Dead or Alive 5 Last Round – rzut okiem

Toc85 dnia 8 kwietnia, 2015 o 12:00    19 

Dead or Alive to seria w pełni trójwymiarowych bijatyk. Pierwsza część pojawiła się jeszcze na PSXa i narobiła nie lada zamieszania – nigdy wcześniej polygony nie były tak sprężyste. Pod koniec marca ta podskakująca seria zadebiutowała na platformie PC. Czy jest się do czego ślinić? Galeria na końcu.

Ka pow!

Ka pow! 戻ってキッチンへ!

Port zasługuje na order cebuli: nie można dowolnie przedefiniować klawiszy na klawiaturze, walki online nie działają (mają być w patchu za 3 m-ce). Jakby jajco nie śmierdziało dostatecznie – port zrobiony jest z konsol poprzedniej generacji, a mają one gorszą fizykę atutów niż w wersjach na XBONE i PS4. PC port taki piękny…

Nic tylko walczyć.

Walczyłbym.

Do wyboru mamy story mode, fight, tutorial, opcje i jakieś bonusy – jak wspomniałem online fight jest, ale czasowo wykreślony. Story mode jeszcze nie tknąłem ale chyba każdy wie czego oczekiwać, zwykły “fight” daje co nieco możliwości: można zagrać typowego arcade’a, są jakieś pojedynki solo, jest time attack, tak że wszystko na swoim miejscu. Ustawialny poziom trudności: od button-mashera do kosmosu.

Opcje treningowe są naprawdę zacne, zaczynamy od odkrywczego “press P to Punch”, dla zaawansowanych czekają treningi przykładowych juggli, rzutów itp. Trening nauczy też co nieco na temat mechaniki walki i dobrze jest się co nieco przemęczyć bo jest się czego uczyć: kontry, rzuty, sidestepy, stun combo aż po podstawowe juggle i throw stringi. Fajterów jest 30+, każdy z całą litanią sztuczek w tutorialach. Jest co ugryźć.

Prócz guziczków kierunkowych mamy rękę, nogę, rzut i chwyt. Ten ostatni to podobno “rewolucja, znak charakterystyczny całej serii” – pozwala on bowiem na przechwycenie praktycznie każdego ataku przeciwnika. Leci piącha w nos: tył+chwyt pozwala odbić piąchę i kopnąć w jajko. Świątecznie! Nie mogę nie zauważyć że “znakiem charakterystycznym” całej serii są tak naprawdę glandula mammaria, zaś guzik chwytu był w Last Blade, ale ok, przyznaję: ten guzik robi różnicę i sprawia wielką frajdę! Gdzieś tam w Azji jakiś czternastolatek pewnie umie przejąć wszystko i może ograć mnie jednym przyciskiem i kierunkami – chyba że będę sprytny i zacznę robić rzuty. Tych przechwycić się nie da 😉

Wbrew powszechnej opinii - w tej grze można też walczyć facetami.

Wbrew powszechnej opinii – w tej grze można też walczyć facetami.

Muzyka koszmarnie nijaka (więc poprawna), stęki-dźwięki w porządalu. Trafiają się głupoty, jak na przykład amerykański komandos mówiący z rosyjskim akcentem albo najgorzej zmiksowane “right here, right now” na świecie, ale dobra. Graficznie jest to PS3/X360, i widać to po teksturach tła. Gdyby ktoś miał sprzęcik to może odpalić rozdziałkę 3840×2160. Nie mam takiego urządzenia wyjścia więc nie mam wyjścia i zostaje mi “zwykłe” HD. Ustawienia graficzne bardzo portowe – rozdziałka, rozdziałka cieni, anti-aliasing.

Idealne żeby pokazać jaką wartość intelektualną niesie rozrywka cyfrowa.

Idealne żeby pokazać jaką wartość intelektualną niesie rozrywka cyfrowa.

Największą tragedią tej gry są jej twórcy. Mają silnik, mają pieniądze, mają naprawdę dobry model walki. Zamiast zrobić porządną bijatykę odwalają jakiś fan-service: postacie są w większości bez wyrazu, ponad połowa to piszczące gwiazdy japońskiego teen popu. Na 34 fajterów przypada około ~8 w miarę normalnych mężczyzn. Kobiet naliczyłem 19, czyli parytet pełną gębą. Każda z postaci ma do wyboru ubrania, fryzury czy akcesoria – w rezultacie większość panien wygląda na ogół tak samo i są dla mnie nierozróżnialne: albo japońskie tradycyjne kimona, albo obcisłe lateksowe stroje, albo bikini. Tak, różnią się stylem walki ale mimo wszystko: dizajn postaci leży na ryju i kwiczy, większą różnorodność widziałem w hentaiach (tam szło ogarnąć kto jest kto po fryzurach). Jeśli ze wszystkich kobiet najbardziej wyrazista jest Sarah która pożyczona została z Virtua Fighter to wiedz, że coś się dzieje.

It's faptime!

It’s faptime!

Gra jest dobra, być może jedna z najbardziej technicznych bijatyk jakie można znaleźć – niestety do dnia dzisiejszego cierpi na kompleks “nie jestem tekkenem”. Wystarczyłoby darować sobie soft-porn i popracować nad wyglądem postaci, wtedy produkcja broniłaby się sama. Jak dobry, planowany kombosik wejdzie…. grrrRR! Takie przyjemne!

Steam woła za grę 36 Euro i dla graczy niezainteresowanych tytułem jest to za dużo – grafika poprzedniej generacji i krzywy port. Jeśli jesteś wielbicielem gatunku to, mimo wszystko, bardzo dobra bijatyka, w dodatku jedyna true 3D na PC. Dla mniej zaciekłych obijaczy: poczekajcie, za dwa tygodnie wyjdzie mortal w tej samej cenie i pozamiata.

Poniżej obiecana galeria.

EDIT:

Na życzenie czarodziejskiego goblina. Cóż za niedopatrzenie….

4u, goblinie

4u, goblinie

 

Dodaj komentarz



19 myśli nt. „Dead or Alive 5 Last Round – rzut okiem

  1. Revant

    No cóż…poczekać na mody 😀 pewnie zaraz zjawią teksturki hd + nude pacze 😉 sama gra to dokładnie tak jak autor napisał – nie jest tekkenem, choć chyba chce nim być. Zakupiłem na wiosnobraniu MK9 i Injustice, więc mam kogo po ryju obijać 😀

    PS. Co do rozdzielczości – jak ktoś ma nowszego geforce to można podbić rozdziałkę do 4k i wpakować w wielkość swojego “gorszego” monitora. Zżera trochę zasobów, ale widać różnicę 😉
    PS2. Autorze – takie fajne tekściki najpierw oznacz “do przeglądu” i daj znać naczelnemu kuniowi za pomocą pw -> on już zrobi z tym porządek 😉 (czyt. zamieści na głównej ;))

    1. Toc85 Autor tekstu

      @Revant

      @ps2: Zupełnie zapomniałem że trzeba zmienić ‘stan’ tekstu na do przeglądu. Dzięki za przypomnienie 🙂

      Od czasu napisania wrażeń minął jakiś tydzień, ja trochę się z grą zaprzyjaźniłem i muszę przyznać że jest naprawdę dobrze. Żeby tylko styl gry przy ponad połowie postaci nie sprowadzał się do składania 3-4 częściowych sekwencji w juggle….

  2. lemon

    Nie wspomniałeś, że sporo aren jest podzielonych na dwie-trzy części – i tak np. walcząc w zamku, możesz przeciwnika zrzucić po schodach lub przez podłogę piętro niżej, albo wykopać przez ścianę i walczyć dalej na dziedzińcu. Tekken tego nie miał, ale chyba MK9 gdzieniegdzie już tak. A to fajny ficzer jest.

    1. Toc85 Autor tekstu

      @lemon

      W zasadzie tak, masz rację. Ja jestem zbokiem bijatykowym i dla mnie najważniejszą kwestią jest mechanika gry – same areny to taki trochę dodatek (chociaż może mieć element taktyczny, przyznaję). Zdaje się że we wszystkich arenach są jakieś barierki do rozbicia a’la Injustice.

      W mortalu tego nie było – były tylko różne długości aren więc wybieranie ich było elementem gry turniejowej (cyrax lubił krótkie areny a kabal – wręcz przeciwnie).

      1. lemon

        @Toc85

        Pójdźmy dalej. 🙂 Piszesz: “większość panien wygląda na ogół tak samo i są dla mnie nierozróżnialne”. Owszem, jak się przyjrzeć, to prawie wszystkie mają ten sam wzrost i wymiary (i dość podobne twarze), ale każda ma swoje typowe stroje i walczy inaczej. Np. Kasumi jest cholernie szybka i polega głównie na kopniakach (o ile pamiętam), a Tina to wrestlerka (czyli chwyty czy tam rzuty). Im dłużej grasz, tym bardziej cycki schodzą na dalszy plan i zaczynasz doceniać bijatykowe mięsko. 🙂 Znakiem rozpoznawczym serii są chyba nie tyle te rzuty, co system papier-kamień-nożyce – każdy cios/chwyt/rzut można skontrować i obrócić przeciwko atakującemu. Sam maniakiem bijatyk nie jestem, jak czytam o hitboxach i frame’ach, to mnie głowa boli, ale gra mi się przyjemnie – tyle co do tej pory zdążyłem na PS3 się pobawić. Zresztą sam już o tym piszesz, że jest coraz fajniej.

        1. MusialemToPowiedziec

          @lemon

          Ale Tocowi przeszkadza to, że ponieważ wszystkie laski mogą latać w podobnych strojach i w podobnych fryzurach, to koniec końców wyglądają tak samo i musi dostać wciry by stwierdzić, przeciw komu gra 🙂

          Tak jakby ktoś nierozróżniający kolorów miał w MK grać przeciwko ninjom – musi dostać po mordzie by stwierdzić, czy go bije ten żółty czy ten niebieski 😛

        2. Toc85 Autor tekstu

          @lemon

          Już się tłumaczę:
          – Cycki nie schodzą na dalszy plan bo nigdy na tym bliższym nie były. Prawda jest taka że dla mnie te przebieranki są żenujące i nie są absolutnie wartością dodaną – wręcz odjąłbym punkty. Kasumi i Tina w porządku: odróżniam je z grubsza. Są żeńskie postacie z potencjałem: Kasumi to klasyka, Tina ma rzuty i łamania, La Mariposa skacze na łeb jak meksykański zapaśnik, jest jeszcze Mila – kickbokserka. Te postacie są rzeczywiście fajnie wykreowane, ale reszta? Mam wrażenie że sporo jest tu sióstr bliźniaczek (Marie Rose i Honoka czyli dwie licealistki z kucykami, Pai i Leifang czyli dwie kung-fu chińskie dziewczynki w tradycyjnych strojach. Jest tego więcej). Jak do tego dołożysz że każda może być w bikini to już się gubisz. Unikalny styl który ma własny feeling posiada może 7-8 panien, reszta to jakaś gra podobieństw.
          – Papier nożyce kamień opisałem w tekście nie wprost tylko w kontekście przycisku do przechwytów (reversali). Moim zdaniem wokół tego systemu jest trochę za dużo sraczki, po prostu reversale może robić każdy a nie jedna czy dwie postacie. Przyznaję że od strony technicznej to jest to fantastycznie zrealizowane. Animacje!

Powrót do artykułu