PlanetSide 2 – RECENZJA

moleskine0 dnia 28 listopada, 2012 o 15:42    46 

Pierwsza część tej gry wywoływała u mnie bardzo mieszane uczucia. Grałem w nią zupełnie sporadycznie, bez emocji – ot, dla postrzelania. Zresztą, nie oszukujmy się, od jakiegoś już czasu karty w świecie on-line shooterów rozdają tak naprawdę gry singlowe z epicko rozbudowanym trybem multi. Jak więc PlanetSide 2 wpisuje się w ten niemalże bipolarny od kilku lat schemat? Generalnie rozwala go w posadach.

Zaczyna się „niewinnie”

Ech, nie ma to jak stara dobra wojna. Tym razem nie taka znowu stara i nie taka znowu dobra. Konflikt w PlanetSide 2 kręci się wokół trzech zwaśnionych nacji – Terran Republic, New Conglomerate oraz Vanu Sovereignty. Różnią się niemal wszystkim – TR to totalitarna machina wojenna, NC to buntownicy, liberalni i nastawieni na zysk, VS zaś to nic innego jak kultyści, zapatrzeni w technologiczny postęp, odziedziczony po kontaktach z inną rasą. Wszystkich tych ludzi łączy jednak jedno – planeta.

 

2012_12_04_00007.jpg

 

Teatrem działań jest bowiem malownicza bryła o nazwie Auraxis, a trzy nacje walczą o kontrolę nad trzema kontynentami – Amerish, Indar oraz Esamir. Walka o kontynenty to tak naprawdę walka o zasoby, każdy z dziesiątek regionów generuje stosowną ilość zasobów potrzebnych do produkcji broni, amunicji i maszyn bojowych. I tutaj właśnie wkraczasz Ty, graczu. A może powinienem raczej napisać – żołnierzu. Karabin do łapy, kask na głowę i twarde lądowanie na powierzchni planety – to czeka Cię w pierwszych kilku minutach gry. Nie zadawaj więc zbędnych pytań o sens czy cel tej walki. Ty masz robić swoje.

 

Ja – żołnierz

Po odpaleniu PS2 pierwszym z poważnych wyborów jest wybór nacji. Każda z nich ma swoje plusy i minusy, wszystkie trzy są jednak bardzo dobrze zbalansowane. TR to najmobilniejsza z nacji – szybkostrzelni, szybkobieżni, stawiają na ruch przed siłą ognia. NC zaś to krok w drugą stronę – ich broń sieje postrach, są jednak mniej mobilni, strzelają wolniej. VC to tak naprawdę kompromis dwóch poprzednich dążeń – z jednej strony celni i w miarę szybcy, z drugiej – moc rażenia ich broni traci na sile wraz z dystansem. Ważne jest jednak to, że nie ma tutaj złych wyborów, wszystkie nacje mają mocne i słabe strony, które sprawiają, że każdy ma swoje szanse. Do wyboru mamy więc szpiega, który na chwilę może zniknąć z pola widzenia, inżyniera, który potrafi naprawić niemal wszystko, lekką i ciężką odmianę piechoty oraz medyków. Elitarną formą jest MAX, w którego wcielić może się każda z wymienionych wyżej klas – to po prostu żołnierz zakuty w ciężki pancerz i broń o ogromnej sile rażenia. Ich ilość jest jednak ograniczona, a i przydatność w strategicznych momentach sprowadza się tylko do jednego – bycia tankiem. MAX nie może przejmować tzw. capture points, nie może też pełnić swojej pierwotnej roli, siedząc w mechu.

 

War never changes

Wybrali? To do boju! W głównej bazie naszej nacji – która znajduje się na każdym z trzech kontynentów i jest nie do ruszenia (jedyny teren, którego nie może przejąć wroga nacja) – mamy szereg możliwości, od których możemy zacząć naszą przygodę. Przed ogromną budowlą cały czas lądują i startują transportowce i myśliwce, wyjeżdżają czołgi i biegają żołnierze. Pierwsze co uderza nowicjusza to… chaos.

 

2012_12_04_00012.jpg

Kilka pierwszych minut spędziłem nad zastanawianiem się, co się w ogóle dzieje i co mam robić. Brak jakiegokolwiek drogowskazu dla nowych graczy jest z pewnością minusem, potęguje jednak poczucie epickiego rozmachu operacji. Producenci wybrnęli jednak z tej sytuacji całkiem nieźle – na ekranie mapy mamy możliwość przeniesienia się w teren najzacieklejszych walk na naszym kontynencie. Każdy może to zresztą zrobić raz na pół godziny. Jedno kliknięcie, krótki ekran ładowania i… spadamy.

 

Twarde lądowanie

Teatry działań są bardzo zróżnicowane – w końcu mamy 3 kontynenty, jest więc się gdzie poszwędać. Mamy więc pustynie, malownicze lasy i wzgórza oraz skute lodem pustkowia. Trafiamy w samo serce walki, a w wyszukaniu „naszych” pomaga nam czytelna mini-mapa i dobrze skonstruowany HUD, wskazujący które budynki przejęte zostały przez nasze wojska. To tam najpewniej znajdziemy towarzyszy broni, dołączymy do drużyny i zaczniemy łoić przeciwników. No właśnie – o drużynę w tej grze chodzi chyba najbardziej. PlanetSide 2 jest dla mnie chyba najlepszym co-opem, w jakim brałem udział. Tutaj jednostka faktycznie nie ma szans bytu, a tylko współpraca z innymi, podczas przejmowania poszczególnych regionów, odbijania baz i stacji sprawi, że nasz żołnierz zdobywał będzie coraz to wyższe rangi i punkty, które potem spożytkujemy na upgrade'y.

 

2012_12_04_00008.jpg

 

PS2 to nie RPG, nie uświadczymy tu skomplikowanego rozwoju postaci, niektóre perki powodują jednak, że gra się łatwiej. Kupimy sobie np. grip do karabinu i nagle recoil znacząco spada,  ulepszymy kamuflaż, grając szpiegiem, i dłużej pozostaniemy niewidzialni. Ktoś jest pilotem z zamiłowania? Warto zainwestować wtedy w nasz samolot, który wygenerujemy dokładnie z takim setupem, jaki wybraliśmy. Warto zbierać punkty, warto się rozwijać – do tego jednak potrzebujemy oddziału.

 

Alpha, bravo, charlie, delta

Oddział to podstawowa jednostka w PlanetSide 2. Samotny wilk długo tutaj nie przeżyje. Oczywiście, można olać strategiczne zadania, polecenia liderów i działać na własną rękę, jednak w tym wypadku znacząco obniżamy prawdopodobieństwo szybkiego rozwoju postaci. Przykład? Każda baza ma kilka tzw. capture points, czyli punktów, których opanowanie pozwoli na przejęcie całego terenu. By do tego doszło, musimy złapać wszystkie te punkty i przez określony czas je utrzymać. A to nie jest proste, szczególnie gdy baza znajduje się na terenie, o który walczą akurat trzy, a nie dwie frakcje.

 

2012_12_04_00004.jpg

 

Wtedy zaczyna się robić gorąco i pomoc towarzyszy jest nader wskazana. Po co jednak zdobywać bazy? Dlaczego po prostu nie biegać po mapie, kosząc wszystkich jak popadnie? Oczywiście, można grać w ten sposób – jednak to właśnie za wykonywanie zadań, jak odbicie czy obrona danego regionu, zdobywamy najwięcej punktów (certifications), które potem pożytkujemy na zakup nowej broni, upgrade pancerza czy pojazdów, które możemy generować.

Dołączenie do oddziału nie wymaga wielkiego trudu, wystarczy wcisnąć Insert. Trafiamy do 12-osobowej grupy, której lider – jeśli ma głowę na karku – prowadzi ją do zwycięstwa. A przynajmniej próbuje. Jeśli rzucamy się z motyką na Słońce (polecam odbić The Crown w 12 osób… samobójstwo), warto pomyśleć o stworzeniu plutonu – taki tworzą przynajmniej dwa oddziały, a wtedy współpraca wygląda już zupełnie inaczej. I jej efekty są jeszcze bardziej spektakularne.

 

Podsumowanie

PlanetSide 2 to dla mnie fenomen. Można zrobić grę, w której zmusza się ludzi do kooperacji i oni robią to z ogromną satysfakcją. Można zrobić grę, która nie wymaga wielkich nakładów finansowych, bo JEST DARMOWA, a mikropłatności nie działają na zasadzie pay-to-win. No i w końcu – można zrobić grę, która przyciągnie do ekranu na długie godziny, w której cały czas jest co robić i nawet późną nocą serwery nie świecą pustkami. Jeśli szukasz takiego rodzaju rozrywki – znalazłeś. Zapomnij wtedy o BF3, o CoD czy MoH. Zapomnij – bo nie będziesz miał czasu na multiplayer z 64 graczami, gdy w PS2 każda z frakcji na serwerze liczy 2000 ludzi. To jest prawdziwe MMO, to jest prawdziwy FPS. I – tak, nie boję się tego powiedzieć – to jest chyba przyszłość grania w sieci.

 

PLUSY:

– CO-OP! CO-OP! CO-OP!

– Ogromne połacie terenu do zwiedzania, różnorodność krajobrazu.

– Samoloty, tanki, quady, transportery – czego dusza zapragnie.

– Ogromna ilość baz, stacji i całej infrastuktury do przejęcia, świetny design budynków.

– Świetnie zbalansowane klasy i frakcje.

– Mówiłem już, że CO-OP!?

– Rozmach bitew, które czasem nie w dziesiątki, a setki jednostek idą.

– Wbudowany VOIP, możliwość nagrywania filmów i wrzucania ich np. prosto na Youtube.

– Prawdziwe free-to-play, a nie pay-to-win.

 

MINUSY:

– Graficznie, mimo że jest bardzo dobrze, mogłoby być lepiej, szczególnie jeśli chodzi o tekstury terenów i infrastruktury.

– Początkowy chaos i zagubienie, gdy wkraczamy do akcji.

– Mało przyjazny interfejs dla kogoś, kto nigdy nie miał do czynienia z podobną produkcją (wygląd HUD, mapy etc.).

– Elitarna klasa MAX powinna jednak zostać trochę bardziej ograniczona.

– Problemy natury logistycznej – jesteśmy daleko od miejsca walki, nie mamy możliwości zespawnowania pojazdu, a opcję zrzutu niedawno wykorzystaliśmy – czeka nas spacer.

Dodaj komentarz



46 myśli nt. „PlanetSide 2 – RECENZJA

  1. aihS Webmajster

    Nie podzielam optymizmu. Jeżeli [i]to jest chyba przyszłość grania w sieci [/i] to ta przyszłość maluje się moim zdaniem w ciemnych barwach.

    Odbiłem się od PS2 jak od ogromnej plażowej piłki dmuchanej. Nie spisuję jej jeszcze na straty, ale nie wiem kiedy znów będę miał chwilę żeby dać jej drugą szansę. Nie wiem czy model F2P z itemshopem to dobry wybór dla strzelanek.

    1. blizzard03 Autor tekstu

      @aihS

      Cóż. Itemshop to z pewnością nigdy nie jest dobry pomysł, gdy mówimy o grze free to play. Jednak mój entuzjazm bierze się z tego, że nie trzeba kupować, by grać i wygrywać. Za pieniądze kupujemy tylko boosty i upiększacze dla naszego żołnierza – więc jak w LoL. Broń i ekwipunek kupić można spokojnie za punkty zbierane w grze.

      1. vanzi

        @blizzard03

        Ostatnio jak liczyłem ile czasu musiałbym grać żeby odblokować 1 broń (dla 1 klasy) to wychodziło jakieś 100 godzin (miesiąc regularnego grania), i to nie licząc nawet do niej modów! Był to jeden z głównych powodów dla których po 20-30h PS2 po prostu wyleciało z mojego Steama (bieganie z 1 bronią mnie po prostu znudziło, poza tym sama gra była nawet przyzwoita).

        1. S3M

          @vanzi

          Nie wiem jak Ty to liczysz ale dla mnie zebranie 1000 punktów = najdroższe itemki (bo są bronie które kosztują 100,250,500) to jakiś tydzień grania bez wielkiej spiny. Większość upgrade-ów kosztuje dużo mniej (optyka 30, początkowe poziomy upgrade dla klasy też są śmiesznie niskie)
          Swoją drogą co godzinę dostaje się jeden punkt nie ważne czy jesteś online czy nie więc miesięcznie wychodzi ich 720.

  2. borianello

    Warto jeszcze dodać, że gra ma plan rozwoju do 2025 roku, w ciągu następnych 3 lat ma się pojawić sporo nowego contentu, o czym pisałem niedawno.
    Niestety, na razie nie widzę przewagi nad BFem. Co z tego, że walki toczą się dla 2 tys. graczy, skoro i tak w jednym miejscu widzę tylko cząstkę z tego co się dzieje na mapie? Niepotrzebne obciążenie komputera. Zdecydowanie wolę mniejsze, 32-osobowe, intesywniejsze starcia z BF3.

    1. S3M

      @borianello

      Nie chcę tutaj rozpętać wojny typu A jest lepsze od B bo gram w obie gry i uważam przede wszystkim, że to dwie różne gry. Nie zgadzam się z tym co mówisz o ilości graczy. Widać różnicę i to sporą. Może nie w każdej sekundzie, ale nie trzeba długo grać, żeby wziąć udział w na prawdę dużych oblężeniach albo starciach dwóch armii na jakiejś równinie gdzie walczy się o każdy centymetr pola. Jak dla mnie różnica jest mniej więcej taka jak między CoD-em a BF3 jeżeli chodzi o skale (bez żadnego hejtu tutaj :P).

  3. S3M

    Dobra recka ale chciałem odnieść się do paru rzeczy.
    *”Graficznie, mimo że jest bardzo dobrze, mogłoby być lepiej, szczególnie jeśli chodzi o tekstury terenów i infrastruktury.” – Z tego co mi wiadomo znerfili grafike ze wzgędu na nie dopracowaną optymalizację więc możliwe, że z nasepnymi patchami się poprawi.
    *”Mało przyjazny interfejs dla kogoś, kto nigdy nie miał do czynienia z podobną produkcją (wygląd HUD, mapy etc.).” – Warto skorzystać z opcji centralized hud, którą polecił mi Twoja_Stara. Dużo bardziej intuicyjny niż w nie jednym FPSie.
    *”Elitarna klasa MAX powinna jednak zostać trochę bardziej ograniczona.” – szczerze mówiąc nie wiem w jaki sposób bo nie odczułem, żeby MAX był op w jakiś sposób.
    *”Problemy natury logistycznej – jesteśmy daleko od miejsca walki, nie mamy możliwości zespawnowania pojazdu, a opcję zrzutu niedawno wykorzystaliśmy – czeka nas spacer.” – Jam wejdziemy w mapke “M” jest tam opcja redeploy i wcale nie trzeba naginać z buta ani czekać na zrzut :P.

    BTW Zapraszam na serwer Miller. Wstępujcie do Terran Republic :D.

  4. Twoja_Stara

    Ja poczatkowo, jeszcze w becie mialem opor by grac w PS2, szczegolnie sam, wlasnie przez ww chaos. Gra nie jest w ogole noob friendly i nie glaszcze i nie pokazuje co masz robic. To ze, by zdobyc baze i wjechac do niech czolgiem musze rozwalic obce generatory tarczy sam musialem sie domyslic, (a moze po prostu nie potrafie czytac :P?) tak samo jak to ze by ograniczyc obrone, za spawn wrogich MBT odpowiedzialne sa tez inne generatory itd.
    Kiedy juz sie ogarnie troche zasady i mechanike, mozna podziwiac epickosc, szczegolnie podczas ilusset osobowego zerg rusha, tank rusha na 40 tankow po kazdej stronie i dziesiatek latadel w powietrzu skutecznie eliminujacych wszytsko na ziemi.
    Co do certow i sklepu. O dziwo, certy leca w miare szybko, wiec grajac objective skutecznie levelujemy postac, zdarza sie ze podczas kilkugodzinnej sesji wpada po 100 certow. Oczywiscie jest premium, jednak nie daje on wielkiej przewagi, cale 25% certow wiecej na poczatku (to akurat zmienia sie z dlugoscia posiadania premki)
    Jedyne co boli, to wyposazenie do pojadow, jest cholernie drogie i np za dzialo HE dla mojego lightninga musialem zaplacic gotowka, bo certy wolalem wydac na piechote. Przy okazji, dzialo HE, ktore jest wysmienite na infantry, jednak w starciu z innym czolgiem, zostawia nas bez szans 🙁
    Balans klas jest w porzadku, i chociaz mimo tego ze TR moga uchodzic za lekko OP ze wzgledu na szybkostrzelnosci, maly recoil, to zwykle stajac 1 na 1 vs jakis inny heave moim heavy z NC szanse sa ze jednak szybciej dropne przeciwnika dzieki ciut wiekszej mocy razenia. Z reszta recoil NC jest calkiem znosny i do skorygowania myszka 🙂

  5. teekay

    Zastanawia mnie pewna rzecz. Kiedy sympatycy Battlefielda piszą o wyższości tej serii strzelanek nad innymi tego typu grami pojawia się często argument o swobodzie rozgrywki, możliwości wprowadzenia gry taktycznej, czy korzystania z wielorakich pojazdów, które mają często decydujący wpływ na sam przebieg danej rozgrywki. Kiedy natomiast pojawia się gra, która robi to samo tylko lepiej (wbudowany voip, istnienie dowódcy, podział na grupy i plutony, większa skala działań itd.) okazuje się, że już nie jest warta polecenia. Z czego to wynika? Chodzi o realia (kałasze są lepsze od blasterów a blackhawki od futurystycznych transportowców) czy powód jest inny? Nie grałem ani w BF3 ani PS2, więc mój post nie ma na celu podłej prowokacji. ;p Po prostu chciałbym wiedzieć jakie są konkretne powody takiego podejścia.

  6. SzuBravo

    Byłem zainteresowany pilotażem, ale się zawiodłem. Sterowanie jest tak siermiężne, że głowa mała. Poza tym, choć nie spodziewałem się realizmu rodem z DCS, to w prowadzeniu te pudła bardziej przypominają czołgi niż helikoptery. Uninstalled.

    1. MAXymilian

      @SzuBravo

      Latanie wymaga przyzwyczajenia
      Sterowanie latadłem jest zaprojektowane pod samą klawiaturę lub klawiaturę i myszkę.
      Z joystickiem się gryzie i nie da się latać w ogóle (ah gdzie te piękne czasy BF2), a z padem można dostać zawału.

      Ale wracając do tematu…
      Latanie wymaga przyzwyczajenia, po tygodniu wzlotów i (zwłaszcza) upadków daje się już w miarę komfortowo latać i raz na jakiś czas coś ustrzelić.

Powrót do artykułu