Załóżmy, że czekacie na trzecią część The Banner Saga i nie wiecie co ze sobą zrobić. Wygląda na to, że w takim przypadku, marzec przeleci Wam wyjątkowo szybko.
Wszystko za sprawą tytułu tu przedstawionego, Ash of Gods Redemption, bo o nim mowa, równie dobrze mógłby stać obok The Banner Saga i robić za cudaczny spin off, który nie nosi nawet właściwego tytułu, opowiada zupełnie inne story, o innych bohaterach, a jednak jest, aż nadto znajomy. Jest kolejną porcją obiadku u babci, acz zważywszy na przerwę między kolejnym Bannerami ma szansę brylować na salonach, choćby przez chwilę.
Wygląda ładnie, bo to pięknie rysowana sprawa, a całość gra się jak w komiks, z wyjątkiem części taktycznych. Podobnie jak Saga, tak i Ash of Gods jest RPGiem o taktycznych turowych bitkach, przeplatanych wycieczkami po mieście i dłużyznami fabularnymi. To znaczy bogatymi dialogami, gdzie podejmujemy decyzję mające oddźwięk w kreowaniu historii, ale też życiu naszych bohaterów, tych głównych też, bo ubić niechcący można wszystkich. Rogue-like generator historii, Steam mówi. Brzmi znajomo, nie?
Fabularnie zaś jest lekko typowo, bo oto po siedmiuset latach w Terminusie pokój dobiega końca, my wciela się w Kapitana Thorna Berenina, który wraz z córka grasuje między straganami podczas wiosennej fety na rynku w mieście nieopodal, gdy dzwony nagle dzwonią, dzwonią, wpadają pół nadzy kolesie, który siłą umysłu wymieszaną z odzywkami i mocami nadprzyrodzonymi gmerają w serduszkach zebranych na placu, powodując erupcje bólu i cierpienia, przypadkowe zgodny i czerwone wodotryski z otworów na twarzach wieśniaków. Kolorowo. Pól nagie typy to reaperzy i przychodzą bynajmniej nie w pokoju, a by skąpać świat w osoczu, bo mogą. Tymczasem okazuje się, że prezent urodzinowy dla żony sam się nie zaniesie, dajemy dyla wraz z córką na chawirę tłukąc po drodze jakichś brodatych bandytów, co mają czelność żerować na nieszczęściu innych.
Walka to rzut izometryczny i tury, w których to poruszamy się nasza drużyną. System jest dość prosty, dwupunktowy, więc można albo dwa razy się ruszyć, albo raz ruszyć się i użyć zdolności specjalnych, albo tyczeń w miejscu i zdzielić kogoś z siekiery. Postacie charakteryzowane są dwoma paskami, energii i zdrowia i czasem trzeba przebić się przez to pierwsze, by dawać podwójny damage zdrowiu, czego fundusz zdrowia nawet nie nareperuje. Proste, acz daje możliwości manewru na polu bitki. Do tego dochodzi wachlarz zdolności, które pewnie rozwiniemy z czasem (dostarczony build kończy się dość szybko), a nasza ekipa wojaków również z czasem powiększy się. Dodatkowo można zagrywać kartami dodatkowych umiejętności, o różnych właściwościach, więc robi się ciekawie, bo tu goś ukłujemy, tam na kogoś zamaszyście machniemy, a innym razem zadziałamy obszarowo. Typowo.
Wszystko to wygląda jak baja i to faktycznie jest bajka, a muzycznie dziurawi uszy pięknymi melodiami przeplatanymi chórkami, co robi fest robotę. Animacje są póki co surowe i wielki prompt na starcie niby mówi, żeby jeszcze nie oceniać, ale widać, że jest i będzie klasa.
Problemem może okazać się nadmierne wzorowanie się na The Banner Saga. Ciężko rzec jak sprawy się mieć będą później, ale na chwile obecną podobieństwo w niemalże każdym aspekcie razi w oczy. Jest inny setting, inne lore, zapewnię odmienni bohaterowie, ale jeśli dalej gra nie zaoferuje czegoś mocno od siebie, może nie udźwignąć porównań i skończyć jako taki se klon. Klon z trybem multiplayer, warto wspomnieć i możliwością obejrzenia jak gra się sama w grę, jeśli nie jest się fanem taktycznych starć, bo jak sugeruje menu, można włączyć turbo eazy i nakrapiać się historią o zerowym poziomie trudności.
Z drugiej strony być może jest tym, na co czekali liczni fani wzorca, bo przecież czemu nie. Człowiek zawsze głodny, a lubimy potrawy, które znamy, więc jak zagra dobra melodia i nic nie zostanie położone, szykuje się łakomy kąsek. No i w innej grze nie zobaczycie rysowanego Lance’a Henrisskena 😉
Mi się podobało, ale nie będę ssał przystawki i poczekam na całe danie, które już rychło, w marcu.
Gierczkę podesłał wydawca, dziękuję.
Twórcy jakoś się ustosunkowali do
oskarżeń o plagiatporównań? 😉