę oddechu (znajomi, którym Marsjanina sprzedałem, zgłaszali fizyczną niemal zadyszkę pod koniec książki). Za zaserwowanie tego samego widzom Scott zapewne zebrałby mało przychylne opinie (za dużo punktów kulminacyjnych szkodzi odbiorowi filmu). Godzien pochwały jest także sposób translacji pierwszej połowy książki – w oryginale: dziennika tworzonego w pierwszej osobie – na język filmu (narracja z offu i nagrywanie dziennika przez Watneya, ujęcia z wielu kamer – wbudowanych w sprzęt jakim posługuje się Watney itp.).
Marsjanin książkowy był science fiction z naciskiem na science. I twórcom filmu udało się to oddać. Są i obliczenia, i wyjaśnienia zasad działania, i manewr transferowy Hohmanna, i opóźnienie transmisji, i asysta grawitacyjna (przydały mi się informacje wyniesione z gry w Kerbal Space Program, ha!) itp. W dodatku podane strawnie i nienachalnie. Duże brawa.
Humor – tak wszechobecny w pierwowzorze – jest zachowany (choć miejscami stonowany i ustępujący pola dramatyzmowi sytuacji). Przepiękny jest zbiorowy portret pracowników NASA i JPL (Jet Propulsion Laboratory, Laboratorium Napędu Rakietowego NASA w Pasadenie w Kalifornii) jako bandy nerdów (arcyśmieszne sceny ze spotkania ws. Project “Elrond” i demonstracji odchudzania MAV). Jeszcze zabawniej wygląda to w zestawieniu z zachowaniem zespołu CNSA (China National Space Administration, Chińska Narodowa Agencja Kosmiczna). Dodajmy do tego kreatywne wykorzystanie soundtracku – scena z piosenką Hot Stuff Donny Summer rządzi! – i Marsjanin staje się jednym z najzabawniejszych filmów SF ever.
O pięknych plenerach Marsa i świetnych zdjęciach Dariusza Wolskiego wspomnę już tylko mimochodem. BTW: film oglądałem w 2D i tę wersję polecam (poza kilkoma scenami w kosmosie nie znalazłem niczego, co można by zaprezentować w 3D – wolałem nieprzyciemnione okularami zdjęcia od efektów).
Podsumowując – warto obejrzeć w kinie. A przedtem przeczytać książkę. Dla zainteresowanych zamieszczam trailer – ale lojalniej uprzedzam, że zawiera spoilery (przede wszystkim dla nieznających książki).
The Martian (USA, 2015 – premiera polska: 02.10.2015) reż. Ridley Scott, scen. Drew Goddard (na podstawie powieści Andy’ego Weira), 141 min.
Materiał pierwotnie ukazał się na blogu autora.
Ok dziękuję za odpowiedź 😉 Trochę się obawiam, bo w “Marsjaninie” pojawia się Sean Bean i (tu moje przypuszczenie) jeśli nie leci = prawdopodobnie przeżyje. A zwykle Sean Bean ginie w dobrych filmach.
@Private_dzban
W złych też ginie. Żaden z niego probierz jakości 😛
@Iago
E tam nie zwracaj na to uwagi. Po prostu nie chciałem, żeby po “ok dziękuję” nie było pusto 😛
@Private_dzban
Nie można było wstawić zdjęcia, żeby aihS przestał się z Ciebie śmiać?
@slowman
Przyznam z niemałym zażenowaniem, że zbyt fotogeniczny nie jestem, więc jakbym wstawił zdjęcie to aihS dopiero zacząłby się ze mnie śmiać 🙁
No, bardzo fajne “kilka słów, których by było za mało na pełen artykuł” 😉
@Zebulah
Nie będę wskazywał palcem na
krakowskichgalicyjskich pisarzy w średnim wieku, którzy swoimi “pięcioma zdaniami” psują optykę. 😉@slowman
Jakich krakowskich? Nowohuckich chyba.
@lemon
Już poprawiłem.
E: Ciekawostka: kupiłem sobie pada X360 i tak dobrze leży w dłoniach, że teraz z nim siedzę i go trzymam. Mój laptop na którym da się grać w rzeczy wciąż w naprawie.
E2: Chyba za wiele mówię o moim życiu romantycznym.
@slowman
Ty, ale wiesz, że pad ma funkcję wibracji?
@furry
Wydaje mi się, że ten związek to coś wyjątkowego i nie chcę się spieszyć.
E: nawet nie włożyłem jeszcze baterii.
Jestem na 74% książki. Doskonałe czytadło – taka krzyżówka MAcGyver’a z hamerykańskim hurraoptymizmem i odrobiną dramaturgii. Nie wiem jak tłumacz się spisał, ale po angielsku wchodzi bez zapojki i trudno się oderwać od lektury (pro skill: czytanie podczas schodzenia i wchodzenia po schodach).
I tak, jak iago [sorry za jezioro] pisze – sugeruję najpierw książkę, a potem film, bo nie wierzę by w filmie oddali wszystkie smaczki, a w drugą stronę (znając już pierwowzór) łatwiej będzie dopowiedzieć tło do wydarzeń na ekranie.
@/mamrotha
Daj potem znać, czy wrażenie straszliwego tempa bez chwili na oddech jest uniwersalne, czy też osobnicze 🙂
Ja czytałem po polsku i nie bardzo miałem się do czego przyczepić. Ale do tłumaczenia filmowego już tak – ignorowałem napisy w miarę możliwości.
Edit: nie jestem jeziorem. Teraz już powinno być widać.
@iago
Wrażenie tempa zostało (przez co też książka wydawała mi się dłuższa niż jest w rzeczywistości (jak czytasz na kindle to nie można na oko ocenić liczby kartek)), ale jest też wrażenie, że autor nierównomiernie rozłożył fabułę pomiędzy… jakby to powiedzieć by nie spalić innym….o mam: między częścią przed Chińczykami i po Chińczykach, a już ostatnia część z przygotowaniami do grande finale kompletnie zawinięta do kilku stron.
Szkoda.
@/mamrotha
W sumie to jest książka – coby nie spoilować – o procesie, a nie o skutkach. Stąd też zaledwie krótki bang! na grande finale i wrap up, the end.
@iago
Czyta się świetnie do połowy, później zaczęła mnie męczyć a parę ostatnich kartek to już na szybko było przeczytane. Ale chyba muszę wrócić i przeczytać raz jeszcze.
@iago
No tak, ale przygotowanie do finału to też jest proces. A przynajmniej było przedstawione jako duża sprawa. Nie wiem czy nie co najmniej tak duża, jak poprzednie duże aktywności.
z tym naciskiem na science to ponoć niezbyt, ale i tak o niebo lepiej niż w takim Armageddonie chociażby.. jakby nie było dla mnie pozycja obowiązkowa, jeszcze nie byłem :p
@bad_puppy
Jest tam więcej fizyki, niż w “Grawitacji” i mniej metafizyki, niż w “Interstellar”. Ja jestem zadowolony 🙂
@bad_puppy
Widziałem w internecie określenie, że Marsjanin to “porno dla inżynierów”. Coś w tym jest.
Książka literacko nie powala, ale jako czytadło jest niezła, zaiste czyta się wartko. Nauki jest sporo, ale przystępnie, parę razy z “no co ty” pod nosem siadałem do wiki.
Pamiętam, że jak pierwszy raz zobaczyłem ten trailer, to pomyślałem “meh” (c)
Potem przeczytałem książkę w tempie, o którym wspominasz powyżej i tak się nahajpiłem, żeeeee muszęęęęę, niech no tylko ktoś z dzieckiem zostanieeeee mi noooo
🙂
przydały mi się informacje wyniesione z gry w Kerbal Space Program, ha!
Niby głupie, ale przez KSP zmienił się mój sposób odbioru filmów związanych z eksploracją kosmosu. Ta gra uczy choć może nie bezpośrednio, ale tutoriale do tej gry uczą już na pewno. Tylko przy oglądaniu Grawitacji niespecjalnie przydaje się ta wiedza bo poziom absurdu wychodzi poza skalę 🙂
jak mars to wolę podejście z Terra Formars 😀
@emperorkaligula
Aż sprawdziłem reckę NIE NIE NIE
nie, u mnie na wiosce dopiero w przyszłym tygodniu
@jaGrab
Możesz skorzystać z tego czasu i przeczytać książkę 🙂
@iago
raczej zdążysz , mój szwagier łyknął ją w jeden dzień. Chociaż do cienkich książek ona nie należy.
@Epipodiusz
Ja mam odpalonego Kindla na biurku w robocie… dobrze, że to stary model i nie świeci jak głupi 😀
@iago
Nie wiem czy chcę, nie zepsuję sobie filmu? Bo rozumiem że historia taka sama?
Na razie z tego co czytam tu i ówdzie to drugi po Forreście Gumpie przypadek filmu lepszego od książki. I chyba zrobię jak z FG, przeczytam po obejrzeniu, tym bardziej że teraz brnę przez Niebiańskie Pastwiska (nom, brnę niestety, spodziewałem się Czarnej Kompanii w połączeniu z Żołnierzami Kosmosu a jestem w miejscu, które kojarzy mi się z Pomniejszymi Bóstwami, ale zapłaciłem to dokończę, może się rozkręci :P).
@jaGrab
zapłaciłem to dokończę
…powiedział kiedyś furry z kebabem XL w ręku 😀
@jaGrab
Prawie taka sama.
W sumie książka podobała mi się bardziej niż film, ale to ja.
Chętnie obejrzę, a dodatkowo nakręciliście mnie na książkę. Tylko z tytułem mam mały problem.
Mars Janin – cała planeta zamieszkana przez Janiny. Mieszkałem kiedyś na stancji u pewnej Janiny. Często schodziła z góry z wizytami, bo wścibska była i upominała nas, jak gdzieś światło było niepotrzebnie zapalone. Siedzisz sobie w gaciach, popijasz browara, koleś skrobie jajecznicę na starej patelni klnąc przy tym nielicho – a tu Janina w drzwiach. Jak raz z kolesiem graliśmy w Worms: Armageddon przy tanim winie do 2 w nocy, to się na dzień następny czepiała, że imprezy urządzamy. Gdy zapytałem, czy może na weekend nocować u mnie dziewczyna, to zażyczyła sobie 20 zł, bo wodę będzie zużywać. Długo nie pomieszkaliśmy. Ostatni z nią kontakt był taki, że już mieszkając w innym miejscu, odwiedziliśmy tam znajomych coby się napić troszkę. Grzecznie było. Nagle wpada Janina, widzi nas i drze się:
– Wypierdalać stąd pijaki jedne!!!
Cała planeta takich istot to dość przerażające dla mnie zjawisko. Mars Janin.
@Tasioros
Trauma na całe życie. Już chyba gigantyczne zmutowane karaluchy z Terra Formars lepsze.
Nie pozostaje Ci nic innego, tylko sięgnąć po obie pozycje w oryginale. Chyba, że masz też w życiorysie traumatyczne spotkania z Martami i Ianami…
@iago
Jak to kiedyś było w tym telewizyjnym mózgotrzepie, gdzie “Miała być Marta, okazało się, że był Jan”?
@Tasioros
Może chciała, żebyś ją zapfosił, ale nie umiała tego wyrazić?
@Tasioros
Stare dobre czasy. Ja musiałem dopłacać za drugą półkę w lodówce
@Tasioros
https://www.youtube.com/watch?v=Kfcv3ylv7Nk
Książka bardzo mi się podobała. Muszę się wybrać jak najszybciej do kina!